Translate

niedziela, 2 lutego 2014

12. Hogsmeade


Pierwsze wyjście do Hogsmeade po przerwie świątecznej zostało przyjęte gorąco przez uczniów. Mimo, że była połowa stycznia i mróz nie zamierzał odpuszczać, uczniowie gromadnie szli ku magicznej wiosce. Harry wraz z przyjaciółmi także chętnie wybrali się do Hogsmeade. Chociaż w tym roku każde wyjście do wioski stało pod wielkim znakiem zapytania, uczniom udało się przekonać Dumbledore i opiekunów domów, że nie warto ich trzymać w szkole. Dyrektor Hogwartu na razie ulegał słowom uczniów, ale w każdej chwili był gotów zabronić im odwiedzania Hogsmeade. Dla większego bezpieczeństwa, gdy uczniowie odwiedzali Hogsmeade, w wiosce i jej okolicach było dwukrotnie więcej aurorów, którzy czujnie patrolowali cały teren.
Harry był zdumiony, gdy przy śniadaniu otrzymał skrzyneczkę z fiołeczkami od Remusa. Z liściku, który był do niej dołączony dowiedział się, że to wspomnienia jego rodziców i pozostałych Huncwotów. Zapanowała nagle nad nim niezwykła chęć obejrzenia tych wspomnień. Już chwycił za skrzynkę i zaczął wstawać, gdy Ginny przypomniała mu o planie, który mieli zrealizować w Hogsmeade. Harry niechętnie porzucił pragnie obejrzenia wspomnień. Wiedział, że jego przyjaciółka ma rację. Nie mógł w tej chwili przejrzeć każdej fiolki. Za dużo czasu mu by to zajęło, a musieli być obecni przy realizacji planu. Wiedzieli, że wtedy nikt nie będzie ich podejrzewał o członkowstwo w Klanie Lordów.
- Harry, jesteś pewien tych informacji? – zapytał po raz kolejny Ron. Harry westchnął. Kilka dni temu Ślizgon przyszedł do nich i poinformował ich o ataku na Hogsmeade. Postanowili to wykorzystać dla swojej organizacji i szybko opracowali odpowiedni plan. Harry wiedział, że śmierciożercy zdziwią się, gdy okaże się, że nie potrafią rzucać czarów.
- Tak, Ron. Jestem na sto procent pewien – odpowiedział beznamiętnie. Czasami pytania przyjaciela go irytowały, ale starał się na nie odpowiadać. Wiedział, że taka jest natura rudowłosego i powinien to zaakceptować, a nie złościć się na niego.
Weszli do Hogsmeade. Gdzie nie spojrzeli stali aurorzy. Z zasady w dwójkach, chociaż zdarzały się kilkuosobowe grupy. Widział jak uważnie obserwują całą wioskę, chociaż wątpił, aby Knot wysłał tu najlepszych. Większość z nich nie była starsza niż jakieś pięć lat od niego. Harry nie zdziwiłby się, gdyby byli tu sami kadeci Akademii Aurorów. Cóż… Przynajmniej Dumbledore brał do serca bezpieczeństwo uczniów. Przynajmniej można było tak sądzić po obecności członków Zakonu Feniksa. Nie ważne jak bardzo chcieliby się ukryć, Harry i tak ich widział. Zauważył, że jest tutaj Szalonooki Moody. Jego obecność nawet ucieszyła Gryfona. To była dobra okazja, aby sprawdzić pewne zaklęcie. Jeśli oko Moody’ego nie pokona czaru, to zda egzamin.
Szóstka przyjaciół zatrzymała się w pubie Pod Trzema Miotłami. Neville zaśmiał się, że tradycją uczniów Hogwartu stało się to, że gdy tylko jest wyjście do Hogmseade, każdy musi odwiedzić Trzy Miotły. Harry przyznał mu rację. Odkąd pamięta, zawsze tutaj były tłumy. Mimo, że kilka miesięcy temu wszyscy już wiedzieli, że Voldemort się odrodził i znów sieje spustoszenie, Madame Rosmerta nie mogła narzekać na brak klientów.
