Translate

niedziela, 27 października 2024

Źródło Mocy



Rozdział 1

Harry westchnął, idąc po grubej warstwie śniegu za Dudley’em i jego kumplami. Nie lubił przebywać z kuzynostwem, chociaż musiał przyznać, że Dudley zmienił się. W porównaniu z poprzednimi wakacjami jego agresja wobec Harry’ego drastycznie zmalała. To był plus całej tej sytuacji.

Harry po raz pierwszy, odkąd chodził do Hogwartu, przybył do Surey podczas świątecznej przerwy. Przyczyną tego było jego sława. Ta eksplodowała nieco ponad pół roku temu. Fani nie dawali mu spokoju. W szkole co rusz ktoś chciał z nim porozmawiać. A to autograf, a to zdjęcie. Cała ta sytuacją doprowadziła do tego, że miał spore trudności, aby znaleźć chwilę, żeby odrobić pracę domową. O krótkiej rozmowie z przyjaciółmi nie wspominając. Noce też nie były spokojnie. Chociaż Harry musiał przyznać, że na początku mu to się podobało. Dziewczyny w nocy przychodziły do jego łóżka i uprawiał z nimi seks. Był prawdopodobnie jedynym chłopakiem w Hogwarcie, który bez kłamstwa mógł powiedzieć, że przerobił całą kamasutrę. Jednak im dłużej trwał ten stan rzeczy, tym mniej mu się podobał. Jasne, lubił seks, ale wszystko w granicach rozsądku. Nocne odwiedziny jego fanek doprowadziły do tego, że chodził niewyspany. Z pomocą Hermiony udało mu się znaleźć odpowiednie zaklęcie, które blokowało wejście do jego dormitorium z wyłączeniem odpowiednich osób. Minusem było to, że trzeba było odnawiać zaklęcie raz na jakiś czas. Jednak to była mała niedogodność.

A wszystko zaczęło się od śmierci Syriusza. Ministerstwo przyznało się do błędu i oficjalnie przeprosiło Harry’ego oraz Dumbledore’a. To sprawiło, że świat spojrzał na nich w zupełnie nowym świetle. Harry przestał być kłamcą, który pragnie atencji, a bohaterem, który szerzy prawdę mimo kłód pod nogami. Oczywiście “Prorok” dał mu niezbity dowód na to, że nie należy im ufać. Harry nie miał problemu z tym, że zaczęli o nim inaczej pisać. Bolało go to, że nie potrafili przyznać się, że publikowali nieprawdę na jego temat. Chociaż nawet gdyby tak zrobili i tak prawdopodobnie nie straciliby czytelników. Byli najbardziej popularną gazetą w magicznej części Wysp Brytyjskich. Harry uważał, że gdyby przyznali się do błędu zyskaliby na tym.

Jednak “Prorok” i jego artykuły były najmniejszym zmartwieniem Harry’ego. Na początku ucieszył się, że Scrimgeour zastąpił na stanowisku Knota. Gdy usłyszał po raz pierwszy te nazwisko, popytał tu i ówdzie. Scrimgeour miał opinię twardego i bezkompromisowego człowieka, który idealnie nadaje się do prowadzenia wojny. Harry’ego to ucieszyło. Na początku. Ledwo rozpoczął się rok szkolny, a nowy Minister Magii skontaktował się z nim. Wówczas Harry dostał ostrzeżenie od Dumbledore’a. Dyrektor wprost stwierdził, że minister będzie szukał u niego poparcia, aby poprawić wizerunek ministerstwa po ostatnich wpadkach. Harry ucieszył się, że wówczas dyrektor nie zasugerował mu odmowy, ale wyraził nadzieję, że wybór Harry’ego będzie odpowiedni. Chłopak uznał, że tak jest. Nie poparł ministerstwa. Nie potrafił. Wiedział, że w ministerstwie wciąż pracowali ludzie, którzy byli odpowiedzialni za jego zniesławienie. Jednak ministerstwo nie było jedyną organizacją, która chciała go po swojej stronie. Zakon Feniksa także pragnął jego poparcia. Dumbledore zdawał sobie sprawę z błędów, które popełnił i sprawiły, że zaufanie Harry’ego wobec jego osoby były zachwiane. Dlatego dyrektor starał się naprawić ich relacje, aby móc uzyskać wsparcie Harry’ego.

