- Bardzo mnie cieszy,
że wszyscy przyjęliście moje zaproszenie – rzekł Dumbledore, gestem prawej
dłoni prosząc swoich gości o to, aby usiedli przed jego biurkiem.
Byli w gabinecie
dyrektora Hogwartu. Dumbledore w charakterystyczny dla siebie sposób złączył
opuszki palców i przyglądał się swoim gościom. Trzy dni temu wydarzenia w
Hogsmeade sprawiły, że postanowił zorganizować to spotkanie. Chciał to zrobić
jeszcze tego samego dnia, ale okoliczności na to nie pozwoliły. Teraz wszyscy
goście już przybyli.
W gabinecie dyrektora
Hogwartu byli Remus oraz Moody, którzy reprezentowali Zakon Feniksa. Nie
zabrakło także najważniejszych nauczycieli Hogwartu – McGonagall, Flitwicka,
Sprout oraz Legolasa. Niestety, zabrakło Snape’a, który nadal nie obudził się
ze śpiączki. Był także Knot ze swoją ochroną, wśród którego był Kingsley oraz
Tonks. Dumbledore’a bardzo zaciekawił jeden fakt. Gdy tylko wszyscy przybyli od
razu zauważył, że kilka osób ma taki sam pierścień na wskazującym palcu lewej
dłoni. Wszystkie pierścienie były złote i miały srebrne miecze w środku.
- Tylko nie widzę sensu
tego spotkania, Dumbledore – rzekł Knot.
- Czyżbyś była aż tak
głupi, Knot? – zapytał Remus.
- Patrz do kogo mówisz,
wilkołaku – warknął minister.
Remus zacisnął pięści i
zmrużył oczy, a po chwili lekko się uśmiechnął z pogardą.
- Widzę, że nadal
uważasz się za boga w tym kraju – rzekł powoli Lupin, a drwiący uśmiech nie
schodził z jego ust – Muszę ci chyba przypomnieć, że jedno słowo dzieli cię od
wyrzucenia z ministerstwa. I to z głośnym hukiem.
- To nie od ciebie
zależy – powiedział nieco niepewnie Knot.
- Racja, ale wystarczy,
że poproszę o to mojego przyjaciela – powiedział wilkołak.
- Dość! – zawołał
Dumbledore – wystarczy. Nie zaprosiłem was, aby wysłuchiwać waszych sprzeczek.
Aby pokonać Lorda Voldemorta musi się zjednoczyć.
- Ten slogan powtarzasz
od lat, profesorze – zauważył Legolas – Cóż… Bardzo ładnie brzmi i w ogóle, ale
zapominasz o jednym. Świat nigdy nie był w stu procentach zjednoczony. Znajdzie
sie zawsze ktoś, kto nie będzie chciał z kimś współpracować.
- To jest istotny
problem, ale nie do nierozwiązania – zauważył dyrektor Hogwaru – W każdym
razie… Zaprosiłem was, abyśmy porozmawiali na temat tego tajemniczego Klanu
Lordów. Wydaje mi się, że to będzie o wiele potężniejszy wróg niż Voldemort.
Gdy tylko usłyszałem o tej organizacji od razu nasunęło mi się kilka
arcyważnych pytań. Po pierwsze: kto stoi na czele organizacji? Czarodziej?
Czarownica? Elf? A może jakieś inne stworzenie? I czy kieruje Klanem sam, a
może kieruje nim jakaś grupa? Jakie są cele Klanu? Czy pragną władczy jak Lord
Voldemort? A może budują swoje imperium jak mugolskie mafie? I najważniejsze:
jaką strukturę ma Klan?
- Z tego co mówił ten
elf w Hogsmeade, wywnioskowałem, że Klan ma strukturę siatki – odezwał się
Szalonooki.
- Skąd ta pewność,
Moody? – zapytał Knot z wyzywaniem w tle – Uważasz się lepszego od moich
aurorów.
- Gdyby byli tak dobrzy
jak Alastor nie pozwoliliby na zabicie śmierciożercy i ucieczkę elfa z tym
drugim – zauważył Remus – To źle o nich świadczy. Na twoim miejscu bym nie
wyrażał takich opinii.
Knot otworzył usta, aby
odpowiedzieć zgryźliwie na wypowiedzieć Lupina, ale powstrzymał się, gdy poczuł
pouczający wzrok Dumbledore’a na sobie.
- Skoro pan minister
nie wierzy mi, wytłumaczę skąd to wywnioskowałem – rzekł spokojnie Moody,
wychylając się ku Knotowi, który lekko się wystraszył. Mimo, że młodzieńcze
lata i sprawność Moody’ego dawno przeminęły, nie należało go ignorować – Elf
najpierw powiedział, że należy do Rodziny Elfów. Sądzę, że to organizacja,
która zrzesza wyklęte elfy. Później stwierdził, że ta Rodzina należy do Klanu
Lordów. A więc… Klan ma strukturę siatki. Na jej szczycie stoi osoba bądź kilka
osób, które rządzą między innymi Rodziną Elfów. Myślę, że w skład Klanu wchodzi
więcej rodzin.