Harry i Neville jako osierocone dzieci szlachetnych rodów czarodziejskich (chociaż do Neville’a tylko w części to się mogło odnosić) byli traktowani jako dorośli. Jeden z wielu przywilejów jakie mieli szlacheckie rody. Rodzice Harry’ego nie żyli, a Neville’a nie byli w stanie samodzielnie myśleć, więc obaj Gryfoni byli uważani za ostatnich przedstawicieli swoich rodów. Chętnie z tego korzystali. Mimo, że żaden z nich nie był pełnoletni mogli zakupić alkohol, który sprzedawany był tylko dorosłym. Tak więc Harry bez najmniejszego wahania zamówił u Madame Rosmerty miód pitny dla siebie i swoich przyjaciół. Barmanka trochę niepewnie podała im trunek, czując na sobie wzrok McGonagall i Flitwicka. Jednak żaden z nauczycieli nie podszedł do szóstki uczniów. Wiedzieli, że i tak ich słowa zostaną zignorowane. Zdawało się, że drobny błąd Dumbledore’a, aby jak najpóźniej poinformować Harry’ego o przepowiedni, nie wpłynie na szóstkę przyjaciół. Cóż… Dyrektor Hogwartu nie przewidział tego, że Harry ruszy na ratunek swojemu ojcu chrzestnemu, a przyjaciele ruszą za nim, by go chronić. I to sprawiło, że stali się niepokorni i nie do okiełzania. Bitwa w Departamencie Tajemnic na każdym z nich odcisnęła swoje piętno.
Neville uderzył łokciem w bok Harry’ego, odrywając jego wzrok od Ginny, która śmiała się z żartu Luny. Gryfon zerknął na przyjaciela z lekkim wyrzutem. Już tak długo na nią patrzył, że miał nadzieję, że zaraz ona na niego spojrzy i da jej odpowiednią sugestię. Neville lekko się uśmiechnął, widząc irytację na twarzy przyjaciela i machnął głową w stronę dwóch Ślizgonek przechodzących niedaleko nich. Harry lekko się uśmiechnął i pstryknął palcami. Po chwili obok niego i Neville’a siedziały Parkinson i Grenngrass.
- Pewnie zastanawiacie się dlaczego to was spotyka, prawda? – zapytał Harry, patrząc na Grenngrass, która siedziała obok. Jego dłoń powędrowała na jej udo i powoli się przesunęła do góry – Odpowiem wam. Za dużo złego wyrządziłyście. Nie liczy się to, że wykonywałyście tylko rozkazy Voldemorta. Doskonale wiem, że robiłyście to z przyjemnością. Dlatego postanowiłyśmy was „kupić”.
Harry uśmiechnął się zimno. Cieszył się widokiem strachu w ich oczach, chociaż wiedział, że tak nie można.
- Będziecie sprzedawać swoje ciało kiedy zechcemy i jak zechcemy – rzucił Neville – Bądźcie grzeczne to zrobimy z was luksusowe dziwki.
Parkinson i Grenngrass nie miały odwagi patrzeć im w oczy. Harry i Neville już zdążyli zrealizować część pomysłu dotyczącego obu Ślizgonek. Obie o tym doskonale pamiętały. Jednak najgorsze było to, że nie potrafiły przezwyciężyć zaklęcia, które na nich zastosowano. Nie było to Imperio. Gdyby tak było nie pamiętały by nic. Mogły swobodnie myśleć, ale nie panowały nad własnym ciałem. Mówiły i robiły to, co zaklęcie im podyktowało.