Ministerstwo i Zakon były dwiema największymi organizacjami, które chciały jego wsparcia. Przez pewien czas Harry myślał, że jedynymi. Jednak zaczął dostawać listy od organizacji, o których wcześniej nie słyszał. Nie wiedząc kim są, odrzucał ich prośby o spotkanie. Ministerstwa z innych krajów również zabiegały o jego względy. Harry z grzeczności, ale także z przezorności, spotykał się z nimi. Nic nie obiecywał, ale uważał, że spotkanie z jednym czy drugim ministrem dadzą mu pewną furtkę w razie awaryjnych sytuacji. W szczególności, jeśli chodzi o ministerstwo z USA. Byli gotowi mu zapłacić, aby przeprowadził się do Stanów i był pod ich opieką. Harry odrzucił ich ofertę. Jednak pozostał w przyjacielskich stosunkach z ministrem.

Największym problem według Harry’ego było to, że wraz z Ginny zaliczyli te pechowe wejście. Podczas walki w Departamencie Tajemnic, jeszcze przed przybyciem Zakonu, zostali rozdzieleni. Harry i Ginny uciekali przed kilkoma śmierciożercami, nie wiedząc gdzie znajdują się ich przyjaciele. Unikając kilku zaklęć Ginny złapała Harry’ego za rękę i weszła razem z nim do jednego z pomieszczeń. Jak się z czasem okazało, bardzo dla nich pechowego.

Pomieszczenie, w którym się wówczas znaleźli było tak samo ogromne jak Wielka Sala w Hogwarcie. Nie posiadało żadnych okien, mimo że było jasno jak w południe podczas pełni lata. Na dodatek wypełnione było wodą. Tak się wówczas Harry’emu wydawało. Później dowiedział się, że czarodzieje uważają tę substancję za podobną do wody, ale nie są pewni czym jest. Harry pamięta jak czuł się wspaniale, gdy przebywał w tej cieczy. Wówczas zapragnął spróbować tej cieczy i bez zawahania otworzył usta, aby zaczerpnąć łyk. Nie wie ile dokładnie się tego napił, ale miał wrażenie, że wypił całą ciężarówkę. Później Ginny mu się przyznała, że także wypiła sporo tego płynu, gdy przebywała razem z nim w tej komnacie. Dopiero z czasem dowiedział się czym była ta woda.

Z powodu śmierci Syriusza i żalu do Dumbledore’a, nie wspomniał mu o tym w dniu śmierci jego ojca chrzestnego. Następnego dnia poprosił Ginny, żeby porozmawiała o tym z dyrektorem, na co rudowłosa się zgodziła. Jakie było jego zdziwienie, gdy po śniadaniu McGonagall wpadła do pracowni eliksirów i go stamtąd wyciągnęła. Snape nie był zadowolony, ale gdy opiekunka Gryfonów coś mu szepnęła na ucho, wyglądał na przerażonego. Harry wówczas poczuł niepokój.

Do końca roku szkolnego Ginny i Harry nie opuścili skrzydła szpitalnego. To było dziwne, ponieważ oboje czuli się w miarę dobrze. Jasne, przyznawali się, że ich boli, ale uznawali to za efekt przebytej walki. Okazało się, że ich domysły są mylne.

-Wpadliście do Źródła Mocy - wyjaśniła im wówczas pani Pomfrey.

Harry nie miał pojęcia o czym mowa, a Ginny słyszała tylko plotki. Pielęgniarka wyjaśniła im, że przez te przypadkowe wpadnięcie złamali wszelkie zasady, które dotyczą korzystania z źródła. Najważniejsze było to, że nikt nie mógł skorzystać ze źródła bez nadzoru. Po drugie, aby ktokolwiek mógł być dopuszczony do korzystania z Źródła Mocy musiał przejść odpowiednie testy wytrzymałościowe - zarówno pod względem fizycznym jak i magicznym. Na podstawie wyników tych testów określono czy dany czarodziej mógł skorzystać z źródła i na jak długo mógł tam być. Gdy zaliczył te testy przychodziło czas na szkolenie, na którym uczona jak należy postępować, gdy się znajdzie już w źródle. I najważniejsze. Aby w ogóle skorzystać z źródła trzeba było być pracownikiem Brygady Uderzeniowej bądź aurorem. Drugim istotnym warunkiem było uzyskanie zgody przełożonego. Harry i Ginny żadnego z tych warunków nie spełnili. W Hogwarcie pojawili się przedstawiciele ministerstwa oraz uzdrowiciele z Świętego Munga. Było to dla nich zaskoczeniem, gdy uzdrowiciele nieustannie ich obserwowali. Okazało się, że największym problemem był czas jaki spędzili w Źródle Mocy. Harry był zaskoczony ich niewiedzą, więc powiedział im, że przybywali tam parę minut. Jakie było jego zaskoczenie, gdy Ginny stwierdziła, że byli parę godzin. Jak wyjaśnił im Dumbledore, poczucie czasu w Źródle Mocy jest zaburzone. Dlatego potrzebny jest nadzór, aby nie przebywać w nim zbyt długo, ponieważ można przeciążyć swój organizm, a w skrajnych przypadkach prowadzi to do śmierci. I to był głównym powód dlaczego Harry i Ginny byli pod obserwacją. Nie było wiadomo ile czasu przebywali w źródle. Na dodatek uzdrowiciele wpadli w lekką panikę, gdy dowiedzieli się, że oboje nastolatkowie napili się wody z źródła. Co prawda na koniec roku szkolnego ich wypuszczono, ale od tamtej pory mieli raz na tydzień zgłaszać się na kontrol. Było to dla nich uciążliwe. Szczególnie dla Harry’ego, który przebywał w świecie mugoli.

