Pierwsze wyjście do
Hogsmeade po przerwie świątecznej zostało przyjęte gorąco przez uczniów. Mimo,
że była połowa stycznia i mróz nie zamierzał odpuszczać, uczniowie gromadnie
szli ku magicznej wiosce. Harry wraz z przyjaciółmi także chętnie wybrali się
do Hogsmeade. Chociaż w tym roku każde wyjście do wioski stało pod wielkim
znakiem zapytania, uczniom udało się przekonać Dumbledore i opiekunów domów, że
nie warto ich trzymać w szkole. Dyrektor Hogwartu na razie ulegał słowom
uczniów, ale w każdej chwili był gotów zabronić im odwiedzania Hogsmeade. Dla
większego bezpieczeństwa, gdy uczniowie odwiedzali Hogsmeade, w wiosce i jej
okolicach było dwukrotnie więcej aurorów, którzy czujnie patrolowali cały
teren.
Harry był zdumiony, gdy
przy śniadaniu otrzymał skrzyneczkę z fiołeczkami od Remusa. Z liściku, który
był do niej dołączony dowiedział się, że to wspomnienia jego rodziców i
pozostałych Huncwotów. Zapanowała nagle nad nim niezwykła chęć obejrzenia tych
wspomnień. Już chwycił za skrzynkę i zaczął wstawać, gdy Ginny przypomniała mu
o planie, który mieli zrealizować w Hogsmeade. Harry niechętnie porzucił
pragnie obejrzenia wspomnień. Wiedział, że jego przyjaciółka ma rację. Nie mógł
w tej chwili przejrzeć każdej fiolki. Za dużo czasu mu by to zajęło, a musieli
być obecni przy realizacji planu. Wiedzieli, że wtedy nikt nie będzie ich
podejrzewał o członkowstwo w Klanie Lordów.
- Harry, jesteś pewien
tych informacji? – zapytał po raz kolejny Ron. Harry westchnął. Kilka dni temu
Ślizgon przyszedł do nich i poinformował ich o ataku na Hogsmeade. Postanowili
to wykorzystać dla swojej organizacji i szybko opracowali odpowiedni plan.
Harry wiedział, że śmierciożercy zdziwią się, gdy okaże się, że nie potrafią
rzucać czarów.
- Tak, Ron. Jestem na
sto procent pewien – odpowiedział beznamiętnie. Czasami pytania przyjaciela go
irytowały, ale starał się na nie odpowiadać. Wiedział, że taka jest natura
rudowłosego i powinien to zaakceptować, a nie złościć się na niego.
Weszli do Hogsmeade.
Gdzie nie spojrzeli stali aurorzy. Z zasady w dwójkach, chociaż zdarzały się
kilkuosobowe grupy. Widział jak uważnie obserwują całą wioskę, chociaż wątpił,
aby Knot wysłał tu najlepszych. Większość z nich nie była starsza niż jakieś
pięć lat od niego. Harry nie zdziwiłby się, gdyby byli tu sami kadeci Akademii
Aurorów. Cóż… Przynajmniej Dumbledore brał do serca bezpieczeństwo uczniów.
Przynajmniej można było tak sądzić po obecności członków Zakonu Feniksa. Nie
ważne jak bardzo chcieliby się ukryć, Harry i tak ich widział. Zauważył, że
jest tutaj Szalonooki Moody. Jego obecność nawet ucieszyła Gryfona. To była
dobra okazja, aby sprawdzić pewne zaklęcie. Jeśli oko Moody’ego nie pokona
czaru, to zda egzamin.
Szóstka przyjaciół
zatrzymała się w pubie Pod Trzema Miotłami. Neville zaśmiał się, że tradycją
uczniów Hogwartu stało się to, że gdy tylko jest wyjście do Hogmseade, każdy
musi odwiedzić Trzy Miotły. Harry przyznał mu rację. Odkąd pamięta, zawsze
tutaj były tłumy. Mimo, że kilka miesięcy temu wszyscy już wiedzieli, że
Voldemort się odrodził i znów sieje spustoszenie, Madame Rosmerta nie mogła
narzekać na brak klientów.