- Nie martwcie się. Niedługo do was dołączy Narcyza Malfoy i Bellatriks Lestrenge – rzekł Harry i otworzył swoje usta, aby kontynuować swoją wypowiedź, gdy z ulicy dobiegł ich wrzask przerażenia – Oho. Goście przyszli – rzucił.
Wszyscy wyszli na ulicę główną. Na jej środku stało kilkunastu zamaskowanych śmierciożerców, a pod ich stopami leżał jeden z aurorów. Pozostali otoczyli ich celując w nich różdżkami. Członkowie Zakonu Feniksa także otoczyli popleczników Lorda Voldemorta.
- My tylko na chwilę – rzucił jeden ze śmierciożerców. Zadawało się, że był dowódcą tego oddziału – Przyszliśmy tutaj, aby ogłosić dekret Czarnego Pana – niektórzy popatrzyli na siebie z lekkim zdumieniem – Każdy czarodziej czystej krwi, bez względu na płeć bądź wiek, od tej chwili jest sługą Czarnego Pana. Szlamy i mieszańcy mogą liczyć na łaskę Czarnego Pana i nie zostaną zabici, jeśli poddadzą się jego woli i zostaną niewolnikami.
Na głównej ulicy w Hogsmeade nastała cisza. Harry w myślach odliczał czas, kiedy w końcu elf podległy Legolasowi odezwie się. W obejmującej ulicę ciszy bardzo wyraźnie było słychać pogardliwy śmiech elfa. Wszyscy, bez najmniejszego wyjątku, spojrzeli na niego. Elf odwrócił się i zaczął odchodzić w stronę Hogwartu, z każdym krokiem coraz głośniej się śmiejąc.
- Co cię tak rozbawiło, elfie? – warknął śmierciożerca, który przed chwilą przemówił.
- Twoje słowa, śmierciożerco – odpowiedział elf, zatrzymując się i odwracając się w stronę rozmówcy. Mimo, że nie miał żadnego kapelusza, kaptura czy innego okrycia głowy, jego twarz była w cieniu. Widać było tylko brodę i wargi – Sądzisz, śmierciożerco, że nastraszysz ludzi amatorem jakim jest Voldemort. To jest zwykły łak. Nie warty mej uwagi.
- Jestem Artur Daves, elfie – rzucił z groźbą w głosie śmierciożerca – Podpisujesz na siebie wyrok śmierci, obrażając Czarnego Pana.
- Naprawdę, śmierciożerco? – zapytał elf i zaśmiał się pogardliwie.
- Mówiłem ci, że…
- Tak, wiem jak się nazywasz, śmierciożerco. Ale to nie ma żadnego znaczenia. Ty i twoi towarzysze jesteście nic nie znaczącymi pyłami.
Daves zacisnął pięści w geście wściekłości. Jednak po chwili rozluźnił dłonie i wyglądał na nieco opanowanego.
- Zdawało mi się, że elfy nie wtrącają się w tą wojnę – rzucił śmierciożerca – Czyżby król Edmund zmienił zdanie?
Elf ryknął śmiechem i zgiął się w pół. Przez kilka długich minut śmiał się, a wszyscy na niego patrzyli.
- Myślisz, że jestem tutaj z polecenia króla Edmunda, śmierciożerco? – zapytał elf i jeszcze raz ryknął śmiechem – To szczyt głupoty z twojej strony. Nie jestem mieszkańcem Królestwa Elfów. Należę do Rodziny Elfów.
- Rodziny Elfów? – zdziwił się Daves, a potem zaśmiał się – Czyli jesteś wyklęty? Zatem zginiesz tu i teraz, aby dać innym przykład.
- Och, głupiutki śmierciożerco – zadrwił elf – Nie radzę ci podnosić ręki na członka Klanu Lordów.
- Klanu Lordów? – zdziwił się.