Gdy pod koniec lipca przybył do Nory, powiedział Ginny, że jego moc znacząco wzrosła. Odkrył to podczas jednej z kłótni z wujem Vernonem, gdy pomyślał, że choć raz mógłby być dla niego miły. Jakie było jego zdziwienie, gdy przez pewien czas wuj odzywał się do niego z uprzejmym uśmiechem. Od tamtej pory Harry starał się ćwiczyć kontrolę swojej magii. Uznał, że to najlepszy sposób, aby przez przypadek na nikogo nie wpłynąć swoją mocą. Ginny ćwiczyła razem z nim. Gdy rozpoczął się rok szkolny, Gryfon był zdumiony z jaką łatwością przychodzą mu nowe zaklęcia. Bez problemu nauczył się magii niewerbalnej. Odkrył przy tym, że nie potrzebuje znać ani formuły zaklęcia ani ruchu różdżką. Wystarczyło, że znał końcowy efekt. To sprawiło, że Hermiona była mocno poirytowana, ponieważ Harry wyprzedził ją w nauce zaklęć. Chłopak wówczas jej wytłumaczył, że to nie jest zasługa jego umiejętności, a Źródła Mocy. Aby upewnić ją w swoim przekonaniu rzucił zaklęcie, które wybrała, a nie było jeszcze na lekcjach. Poprosił przy tym, aby powiedziała mu jaki jest końcowy efekt. Hermiona była zdumiona, gdy Harry bez problemu, nie znając inkantacji, stworzył osłonę antydźwiękową. Wówczas Hermiona odpuściła i więcej nie poruszała tematu nauki zaklęć przez Harry’ego.

-Zaraz będziemy na miejscu - rzucił Piers.

Harry wyrwał się ze wspomnień. Wybrał się z Dudley’em i jego kumplami tylko dlatego, że kuzyn mu zaproponował. Chociaż nie to było głównym powodem. Jego kuzyn wyznał mu, że jego dwaj najlepsi kumple wstąpili do gangu i chciałby, aby Harry pomógł mu zmusić ich do przemyślenia pewnych spraw. Gryfon nie bardzo miał na to ochotę, ale uznał, że może to będzie przyjemna odskocznia. W końcu od dawna gromadził się w nim stres, więc wypadałoby go gdzieś wyładować, a Piers i Malcolm byli idealni.

-Podobno to czarownica - rzucił Malcolm, co Harry’ego zainteresowano.

-Czarownica? - mruknął - Znaczy co?

-Że rzuca czary. Dasz wiarę, że takie osoby istnieją? - zapytał Malcolm i spojrzał chytrze na Harry’ego - Chciałbyś taką moc, co Potter?

-Tak - odpowiedział beznamiętnie Harry - Chciałbym.

-Jesteśmy.

Dotarli do jakiegoś opuszczonego budynku z zabitymi oknami. Drzwi także wyglądały na zabite, ale było to złudzenie. Piers bez wahania otworzył. W środku był ogromn ludzi. Było jasno jak w jakimś biurze, ale Harry nie rozglądał się dookoła. Jego uwagę skupiła osoba przywiązana do krzesła, która siedziała na środku. Była to Ginny. W ostatnim roku bardzo wydoroślała. Pod względem fizycznym. Szata szkolna skrywała jej krągłości, ale teraz w tym białym topie i dżinsowych szortach dobrze było widać jej uwypuklenia. Najbardziej uwagę zwracały jej piersi. Harry nie uważał je za największe wśród dziewcząt z Hogwartu. Przyciągały jego wzrok i chętnie by sprawdził jak miękkie są w dotyku. Jednak biorąc pod uwagę jej fizyczną atrakcyjność, była zaprzeczeniem tezy Harry’ego, ponieważ jej pośladki były odpowiednio jędrne. Chłopak starał się jak mógł ukrywać swoje pożądanie względem Ginny, ale wątpił czy wychodziło mu to dostatecznie dobrze.

