Translate

niedziela, 28 września 2014

44. Klan Lordów 15

Harry wypuścił z ust gęsty dym tytoniowy. Jego zielone oczy utkwione były w pomarańczowe promienie słońca, które powoli znikało za horyzontem. Księżyc już zdążył się zadomowić na firmamencie. Niewiele im czasu zostało. Harry przeczuwał, że czas oczekiwania został zakończony i Dumbledore wydał już odpowiednie rozkazy. Zastanawiał się tylko który z oddziałów Nieśmiertelnych zaatakuje jako pierwszy?
Kapitan zastygł na kilka sekund w bezruchu, gdy usłyszał za sobą kroki kilku osób. Delikatnie obrócił głowę na prawo i spojrzał za siebie. W jego kierunku szli Dudley i Dean Thomas. Pomiędzy nimi znajdowała się Ginny, która szła dostojnym krokiem. W gasnących promieniach słońca wyglądała niczym bogini, która pragnie nieść pomoc. Jednak to było tylko złudzenie. Harry doskonale sobie zdawał z mroku, który skrywała w swoim sercu i duszy. Podobnie jak on, została skrzywdzona przez Lorda Voldemorta, co ją, niestety lub stety, zmieniło w śmiertelnie niebezpieczną kobietę.
Harry zaciągnął się po raz ostatni papierosem i rzucił go pod stopy. Piętą zgasił niedopałek i skierował swój wzrok na bramę Hogwartu. Widział jak tam gromadzą się zakapturzone postacie. Sądząc po ubiorze, który skrywał dokładnie każdy skrawek ich ciała oraz dużą ilość kremu przeciwsłonecznego, widocznego na niewielkim kawałku skóry jednego z nich, były to wampiry. Była także druga grupa, której przewodził Greyback. Wilkołaki i wampiry pójdą na pierwszy ogień. Harry zastanawiał się jak szybko się poddadzą.
- Dlaczego czekamy? – zapytał Dean – Możemy ich zaatakować i to skończyć.
- Wątpię – mruknął Harry – Mają przewagę w liczebności. Wśród nich są takie stworzenia jak wampiry i wilkołaki, a to jest ich dodatkowa przewaga.
- Boisz się, że wytną nas w pień? – zapytał Dean.
- Nie bądź głupcem, Dean – powiedziała Ginny – Wielu z nas zginie. Po co mamy ryzykować własnym życiem, skoro możemy zastawić kilka pułapek i zmniejszyć ich liczebność.
- Ale…
- Spokojnie, Dean. Będziesz miał swoją walkę – rzekł Harry – Na razie poczekajmy. Dzisiaj jest pełnia. Dumbledore na pewno rzuci na nas wampiry i wilkołaki. Poczekamy aż dotkną naszych osłon. Od razu ich niepokonaną. Będą musieli poczekać aż Dumbledore to zrobi. Gdy tylko zjawią się z nim, Dudley rozpocznie ostrzał z dział.
- Już wszystko gotowe. Czekamy tylko na twój rozkaz, Harry – rzekł kuzyn Harry’ego.
- Doskonale – mruknął Kapitan – Wracajcie na stanowiska. Coś mi się wydaje, że dzisiaj nie uda im się dostać na błonie.
Harry usłyszał oddalające się kroki jego przyjaciół. Księżyc już całkowicie panował na niebie, a gwiazdy towarzyszyły mu na bezchmurnym niebie. Z oddali do jego uszu napłynęło wycie. Wilkołaki przeszły przemianę. Zerknął na bramę wejściową. Zastanawiał się jak długo będzie czekał na atak ze strony Nieśmiertelnych. Jak się okazało: bardzo krótko.
Niecałe pięć minut po tym jak jego przyjaciele od niego odeszli, Nieśmiertelni rozpoczęli atak. Noc była niezwykle ciemna, jednak została rozświetlona przez wybuchy i ogień, gdy wampiry i wilkołaki natarły na bramę Hogwartu. Harry obserwował jak jeden z wampirów płonie, a jego ciało się spopiela i rozpada niczym domek z kart. Ogień oświetlił także jednego z wilkołaków, który zmienił się z powrotem w człowieka i opadł martwy na ziemię. Harry zerknął na Zakazany Las. Elfy i centaury nadal tam stały, przyglądając się walce. Po cichu liczył na to, że nie wtrącą się w ich walkę z Nieśmiertelnymi.