- Owszem. To przez nas Lucjusz Malfoy, Goyle i Crabbe pożegnali się z życiem. Nikt niczego nie zauważył. Do dzisiaj się zastanawiacie kto tego dokonał. Jesteście zbyt słabi, żeby nas pokonać. A teraz posłuchaj mnie uważnie, śmierciożerco. Wracaj do swojego pana i przekaż mu, aby zaprzestał swoich działań. Psuje nam interesy. Jeśli jednak tego nie zrobi, zginiecie wszyscy. A śmierciożerczynie zostaną dziwkami.
- Nie kpij sobie – rzucił pogardliwie śmierciożerca – Nie jesteście tak silni jak twierdzisz. Nie uda wam się nas pokonać. Niedługo to my tutaj będziemy stanowić prawo.
- Mówisz o ministerstwie – rzucił zdawkowo elf – Cóż… Zdobycie ministerstwa zajęłoby nam nie więcej jak pół godziny. Jeśliby się w porę połapali, czterdzieści pięć minut. Akademia Aurorów? Nawet nie warto o nich wspominać. To uczniaki i poddaliby się, gdyby tylko nas zobaczyli. Hogwart? Już jest nas. Dumbledore nawet nie wie ilu uczniów jest członkami Klanu Lordów – nauczyciele obecni przy tej rozmowie, wytrzeszczyli oczy – Zakon Feniksa? Dopóki nam nie przeszkadza niech się cieszy. Jeśli myślicie, że zaklęcie Fiddelussa powstrzyma nas przed zdobyciem waszej kwatery głównej jesteście w błędzie – zerknął na Moody’ego, a potem z powrotem zerknął na śmierciożercę – I Lord Voldemort. Od czego by tu zacząć? Może od waszej kryjówki w górach Szkocji? – zapytał, a śmierciożerca otworzył usta – Nie, to zbyt łatwe. Może kwatera główna? Czemu nie? Voldemort na pewno się wścieknie, gdy zniszczymy rodziny dom jego ojca. Chociaż w sumie nie. Przecież to był mugol. A może zaczniemy od zrabowania bogactw śmierciożerców. Damy radę pokonać zaklęcia goblinów. Nie stanowią dla nas zagrożenia.
- Blefujesz – warknął śmierciożerca.
Nastąpił trzask i obok elfa pojawił się Neville. Harry zastanawiał się, kiedy przyjaciel od nich odszedł i odpowiednio ubrał. Nikt go nie mógł rozpoznać, ale Harry doskonale wiedział, że to Neville.
- Skoro tak twierdzisz, to się broń – rzucił Neville.
Wycelował w śmierciożercę wskazującym palcem prawej dłoni. Wystrzelił z niego czarny promień, który przebił się przez pierś poplecznika Voldemorta. Jego krew trysnęła na śmierciożercę, który stał za nim. Ofiara Neville’a padła na ziemię martwa, a śnieg zabarwił się na szkarłatno od jego krwi. Pozostali popatrzyli na Neville’a i znikli. To samo zrobił Neville i elf.
Powoli zaczynały rozbrzmiewać rozmowy, a aurorzy zajęli się martwym śmierciożercą, gdy Neville znów pojawił się wśród przyjaciół.
- Nie mogłeś się powstrzymać? – zapytała szeptem Luna.
- Nie – przyznał Neville – Chodźmy do Trzech Mioteł.
- Ja jestem z kimś umówiona – rzuciła Ginny i szybko się oddaliła od przyjaciół.
Przeszła kilkanaście stóp i skręciła w prawo w jakąś ciemną uliczkę. Narzuciła na głowę kaptur i rzuciła kilka zaklęć maskujących, aby nikt jej nie rozpoznał. Nie chciała, aby Dumbledore dowiedział się, gdzie bywa podczas wizyt w Hogsmeade. Kilka minut później znalazła się w Gospodzie Pod Świńskim Łbem. Jak zwykle było tutaj prawie pusto. Jeden z bywalców próbował ją poderwać. Śmierdziało od niego tanim winem i papierosami. Ginny odrzuciła jego zaloty, ale gdy klepnął ją w pośladek, odpowiedziała atakiem. W jej dłoni pojawiła się biała kula wielkości piłki golfowej i uderzyła nią w mężczyznę. Nastąpił wybuch, który pozostawił po sobie dziurę w piersi mężczyzny. Ginny jakby nigdy nic podeszła do schodów, obserwowana przez klientów oraz barmana Świńskiego Łba – Aberforth Dumbledore’a, brata dyrektora i po chwili zniknęła na górze.