-Jesteście - rzucił jakiś wysoki, starszy mężczyzna z postępującą łysiną na głowie - Skoro tak… Jak widzicie mamy tu wyjątkową piękność. Piers, chcesz zacząć?

-Jasne - niemal podskoczył chłopak.

Ruszył w stronę Ginny, rozpinając spodnie, ale nie dotarł do niej. Za nim pojawił się Harry i wymierzył siarczystego kopniaka w krocze. Okrzyk bólu Piersa był tak głośny, że wszyscy się wzdrygnęli. Chłopak klęczał u stóp Harry’ego, zwijając się z bólu i spojrzał załzawionymi oczami na Gryfona. Harry nawet nie zaszczycił go spojrzeniem. Wyminął go, depcząc przy okazji jego dłoń i zatrzymał się przy Ginny. Pochylił się i uśmiechnął szeroko.

-Czemu zgrywasz damę w opałach, co Ginny? - zapytał.

-Czekam na księcia - odpowiedziała.

-I przyjechał?

-Czasami mnie tak niemiłosiernie wkurwiasz, Harry - rzuciła ze złością - O ciebie chodziło.

-Och, mała i słodka Ginny - powiedział teatralnie, wciąż się szeroko uśmiechając - Takie potwory jak ty nie powinny oczekiwać księcia.

-Chyba ostatnio nie przeglądałeś się w lustrze - bez wahania rzuciła Ginny - Jesteś większym potworem ode mnie.

-Mówisz?

-Ej, co to za filtr? - warknął mężczyzna, który wcześniej wydał polecenia dla Piersa.

Harry i Ginny na sekundę na niego spojrzeli, aby znów wpatrywać się w siebie.

-Sama możesz się uwolnić - rzucił - Po co ja mam to robić?

-Dla satysfakcji?

-Nuda.

-To co chcesz?

-Mogłabyś chociaż udawać, że jesteś w kłopotach - zaśmiał się Harry. Oboje doskonale wiedzieli, że Ginny bez problemu może się w każdej chwili uwolnić i uciec. Skoro tego nie zrobiła, oczekiwała czegoś od niego. Pytanie brzmiało: czego? - Dam ci pewną rzecz i ją założysz.

-Ubranie?

-Ozdoba.

-Co i jak działa?

-Nie przy nich.

-Och - na usta Ginny wpełzł uśmiech zadowolenia, a Harry odniósł wrażenie, że jej cel został spełniony - Zgoda, ale pod warunkiem, że jak mi się nie spodoba, będę mogła odmówić.

-Niech stracę.

Harry wyprostował się i rozejrzał po pomieszczeniu. Było tu około dwudziestu mężczyzn. Razem z Dudley’em i jego kumplami. Biorąc pod uwagę co chcieli przed chwilą zrobić Ginny, nie dziwiło go to.

-Harry - odezwał się Dudley - Ja…

-Domyśliłem się - przerwał kuzynowi - Nie oczekuj, że którykolwiek z nich przeżyje.

-Nie zamierzał. Przez nich moja koleżanka trafiła do szpitala i nie wiadomo kiedy się obudzi - wyznał Dudley - To przeze mnie.

-Właściwie to przez Pottera - rzucił ktoś z tłumu - Czarny Pan stwierdził, że trzeba cię zniszczyć, więc wybraliśmy jedną z twoich ślicznych przyjaciółek. Weasley miała być druga, ale pierwsza była Susan Bones. Chociaż osobiście chciałem, żeby była to Granger.

-Zgwałciliście Susan?

-No pewnie - odpowiedział mężczyzna z szerokim uśmiechem - Żebyś sły…

-Zamknij mordę - przerwał mu Ginny. Mężczyzna zamilkł. Nie dlatego, że posłuchał, ale temu ponieważ magia Ginny odebrała mu głos - Harry - trzask rozrywanej liny wypełnił pomieszczenie - Ja nim się zajmę.

-Jeśli jego śmierć będzie zbyt lekka, spuszcze ci wpierdol - rzucił beznamiętnie Harry.

-O to się nie martw - rzuciła Ginny - Zaraz będzie błagał diabła, żeby otworzył bramy.

-Ty mała….

Mężczyzna nie zdążył dokończyć. Ginny zniknęła mu z oczu i kilkukrotnie zamrugał ze zdumienia. Po chwili poczuł przeszywający ból w prawym barku. Wrzasnął i padł na kolana. Sekundę później zorientował się, że jego prawe ramię, te w którym trzymał różdżkę, zostało wyrwane. Szybko je znalazł. Trzymała je Ginny z drwiącym uśmiechem na ustach.