Harry przyłożył do ust medalion, który nosił na szyi, a następnie przemówił:
- Dudley, odpalaj. Ginny, włącz miny w tajnych tunelach.
Po chwili wysoko nad jego głową rozbrzmiał huk armaty, a pocisk opadł tuż za bramą powodując eksplozję i pozbawiając życia wielu wampirów i wilkołaków. Po chwili w Wierzbie Bijącej nastąpiła eksplozja. Harry przyglądał się wszystkiemu z zadowoleniem. Zanim przełamią osłony Hogwartu stracą wielu ludzi. Ron jednak dobrze przewidział fakt, że mogą zaatakować ich poprzez tajne tunele.
Kapitan odwrócił się i odszedł w głąb Hogwartu. Musiał wydać odpowiednie rozkazy, zanim Nieśmiertelni przełamią osłony.
Harry i Ron stali przy jednym z okien na pierwszym piętrze hogwardzkiego zamku i popijali kremowe piwo. Nad ich głowami co kilka chwil rozbrzmiewał huk armat, a w oddali, tuż przy bramie unosił się gęsty dym wymieszany z ogniem, który poprzedzony był eksplozją. Nieśmiertelni ponosili coraz większe straty w liczebności. Poprzedniej nocy próbowali dostać się do Hogwartu poprzez tajne przejścia. Jednak wszystkie zostały zaminowane i wybuchy sprawiły, że się zawaliły. Teraz jedyną szansą Dumbledore’a i jego armii na dostanie się do szkoły, było złamanie osłon, które rzucone zostały przez wojowników Klanu Lordów. Jednak to nie było łatwe zadanie.
- Szkoda, że nie mamy kronikarzy – rzekł Ron i popił piwo kremowe.
- Dlaczego? – zaciekawił się Harry i przytknął butelkę do ust, zerkając z ukosa na przyjaciela.
- Nikt nam nie uwierzy, gdy powiemy, że przez trzy dni Dumbledore i jego armia Nieśmiertelnych nie potrafiła pokonać naszych osłon – rzekł rudowłosy przyjaciel Harry’ego – A takim czynem niewielu może się pochwalić.
- Myślisz, że Hogwart nie ma kronikarzy? – zapytał Harry, a Ron spojrzał na niego ze zdumieniem – Są – rzucił, widząc pytające spojrzenie przyjaciela – Ukryci. Być może jeden z nich właśnie tutaj stoi i słucha o czym rozmawiamy, wszystko dokładnie notując. Ukrywają się przed nauczycielami i uczniami Hogwartu. Nie mogą ani nam ani Dumbledore’woi pomóc. Przyrzekali, że zachowają się neutralnie niezależnie od sytuacji.
- Komu przyrzekali? – zdziwił się Ron.
- Hogwartowi – odpowiedział Harry, a Ron zamrugał – Jedna ze legend mówi, że Hogwart ma tak zwane Złote Źródło. Artefakt o potężnej mocy. Tak potężnej, że mógłby zniszczyć połowę Układu Słonecznego. Przynajmniej tak mówią legendy. Kronikarze przyrzekali właśnie temu artefaktowi, który ponoć boleśnie karze za brak dotrzymania słowa.
- Skoro są tu kronikarze to dlaczego nie ma odpowiednich książek? – zapytał Ron.
- Są – rzucił Harry – Ale większość z nich spłonęła, część zaginęła i tylko mały ułamek znajduje się w hogwardzkiej bibliotece. Dopiero dwadzieścia cztery lata temu postanowiono ich ochronę powierzyć Złotemu Źródle, aby unik zniszczenia historycznych ksiąg. Problem polega na tym, że Źródło ujawnia się tylko temu, kto jest, według niego, godny.
- Ale…
Ron urwał. Wokół rozbrzmiały syreny. Obaj spojrzeli w stronę bramy. Orkowie wraz z śmierciożercami wchodzili na błonie. Osłony zostały przerwane, a armia Nieśmiertelnych od razu ruszyła do ataku.
- Wydaj odpowiednie rozkazy – rzekł Harry – A ja sprawdzę czy Dudley aktywował miny.
Ron skinął głową i oddalił się w stronę Wielkiej Sali. Harry tymczasem poszedł w stronę gryfońskiej wieży. Musieli przygotować się do bezpośredniego starcia.