Harry i Neville jako
osierocone dzieci szlachetnych rodów czarodziejskich (chociaż do Neville’a
tylko w części to się mogło odnosić) byli traktowani jako dorośli. Jeden z
wielu przywilejów jakie mieli szlacheckie rody. Rodzice Harry’ego nie żyli, a
Neville’a nie byli w stanie samodzielnie myśleć, więc obaj Gryfoni byli uważani
za ostatnich przedstawicieli swoich rodów. Chętnie z tego korzystali. Mimo, że
żaden z nich nie był pełnoletni mogli zakupić alkohol, który sprzedawany był
tylko dorosłym. Tak więc Harry bez najmniejszego wahania zamówił u Madame
Rosmerty miód pitny dla siebie i swoich przyjaciół. Barmanka trochę niepewnie
podała im trunek, czując na sobie wzrok McGonagall i Flitwicka. Jednak żaden z
nauczycieli nie podszedł do szóstki uczniów. Wiedzieli, że i tak ich słowa
zostaną zignorowane. Zdawało się, że drobny błąd Dumbledore’a, aby jak
najpóźniej poinformować Harry’ego o przepowiedni, nie wpłynie na szóstkę
przyjaciół. Cóż… Dyrektor Hogwartu nie przewidział tego, że Harry ruszy na
ratunek swojemu ojcu chrzestnemu, a przyjaciele ruszą za nim, by go chronić. I
to sprawiło, że stali się niepokorni i nie do okiełzania. Bitwa w Departamencie
Tajemnic na każdym z nich odcisnęła swoje piętno.
Neville uderzył łokciem
w bok Harry’ego, odrywając jego wzrok od Ginny, która śmiała się z żartu Luny.
Gryfon zerknął na przyjaciela z lekkim wyrzutem. Już tak długo na nią patrzył,
że miał nadzieję, że zaraz ona na niego spojrzy i da jej odpowiednią sugestię.
Neville lekko się uśmiechnął, widząc irytację na twarzy przyjaciela i machnął
głową w stronę dwóch Ślizgonek przechodzących niedaleko nich. Harry lekko się
uśmiechnął i pstryknął palcami. Po chwili obok niego i Neville’a siedziały
Parkinson i Grenngrass.
- Pewnie zastanawiacie
się dlaczego to was spotyka, prawda? – zapytał Harry, patrząc na Grenngrass,
która siedziała obok. Jego dłoń powędrowała na jej udo i powoli się przesunęła
do góry – Odpowiem wam. Za dużo złego wyrządziłyście. Nie liczy się to, że
wykonywałyście tylko rozkazy Voldemorta. Doskonale wiem, że robiłyście to z
przyjemnością. Dlatego postanowiłyśmy was „kupić”.
Harry uśmiechnął się
zimno. Cieszył się widokiem strachu w ich oczach, chociaż wiedział, że tak nie
można.
- Będziecie sprzedawać
swoje ciało kiedy zechcemy i jak zechcemy – rzucił Neville – Bądźcie grzeczne
to zrobimy z was luksusowe dziwki.
Parkinson i Grenngrass
nie miały odwagi patrzeć im w oczy. Harry i Neville już zdążyli zrealizować
część pomysłu dotyczącego obu Ślizgonek. Obie o tym doskonale pamiętały. Jednak
najgorsze było to, że nie potrafiły przezwyciężyć zaklęcia, które na nich
zastosowano. Nie było to Imperio.
Gdyby tak było nie pamiętały by nic. Mogły swobodnie myśleć, ale nie panowały
nad własnym ciałem. Mówiły i robiły to, co zaklęcie im podyktowało.
- Nie martwcie się.
Niedługo do was dołączy Narcyza Malfoy i Bellatriks Lestrenge – rzekł Harry i
otworzył swoje usta, aby kontynuować swoją wypowiedź, gdy z ulicy dobiegł ich
wrzask przerażenia – Oho. Goście przyszli – rzucił.