- Więcej? – zaciekawiła
się opiekunka Puchonów.
- Pan Moody ma rację –
rzekł profesor Flitwick – Sądzę, że prócz elfów są tam także wampiry, wilkołaki
albo centaury. Niewykluczone, że także inne magiczne stworzenia, które
czarodzieje określają jako inteligentne.
- Myślę jednak, że mogą
stworzyć kilka „rodzin” czarodziejów – zauważyła Tonks, a wszyscy na nią
spojrzeli.
- Co masz na myśli,
Nimfadoro? – zapytał Dumbledore.
Tonks zwalczyła w sobie
chęć krzyknięcia do dyrektora Hogwarty, aby jej tak nie nazywał. Każdy
doskonale wiedział, że za takie nazwanie młodej auror kończy się awanturą.
Dumbledore wykorzystał fakt, że jest tutaj zbyt wiele osób spoza Zakonu,
inaczej nie obeszłoby się bez małej awantury.
- Cóż… Nieważne ile na
świecie jest ras magicznych stworzeń, ich liczba i tak nie przekroczy liczby
czarodziejów i czarownic. Myślę, że stworzenie jednej rodziny byłoby zbyt
głupie – zaczęła wyjaśniać Tonks – Byłaby zbyt duża i jej organizacja mogłaby
szwankować.
- Słusznie – zauważyła
McGongall – Może przeprowadzają coś w rodzaju Ceremonii Przydziału jak
Hogwarcie?
- To jest prawdopodobne
– stwierdził Dumbledore – Ale bliżej jest mi do teorii, że wybrali kilku
czarodziejów bądź czarownic i nakazali im stworzyć „rodziny”.
- Dlaczego użyłeś liczby
mnogiej, Dumbledore? – zaciekawił się Knot.
Dyrektor spojrzał na
niego z zaskoczeniem i przez dłuższą chwilę milczał, aż w końcu odpowiedział:
- Nie wiem. Czułem, że
tak powinienem zrobić.
Dumbledore czuł, że ta
odpowiedź nie do końca zadawala Knota. Na szczęście z pomocą przyszedł mu
Kingsley.
- Ciągle rozmawiamy o
czarodziejach i magicznych stworzeniach – rzekł czarnoskóry auror – Ale… Czy
nie sądzicie, że do Klanu Lordów należą także mugole?
- Mugole? – zapytał z
niedowierzaniem Knot – Nie bądź głupcem, Shakelbolt.
- W sumie, Shakelbolt
może mieć rację – odezwał się Moody – Widziałem jak jeden z tego Klanu zrobił z
palców coś w rodzaju pistoletu i wtedy zabił śmierciożercę. Nie zdziwiłbym się,
gdyby okazało się, że w ich szeregach jest choć jeden mugol.
- To przechodzi ludzkie
pojęcie – powiedział z niedowierzaniem Knot – Mugole wśród czarodziejów.
- Korneliuszu – odezwał
się Dumbledore – Musimy brać wszystkie ewentualności pod uwagę. Praktycznie nic
nie wiemy o Klanie Lordów. Jedynie mamy pewne domysły. To, że część z nich jest
słuszna, nie ulega żadnej wątpliwości. Nie muszę chyba przypominać, że jak Lord
Voldemort zaczął tworzyć swoją armię to także niewiele wiedzieliśmy.
- Tak, ale ty miałeś
swoich szpiegów, którzy regularnie dostarczali ci informacji – zauważył Knot.
- Bo widziałem jak Voldemort pragnie
władzy, dlatego dosyć wcześnie udało mi się umieścić kilku szpiegów – wyjaśnił
dyrektor Hogwartu – Z Klanem jest inaczej. Stworzyli organizację tuż pod moim
nosem, zwerbowali moich uczniów, a ja tego nie zauważyłem. Są bardzo dobrzy.
Bardzo dobrzy.
Harry szybko szedł
korytarzami Hogwartu. Minął ministra, który przywitał go z przymilnym
uśmiechem, ale Gryfon go zignorował. Ten głupiec nadal myślał, że uda mu się
przeciągnąć Harry’ego na swoją stronę. Zobaczył w ochronie Kingsley’a i Tonks,
którzy mieli pierścienie Klanu Lordów. Hermiona uznała, że Klan Lordów musi
jakoś się rozpoznawać. Ron zaproponował tatuaże, ale ten pomysł nie wypalił.
Harry’emu za bardzo to kojarzyło się z Mrocznymi Znakami śmierciożerców. Ginny
uznała, że dobrym pomysłem będzie jakaś biżuteria, a skoro nazywają się Klanem
Lordów, niech to będzie pierścień. W sumie większość lordowskich rodzin miała
pierścienie. Istniało kilka rodzin, które miało medaliony bądź inne ozdoby.