Harry stał przed drzwiami wejściowymi do Hogwartu. Tuż za nimi stali wojownicy Klanu. Wszyscy doskonale wiedzieli, że tylko w małych pomieszczeniach liczebność Nieśmiertelnych nie będzie miała żadnego znaczenia. I tak konsekwentnie zmniejszali ich znaczącą przewagę.
Co chwila na zewnątrz słychać było eksplozję. To był efekt działania Dudley’a i jego mugolskich przyjaciół. Na błoniach rozłożyli miny przeciwpiechotne. Co prawda, ONZ pewnie za to im do dup się dorwie, ale nie obchodziło ich to. Gdyby Dumbledore grał uczciwie, nie wykorzystaliby tej makabrycznej broni.
Drzwi wejściowe do Hogwartu zadrżały, gdy ktoś próbował je otworzyć od zewnątrz. Harry zerknął na nie, gdy po raz drugi zadrżały. Wiedział, że lada moment Nieśmiertelni wejdą do zamku. Odwrócił się do swoich przyjaciół i rzekł:
- Przygotujcie się. Nie dajcie się wyciągnąć na zewnątrz. Tutaj mamy przewagę.
Harry stanął z boku, a przed drzwiami stanęli mugole z karabinami. Na ich czele stał Dudley. Wszyscy w ciszy wyczekiwali na otwarcie drzwi. Na schodach i po bokach ustawili się elfy z nabitymi łukami. Gotowi do walki. Harry przechylił głowę na prawo i na lewo, a następnie w jego dłoni pojawił się miecz Draculi. Obok niego stanęła Ginny z szablą Slytherina.
- Zaraz będzie jatka – powiedziała.
Harry delikatnie się uśmiechnął. Miał już jej powiedzieć jak bardzo się cieszy, że stoi przy jego boku, gdy trzask drewna odwrócił jego uwagę. Nieśmiertelni dostali się do środka. Dudley od razu wydał rozkaz ostrzału. Huk wystrzałów wypełnił Salę Wejściową. Okrzyki bólu i cierpienia orków oraz śmierciożerców napełniły uszy Harry’ego. Kolejni żołnierze Dumbledore’a padali martwi, tworząc ogromny stos ciał. Po kilku chwilach Hermiona podpali stos i wszyscy weszli do Wielkiej Sali, barykadując się.
- Dumbledore pewnie nieźle klnie – rzucił radośnie Ron – Ja na jego miejscu nie byłbym zda wolony, gdybym tylu ludzi stracił, a nie zabił ani jednego wroga.
- Fakt – mruknął Neville.
Drzwi do Wielkiej Sali zatrzęsły się. Nieśmiertelni po raz kolejny próbowali się dostać do Harry’ego i jego przyjaciół. Za moment może tu być bardzo ciasno. Wojowników Klanu było nie mało, a jeszcze za kilka chwil do środka wejdą Nieśmiertelni. Może być tak, że nie będą mogli zadać ciosu. Harry jednak odrzucił te myśli. Musiał skupić się na walce.
Nieśmiertelnym krócej zajęło zniszczenie drzwi do Wielkiej Sali niż drzwi wejściowych. Orkowie od razu natarli na Klan. Mugole ponowie nacisnęli spusty swoich karabinów. Kule poprzebijały ciała wrogów, którzy padli martwi. Gdy tylko ciała orków opadli, nadleciał grad strzał, który poprzebijał mugoli. Kilku orków z łukami wbiegli do środka. Jeden z wojowników Klanu wystrzelił z shotguna, rozwalając głowę orka. Poleciały w jego stronę miecze, strzały i topory, które poprzebijały jego korpus. Opadł martwy na ziemię. Kilka granatów potoczyło się po podłodze w stronę Nieśmiertelnych. Nastąpiła eksplozja, po której została ogromna dziura w ścianie.
- Jeśli chodzi o unikanie bezpośredniej walki, to na tym bym się skończyło – rzekł Harry i rzucił się w wir walki, ucinając głowy kilku śmierciożercom.
Jeden z orków podniósł swój ciężki topór nad głowę i z okrzykiem ruszył na Harry’ego. Młody wojownik wystawił przed siebie prawą dłoń. Z jej wnętrza wystrzelił ogień, który objął całą postać orka. Ten stanął cały w płomieniach i zaczął wrzeszczeć z bólu, miotając się wokół, jakby szukał czegoś co mogłoby mu pomóc. Wojownicy Klanu odskakiwali dostatecznie szybko przed biegnącym i płonącym orkiem. Nieśmiertelni aż tak szybcy nie byli. Sporą ich część trafił ork, przez co i oni stanęli w płomieniach.