Wszyscy wyszli na ulicę
główną. Na jej środku stało kilkunastu zamaskowanych śmierciożerców, a pod ich
stopami leżał jeden z aurorów. Pozostali otoczyli ich celując w nich różdżkami.
Członkowie Zakonu Feniksa także otoczyli popleczników Lorda Voldemorta.
- My tylko na chwilę –
rzucił jeden ze śmierciożerców. Zadawało się, że był dowódcą tego oddziału –
Przyszliśmy tutaj, aby ogłosić dekret Czarnego Pana – niektórzy popatrzyli na
siebie z lekkim zdumieniem – Każdy czarodziej czystej krwi, bez względu na płeć
bądź wiek, od tej chwili jest sługą Czarnego Pana. Szlamy i mieszańcy mogą
liczyć na łaskę Czarnego Pana i nie zostaną zabici, jeśli poddadzą się jego
woli i zostaną niewolnikami.
Na głównej ulicy w
Hogsmeade nastała cisza. Harry w myślach odliczał czas, kiedy w końcu elf
podległy Legolasowi odezwie się. W obejmującej ulicę ciszy bardzo wyraźnie było
słychać pogardliwy śmiech elfa. Wszyscy, bez najmniejszego wyjątku, spojrzeli
na niego. Elf odwrócił się i zaczął odchodzić w stronę Hogwartu, z każdym krokiem
coraz głośniej się śmiejąc.
- Co cię tak rozbawiło,
elfie? – warknął śmierciożerca, który przed chwilą przemówił.
- Twoje słowa,
śmierciożerco – odpowiedział elf, zatrzymując się i odwracając się w stronę
rozmówcy. Mimo, że nie miał żadnego kapelusza, kaptura czy innego okrycia
głowy, jego twarz była w cieniu. Widać było tylko brodę i wargi – Sądzisz,
śmierciożerco, że nastraszysz ludzi amatorem jakim jest Voldemort. To jest
zwykły łak. Nie warty mej uwagi.
- Jestem Artur Daves,
elfie – rzucił z groźbą w głosie śmierciożerca – Podpisujesz na siebie wyrok
śmierci, obrażając Czarnego Pana.
- Naprawdę,
śmierciożerco? – zapytał elf i zaśmiał się pogardliwie.
- Mówiłem ci, że…
- Tak, wiem jak się
nazywasz, śmierciożerco. Ale to nie ma żadnego znaczenia. Ty i twoi towarzysze
jesteście nic nie znaczącymi pyłami.
Daves zacisnął pięści w
geście wściekłości. Jednak po chwili rozluźnił dłonie i wyglądał na nieco
opanowanego.
- Zdawało mi się, że
elfy nie wtrącają się w tą wojnę – rzucił śmierciożerca – Czyżby król Edmund
zmienił zdanie?
Elf ryknął śmiechem i
zgiął się w pół. Przez kilka długich minut śmiał się, a wszyscy na niego
patrzyli.
- Myślisz, że jestem
tutaj z polecenia króla Edmunda, śmierciożerco? – zapytał elf i jeszcze raz
ryknął śmiechem – To szczyt głupoty z twojej strony. Nie jestem mieszkańcem
Królestwa Elfów. Należę do Rodziny Elfów.
- Rodziny Elfów? –
zdziwił się Daves, a potem zaśmiał się – Czyli jesteś wyklęty? Zatem zginiesz
tu i teraz, aby dać innym przykład.
- Och, głupiutki
śmierciożerco – zadrwił elf – Nie radzę ci podnosić ręki na członka Klanu
Lordów.
- Klanu Lordów? –
zdziwił się.