Jednak z zasady lordowskie rodziny miały pierścienie. Wszyscy byli za tym. Nie
czuli się jak śmierciożercy, a jednocześnie mogli siebie nawzajem rozpoznać.
Harry ignorował jednak
kolejnych gości, którzy odwiedzali Hogwart. Nie miał czasu zajmować się nimi
albo rozmyślać dlaczego tu są. Zresztą… Remus mu o tym wszystkim napisał.
Dumbledore zorganizował spotkanie, na którym będą dyskutować na temat Klanu
Lordów. Cóż… Dyrektor Hogwartu musi być naprawdę wściekły, że nie zauważył
żadnego znaku, który by wzbudził jego podejrzenia. Nieźle sobie w tym względzie
poradzili. Naprawdę nieźle.
Harry rozglądał się
gorączkowo po korytarzu. No tak, gdy są potrzebne to ich nie ma. Gryfon miał
pewien problem, którego rozwiązanie wymagało kobiecej ręki. Gdy wstał z rana
jego „żołnierz” stał na baczność. Miewał już takie sytuacje i zazwyczaj zanim
zszedł na śniadanie, mijał ten stan. Jego dzisiaj tak się nie stało. Nie
potrafił skupić się na lekcjach ani na żadnym zajęciu. Wiedział, że jeden
prosty sposób, aby pozbyć się tego niesfornego uczucia, ale nie potrafił w tej
chwili znaleźć żadnej dziewczyny. Harry już zaczynał tracić nadzieję, że
jakąkolwiek spotka, gdy natknął się na Cho.
Krukonka była sama i
czytała jakąś książkę. Harry lekko się uśmiechnął. Chociaż nie byli już dawno
parą, nadal potrafili spędzić ze sobą noc. Żadne nigdy nie miało przeciwko temu
obiekcji. Harry liczył, że Cho i tym razem będzie chętna.
- Hej – przywitał się
Harry.
- Hej – mruknęła Cho i
spojrzała na Gryfona. Zauważyła błysk w jego oku, a następnie, jakby jakaś siła
jej kazała, spojrzała na jego krocze. Widać tam było sporo wybrzuszenie. Cho
lekko się uśmiechnęła. Gdy rozstała się z Harrym żałowała, że straciła tak
wspaniałego kochanka – Chodź – powiedziała i zaraz zniknęli w jednym ze
schowków na miotły.
Gdy tylko drzwi się za
nimi zamknęły, Harry machnięciem ręki rzucił zaklęcie wyciszające i zamykające,
używając pradawnej, zapomnianej przez wielu, magii. Cho lekko się uśmiechnęła,
patrząc na swojego kochanka. Nie wiedziała co ma w sobie, ale zawsze ją
pociągał. Nie był nigdy brzydki, ale także znała o wiele bardziej przystojnych
chłopaków od niego. Jednak tylko on potrafił przyciągać do siebie każdą
kobietę.
Harry chwycił Cho za
ramiona i podniósł, aby posadzić na jakieś starej szafce nocnej. Jego usta w
mgnieniu oka znalazły się na jej szyi, a Krukonka westchnęła z zadowolenia.
Harry zaczął rozpinać jej szatę. Zanim Cho się zorientowała klęczała przed
Harrym w samej spódniczce i delikatnie masując sobie cipkę. Delikatnie ujęła
jego kutasa w dłoń i zaczęła powoli poruszać na nim ręką. Harry wydał przy tym
z siebie ciche westchnięcie zadowolenia. Cho po chwili włożyła czubek penisa
Gryfona w usta i zaczęła go ssać delikatnie. Z ust Gryfona wydobyło się nieco
głośniejsze westchnięcie. Dłoń Harry’ego spoczęła na tyle głowy Krukonki i
delikatnie ją naciskał, aby w swoich działaniach była nieco odważniejsza. Cho
zaczęła energicznie poruszać głową, jednocześnie coraz mocniej ssąc kutasa
Gryfona. Harry sięgnął wolną ręką do jej prawej piersi i zaczął ją delikatnie
ugniatać, a następnie chwycił między dwa palca jej twardy sutek, bawiąc się
nim. Cho w tym czasie przeszła do intensywniejszych pieszczot swojej cipki i
włożyła w nią środkowy palec, energicznie nim poruszając. Harry po kilku
chwilach zabawy z piersiami Cho, chwycił Krukonkę oburącz za głowę i zaczął
energicznie poruszać biodrami w przód oraz w tył, uderzając jądrami o jej
brodę. Cho wolną dłonią chwyciła się za pierś, którą mocno uciskała. Z gardła
Harry’ego wydobywały się coraz głośniejsze westchnięcia, która z czasem przerodziły
się w ciche jęki, a jego oddech stał się cięższy. W pewnym momencie Harry
zaczął napierać czubkiem kutasa na wnętrze policzka Cho, aby po chwili głośno
jęknąć i wypełnić usta Krukonki swoją spermą. Cho przełknęła ją, a Harry
wykonał jeszcze kilka szybkich ruchów, delektując się ustami kochanki na swoim
kutasie.