Harry w ostatniej chwili odchylił się na bok, unikając zaklęcia. Śmierciożerca, który przed chwilą rzucił zaklęcie, ponowił atak. Tym razem podniósł do góry lewą dłoń z wyprostowanymi i połączonymi dwoma palcami. Zamachnął się i pojawiła się złocista łuna, która opadła na Harry’ego. Kapitan podniósł miecz nad głowę i w jego ostrze uderzyła łuna. Jego siła ciosu była tak potężna, że opadł na kolano, a podłoga pod jego stopami pękła. Harry obrócił miecz w dłoni i zamachnął się nim. Pojawiła się niebieska, półkulista smuga, która pomknęła w stronę jego przeciwnika. Śmierciożerca podskoczył, unikając ciosu, jednak smuga poleciała dalej i przecięła kilku orków, którzy atakowali Ginny. Śmierciożerca wylądował przed Harrym i zacisnął lewą pięść, szykując się do kolejnego ataku. Harry pochwycił miecz w obie dłonie i wycelował w przeciwnika ostrzem. Klinga zaświeciła się na czerwono i wystrzelił z niej promień, który przebił pierś jego przeciwnika. Śmierciożerca jęknął cicho i padł martwy na posadzkę z dużą dziurą w klatce piersiowej. Kapitan odwrócił się i zasłonił przed ciosem toporów. Trzech orków zażarcie go atakowała. Harry z trudnościami odbijał kolejne ciosy. Kopnął piętą w środkowego orka, posyłając go w dal. Stwór z impetem uderzył w stół, który pękł pod jego ciężarem. Harry wyprowadził płaskie cięcie i poderżnął gardło kolejnemu orkowi. Zasłonił się mieczem przed ciosem trzeciego z nich. Jego dłoń stanęła w płomieniach i przebił korpus orka, pozbawiając go życia. Wyprostował palce, a w jego dłoni pojawiła się czarna tarcza. Zamachnął się i rzucił nią w orka, którego posłał w stronę stołu. Ten powoli wstał z ziemi, otrząsając się po ciosie, gdy tarcza ucięła mu głowę. Harry obrócił się i przeciął na pół jakiegoś śmierciożercę. Harry zacisnął pięść i pojawiła się w niej ognista kula. Rzucił nią w śmierciożercę, który celował w plecy jego matki. Kula trafiła go w krzyż i nastąpiła eksplozja, która go rozerwała. Kątem oka zobaczył jakiś ruch z prawej strony. Spojrzał tam i zobaczył kilkunastu orków celujących w niego z łuków. Strzały już mknęły w jego stronę. Harry wyciągnął do boku prawą dłoń i szybko ją do siebie przyciągnął. Przywołał do siebie jakiegoś pechowego śmierciożercę, który posłużył mu za tarcze. Wszystkie strzały utknęły w jego korpusie, pozbawiając go życia. W dłoni Harry’ego pojawiła się ognista kula, którą rzucił pod nogi orków, gdzie eksplodowała, pozbawiając jego wrogów życia.
Ginny i Aurora stały do siebie plecami otoczone przez orków i śmierciożerców. Zostały oddzielone od reszty walczących. Ginny miała wiele wątpliwości czy ktokolwiek zauważył ich zniknięcie. W zgiełku walki trudno było o taką spostrzegawczość. Znajdowały się w Sali Wejściowej, podczas gdy pozostałe walki były prowadzone w Wielkiej Sali. Były zdane tylko na siebie i swoje umiejętności.
- Dumbledore’a na pewno ucieszy wieść o waszej śmierci – rzucił jakiś śmierciożerca.