Ginny szybkim krokiem pokonywała ciemny korytarz na pierwszym piętrze, klnąc na siebie w myślach. Zbyt mocno zareagowała na zaczepkę. Na pewno zabiła tego mężczyznę. Było tego w stu procentach pewna. Na pewno Dumbledore opowie o wszystkim swojemu bratu. W sumie mało ją to obchodziło, ale nieco się zdradziła, używając magii bezróżdżkowej. Jeśli Aberforth powie o tym dyrektorowi Hogwartu, zaraz zjawią się tutaj członkowie Zakonu Feniksa i aurorzy.
Ginny zatrzymała się przed jednymi z drzwi mniej więcej na środku korytarza. Rozejrzała się i po upewnieniu się, że nikogo nie ma na korytarzu ani nikt ją nie obserwuje weszła do środka. W pokoju było jeszcze ciemniej niż na korytarzu. Wszystkie trzy okna były szczelnie zasłonięte i nie przechodziły przez nie najmniejszy promień słońca. Na środku, na bardzo wygodnym fotelu, siedział wampir Sense, który, gdy tylko Ginny weszła do środka, zgasił papierosa na swojej dłoni. Gdy tylko odrzucił zgaszony niedopałek, rana na jego dłoni zagoiła się w mgnieniu oka. Lekko się uśmiechnął, widząc Ginny.
- Myślałem, że nie przyjdziesz – stwierdził Sense.
- Tak? – zaciekawiła się Ginny – Jak z kimś się umawiam, to zawsze dotrzymuję słowa.
- Cieszy mnie to – rzekł wampir, rozsiadając się wygodnie – To o czym chciałaś ze mną porozmawiać?
- Porozmawiać? – odpowiedziała pytaniem na pytanie rudowłosa – Chyba źle mnie zrozumiałeś.
Ginny machnęła krótko dłonią, a złote łańcuchy spętały dłonie i nogi wampira. W jego ustach pojawił się knebel. Wampir rozszerzył oczy ze zdumienia, a po chwili pojawiło się w nich zadowolenie. Uwielbiał gdy kobieta dominowała.
- A teraz czas przejść do najważniejszego punktu naszego spotkania – rzuciła Ginny, odrzucając szatę.
Oparła dłonie na swoich biodrach jakby prezentowała swojemu kochankowi swój strój. Ubrana była w krótką czarną spódniczkę, kończącą się tuż pod krokiem. Gdyby usiadła byłoby widać co nosi pod spodem. Od czarnych i kratkowanych pończoch ciągnęły się paski ku górze, które ginęły pod spódniczką. Prawdopodobnie łączyły się z paskiem, którego Sense nie widział. Na stopach miała szpilki z małym obcasem. Nie większym niż półtora cala. Na dłoniach miała długie lateksowe czarne rękawiczki, które sięgały do połowy jej ramion. Miała także na sobie stanik bez ramiączek, których chował jej piersi.
Ginny sięgnęła pod spódniczkę i ściągnęła z siebie czarne stringi, które odrzuciła na bok. Powoli zaczęła podchodzić do wampira, kręcąc biodrami jak modelka na wybiegu. Mimo, że Gryfonka nie była naga nie przeszkadzało to Sense podniecić się na samą myśl, co się za chwilę stanie. Jego kutas już odpowiednio urósł i stwardniał. Gdy Ginny uklękła przed nim i wyjęła z jego spodni penisa, wampir westchnął na sam dotyk. Był mocno napalony i  nie wiedział jakim cudem Ginny to sprawiła. To, że ona była sprawczynią jego stanu nie ulegało wątpliwości. Jeszcze przed jej wejściem nie myślał o seksie.