Harry podniósł Cho i z powrotem
posadził ją na starej nocnej szafce. Rozszerzył jej nogi i zanurkował między
jej uda. Krukonka głośno westchnęła, gdy poczuła na swojej cipce język Harry’ego.
Gryfon delikatnie lizał jej wargi sromowe, aby po chwili włożyć w jej mokre
wnętrze język, którym wiercił na wszystkie strony. Cho wydała z siebie głośny
jęk, łapiąc się za piersi i wyginając ciało w łuk. Harry chwycił ją za uda, tuż
przy biodrach, i przyciągnął bliżej do siebie, wkładając język jeszcze głębiej,
co wywołało głośniejszy jęk zadowolenia z ust Krukonki. Po kilku minutach
Gryofn wyprostował się i ściągnął swoją kochankę z szafki. Obrócił ją plecami
do siebie i popchnął na szafkę. Włożył dwa palce w jej mokrą cipkę i kciuk w
odbyt. Zaczął nimi energicznie poruszać, a Cho wydała z siebie jeszcze
głośniejsze jęki. Harry co chwilę uderzał ją wolną ręką w pośladek, zostawiając
na nim czerwony ślad. Cho zacisnęła powieki i zęby, aby po chwili z jej ust
wydobył się zdeformowany jęk spełnienia.
Cho powoli się
ubierała, patrząc na Harry’ego, który palił papierosa. Zastanawiała się jak go
o to poprosić. Mimo, że należała do Klanu Lordów jako jedna z nielicznych nie
dostała jeszcze żadnego zadania od niego. Wiedziała, że tylko nieliczni z
Hogwartu mieli jakieś zadanie. Jednak ona, wiedząc czego dokonały Hermiona i
Ginny, także chciała wypróbować swoją pradawną moc, którą posiadła dzięki Harry’emu.
- Harry – mruknęła.
- Tak? – zapytała,
zerkając na nią.
- Słuchaj, wiem, że wyznaczasz
zadania i…
- Nie tylko ja
wyznaczam zadania – przerwał jej.
- To nieważne –
stwierdziła i spojrzała w zielony oczy rozmówcy – Chodzi o to, że chciałabym
dostać jakieś zadanie.
Harry przyjrzał się jej
uważnie, szukając w mowie jej ciała jakieś niepewności. Nie dojrzał jej, ale
przez moment lustrował ją od stóp do głów.
- Mam pewne zadanie,
ale obawiam się, że nie podołasz. Luna, Ginny i Hermiona stwierdziły, że same
je wykonają – rzekł.
- Przekonaj je, że się
nadaję – poprosiła Cho.
- Obawiam się, że sam
nie jestem przekonany – rzekł.
- To daj mi szansę, a
udowodnię, że nie tylko ze względu na moje piękne ciało znalazłam się w Klanie
Lordów – powiedziała.
- Nigdy nikogo z GD nie
wzięliśmy do Klanu ze względu na ładne oczy – powiedział urażony Harry –
Doskonale wiemy na co was stać. Nie jesteście tymi sztucznymi dziewczynami, którym
mglą się oczy, gdy tylko pojawię się na horyzoncie.
- Ale ja tak czuję –
przyznała niechętnie.
Harry westchnął. Zdawał
sobie doskonale sprawę z tego, że od wewnętrznego odczucia często zależy
samopoczucie oraz działania danego człowieka. Zgredek był doskonałym
przykładem. Dopóki nie poczuł się na sto procent wolny, nie potrafił wyrazić własnej
opinii.
- Dobrze – rzekł, a Cho
uśmiechnęła się szeroko – Jednak zanim przejdziemy do zadania, muszę się
upewnić. Po pierwsze: musisz zabić. Jesteś pewna, że dasz radę?
- Trwa wojna, Harry.
Jak nie teraz, to za rok. Jak nie za rok to później, ale na pewno w końcu
zabiję – odpowiedziała z pewnością siebie Cho. Harry doskonale zdawał sobie
sprawę, że Krukonka nie jest pewna czy zabije bez wyrzutów sumienia, ale
wiedziała, że będzie musiała w końcu tego dokonać.
- Ok. Po drugie: wiesz
jak kobiety z Klanu zabijają, prawda? Najpierw oddasz się swojemu celowi, a
następnie pozbawisz go życia.
- Kobiety? – zapytała –
Myślałam, że uważasz mnie za dziewczynę?
- To, co zrobisz,
wpłynie na ciebie i nie będziesz już dziewczynką, która od czasu do czasu lubi
się popieprzyć – rzucił Harry – Jutro Hermiona i Ginny przekażą ci wszystko, co
dotyczy tego zadania. Do tego czasu musisz znaleźć sobie partnerkę. Nie będę
kwestionował kto to ma być. Najlepiej, żeby była z Klanu.
- A jaki jest nas cel? –
zapytała Cho, wiedząc kto zostanie jej partnerką.
- Bracia Lestrenge – odpowiedział Harry
i wyszedł, zostawiając Cho ze swoimi myślami.