- Owszem. To przez nas
Lucjusz Malfoy, Goyle i Crabbe pożegnali się z życiem. Nikt niczego nie
zauważył. Do dzisiaj się zastanawiacie kto tego dokonał. Jesteście zbyt słabi,
żeby nas pokonać. A teraz posłuchaj mnie uważnie, śmierciożerco. Wracaj do
swojego pana i przekaż mu, aby zaprzestał swoich działań. Psuje nam interesy.
Jeśli jednak tego nie zrobi, zginiecie wszyscy. A śmierciożerczynie zostaną
dziwkami.
- Nie kpij sobie –
rzucił pogardliwie śmierciożerca – Nie jesteście tak silni jak twierdzisz. Nie
uda wam się nas pokonać. Niedługo to my tutaj będziemy stanowić prawo.
- Mówisz o
ministerstwie – rzucił zdawkowo elf – Cóż… Zdobycie ministerstwa zajęłoby nam
nie więcej jak pół godziny. Jeśliby się w porę połapali, czterdzieści pięć
minut. Akademia Aurorów? Nawet nie warto o nich wspominać. To uczniaki i
poddaliby się, gdyby tylko nas zobaczyli. Hogwart? Już jest nas. Dumbledore
nawet nie wie ilu uczniów jest członkami Klanu Lordów – nauczyciele obecni przy
tej rozmowie, wytrzeszczyli oczy – Zakon Feniksa? Dopóki nam nie przeszkadza
niech się cieszy. Jeśli myślicie, że zaklęcie Fiddelussa powstrzyma nas przed
zdobyciem waszej kwatery głównej jesteście w błędzie – zerknął na Moody’ego, a
potem z powrotem zerknął na śmierciożercę – I Lord Voldemort. Od czego by tu
zacząć? Może od waszej kryjówki w górach Szkocji? – zapytał, a śmierciożerca
otworzył usta – Nie, to zbyt łatwe. Może kwatera główna? Czemu nie? Voldemort
na pewno się wścieknie, gdy zniszczymy rodziny dom jego ojca. Chociaż w sumie
nie. Przecież to był mugol. A może zaczniemy od zrabowania bogactw
śmierciożerców. Damy radę pokonać zaklęcia goblinów. Nie stanowią dla nas
zagrożenia.
- Blefujesz – warknął
śmierciożerca.
Nastąpił trzask i obok
elfa pojawił się Neville. Harry zastanawiał się, kiedy przyjaciel od nich
odszedł i odpowiednio ubrał. Nikt go nie mógł rozpoznać, ale Harry doskonale
wiedział, że to Neville.
- Skoro tak twierdzisz,
to się broń – rzucił Neville.
Wycelował w
śmierciożercę wskazującym palcem prawej dłoni. Wystrzelił z niego czarny
promień, który przebił się przez pierś poplecznika Voldemorta. Jego krew
trysnęła na śmierciożercę, który stał za nim. Ofiara Neville’a padła na ziemię
martwa, a śnieg zabarwił się na szkarłatno od jego krwi. Pozostali popatrzyli
na Neville’a i znikli. To samo zrobił Neville i elf.
Powoli zaczynały
rozbrzmiewać rozmowy, a aurorzy zajęli się martwym śmierciożercą, gdy Neville
znów pojawił się wśród przyjaciół.
- Nie mogłeś się
powstrzymać? – zapytała szeptem Luna.
- Nie – przyznał
Neville – Chodźmy do Trzech Mioteł.
- Ja jestem z kimś
umówiona – rzuciła Ginny i szybko się oddaliła od przyjaciół.
Przeszła kilkanaście
stóp i skręciła w prawo w jakąś ciemną uliczkę. Narzuciła na głowę kaptur i
rzuciła kilka zaklęć maskujących, aby nikt jej nie rozpoznał. Nie chciała, aby
Dumbledore dowiedział się, gdzie bywa podczas wizyt w Hogsmeade. Kilka minut później
znalazła się w Gospodzie Pod Świńskim Łbem. Jak zwykle było tutaj prawie pusto.