Ginny delikatnie pocałowała czubek penisa wampira, a następnie wsadziła go do ust i przez kilka chwil intensywnie ssała. Następnie wyjęła go z ust i zaczęła lizać od czubka do jąder oraz z powrotem. Po chwili znów wsadziła sobie penisa Sense do ust i zaczęła energicznie poruszać głową. Wampir wydawał z siebie zduszone westchnienia zadowolenia. Zapewne jego odgłosy byłby lepsze, gdyby nie knebel wyczarowany przez Ginny.
Po długich kilkunastu minutach Ginny przestała w końcu obciągać wampirowi. W jego oczach było widać niezadowolenie. Rozbawiona tym widokiem Gryfonka, zaśmiała się. Usiadła okrakiem na wampirze i potarła jego kutasa, którego następnie włożyła w swoją cipkę. Chwyciła go mocno za barki i zaczęła energicznie poruszać się w górę oraz w dół. Z każdym kolejnym ruchem jej działania stały się szybsze i bardziej intensywnie oboje to odczuwali. Z otwartych ust Ginny wydobywały się głośne jęki. Odgłosów wampira w ogóle nie było słychać. Rudowłosa odchyliła głowę do tyłu, zamykając oczy i chwyciła się lewą dłonią za pierś, którą mocno ugniatała. Jej soki spływały po kutasie wampira, znacząc go mokrym śladem.  Jądra wampira uderzały o nagie pośladki Ginny. Po kilku minutach rudowłosa zeszła z wampira i odwróciła się do niego plecami. Po raz kolejny usiadła na nim okrakiem, wkładając sobie w mokrą cipkę twardego penisa. Odchyliła się nieco do tyłu i oparła dłonie o jego klatkę piersiową. Zaczęła energicznie poruszać się w dół oraz w górę, wydając głośne jęki, a lewą dłonią zaczęła bawić się swoją łechtaczką. Ginny odchylała głowę do tyłu, wydając z siebie coraz głośniejsze jęki. Penis wampira penetrował jej mokre wnętrze, dostarczając jej wystarczająco dużo przyjemności. Po kilkunastu minutach oboje prawie w tym samym momencie mieli orgazm. Najpierw Sense wydał z siebie zduszony jęk spełnienia i wtrysnął w mokrą cipkę Ginny. Gdy rudowłosa tylko poczuła ciepłe nasienie wampira w sobie, wygięła ciało w łuk i wydała jęk spełnienia.
Ginny długo nie schodziła z wampira. Jego penis nadal był w jej wnętrzu, a ona opierała o jego bark, powoli odzyskując normalny oddech i puls.
- Skoro jesteś związany, to może jeszcze trochę się tobą pobawię? – zapytała z szerokim uśmiechem Ginny.
Blaise Zabini jak zwykle siedział samotnie. Nie lubił zbyt wielu tłumów wokół swojej osoby. Miał opinię samotnika i taki był. Wolał wolny czas spędzać sam ze swoimi myślami niż rozmawiać o jakiś durnych politykach czy śmierciożercach z przyjaciółmi. Jednak był doskonałym słuchaczem. W przeciwieństwie do większości uczniów, umiał słuchać i wyciągnąć odpowiednie wnioski z rozmów.
Blaise zamrugał ze zdumienia, gdy podeszła do niego Grenngrass i usiadła obok niego. Balsie jakby nigdy nic, chwycił za piwo kremowe i zaczerpnął sporego łyka. Wolał pozwolić sytuacji rozwijać się samej.