Harry wrócił późnym
wieczorem do swojego dormitorium. Wszyscy jego współlokatorzy już spali. Był po
ciężkiej rozmowie z trójką swoich przyjaciółek. Musiał jej poinformować o tym,
że Cho zapragnęła dostać jakieś zadanie i pozwolił jej wypełnić ich zadanie.
Lunie było to obojętne kto wykona to zadanie, byle Lestrenge’owie nie żyli.
Hermiona stwierdziła, że każdy z Klanu powinien dostać szansę. Jedynie Ginny
była zła. Harry nie bardzo wiedział czemu tak bardzo pragnie zabić Lestrenge’ów.
Hermiona stwierdziła, że Harry nieświadomie rozbudził w Ginny instynkt morderczy,
który był skrywany bardzo głęboko. Harry musiał przyznać, że tak mogło być. Na
szczęście udało mu się przekonać Ginny do swojego pomysłu i uległa mu. Zresztą…
Jak zwykle. Harry nigdy nie będzie w stanie zrozumieć dlaczego Ginny tak mu
ulega. Na szczęście tego nie wykorzystuje. A przynajmniej zbyt często. Gdyby
nie była jego przyjaciółką, dawno by już została jego prywatną kurwą.
Harry usiadł na łóżku.
Miał już położyć się i zasnąć po tym długim oraz bardzo męczącym dniu, gdy
zauważył jakiś przedmiot na swojej szafce nocnej. Przyjrzał mu się dokładnie.
Lekko się uśmiechnął. Była to myślodsiewnia. Nie była aż tak piękna i wspaniała
jak ta, którą posiadał Dumbledore, ale równie funkcjonalna. Była w kształcie
półmiska z runicznymi znakami i miedzianą krawędzią. Zgredek i Stworek dobrze
wywiązali się ze swojego zadania.
Harry’emu od razu
odechciało się spać. Od kiedy otrzymał od Remusa wspomnienia swoich rodziców
pragnął je obejrzeć. Jednak wówczas powstał problem. Nie miał myślodsiewni.
Mógł, co prawda, pójść do Dumbledore’a i poprosić go o pożyczenie tego
przedmiotu, ale istniała obawa, że dyrektor zainteresuje się po co mu
myślodsiewnia. Remus wyraźnie zaznaczył w swoim liście, że Dumbledore na pewno
nie zgodziłby się na przekazanie tych wspomnień Harry’emu tak wcześniej.
Wilkołak zaznaczył, że dyrektor na pewno będzie próbował zmusić go, Remusa, aby
nigdy tych wspomnień nie przekazał, a najlepiej zniszczył. Harry był zdziwiony
przeprosinami Lupina, która znalazł w liście, ale wilkołak zapewnił go, że po
przejrzeniu wspomnień na pewno zrozumie te słowa.
Harry nie miał zamiaru już
dłużej czekać. Wyjął drewnianą skrzynkę z herbem rodu Potterów i otworzył ją.
Na chybił trafił wyciągnął jedną z fiolek i wlał jej zawartość do myślodsiewni.
Miał już w nią zanurkować, gdy zatrzymał się i spojrzał na skrzynkę. W sumie
może sobie pozwolić na obejrzenie kilku wspomnień. Chwycił jeszcze kilka fiolek
i wlał je. Zauważył, że dwie fiolki są zaznaczone na czerwono. Remus napisał
mu, że te wspomnienia musi koniecznie obejrzeć. Chwycił je więc i wlał do
myślodsiewni, wypełnionej już kilkoma innymi wspomnieniami. Wziął głęboki
oddech i zanurkował w srebrzysty płyn, aby po chwili znaleźć się w „Pamiętniku
Huncwotów i Lily Evans”, jak nazwał te wspomnienia Remus.
Harry wylądował miękko
na jakimś ładnym dywanie. Na środku dywanu był złoty lew, symbol Gryffindoru.
Zresztą… Cały dywan był szkarłatny. Harry rozejrzał się po pomieszczeniu, w
którym się znalazł. Uznał to za dormitorium Gryfonów. Były tutaj cztery łóżka z
kolumnami i szkarłatnymi zasłonami. Gdyby nie dziewczęce figi walające się po
podłodze oraz porozrzucane czasopisma dla nastoletnich czarownic, trudno byłoby
mu stwierdzić, w którym dormitorium się znajduje. Na jednym z łóżek siedziała
piętnastoletnia dziewczyna z czarnymi kręconymi włosami i oczami o takim samym
kolorze. Była bardzo ładna. Naprawdę piękna. Harry po chwili stwierdził, że
pomylił się co do jej wieku. Miała w ręku książkę dla szóstoklasistów. Czyli
miała lub niedługo będzie mieć szesnaście lat. Harry na moment przyjrzał się
jej ubiorowi. Prócz czarnych fig i takiego samego koloru stanika nie miała na
sobie nic. Harry delikatnie westchnął i przegryzł wargę. Żałował, że to tylko
wspomnienie.