Wszyscy czekali na jakąś ciętą ripostę od strony obu dziewczyn, jednak zamiast słów, wolały użyć magii. Aurora zacisnęła pięść, która stanęła w ogniu i skoczyła ku najbliższemu orkowi. Przebiła jego pierś na wylot, a następnie z powrotem znalazła się za plecami Ginny. Malutka wycelowała wskazującym palcem w śmierciożerców i zaczęła strzelać czarnymi promieniami, które przebijały czoło jej wrogów, a ci padali pod gradem tych zaklęć jak muchy w upał. Aurora wyprostowała trzy palce lewej dłoni i wystrzeliła złotymi obręczami. Kilku śmierciożerców i orków przybiła do ściany. Następnie zacisnęła pięść, a obręcze poucinały głowy, nogi i ramiona orkom oraz śmierciożercom. Siostra Harry’ego machnęła na opak prawą dłonią, a na szyi jednego z orków pojawiła się pętla, która podniosła go do góry. Ork zaczął wierzgać nogami w powietrzu, szukając podłoża, a z każdą kolejną chwilą tracił oddech, aby po paru minutach stracić życie. Jeden z orków odbił się od ziemi i skoczył ku Aurorze. Ta, jakby od niechcenia, podniosła dłoń i jej przeciwnik zatrzymał się w powietrzu. Kilka cali od niej. Cały drżał, jakby próbował wyrwać się z więzów.
- Co mi zrobiłaś, suko?! – wrzasnął.
Aurora zaśmiała się i wycelowała w niego wskazującym palcem. Wystrzeliła czarnym promieniem, który trafił orka w oka i przebił jego czaszkę, pozbawiając życia. Złapała jego miecz i rzucił nim w śmierciożercę. Ostrze wbiło się w jego klatkę piersiową, pozbawiając życia.
Mimo, że Ginny i Aurora wciąż pozbawiali życia kolejnych wrogów, to jednak śmierciożerców i orków przybywało. Przychodziło ich dwukrotnie więcej niż dziewczyn zdążyły zabić. Obie wiedziały, że jeśli czegoś szybko nie wymyślą, długo tak nie wytrzymają. To, że nadal stały na nogach świadczyło tylko o ich wytrzymałości, a nie o bliskim zwycięstwie.
Śmierciożercy i orkowie zawężyli krąg. W pierwszej linii stanęli śmierciożercy, którzy wyczarowali osłony przed zaklęciami obu dziewczyn. Jeden z orków przeskoczył nad głowami śmierciożercami i zaatakował wojowniczki z okrzykiem. Ginny i Aurora odskoczyły od siebie, a ork wylądował między nimi, uderzając mieczem w podłogę. Od razu zaatakował płaskim cięciem Ginny. Ta zrobiła unik i złapała go za ramię. Silnym kopniakiem w brzuch pozbawiła go na moment tchu. Ten moment wykorzystała siostra Harry’ego. Lewa dłoń Aurory stanęła w płomieniach. Szybkim i płaskim ciosem ścięła głowę orka. Obie dziewczyny jednak zbyt bardzo zatopiły się w pokonaniu ów orka i nie zwróciły uwagę na to, co dzieje się wokół nich.
Jeden ze śmierciożerców uderzył Ginny w szczękę. Cios był tak silny, że odwróciła w drugą stronę głowę i splunęła krwią. Wpadła na jakiegoś orka, który kopnął ją kolanem w brzuch, co spowodowało, że zgięła się w pół. Chwycił ją oburącz za głowę i kopnął w twarz. Malutka odchyliła głowę w tył, wydając z siebie cichy jęk bólu. Została pochwycona przez dwóch kolejny orków i unieruchomiona. Podszedł do niej śmierciożerca, który przed momentem uderzył ją w twarz. Chwycił ją za przód szaty i zaczął okładać jej twarz pięścią. Jak przez mgłę usłyszała wołanie Aurory.
- Ginny! – krzyknęła Aurora i jęknęła z bólu, gdy oberwała silny cios w krzyż. Padła na kolana, ale została pochwycona przez silne ramiona orków i postawiona na nogi. Podbiegł do niej śmierciożerca i zamachnął się. Aurora odchyliła głowę na bok, robiąc unik. Śmierciożerca trafił jednego z orków, który pod siłą ciosu puścił Aurorę, cofnął się o parę kroków i złapał za twarz. Siostra Harry’ego położyła dłoń, uwolnionej przed momentem ręki, na piersi śmierciożercy i szybko ją cofnęła. Serce sługi Voldemorta wyrwało się z jego piersi, rozrywając ją. Aurora uderzyła w gardło orka, który nadal ją trzymał. Ten zakrztusił się i złapał się za szyję, cofając o kilka kroków. Aurora uderzyła go łokciem w pierś, a jego serce wyskoczyło z jego ciała, rozrywając jego plecy. Odwróciła się do orka, który jeszcze parę chwil temu ją trzymał. Ten wyciągnął miecz i zamachnął się. Siostra Harry’ego zrobiła zgrabny unik i wbiła palce w jego szyję, rozrywając mu aortę. Odsunęła się od niego i przystąpiła do kolejnego ataku, gdy oberwała kopniakiem w plecy. Poleciała do przodu, gdzie złapał ją śmierciożerca i uderzył w gardło. Aurora złapała się za szyję, łapiąc oddech. O ironio, wykorzystali jej atak przeciw niej. Jakiś ork wyskoczył do góry i uderzył ją łokciem w czubek głowy, powalając na podłogę. Od razu dopadli do niej inni orkowie i śmierciożercy, kopiąc we wszystkie możliwe części ciała. Nie pomijając niczego. Przy okazji złamali jej kilka żeber i nos. Po kilku chwilach dosyć brutalnie została podniesiona z podłogi i zmuszona, aby uklękła. Obok niej klęczała Ginny z zakrwawioną twarzą.
- Potter! – wrzasnął jeden ze śmierciożerców, a walki od razu ustały i wszyscy zerknęli na nich – Mamy twoją siostrę i przyjaciółkę! Poddajcie się, a one będą żyły!
- Gówno prawda – warknęła Aurora – Za chwilę i tak nas wszystkich zabijecie – rzuciła – Myślisz, że nie wiemy, że Dumbledore pragnie naszej śmierci.
- Skoro tak ładnie prosisz – rzekł jeden z orków.
Przebił mieczem pierś Aurory, która jęknęła z bólu i zdziwienia. W jej oczach zaczęło gasnąć życia, a ork dla pewności poderżnął jej jeszcze gardło. Martwa Aurora opadła na posadzkę, plamiąc ją swoją krwią. Ork stał nad nią z szerokim uśmiechem.
- Nie sądzicie, że tak jest lepiej – rzekł, jakby radośnie – Nie słychać już tego brzęczącego głosu i…
Ork urwał, gdy usłyszał obok siebie wrzask bólu i przerażenia. Spojrzał w bok, a dwóch, płonących śmierciożerców padało martwych na ziemię. Ginny wstała z kolan, a jej ciało świeciło się na czerwono, jakby była zbyt mocno rozgrzana. Zacisnęła pięści i skrzyżowała ramiona na piersi. Harry od razu wiedział co za chwilę się stanie. W mgnieniu oka zareagował. Za pomocą magii przywołał do siebie wszystkich wojowników Klanu i otoczył ich najpotężniejszą barierą ochronną jaką znał.
Ginny uniosła się jakieś dwa cale nad podłogą. Wokół niej pojawiła się ognista kula, a pod jej stopami zaczęła pękać posadzka. Wojownicy Dumbledore’a zaczęli się niepewnie cofać. Po chwili kilku śmierciożerców rzuciło w jej stronę zaklęcia. Ze zdumieniem obserwowali jak kula wchłania ich zaklęcia i się rozrasta. Przełknęli z wysiłkiem ślinę, a w ich oczach pojawił się strach. Ginny wyprostowała ramiona i nastąpiła silna eksplozja, która sprawiła, że ziemia się zatrzęsła. Śmierciożercy i orkowie wydali z siebie wrzaski bólu i przerażenia. Gdy dym po eksplozji zaczął powoli opadać, Harry cofnął osłonę. Ostrze jego miecza uderzyło w podłogę i powoli szedł w stronę cicho pojękującego orka, który z wysiłkiem na niego spojrzał.
- Ciesz się – rzekł Harry, patrząc na niego – Nie dożyjesz upadku Nieśmiertelnych.
Zamachnął się i uciął głowę orkowie.

- Rzucę wyzwanie Dumbledore’owie – rzekł Harry, patrząc na przyjaciół – Na pewno pomyśli, że będę uczciwie walczył. Wy w tym czasie zabijecie pozostałych dowódców Nieśmiertelnych. Niech wiedzą, że nas nie należy drażnić.

8 komentarzy:

  1. Super! Czekam na kontynuację !:))

    OdpowiedzUsuń
  2. Super, czekałem na kolejną część i było warto.
    Drobne niedopowiedzenie tylko było: "a w oddali, tuż przy unosił się gęsty dym"- tuż przy... czym?

    OdpowiedzUsuń
  3. Kiedy następny rozdział?

    OdpowiedzUsuń