-Och, niedobrze - zadrwiła - Trzeba zatamować krwotok.

Jej lewa dłoń stanęła w ogniu i dotknęła jego barku, z którego chwilę temu wyrwała ramię. Mężczyzna wrzasnął przeraźliwie z bólu, a pomieszczenie wypełniło się smrodem palonego mięsa.

-To dopiero początek - rzuciła z uprzejmym uśmiechem Ginny - Nie martw się. Zadbam o to, żebyś za szybko nie umarł.

-Przerażająca - stwierdził Dudley.

-A jaka przy tym seksowna - dodał Harry - No nic. Trzeba brać się do roboty. W końcu mam umowę z Ginny.

-Nie bądź taki pewny siebie, Potter - warknął Malcolm - Już zapomniałeś kto cię dręczył?

-A ty? - zapytał Harry - Naprawdę sądziłeś, że choć przez chwilę się bałem?

Malcolm był zdziwiony słowami Harry’ego, co dla Gryfona było znakiem, że chłopak naprawdę sądził, że ma nad nim jakąkolwiek przewagę. Harry szybko go z tego błędu wyprowadził.

Zrobił krok w przód i zniknął, aby następnie pojawić się u boku Malcolma. Złapał go za twarz i rzucił nim o podłogę. Cały budynek zadrżał od tego uderzenia, a Malcolm z trudem łapał oddech, krwawiąc z ran, które nabył przy tym ataku. Kątem oka Harry zauważył jak dwóch mężczyzn podchodzi do pleców Ginny. Jeden w dłoniach trzymał kij obity gwoździami, a drugi nóż sprężynowy. Harry ufał, że rudowłosa jest wystarczająco silna, aby odbić oba ataki, ale to było jego zadanie. Zignorował Malcolma i w mgnieniu oka znalazł się za dwójką mężczyzn. Machnął na opak prawą ręką i zerwał się silny wiatr, który sprawił, że nogi obu mężczyzn oderwały się od podłogi i polecieli w stronę jednej ze ścian, w którą uderzyli z impetem. Oczywiście, gdy tylko zostali oderwani od podłogi wypuścili z rąk swoje bronie. Harry chwycił za obie bronie i natychmiast rzucił nożem w lewo, który wbił się w gardło jednego z mężczyzn. Skoczył nad głową Ginny i znalazł się przed nią. Idealnie przed kilkoma mężczyzna, którzy pędzili ku rudowłosej. Zamachnął się kijem i uderzył z góry. Gwoździe wbiły się w głowę jego przeciwnika, a kij pękł na pół. Połamane resztki wbił w oko kolejnego z przeciwników, aby na końcu uderzyć trzeciego, który biegł w jego stronę. Mężczyzna odleciał na parę stóp, strącając kilku kolejnych.

-To wszystko? - zadrwił Harry.

-Zajebie gnoja! - wrzasnął jeden z mężczyzn.

Z wyraźnym gniewem na twarzy, ruszył w stronę Harry’ego. Wyciągnął z kieszeni rewolwer i zaczął strzelać. Gryfon nawet nie robił uników. Nie wiedział czy jego przeciwnik jest aż tak kiepskim strzelcem czy może to z powodu gniewu, ale żadna z kul nie była wystarczająco blisko, że stanowić jakiekolwiek zagrożenie dla Harry’ego. Gdy skończyła mu się amunicja, rzucił rewolwerem w Gryfona. Chłopak, jak przystało na szukającego, z gracją złapał broń. Akurat wtedy, gdy mężczyzna znalazł się przed nim. Harry zamachnął się i uderzył kolbą w jego twarz. Z satysfakcją patrzył jak jego przeciwnik pada na ziemię. Bez wahania skoczył na niego i zaczął raz po raz okładać jego głowę kolbą. Po kilku ciosach krew mocno się sączyła. Harry jednak nie przerwał go uderzać. Dla pewności wymierzył jeszcze kilka ciosów. Dopiero wówczas uznał, że nie żyje i wstał.

-To wasz kumpel - zauważył Harry - Naprawdę żaden z was nie próbował go uratować?

-Sam sobie był winien, dureń - usłyszał w odpowiedzi.

Harry westchnął. Nawet jeśli uważał ich za największych skurwieli, miał nadzieję, że cenią swoich towarzyszy. Nie wiedział, że aż tak się pomylił. I to strasznie go zirytowało.

-Czego oczekiwałem? - zapytał sam siebie Harry - Przecież to zwykłe śmiecie.

Uśmiechnął się z pogardą, gdy w jego stronę rzucono kilka wyzwisk. Nie ukuły go. Harry wiedział, że odpowiedzą na jego atak słowny, ale głównym powodem było ich sprowokowanie. Żeby stracili panowanie nad sobą.