Harry usłyszał
skrzypnięcie drzwi i odwrócił się w tamtą stronę. Z łazienki, która tu się
znajdowała, wyszła dziewczyna z kasztanowymi włosami, które łatwo można było
pomylić z rudymi. Miała piękne zielone oczy. Takie same jak Harry. Gryfon od
razu zrozumiał, że to jego matka – Lily Evans. Wokół jej ciała owinięty był
ręcznik, który skrywał przed wścibskimi oczami jej nagie krągłości. Gdyby nie
widoczny zarys piersi i pośladków, Harry uznałby, że jego matka jest jeszcze
młodsza niż we wspomnieniach Snape’a. Miała nie więcej niż szesnaście lat.
Chociaż wyglądała na młodszą.
- Dorocas, znowu
przeglądasz „Świerszczyki”? – zapytała Lily, siedzącą na łóżku dziewczyny.
Dziewczyna nazwana „Dorocas”
podniosła głowę ponad krawędź książki i lekko się uśmiechnęła, a w jej oczach
zabłysnęło podniecenie.
- Dobrze mnie znasz,
Lily – rzuciła Dorocas.
- Było trzeba ze mną
się nie zaprzyjaźniać – powiedziała Lily z szerokim uśmiechem i odrzuciła do
tyłu mokre włosy – Nie rozumiem czemu oglądasz te czasopisma. To dobre dla
chłopców. W szczególności dla takich jak Potter i jego banda. Nie licząc
Pettgriewa. On nie zamoczy nawet jak będzie ostatnim facetem na świecie.
Dorocas się zaśmiała,
odchylając głowę do tyłu.
- Racja, Lily. Jest
naprawdę żałosny. Można by było sądzić, że przy Potterze i Blacku czegoś się
nauczy. Jednak to tylko złudzenie – powiedziała i zlustrowała Lily od stóp do
głów – Bardzo seksownie wyglądasz w tym ręczniku. Mam ochotę wylizać ci cipkę.
- Co prawda jestem
napalona, ale wolę rzucić Imperio na
jakiegoś biedaka i on mnie odpowiednio zadowoli – rzuciła Lily, podchodząc do
swojego łóżka – Nie chcę cię obrazić ani zranić twoich uczuć, ale wolę facetów.
- Ja też – przyznała Dorocas,
a Harry patrzył z niedowierzaniem na swoją matkę i nie potrafił uwierzyć w to,
co przed chwilą usłyszał. Jego matka rzucała Imperio tylko po to, żeby zadowolić swoje seksualne żądze. Nie
spodziewał się tego – Tylko czasami mam ochotę na dziewczynę. Może skorzystać.
Udowodnię ci, że będziesz równie zadowolona co po seksie z facetem.
- No nie wiem –
mruknęła niepewnie Lily, delikatnie masując sobie cipkę. Harry ze zdumieniem
ujrzał napis nad jej głową: Lily jest
podniecona pomysłem i powoli robi się mokra. Zrozumiał, że to jedno ze
słynnych zaklęć Huncwotów.
Dorocas wstała ze
swojego miejsca i rzuciła dwa zaklęcia.
- Lily, czy
kiedykolwiek zdradziłam twoją tajemnicę? Czy doniosłam na ciebie do Dumbledore’a,
gdy dowiedziałam się, że rzucasz Imperio
na chłopaków? – zapytała.
- No nie – przyznała matka
Harry’ego.
- Wiem, że nie jesteś
lesbijką, a ja jestem biseksualna i tego przed tobą nigdy nie ukrywałam –
powiedziała Dorocas, dalej przekonując Lily – Jeśli myślisz, że zdradzę to
komukolwiek, to ranisz mnie. Po prostu mam ochotę na seks z kobietą. Mogę
wykorzystać twój sposób i rzucić na jakąś biedaczkę odpowiednie zaklęcie. Ale
akurat tak się składa, że ty jesteś napalona i możemy to wykorzystać. Nigdy cię
o to nie prosiłam, ale teraz to zrobię. Lily, proszę cię, abyś spróbowała ze
mną seksu, a nie pożałujesz.
Harry poczuł się trochę
niepewnie. Przeczuwał co za chwilę odpowie jego matka i napawało go to
obrzydzeniem. Jak mógł patrzeć na seks swojej matki. Rozsądek podpowiadał mu,
aby wydostać się jak najszybciej z tego wspomnienie. Jednak ciekawość kazała mu
zostać, a instynkt podpowiadał mu, że może się czegoś nauczyć, oglądając to.
- W sumie… Raz się żyje
– odpowiedziała Lily i energicznie podeszła do przyjaciółki.
Harry wytrzeszczył
oczy, obserwując scenę, która się przed nim rozgrywała. Od zawsze mu
powtarzano, że jego matka była ułożoną i wspaniała kobietą, a w szkole była
dobrą oraz przestrzegającą regulaminu kobietę. Jednak nikt nigdy mu nie
powiedział o jej wadach, co go wkurzało. Teraz widział, że nie bez powodu
czasem podczas seksu zachowuje się jak zwierzę. Jego matka udowadniała, że
także tak się potrafiła zachowywać.