Jeden z bywalców próbował ją poderwać. Śmierdziało od niego tanim winem i
papierosami. Ginny odrzuciła jego zaloty, ale gdy klepnął ją w pośladek,
odpowiedziała atakiem. W jej dłoni pojawiła się biała kula wielkości piłki
golfowej i uderzyła nią w mężczyznę. Nastąpił wybuch, który pozostawił po sobie
dziurę w piersi mężczyzny. Ginny jakby nigdy nic podeszła do schodów,
obserwowana przez klientów oraz barmana Świńskiego Łba – Aberforth
Dumbledore’a, brata dyrektora i po chwili zniknęła na górze.
Ginny szybkim krokiem
pokonywała ciemny korytarz na pierwszym piętrze, klnąc na siebie w myślach.
Zbyt mocno zareagowała na zaczepkę. Na pewno zabiła tego mężczyznę. Było tego w
stu procentach pewna. Na pewno Dumbledore opowie o wszystkim swojemu bratu. W
sumie mało ją to obchodziło, ale nieco się zdradziła, używając magii
bezróżdżkowej. Jeśli Aberforth powie o tym dyrektorowi Hogwartu, zaraz zjawią
się tutaj członkowie Zakonu Feniksa i aurorzy.
Ginny zatrzymała się
przed jednymi z drzwi mniej więcej na środku korytarza. Rozejrzała się i po
upewnieniu się, że nikogo nie ma na korytarzu ani nikt ją nie obserwuje weszła
do środka. W pokoju było jeszcze ciemniej niż na korytarzu. Wszystkie trzy okna
były szczelnie zasłonięte i nie przechodziły przez nie najmniejszy promień
słońca. Na środku, na bardzo wygodnym fotelu, siedział wampir Sense, który, gdy
tylko Ginny weszła do środka, zgasił papierosa na swojej dłoni. Gdy tylko
odrzucił zgaszony niedopałek, rana na jego dłoni zagoiła się w mgnieniu oka.
Lekko się uśmiechnął, widząc Ginny.
- Myślałem, że nie
przyjdziesz – stwierdził Sense.
- Tak? – zaciekawiła się
Ginny – Jak z kimś się umawiam, to zawsze dotrzymuję słowa.
- Cieszy mnie to –
rzekł wampir, rozsiadając się wygodnie – To o czym chciałaś ze mną porozmawiać?
- Porozmawiać? –
odpowiedziała pytaniem na pytanie rudowłosa – Chyba źle mnie zrozumiałeś.
Ginny machnęła krótko
dłonią, a złote łańcuchy spętały dłonie i nogi wampira. W jego ustach pojawił
się knebel. Wampir rozszerzył oczy ze zdumienia, a po chwili pojawiło się w
nich zadowolenie. Uwielbiał gdy kobieta dominowała.
- A teraz czas przejść
do najważniejszego punktu naszego spotkania – rzuciła Ginny, odrzucając szatę.
Oparła dłonie na swoich
biodrach jakby prezentowała swojemu kochankowi swój strój. Ubrana była w krótką
czarną spódniczkę, kończącą się tuż pod krokiem. Gdyby usiadła byłoby widać co
nosi pod spodem. Od czarnych i kratkowanych pończoch ciągnęły się paski ku
górze, które ginęły pod spódniczką. Prawdopodobnie łączyły się z paskiem,
którego Sense nie widział. Na stopach miała szpilki z małym obcasem. Nie
większym niż półtora cala. Na dłoniach miała długie lateksowe czarne
rękawiczki, które sięgały do połowy jej ramion. Miała także na sobie stanik bez
ramiączek, których chował jej piersi.
Ginny sięgnęła pod
spódniczkę i ściągnęła z siebie czarne stringi, które odrzuciła na bok. Powoli
zaczęła podchodzić do wampira, kręcąc biodrami jak modelka na wybiegu. Mimo, że
Gryfonka nie była naga nie przeszkadzało to Sense podniecić się na samą myśl,
co się za chwilę stanie. Jego kutas już odpowiednio urósł i stwardniał. Gdy
Ginny uklękła przed nim i wyjęła z jego spodni penisa, wampir westchnął na sam
dotyk. Był mocno napalony i nie wiedział
jakim cudem Ginny to sprawiła. To, że ona była sprawczynią jego stanu nie
ulegało wątpliwości. Jeszcze przed jej wejściem nie myślał o seksie.