Pomieszczenie zostało wypełnione okrzykiem bólu. Harry zerknął za siebie. Ginny palce prawej dłoni trzymała w lewym oczodole mężczyzny, którym chciała się osobiście zając. Szybkim pociągnięciem wyrwała mu gałkę oczną.

-Ginny uroczo wygląda jak kogoś torturuje, prawda Dudley? - zapytał, widząc jak kuzyn obserwuje jego przyjaciółkę.

-Uroczo? - zapytał tępo i zerknął na Gryfona - Twoje poczucie uroku jest spaczone, Harry.

Chłopak ryknął śmiechem. Co bardzo zdziwiło Dudley’a, to fakt że oprócz niego i Ginny wszyscy wzdrygnęli się ze strachu. Było to dla niego zaskoczeniem, ponieważ śmiech Harry’ego brzmiał jak normalny, wesoły śmiech. Nie rozumiał reakcji wszystkich wokół.

-Co to ma znaczyć, Potter? - warknął jeden z mężczyzn.

-Ach, więc mugole też to czują - bardziej zapytał niż stwierdził Harry - Widzisz… Ja i Ginny kontrolujemy swoją moc. A przynajmniej się staramy. Jednak przy was nie ma takiej potrzeby. Ogólnie rzecz ujmując: nasza magia wpływa z nas przez co wpływa na nasze otoczenie. Dlatego się boicie.

-Pierdolenie.

Kilku mężczyzn ruszyło w stronę Harry’ego. Ten klasnął w dłonie, a uwolniona w ten sposób siła energii magicznej uderzyła w nich, co sprawiło, że zachwiali się i upadli. Zanim którykolwiek z nich zdążył wstać, Harry pojawił się przy jednym z mężczyzn. Kopnął go w twarz, a jego głowa uderzyła z impetem w posadzkę i stracił przytomność. Wokół jego skroni zaczęła formować się plama krwi. Harry zrobił unik przed atakiem nożem, delikatnie odskakując do tuły. Krótką chwilę zaczekał i zaatakował, gdy mężczyzna wyprowadził w jego stronę pchnięcie. Złapał go za ramię i sprawnym ruchem wyrwał nóż, którym poderżnął mu gardło. Chłopak zignorował charczenie, które wydobyło się z gardła mężczyzny i ruszył ku następnemu przeciwnikowi. Tuż nad jego głową śmignęła metalowa pałka, a Harry kilkukrotnie wbił ostrze w pierś swojego przeciwnika. Koniakiem odrzucił go i powalił dwójkę kolejnych. Doskoczył do niego jakiś młodszy. Zaatakował Gryfona nożem. Harry wbił mu ostrze w przedramię, a wrzask bólu wypełnił pomieszczenie. Czarnowłosy chłopak złapał za nóż, który wypuścił z dłoni jego przeciwnik i podciął nim jego gardło. Kolejni przeciwnicy nie atakowali w takiej furii. Zatrzymali się i nieco cofnęli od Harry’ego.

Gryfon sam przed sobą musiał przyznać, że trochę przeliczył się. Biorąc pod uwagę ich wiek i to czym się zajmowali, zakładał, że są bardziej doświadczeni w walce. Jednak byli beznadziejni. Nie wiedział czy to brak doświadczenia czy może strach przed jego magią? Jak dotąd, ich jedyną przewagą była liczebność, ale nawet tego nie potrafili wykorzystać. Atakowali pojedynczo. A jak już zaatakowało kilku, ich ataki nie były skoordynowane, przez co łatwo było przed nimi się obronić. Harry nigdy nie uważał się za wojownika. Ale na ich tle wypada jakby od urodzenia był wojownikiem. Nieco to zakłamywało obraz jego osoby.

-Jak tak dalej pójdzie, wszyscy umrzecie - stwierdził beznamiętnie Harry, na tle krzyków bólu mężczyzny, którego torturowała Ginny.

-Jest nas wystarczająco, żeby was dopaść - stwierdził starszy mężczyzna, obserwujący uważnie Harry’ego.

-Nie musicie dalej umierać - stwierdził beznamiętnie Gryfon - Wystarczy, że powiecie który skurwiel zdradził Susan.

-Zdradził? - zapytał Dudley, który stal i wszystko obserwował z bezpiecznej odległości.

-Ciotka Susan jest szefową Departamentu Przestrzegania Prawa Czarodziejów - wyjaśnił Harry - To najważniejszy departament w ministerstwie. Naturalne więc, że szefowa i jej rodzina mają ochronę. Gdyby ktoś ich zaatakował, wszędzie byś o tym usłyszał. Zatem… Skoro nic o tym nie mówiono, to oznacza, że ktoś zdradził.