W mgnieniu oka Lily
znalazła się przy Dorocas. Chwyciła ją za policzki i przyciągnęła jej twarz do
siebie, składając na jej wargach gorący pocałunek. Przyjaciółka Lily na moment
wytrzeszczyła oczy ze zdumienia, aby po chwili je zamknąć i odwzajemnić
pocałunek, a jej dłonie spoczęły na pośladkach przyjaciółki i mocno na nich się
zacisnęły. Harry doskonale wiedział co dzieje się w głowach obu kobiet, a
raczej dziewczyn, ponieważ nad ich głowami pokazywały się kolejne teksty,
informujące go o wszystkim.
Dłonie Dorcas
powędrowały ku górze i po ułamku sekundy znalazły się przy wiązaniu ręcznika,
które Lily zrobiła sobie, gdy, prawdopodobnie, wyszła spod prysznica. W
mgnieniu oka sprawne dłonie Dorocas poradziły sobie z wiązaniem i ręcznik
opadł. Lily sprawnie podrzuciła go stopą i wrzuciła na jedną z szafek nocnych.
Po chwili oderwała swoje wargi od warg przyjaciółki, a nad ich głowami pojawiły
się liczby, które informowały o długości ich pocałunku. Harry lekko się
uśmiechnął.
- Z Ginny całowałem się
o trzydzieści sekund dłużej – mruknął sam do siebie i poczuł zadowolenie, a
nawet lekką dumę.
Lily zaczęła całować
szyję przyjaciółki, a Dorocas westchnęła z zadowolenia, obejmując długowłosą.
Dorocas zaczęła delikatnie poruszać się w stronę najbliższego łóżka, zmuszając
Lily także do poruszania się, ale tyłem. Matka Harry’ego klepnęła przyjaciółkę
w jeden pośladek, zaciskając na nim dłoń, a następnie zrobiła to samo z drugim.
Dorocas wydała z siebie dwa ciche jęki zadowolenia. Gdy doszli do łóżka,
Dorocas popchnęła przyjaciółkę, a ta padła na nim plackiem. Postawiła stopy na
jego krawędzi, rozszerzając uda. Dwoma palcami lewej dłoni rozszerzyła wargi
sromowe swojej cipki, a drugą dłonią bawiła się swoją łechtaczką. Dorocas
przegryzła wargę, gdy zobaczyła zadbaną i wilgotną cipkę swojej przyjaciółki.
Czuła dosyć silne podniecenie. Bez wahania przeszła do działania.
Dorocas uklękła przy
łóżku, a jej twarz znalazła się na wysokości mokrej cipki Lily. Matka Harry’ego
zabrała od swojego krocza dłonie, które znalazły się przy jej głowie. Palce delikatnie
zanurzyła w swoich włosach i zaczęła nimi kręcić. Drocas prawą dłonią zaczęła
masować jej łechtaczkę, zaokrąglonymi ruchami, a dwa palce lewej dłoni wsadziła
w jej mokre cipkę. Lily wydała z siebie głośny jęk. Doskonale wiedziała, że jej
przyjaciółka zadbała, aby nikt nie usłyszał niczego ani nie zobaczył, więc nie
przeraziła się swoimi jękami. Dorcas zaczęła energicznie poruszać palcami w
cipce swojej przyjaciółki, która z każdym kolejnym ruchem wydawała z siebie
coraz głośniejszy jęk, a jej ciało wygięło się w łuk. Lily chwyciła się za
piersi i zaczęła je uciskać. Dorocas po kilku chwilach wyjęła palce z cipki
przyjaciółki. Powoli skierowała mokre od soków długowłosej palce do ust Lily.
Matka Harry’ego bez wahania ujęła je w swoje wargi i oblizała ze swoich soków.
Harry był tym zdumiony. Nigdy nie przypuszczał, że jego matka jest, a raczej
była, tak wyuzdana. W sumie… Ze swoich przyjaciółek tylko Ginny podejrzewał o
wyuzdanie, a jednak Hermiona i Luna nie odstępują rudowłosej.
Dorocas chwyciła Lily
za uda i jej jeszcze bardziej odsunęła na bok. Po ułamku sekundy zanurkowała
między nogi przyjaciółki i zaczęła lizać jej wargi sromowe. Matka Harry’ego
wydała z siebie ciche westchnięcie podniecenia i zanurzyła swoje palce w
czarne, kręcone włosy przyjaciółki. Dorocas przesunęła dłonie po brzuchu
przyjaciółki i chwyciła ją za piersi. Lily westchnęła głośniej, gdy język
czarnowłosej znalazł się w jej cipce i Dorocas zaczęła nim wiercić. Harry, co
prawda, tego wszystkiego dokładnie nie widział, ale napisy wciąż pojawiały się
nad głowami obu kobiet i informowały go o wszystkim. Harry musiał przyznać, że
nigdy nie spodziewał się, że jego matka pieprzyła się z inną kobietą. Jednak to
potwierdzało jego teorię. Każda kobieta jest biseksualna, chociaż większość się
tego wypiera.