- Przysyła mnie Harry Potter – szepnęła Grenngrass do ucha Zabiniego. Ślizgon powoli odstawił piwo, czekając na dalszą część wypowiedzi dziewczyny – Harry kazał ci przekazać, że bardzo ci dziękuję za wszystkie informacje, które przesłałeś mu i ostrzegłeś przed ataki śmierciożerców. A ja mam osobiście ci pokazać jak bardzo jest wdzięczny.
Grenngrass zsunęła się z krzesła i znalazła się pod stołem, przy którym siedział ślizgoński przyjaciel Harry’ego. Jej delikatne dłonie znalazły się na udach Blaise’a, które zaczęła masować. Ślizgon był tym nieco zdumiony, ale w żaden sposób nie zareagował. Zaczął powoli domyślać się co zaraz się stanie i nie miał zamiaru powstrzymywać Ślizgonki.
Cichy zgrzyt poinformował go, że Grenngrass rozpięła rozporek. Po chwili cicho westchnął, gdy poczuł dłoń Ślizgonki na swoim kutasie. Chwycił za jeden ze starszych egzemplarza „Proroka Codziennego”, który leżał nieopodal i otworzył go, zasłaniając swoją twarz. Udawał, że czytał jakiś artykuł, choć tak naprawdę ukrywał przed wszystkimi swoją twarz. Wiedział, że ktoś może po mince jego twarzy domyślić się, co dzieje się pod stołem. Wolał tego uniknąć.
Zabini poczuł usta Grenngrass na swoim kutasie i wydał z siebie ciche westchnięcie. Na szczęście w barze było tak głośno, że nikt go nie usłyszał. Zresztą… Zwykle tak bywało w Trzech Miotłach. Teraz panował taki hałas, że nie można było usłyszeć własnych myśli. Grenngrass powoli zaczęła poruszać głową w dół i w górę, jednocześnie ssąc penisa Blaise’a, który powoli twardniał. W tym samym czasie w równie intensywny sposób poruszała prawą dłonią po czarnym penisie Zabiniego. Po kilku chwilach kutas Ślizgon stwardniał i urósł do odpowiednich rozmiarów, a Grenngrass przyspieszyła swoje ruchy, dając jeszcze więcej przyjemności Zabiniemu. Blaise sięgnął lewą dłoń do jej prawej piersi i zaczął ją ugniatać. Przez grubą szatę poczuł jej twardy sutek i chwycił go w dwa palce, zaczynając się nim bawić. Po kilku chwilach chwycił ją za górę głowy i zaczął mocniej przyciskać do swojego kroku, wydając przy tym coraz głośniejsze westchnięcia. Gdy Grenngrass zaczęła się dławić, puścił jej głowę. Wyjęła kutasa Zabiniego z ust i zaczerpnęła głośno powietrze, aby po chwili w jej ustach znów znalazł się penis Blaise’a. Objęła go wargi i zaczęła energicznie przesuwać głową w dół oraz w górę, aby potem delikatnie lizać jego jądra. Pocałowała czubek penisa Zabiniego, a następnie zaczęła go lizać. Blaise chwycił ją za głowę i dosyć brutalnie wsadził kutasa w jej ustach. Zaczął energicznie poruszać biodrami, uderzając jądrami o jej brodę. Po chwili zacisnął zęby i mocno przytrzymał jej głowę. Po momencie wydał z siebie zdławiony, prawie niesłyszalny jęk, napełniając policzki Grenngrass swoją spermą. Ślizgonka przełknęła ją, otarła resztki z brody i wyszła spod stołu.

- Przekaż Harry’emu, że bardzo chętnie będę przyjmował takie niespodzianki – rzucił Zabini, zanim Ślizgonka odeszła.

3 komentarze:

  1. Fajne, nigdy nie spotkałam się z takim blogiem !

    OdpowiedzUsuń
  2. Coraz więcej się dzieje! I to mi się podoba!

    OdpowiedzUsuń