-I myślisz, że ci powiemy? - warknął starszy mężczyzna.

-Hipokryci z was, co? - zapytał Harry - Jeszcze chwilę temu żaden z was nie ruszył jak mordowałem waszego kolegę. A teraz wykazujecie się wielką lojalnością - zerknął na starszego mężczyznę - Chociaż wiem, który z was posiadę taką informację.

Machnął na opak dłonią, a łysiejący mężczyzna został oderwany od podłoża i przybity do ściany za pomocą prętów, które unieruchomiły jego dłonie i nogi.

-Zatem - mruknął Harry - Powoli tracę cierpliwość. Namówicie szefa, żeby sprzedał tego frajera albo dalej będę was zabijał. A po tym co widziałem… Nie będzie to tak trudne jak można było się spodziewać na początku, prawda?

-Gówniarz z mlekiem pod nosem myśli, że go się boimy - warknął jakiś młodzieniec. Z tego co Harry widział nie był wiele starszy od niego. Góra trzy lata - Nie bądź taki do przodu.

-Jak chcecie - odpowiedział na zaczepkę - Dopóki żyjecie możecie zmienić zdanie. Tak samo jak ja.

Uśmiechnął się nieco złowieszczo i wyciągnął przed siebie prawą dłoń. Pojawiła się przed nią kula ognia, które sekundę później popędziła w stronę mężczyzn. Zaczęli jej unikać, ale Harry uznał to za zbędne. On już wybrał kto nią oberwie i reszta nie musiała nawet robić uników. Co innego ofiara. Nawet robiąc uniki, nie można było zagwarantować, że ucieknie przed trafieniem.

Młodzieniec, który chwilę temu przemawiał, rozszerzył oczy ze strachu, gdy kula do niego się zbliżyła. W ostatniej chwili zrobił unik przed nią, ale nie poskutkowało jak w przypadku jego kolegów. Kula popędziła za nim i uderzyła go w plecy. Nastąpiła eksplozja. Krótki wrzask wypełnił pomieszczenie, a po chwili płonące ciało upadło z łoskotem na twarz. Harry lekko się uśmiechnął, gdy zauważył strach na twarzach pozostałych. Tym atakiem chciał dać im do zrozumienia, że nie musi z nimi walczyć bezpośrednio, żeby ich wszystkich zabić. Ucieszył się, że poskutkowało.

Harry pojawił się przed jednym z mężczyzn, który wrzasnął z przerażenia. Próbował oddalić się od chłopaka, ale Gryfon złapał go za przód bluzy. Wbił nóż w jego serce i ruszył do następnego, nie przejmując się tym czy mężczyzna upadł czy nie. Podbiegł do następnego. Gdy ten go zauważył od razu wyprowadził cios pięścią, na której miał kastet. Harry sprawnie go uniknął i wbił nóż w lewą stronę jego szyi. Gdy tylko wyjął ostrze, krew trysnęła. Mężczyzna złapał się za ranę i próbował złapać oddech, ale jego życie gasło w oczach. Pozostali widząc co się dzieje, ruszyli tłumnie na Harry’ego. Mieli w dłoniach noże i pałki. Jeden nawet trzymał maczetę. I właśnie ten stał się kolejną ofiarą Harry’ego. Gryfon wyskoczył do przodu i kopnął go w pierś, co sprawiło, że mężczyzna oderwał się od ziemi i poleciał do tyłu. Wpadł na jednego ze swoich kompanów i tak niefortunnie upadli, że maczeta wbiła mu się w lewy bok. W panice próbował jakoś zatamować krwawienie, ale nie był w tym skuteczny.

Harry odskoczył do tyłu, unikając ciosu pałką. Zablokował atak nożem i ponownie zrobił unik. Zrobiło się nieco trudniej, gdy zaatakowali wszyscy, ale tylko na chwilę. Zaraz zaczęli sobie nawzajem przeszkadzać, co Harry chętnie wykorzystał. Dwóch mężczyzn próbowało go jednocześnie zaatakować, ale się zatrzymali, nie wiedząc który ma pierwszy wyprowadzić cios. Harry zrobił krok do przodu. Prawą pięścią uderzył w szczękę jednego, który z głośnym jękiem padł na ziemię. Nożem, którym trzymał w lewej dłoni, poderżnął gardło drugiego. Usłyszał tępy dźwięk za sobą. Jeden z jego przeciwników próbował uderzyć go pałką, ale trafił na niewidzialny mur tuż za jego plecami. Harry lekko się uśmiechnął. Wypuścił ze swojego ciała sporą ilość magii, które zgęstniała wokół jego ciała, co efekcie tworzyło zbroje. Dzięki temu mógł uniknąć niespodziewanych ataków. Jego przeciwnicy widząc co się dzieje, odwrócili się i zaczęli uciekać. Przerosło to ich i wybrali najsensowniejszą opcję.