Lily podniosła swoje
biodra i mocnymi ruchami wpychała swoją cipkę w gorące wargi przyjaciółki,
jednocześnie trzymając ją za głowę. Wydawała z siebie przy tym bardzo głośne
jęki. Jej oczy stały się zamglone i delikatnie się uśmiechała. Po kilku
chwilach Dorocas się oderwała od cipki przyjaciółki i zaczęła całować jej nagie
piersi.
- Co powiesz na seks
analny? – zapytała Dorocas.
- Light’owy? –
odpowiedziała pytaniem na pytanie Lily, a jej przyjaciółka się uśmiechnęła,
zanim odpowiedziała:
- Za dużo nasłuchałaś
się opowiadań Pottera i Blacka. Tylko oni podzielili seks analny na ostry i
lekki.
- Ale mają rację.
- Fakt – rzuciła Dorocas,
a potem się uśmiechnęła – Może ostry?
- Nigdy nie uprawiałam –
rzuciła matka Harry’ego.
- Nie pieprzyłaś się
też z dziewczyną, a dzisiaj się to zmieniło. Może i to zmienimy? – zapytała, a
Lily skinęła głową.
Zielonooka odwróciła
się tyłem do przyjaciółki i oparła na łokciach. Wypięła swoje pośladki w stronę
przyjaciółki, a Harry poczuł się jakby widział Ginny, która miała ochotę na
seks analny. Przyjmowała wówczas taką samą pozycję.
Dorocas zdjęła z siebie
swoje czarne figi. Harry ustał za przyjaciółką swojej matki, aby mieć najlepszy
widok. I słusznie wybrał tą pozycję. Gdy Dorocas zdejmowała swoje figi, wypięła
pośladki do tyłu i Harry doskonale widział jej zadbaną cipkę, a po jej udach
spływały jej soki. Powoli się wyprostowała i chwyciła za różdżkę. Machnęła nią
krótko i pojawił się w powietrzu penis. Harry szybko się przemieścił, mrugając
intensywnie powiekami. Pierwszy raz w życiu widział takie coś. Musiał przyznać,
że był nieco zaskoczony. Dorocas wyczarowała prawdziwego penisa. Kutas miał dwa
czubki. Przyjaciółka Lily miała wyobraźnie. Nie ulegało to wątpliwości.
Dorocas chwyciła za
wyczarowanego kutasa i jeden czubek wsadziła w swoją morką cipkę. Natomiast
drugi wsadziła w odbyt Lily. Matka Harry’ego wydała z siebie głośny okrzyk
podniecenia. Dwa palce lewej dłoni włożyła sobie w swoją mokrą cipkę i zaczęła
nimi energicznie poruszać, wydając z siebie jęki podniecenia. W tym czasie
Dorocas wsadziła środkowy palec prawej dłoni w swój odbyt i zaczęła nim wiercić
w środku, wydając przy tym okrzyki podniecania. Drugą dłonią chwyciła za biodro
Lily, a następnie zaczęła energicznie poruszać się w przód oraz w tył, a
zielonooka oraz jej przyjaciółka zaczęły wydawać z siebie głośne okrzyki
podniecenia. Harry, słysząc odgłosy podniecenia swojej matki i jej
przyjaciółki, musiał w duchu przyznać, że nigdy nie spodziewał się, że jej
matka jest aż tak wyuzdana. Owszem, spodziewał się, że jego rodzice pieprzyli
się często, ale nie spodziewał się tego.
Gryfon obserwował Lily
i Dorocas przez długi czas. Kusiło go, aby zacząć się masturbować. Jednak
wiedział, że nie powinien i powstrzymywał się. Zresztą… Jak tylko skończy
oglądać wspomnienia uda się do Ginny albo do Hermiony i spełni swoje żądze. W
sumie mogą być zaspane, ale jak poprosi to tylko obciągną mu.
Lily i Dorocas nagle
wygięły swoje ciała w łuk, a następnie wydały z siebie jęki spełnienia. Po
chwili obie leżały obok siebie i wpatrywały się w sufit.
- Muszę ci przyznać, że
nie żałuję, że się zgodziłam – powiedziała Lily – Spróbujemy jeszcze?
- Kiedy zechcesz –
odpowiedziała Dorocas.
Harry miał nadzieję, że
zaraz zobaczy jak Lily i Dorocas znów się pieprzą, ale poczuł jak jakaś
niewidzialna siła go porywa i znika w ciemności. Przechodził do następnego
wspomnienia.
Matka Harrego z koleżanką? Genialne!
OdpowiedzUsuńA może teraz Lily w trójkąciku z Jamesem i Syriuszem? Bo chyba wszyscy huncwoci to za dużo :)
OdpowiedzUsuń