Ginny delikatnie
pocałowała czubek penisa wampira, a następnie wsadziła go do ust i przez kilka
chwil intensywnie ssała. Następnie wyjęła go z ust i zaczęła lizać od czubka do
jąder oraz z powrotem. Po chwili znów wsadziła sobie penisa Sense do ust i
zaczęła energicznie poruszać głową. Wampir wydawał z siebie zduszone
westchnienia zadowolenia. Zapewne jego odgłosy byłby lepsze, gdyby nie knebel
wyczarowany przez Ginny.
Po długich kilkunastu
minutach Ginny przestała w końcu obciągać wampirowi. W jego oczach było widać niezadowolenie.
Rozbawiona tym widokiem Gryfonka, zaśmiała się. Usiadła okrakiem na wampirze i
potarła jego kutasa, którego następnie włożyła w swoją cipkę. Chwyciła go mocno
za barki i zaczęła energicznie poruszać się w górę oraz w dół. Z każdym
kolejnym ruchem jej działania stały się szybsze i bardziej intensywnie oboje to
odczuwali. Z otwartych ust Ginny wydobywały się głośne jęki. Odgłosów wampira w
ogóle nie było słychać. Rudowłosa odchyliła głowę do tyłu, zamykając oczy i
chwyciła się lewą dłonią za pierś, którą mocno ugniatała. Jej soki spływały po
kutasie wampira, znacząc go mokrym śladem.
Jądra wampira uderzały o nagie pośladki Ginny. Po kilku minutach
rudowłosa zeszła z wampira i odwróciła się do niego plecami. Po raz kolejny
usiadła na nim okrakiem, wkładając sobie w mokrą cipkę twardego penisa.
Odchyliła się nieco do tyłu i oparła dłonie o jego klatkę piersiową. Zaczęła
energicznie poruszać się w dół oraz w górę, wydając głośne jęki, a lewą dłonią
zaczęła bawić się swoją łechtaczką. Ginny odchylała głowę do tyłu, wydając z
siebie coraz głośniejsze jęki. Penis wampira penetrował jej mokre wnętrze,
dostarczając jej wystarczająco dużo przyjemności. Po kilkunastu minutach oboje
prawie w tym samym momencie mieli orgazm. Najpierw Sense wydał z siebie
zduszony jęk spełnienia i wtrysnął w mokrą cipkę Ginny. Gdy rudowłosa tylko
poczuła ciepłe nasienie wampira w sobie, wygięła ciało w łuk i wydała jęk
spełnienia.
Ginny długo nie
schodziła z wampira. Jego penis nadal był w jej wnętrzu, a ona opierała o jego
bark, powoli odzyskując normalny oddech i puls.
- Skoro jesteś związany, to może jeszcze
trochę się tobą pobawię? – zapytała z szerokim uśmiechem Ginny.
Blaise Zabini jak
zwykle siedział samotnie. Nie lubił zbyt wielu tłumów wokół swojej osoby. Miał
opinię samotnika i taki był. Wolał wolny czas spędzać sam ze swoimi myślami niż
rozmawiać o jakiś durnych politykach czy śmierciożercach z przyjaciółmi. Jednak
był doskonałym słuchaczem. W przeciwieństwie do większości uczniów, umiał
słuchać i wyciągnąć odpowiednie wnioski z rozmów.
Blaise zamrugał ze
zdumienia, gdy podeszła do niego Grenngrass i usiadła obok niego. Balsie jakby
nigdy nic, chwycił za piwo kremowe i zaczerpnął sporego łyka. Wolał pozwolić
sytuacji rozwijać się samej.
- Przysyła mnie Harry
Potter – szepnęła Grenngrass do ucha Zabiniego. Ślizgon powoli odstawił piwo,
czekając na dalszą część wypowiedzi dziewczyny – Harry kazał ci przekazać, że
bardzo ci dziękuję za wszystkie informacje, które przesłałeś mu i ostrzegłeś
przed ataki śmierciożerców. A ja mam osobiście ci pokazać jak bardzo jest
wdzięczny.
Grenngrass zsunęła się
z krzesła i znalazła się pod stołem, przy którym siedział ślizgoński przyjaciel
Harry’ego. Jej delikatne dłonie znalazły się na udach Blaise’a, które zaczęła
masować. Ślizgon był tym nieco zdumiony, ale w żaden sposób nie zareagował.
Zaczął powoli domyślać się co zaraz się stanie i nie miał zamiaru powstrzymywać
Ślizgonki.
Cichy zgrzyt
poinformował go, że Grenngrass rozpięła rozporek. Po chwili cicho westchnął,
gdy poczuł dłoń Ślizgonki na swoim kutasie. Chwycił za jeden ze starszych
egzemplarza „Proroka Codziennego”, który leżał nieopodal i otworzył go, zasłaniając
swoją twarz. Udawał, że czytał jakiś artykuł, choć tak naprawdę ukrywał przed
wszystkimi swoją twarz. Wiedział, że ktoś może po mince jego twarzy domyślić
się, co dzieje się pod stołem. Wolał tego uniknąć.
Zabini poczuł usta
Grenngrass na swoim kutasie i wydał z siebie ciche westchnięcie. Na szczęście w
barze było tak głośno, że nikt go nie usłyszał. Zresztą… Zwykle tak bywało w
Trzech Miotłach. Teraz panował taki hałas, że nie można było usłyszeć własnych
myśli. Grenngrass powoli zaczęła poruszać głową w dół i w górę, jednocześnie
ssąc penisa Blaise’a, który powoli twardniał. W tym samym czasie w równie
intensywny sposób poruszała prawą dłonią po czarnym penisie Zabiniego. Po kilku
chwilach kutas Ślizgon stwardniał i urósł do odpowiednich rozmiarów, a
Grenngrass przyspieszyła swoje ruchy, dając jeszcze więcej przyjemności
Zabiniemu. Blaise sięgnął lewą dłoń do jej prawej piersi i zaczął ją ugniatać.
Przez grubą szatę poczuł jej twardy sutek i chwycił go w dwa palce, zaczynając się
nim bawić. Po kilku chwilach chwycił ją za górę głowy i zaczął mocniej
przyciskać do swojego kroku, wydając przy tym coraz głośniejsze westchnięcia.
Gdy Grenngrass zaczęła się dławić, puścił jej głowę. Wyjęła kutasa Zabiniego z
ust i zaczerpnęła głośno powietrze, aby po chwili w jej ustach znów znalazł się
penis Blaise’a. Objęła go wargi i zaczęła energicznie przesuwać głową w dół
oraz w górę, aby potem delikatnie lizać jego jądra. Pocałowała czubek penisa
Zabiniego, a następnie zaczęła go lizać. Blaise chwycił ją za głowę i dosyć
brutalnie wsadził kutasa w jej ustach. Zaczął energicznie poruszać biodrami,
uderzając jądrami o jej brodę. Po chwili zacisnął zęby i mocno przytrzymał jej
głowę. Po momencie wydał z siebie zdławiony, prawie niesłyszalny jęk,
napełniając policzki Grenngrass swoją spermą. Ślizgonka przełknęła ją, otarła
resztki z brody i wyszła spod stołu.
- Przekaż Harry’emu, że
bardzo chętnie będę przyjmował takie niespodzianki – rzucił Zabini, zanim
Ślizgonka odeszła.
zajebiste!
OdpowiedzUsuńFajne, nigdy nie spotkałam się z takim blogiem !
OdpowiedzUsuńCoraz więcej się dzieje! I to mi się podoba!
OdpowiedzUsuń