-A wy gdzie? - rzucił ich szef, widząc jak uciekają.

-Dziwisz się im? - zapytał Harry - Uznali, że tak będzie lepiej.

-Nie ścigasz ich?

-Nie ma potrzeby - odpowiedział - I tak ten, który posiada informacje jest tutaj, prawda?

Mężczyzna zbladł i próbował jakoś uwolnić się z kajdanów, które wyczarował Harry, ale były mocno przymocowane do ściany.

Usłyszał za sobą ciągniecie. Zerknął przez ramię. To Ginny ze swoją ofiarą, którą trzymała za włosy.

-Żyje? - zapytał, a rudowłosa pociągnęła go do góry, na co mężczyznę jęknął - Uroczy.

-Jedyną osobą, która jest urocza to ja - odpowiedziała Ginny.

-Chyba przerażająca - mruknął Dudley, co Harry skwitował śmiechem.

-No dobrze - mruknął Gryfon, patrząc na swojego więźnia - Nie jestem aurorem, więc nie licz, że będę się powstrzymywać. Nie jestem też śmierciożercą, więc przesłuchiwanie cię za pomocą tortur odpada. Zresztą… Informacje wyciągnięte za pomocą tortur są niewiarygodne. Zapytam o to tylko raz. Kto zdradził Susan?

-Myślisz, że coś ci powiem - warknął mężczyzna.

Harry podszedł do niego i wbił nóż w jego głowę, zostawiając go tam. Odwrócił się i ruszył w stronę Malcolma oraz Piersa, którzy wciąż klęczeli na podłodze. Parę metrów za nimi znajdował się Dudley.

-Ale masz przejebane, Potter - warknął Malcolm.

-Czemu?

-Debilu jeden, paru uciekło. To jasne, że ci wyżej się o tym dowiedzą.

-Z nas dwóch to ty jesteś debilem - stwierdził Harry - Naprawdę myślisz, że oni uciekli? Co za naiwność.

-Co?

-Puściłem ich - wyjaśnił Harry - Mogłem ich złapać i zabić, ale po co? Lepiej, żeby pobiegli do swoich szefów i powiedzieli co widzieli.

-No gratulacje - zadrwił Malcolm - Powiedzą szefom i przyjdą po twoją głowę.

-Mieści się to w moich przewidywaniach - przyznał Harry - Chociaż bardziej prawdopodobne jest, że będą się przede mną chować - zerknął na Malcolma - Strach jest trudny do pokonania.

-Pierdolenie - mruknął - Kto się ciebie wystraszy?

-Nawet jeśli wrócą to i tak wszyscy zginą - wtrąciła się Ginny.

Malcolm spojrzał na nią i otworzył usta, żeby coś powiedzieć jednak nie wydobył się żaden dźwięk. W oszołomieniu patrzył jak drobna dziewczyna z łatwością urywa głowę mężczyźnie, które do tej pory torturowała.

-No dobra. My tu gadu, gadu, a czasu nie ma - rzucił Harry.

Wyciągnął dłonie w stronę Malcolma i Piersa. Przed nimi pojawiły się kule ognia, a dwójka chłopaków zbladła.

-Chyba wiemy kto zdradził twoją przyjaciółkę - rzucił w panice Piers.

-Chyba?

-Nie jestem pewien - przyznał - Słyszałem tylko jak niektórzy mówili, że August Daz dobrze się spisał.

Harry popatrzył na przerażonych chłopaków. Istniała szansa, że w ten sposób próbowali uniknąć przykrego końca. Jednak nie mógł zignorować tej informacji. W tym momencie trudno mu było stwierdzić czy taki auror istnieje?

-Dobra - rzucił Harry, anulując swoje zaklęcie - Dam wam szansę. Mógłbym powiedzieć, że ze względu na naszą przyjaźń, ale po co pierdolić takie głupoty. Po prostu mam taki kaprys. Więc bądźcie grzeczni, bo mogę mieć inny kaprys.

Harry uśmiechnął się z wyższością, widząc jak jego oprawcy z dzieciństwa zbledli i drżeli ze strachu. Mruknęli cicho coś pod nosem i uciekli.

-Nie był to błąd? - zapytał Dudley.

-Zobaczymy - powiedział Harry - Wracajmy. Nie mamy co tu robić.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz