Nad Hogsmeade powoli
wschodziło słońce, a z dala słychać było uderzanie ciężkich młotów. Dumbledore
krążył po obozie tuż pod Hogsmeade. Zebrali wszystkie siły jakie mieli, więc
potrzebowali bardzo wiele miejsca. Wampiry były już w swoich kwaterach i czekali
na rozkazy. Dumbledore w tej chwili żałował, że Snape jest po przeciwnej
stronie. Teraz by mu się przydał bardzo wybitny mistrz eliksirów, którym bez
wątpienia był były nauczyciel eliksirów. Widział jak wampiry z Klanu Lordów
chodzą, gdy słońce święciło. Wątpił, aby uzyskali taki stan bez pomocy jakiegoś
eliksiru. Tylko nie miał pojęcia jak go przyrządzić. Znał wiele książek na ten
temat, ale w żadnej z nich nie znalazł odpowiedniej receptury.
- Dumbledore – podszedł
do niego wzburzony Slytherin – Powiedz mi dlaczego?
- Co dlaczego? –
zaciekawił się stary nauczyciel.
- Dlaczego chcesz
rozmawiać z Klanem przed bitwą? Mamy przewagę nad nimi i zwycięstwo jest nasze
– powiedział Slytherin, a w jego głosie słychać było jeszcze większe wzburzenie
niż przed momentem.
- Taka jest tradycja –
odpowiedział Dumbledore – To po pierwsze. Po drugie: zebraliśmy tu całą naszą
armię. Jeśli ją ujrzą, istnieje możliwość, że się poddadzą bez jakiekolwiek
walki. Po trzecie: wśród Klanu Lordów jest bardzo wielu wybitnych wojowników.
Szkoda byłoby ich pozabijać, zanim nie spróbujemy ich przeciągnąć na naszą
stronę.
Slytherin zamrugał
powiekami i spojrzał nieco speszony na Dumbledore’a, a następnie pochylił
pokornie głowę jak dziecko, które narozrabiało.
- Masz rację, Dumbledore
– rzekł – Nie pomyślałem o tym. Proszę, wybacz mi moją ignorancję.
- Dlatego to ja, mój
brat i Grindewald jesteśmy głównymi dowódcami, a nie ty czy Voldemort – odrzekł
Dumbledore z uśmiechem zadowolenia – A teraz mi wybacz… Czas na mnie. Musze
udać się do Hogsmeade na rozmowy.
Dumbledore ruszył w
stronę jedynej magicznej wioski w Wielkiej Brytanii. Tuż przed jej granicą stał
jego brat oraz Grindewald. Zerknęli na czarodzieja i w trójkę ruszyli do
centrum wioski, gdzie umówili się z Harrym. Po kilku krótkich chwilach dotarli
do centrum. Kapitan już na nich czekał. Co było zadziwiające był sam.
Dumbledore zaczął uważnie obserwować uważnie pobliskie budynki. Czuł, że gdzieś
tu są przyjaciele Harry’ego.
- Potter, sam
przyszedłeś? – zapytał Grindewald.
- Być może –
odpowiedział lakonicznie Harry – Mam wystarczająco siły, aby całą waszą trójkę
pokonać, więc nie potrzebuję pomocy nikogo.
- Takiś pewny? –
zapytał Aberforth, przybierając pozycję do ataku. Odskoczył do tyłu, gdy jedna
ze strzał wbijał się w ziemię tuż przed jego stopami. Szybko rozejrzał się
wokół, jednak nikogo nie zauważył.
- Więc jednak nie
przyszedłeś sam – zauważył Grindewald, co nie było aż takie trudne – Cóż… Z
przykrością stwierdzam, że wybrałeś kiepskiego strzelca.
- Och, nie Gellercie –
odezwał się Dumbledore – Widziałem w akcji łuczników Klanu. Jeśli ten nie
trafił mojego brata to tylko dlatego, że tego chcieli, a nie, że jest kiepski.
- Widzę, profesorze, że
nie stracił pan swojego niezwykłego talentu do obserwacji – stwierdził Harry –
Jednak przejdźmy do spraw, dla której tutaj się spotykamy. Jak rozumiem,
pragniecie nas namówić, abyśmy się poddali, prawda?
- Owszem – przyznał
Dumbledore – Nie należysz do głupców, więc widzisz, że mamy przewagę w
liczebności. Niezależnie od tego jak wspaniałe macie umiejętności i tak
przegracie.
- Widzę, że niczego pan
się nie nauczył – rzekł pogardliwie Harry i jakby z naganną w głosie – Po
siedmiu latach nieobecności pokazałem się panu i pańskiemu Kręgowi. Ostrzegłem
przed atakiem o go dokonałem, a jednak, mimo przewagi liczebnej, którą się pan
tak szczyci, i tak wygraliśmy. Czy sądzi pan, że jesteśmy aż takimi głupcami,
aby stanąć do walki, nie mając odpowiedniej broni do pokonania pana i pańskiej
organizacji?
- To tylko przechwałki
– rzekł Grindewald – Sądzisz, że jesteś w stanie nas pokonać, Potter?
- Już to udowodniłem –
odpowiedział Harry i spojrzał na czarnoksiężnika – To ja mam kontrolę nad
Hogwartem, a nie wy.
- Niedługo się to
zmieni – rzekł brat Dumbledore – Jesteście zbyt słabi, aby utrzymać Hogwart.
- Zobaczymy – rzekł
Kapitan, odwracając się i udając się w stronę zamku.
- Czy mam rozumieć, że
się nie poddajesz? – zapytał z udawaną uprzejmością Dumbledore, a Harry się
zatrzymał – Pamiętaj, że od tej decyzji nie będzie odwrotu. Gdy wrócisz do zamku,
oznaczać to będzie waszą klęskę.
- Klęska nadejdzie gdy moja wiara w
zwycięstwo zwątpię – odrzekł Harry – Do zobaczenia na polu bitwy.
Słońce wysoko wisiało
nad Hogsmeade. Mimo to, wokół wisiała gęsta mgła. Slytherina i La Fray wraz z
inferusami i dementorami wchodzili do magicznej wioski. Każdy od razu
założyłby, że ów mgła jest efektem pojawianie się dementorów. Jednak ów demony
wyglądały na zaniepokojone pojawieniem się tej mgły. Slytherin zacisnął lewą
dłoń i szybko wyprostował palce, wyczarowując zieloną kulę, która miała
oświetlić ulicę. Jednak kula dawała światło jedynie na dwie stopy. Nic więcej
nie widzieli.
- Co to ma znaczyć? – zapytał
Slytherin.
La Fray podniosła prawą
dłoń i zaczęła coś mruczeć pod nosem, zamykając oczy. Po kilku chwilach
otworzyła oczy i zaklęła.
- Nie mogę w to
uwierzyć – powiedziała – To zaklęcie zwykle rozmywało wszelkie mgły.
- Jest dobre na słabą
mgłę – usłyszeli z oddali znajomy głos – Jednak ta mgła nie jest stworzona
przez naturę czy dementorów, a przez nas. Będziecie musieli się mocno namęczyć,
aby ją pokonać.
- Jesteście zbyt słabi,
aby nas pokonać – tym razem rozbrzmiał żeński głos.
Zarówno Slytherina jak
i La Fray spojrzeli przed siebie. W oddali zamigotały kontury męskiej i
żeńskiej postaci. Zerwał się delikatny wiatr, który poruszył ich włosami.
Slytherin spojrzał na swoją towarzyszkę i się lekko uśmiechnął, jakby chciał
jej powiedzieć, że wygrali.
- Amanda Potter i
Neville Longbottom – powiedział legendarny przodek Lorda Voldemorta – To taka
jest taktyka Harry’ego Pottera. Wysłać swojego przyjaciela i siostrę jako mięso
armatnie? Sądziłem, że jest bardziej do was przywiązany.
- Umrzesz, Slytherinie,
i to za chwilę – odezwała się Amanda.
- Tak? – zapytał
czarnoksiężnik – To chodź i mnie zabij! – krzyknął.
Slytherin zacisnął
prawą dłoń i cofnął ją za biodro. Następnie wyrzucił ją przed siebie,
wyprostowując wszystkie palce. Z jej wnętrzna buchnął ognisty podmuch, który
podążył w stronę Amandy i Neville’a. Przeleciał między nimi i uderzył w jakiś
budynek, który eksplodował. W powietrzu rozbrzmiały dwa trzaski teleportacyjne,
a przeciwnicy Slytherina i La Fray zniknęli. Oboje zaczęli się nerwowo rozglądać.
Jednak przez długi moment nic się nie działo. Dopiero po chwili za plecami La
Fray rozbrzmiał suchy trzask. Amanda chwyciła ją za szyję i przycisnęła do
swojego barku, a przezroczysty sztylet przyłożyła do jej serca. Slytherin od
razu wycelował w nią wskazującym palcem, a inferusy i demenotry ruszyli ku
niej. Wówczas nastąpił drugi trzask. Pojawił się Neville. Machnął na opak
obiema dłońmi i jakieś jasne światło uderzyło zarówno w podwładnych La Fray jak
i Slytherina. Inferusy i dementorzy się zatrzymali. Po chwili zaczęli atakować
siebie nawzajem, zabijając się.
- Co jest?! – wrzasnął
Slytherina, patrząc jak kolejne inferusy i dementorzy padają martwi – Dlaczego
walczycie ze sobą?! Tam są wasi wrogowie! – wskazał na Neville i Amandę.
- Och, nie wysilaj się,
Salazarze – rzekł Neville – Nie panujecie już nad nimi. Wydałem im rozkaz
destrukcji i go konsekwentnie wykonują.
Slytherin przez kilka
chwil przyglądał się Neville’owi, a następnie wybuchnął śmiechem. Zdawało się,
że Fidelis opowiedział jakiś zabawny dowcip. La Fray również się zaśmiała,
jednak nieco ciszej.
- Myślisz, że to nas
powstrzyma? – zapytał Slytherin – Bo co? Sprawiłeś, że dementorzy i inferusy
rzucili się na siebie? To nie potrwa długo. Uda ci się zniszczyć paru
dementorów i paru inferusów, ale nic więcej nie osiągniesz. Lada moment oboje
będziecie martwi. Potter musi być wielkim głupcem, skoro na nas wysłał tylko
dwójkę czarodziejów. Oj, bardzo niemądrze – Slytherin pomachał na boki
wskazującym palcem – A ty co, Potter? – zwrócił się do Amandy – Myślisz, że tym
scyzorykiem zabijesz Morganę? Może ci twój ukochany braciszek tego nie
powiedział, ale jesteśmy nieśmiertelni. Byle scyzoryk nie jest nam straszny.
- Byle scyzoryk? –
powtórzyła Amanda, delikatnie się uśmiechając – Gryffindor na pewno w
zaświatach ze śmiechu się tarza.
- Co? – zdumiał się
Slyterin.
- To jest jeden z
legendarnych sztyletów Gryffindora – powiedziała Amanda, a Slytherin i La Fray
zbledli – Och, widzę, że was wystraszyłam. Bardzo nie chciałam. W sumie… Nie
wiem czego się boicie. Sztylet Gryffindora nie jest dla was zagrożeniem,
prawda? Przecież to tylko krew jednorożca i łza feniksa. Co wam to może zrobić?
Slytherin zaczął się
powoli cofać, jakby właśnie ujrzał coś przerażającego, a La Fray z sekundy na
sekundę była coraz bardziej blada i drżała, jakby dostała nagle gorączki.
Amanda uprzejmie się uśmiechnęła, jak sprzedawczyni do kilkuletniego dziecka,
któremu podawała lody. Z takim właśnie uśmiechem wbiła sztylet w serce La Fray.
Kobieta wydała z siebie głośny jęk, a z jej ust i oczy wyleciał czarny dym. W
mgnieniu oka się zestarzała i padła martwa na ziemię. Tuż pod stopami Amandy.
Slytherin spojrzał z
przerażeniem na martwą towarzyszkę, na sztylet w ręku Amandy, a następnie na
dwójkę czarodziejów przed nim. Po chwili jednak potrząsnął głową i na jego
twarz wpłynęła nienawiść. Podniósł dłoń i rzucił czarną kulą w ich stronę.
Oboje od razu zniknęli. Nastąpiła eksplozja, która zasłoniła jeszcze bardziej Slytherina.
Usłyszał jakiś hałas za swoimi plecami. Obrócił się w tamtą stronę, rzucając
jakieś zaklęcie. Neville leniwie przechylił głowę, unikając ataku. Złapał ramię
Slytherina. Podskoczył i uderzył łokciem w przedramię czarnoksiężnika, łamiąc
je. Przodek Voldemorta zaryczał z bólu i padł na kolana. Za jego plecami
pojawiła się Amanda, która przyłożyła sztylet do jego gardła.
- Błędem było nas ignorować –
powiedziała i poderżnęła gardło Slytherinowi. Ten padł martwy pod ich stopami.
Rozejrzeli się wokół, jeszcze przez kilka chwil obserwując jak inferusy i
demontorzy nawzajem doprowadzają się do destrukcji, a następnie zniknęli.
Amanda i Neville z
grymasami zadowolenia wrócili do zamku. Kolejny krok ku zwycięstwu został
wykonany. Doskonale sobie zdawali sprawę z tego, że Dumbledore nie przejmie się
unicestwieniem inferusów i dementorów. Spłynie to po nim. Jednak gdy ujrzy
trupy Morgany La Fray i Salazara Slytherina zrozumie, że Klan Lordów jest w
stanie pozbawić go życia. Być może przestraszy się i popełni błąd. Być może
zbyt wiele zaryzykuje. Strach jest złym doradcą. Jedna z niewielu prawd, która
wielokrotnie się spełniła.
- Może napijemy się
wina? – zapytała Amanda, gdy znaleźli się na pierwszym piętrze.
Neville spojrzał na nią
z zaciekawieniem. Wiedział, że siostra Harry’ego me pewien wstręt do alkoholu.
Nie znosiła jego smaku, zapachu i działania. Neville podejrzewał, że to efekt
wieloletniej niewoli. Być może na siłę ją poili i wówczas kazali jej robić
rzeczy, których nienawidziła. Przez kilka chwil jej się przyglądał, aby w końcu
się odezwać:
- Czemu nie. Chętnie
się napiję.
- Doskonale – ucieszyła
się Amanda, prezentując Neville’owi promienny uśmiech – Chodźmy.
Poprowadziła go
korytarzem. Po kilku krótkich chwilach znaleźli się na samym końcu. Amanda
otworzyła drzwi po prawej stronie i gestem Neville’a zaprosiła do środka. Fidelis
skorzystał i wszedł. To był pokój Amandy. Mieszkała tu, dopóki nie utracą
kontroli nad zamkiem. Harry co prawda zakładał, że mogą ją utracić, ale
niewielu było przekonanych do tego.
Neville usiadł na
wygodny, ale już wysłużonym fotelu, przy kominku. Amanda podeszła do barku i
wyjęła z niego dwa kieliszki oraz butelkę czerwonego wina zrobionego przez
skrzaty domowe. Napełniła oba kieliszki i podała jeden z nich Neville’owi,
który z delikatnym uśmiechem go wziął w dłoń, a następnie uniósł, jakby wznosił
toast. Obje jednocześnie przechylili swoje kieliszki i zaczerpnęli trunku.
Amanda, zmysłowo kręcąc
biodrami, podeszła do okna i zaczerpnęła kolejnego łyka z kieliszka,
rozkoszując się winem. Neville zlustrował ją wzrokiem z góry na dół i z
powrotem. Przegryzł wargi i przełknął ślinę, maskując to łykiem wina.
- Znów tam stoją –
powiedziała Amanda.
- Kto? – zaciekawił się
Neville.
- Elfy i centaury –
odpowiedziała – Na skraju Zakazanego Lasu. Od kiedy zdobyliśmy Hogwart stoją
tam w dzień i w nocy. Obserwują nas. Myślisz, że szykują się do ataku?
- Nie są głupi –
stwierdził Neville, podchodząc do Amandy i obejmując ją w pasie. Delikatnie się
uśmiechnął, gdy go nie odtrąciła – Poczekają aż bitwa się zakończy. Wtedy
przejdą do ataku albo i nie.
- Nie sądzisz, że
przyłączą się do Nieśmiertelnych? – zapytała z obawą.
- Nie – rzekł Neville –
Dumbledore na pewno uznałby ich za swoich sprzymierzeńców i zacząłby wydawać im
rozkazy. A elfy i centaury są zbyt dumne, aby służyć takiemu komuś jak
Dumbledore. Chociaż… Nie można wykluczyć, że na pewno kibicują Nieśmiertelnych.
- Dlaczego? – zdziwiła
się Amanda.
- Wyklęte centaury i
elfy przystąpili do nas. Pragną naszej klęski i śmierci – wyjaśnił Fidelis.
- Myślisz, że wierzą,
że przegramy? – zapytała Amanda.
- Wątpię – przyznał
Neville – W pierwszym starciu okazaliśmy się o wiele lepsi niż oni. Na pewno i
elfy i centaury czują, że mamy większe szanse na zwycięstwo.
- Załóżmy, że wygramy –
powiedziała cicho siostra Harry’ego – Na początku, tego jestem pewna, będą nas
wielbić. Wszyscy będą padali nam do stóp. Wszystko co zrobimy zostanie uznane
za świętość, ale z czasem to minie. Znów znajdziemy się na celowniku
ministerstwa. I co wtedy? Znów mamy mieszkać na Marsie?
- A źle ci tam było? –
zapytał Neville, patrząc uważnie na Amandę – Nikt tam nas nie niepokoił. Nie
byliśmy tam ścigani. Mogliśmy sobie w spokoju żyć i nie przejmować się niczym.
To było wspaniałe uczucie, które przeminęło i prędko nie wróci.
- Nie mogę zaprzeczyć,
że czułam się tam wspaniale – odpowiedziała Amanda, nadal patrząc w okno – Nie
musiałam obawiać się, że zza rogu wyskoczy jakiś śmierciożerca czy auror. Nie
musiał bać się wiadomości z „Proroka”. Nie bałam się, że następnego ranka
dowiem się o śmierci jednego z moich przyjaciół czy został chwytany i jest
torturowany. Jednak brakowało mi tam zapachu trawy i szelestu liści. Na Marsie
tego nie doświadczysz.
- Fakt – przyznał
Neville, wstając z miejsca i podchodząc do niej od tyłu, obejmując ją w pasie –
Jednak na Ziemi zrobiło się ciasno dla nas. Jeśli będę musiał znów uciekać na
Marsa, zrobię to.
Amanda odwróciła się w
stronę Neville’a. Odstawiła kieliszek na parapet i delikatnym ruchem wyjęła
kieliszek z dłoni Fidelisa, który postawiła obok swojego. Objęła przyjaciela za
szyję i wspięła się na palce, a następnie go pocałowała.
- Zapomnijmy o
problemach. Są gówno warte – rzuciła Amanda i popchnęła Neville’a, który usiadł
na fotelu. Spojrzał na nią wygłodniałym wzrokiem. Widział w jej oczach to samo
gorące pożądanie, które paliło jego wnętrzności.
Neville chwycił Amandę
za uda i podniósł, a następnie przeniósł na najbliższy parapet. Jego dłonie
przesuwały się po jej udach i pośladkach, mocno zaciskając palce. Zaczął
całować ją po szyi, a jego dłonie znalazły się na jej piersiach, ukrytych pod
cienkim materiałem szaty. W tym czasie Amanda gładziła Neville’a po plecach,
wydając z siebie pomruki zadowolenia. Po chwili zdjęła z niego bluzę, a
czubkami palców zaczęła badać jego umięśnioną klatką piersiową. Neville
ściągnął z niej bluzkę, a następnie rozpiął stanik, który wylądował w kącie
komnaty. Chwycił ją oburącz za piersi i zaczął je ugniatać, aby po chwili
zacząć jej pieścić ustami, całować, przegryzać twarde sutki i lizać. Po chwili
oboje byli już nadzy. Neville podniósł Amandę i przeniósł na łóżko. Położył się
na niej i zaczął całować ją po szyi. Amanda objęła go obiema rękoma i przycisnęła
do siebie. Neville poczuł twarde sutki Amandy na swojej nagiej klatce
piersiowej. Przesunął prawą dłoń od jej szyi, poprzez pierś aż w końcu dotarł
do jej krocza. Zaokrąglonymi ruchami zaczął masować jej mokrą cipkę, aby po
kilku chwilach włożyć w nią dwa palce. Amanda wygięła ciało w łuk i wydała z
siebie głośny jęk, wbijając palce w kark Neville’a.
Po kilku chwilach
Fidelis wyjął palce z mokrego wnętrza Amandy. Zacisnął dłoń na jej udzie, aby
po momencie przesunąć w stronę pośladków, zostawiając na jej nagim ciele mokre
śladów jej soków. Siostra Harry’ego chwyciła go za twardego penisa i zaczęła po
nim energicznie poruszać dłonią. Neville zamknął oczy, pochylił głowę i cicho
westchnął z podniecenia. Ruchy Amandy były coraz bardziej energicznie, a
odgłosy Fidelisa były coraz głośniejsze. Po chwili siostra Harry’ego rozłożyła
szeroko nogi i wsadziła w siebie twardego penisa Neville’a, wydając przy tym
cichy jęk, który próbowała powstrzymać. Fidelis lewą dłoń zacisnął na jej
pośladku, a prawą na nagiej piersi. Zaczął delikatnie całować ją po szyi.
Następnie zaczął poruszać się w przód oraz w tył, a Amanda ponownie wbiła w
niego paznokcie. Tym razem w plecy. Z każdą kolejną sekundą ruchy Neville’a
były coraz bardziej energiczne, a Amanda wydawała z siebie coraz głośniejsze
jęki. Po upływie paru chwil jądra Fidelisa zaczęły uderzać w nagie ciało
przyjaciółki. Jego oddech był coraz głośniejszy. Przesunął prawą dłoń na jej
pośladek i przycisnął ją mocniej do siebie. Amanda objęła go nogami w biodrach
i mocno zakleszczyła, jakby nie chciała go wypuścić. Coraz mocniej odchylała
głowę do tyłu, a ciało wyginała w łuk. Neville czuł jak nagie piersi Amandy
przyklejają się do jego nagiej piersi. Po kilku chwilach Fidelis wyszedł z niej
i obrócił do siebie plecami. Amanda oparła się na łokciach i wypięła pośladki w
stronę przyjaciela, delikatnie masując lewą dłonią łechtaczkę i wydając przy
tym ciche westchnięcia. Fidelis złapał ją oburącz za pośladki i odciągnął je na
bok. Zaczął się o nie ocierać swoim twardym kutasem, a po momencie złapał go i
wsadził w jej mokrą cipkę. Amanda wydała z siebie jęk, odchylając głowę do
tyłu. Neville zacisnął palce na jej lewym pośladku, a prawą dłonią złapał ją za
włosy. Zaczął energicznie poruszać biodrami w tył i w przód, uderzając jądrami
o jej uda, jednocześnie wsłuchując się w jej odgłosy podniecenia. Następnie
umieścił obie dłonie na biodrach swojej przyjaciółki, a jego ruchy stały się
mocniejsze. Po kilku chwilach pochylił się i chwycił ją oburącz za nagie piersi.
Zaczął je mocno ugniatać, a Amanda poczuła jego szybki i ciepły oddech na
karku.
Amanda położyła na
brzuchu Neville’a lewą dłoń i odepchnęła go od siebie. Kutas Fidelisa wypadł z
mokrej cipki przyjaciółki. Siostra Harry’ego położyła się na plecach i
rozłożyła szeroko nogi, dwoma palcami prawej dłoni rozszerzyła swoje wargi
sromowe, a dwa palce lewej wsadziła w mokrą cipkę i zaczęła się masturbować.
Wydawała przy tym głośne jęki i wyginała ciało w łuk. Neville wycelował w jej
nagie piersi czubek swojego twardego kutasa. Zaczął go energicznie pocierając,
wydając przy tym westchnięcia zadowolenia i odchylając głowę do tyłu. Po paru chwilach
Neville głośno jęknął, a jego sperma „ozdobiła” nagie piersi Amandy. Siostra
Harry’ego jeszcze przez parę chwil masturbowała się, a następnie wydała z
siebie przydługi jęk spełnienia.
Nadzy Amanda i Neville
leżeli obok siebie na łóżku, a ich źrenice wpatrzone były w ciemny sufit nad
nimi. Oboje zastanawiali się nad tym jak potoczy się nadchodząca bitwa. Bali
się śmierci. Jak każdy z wojowników Klanu. Nauczyli się jednak ukrywać to przed
innymi. Wszyscy posiedli tą umiejętność.
- Obiecaj mi coś,
Neville – powiedziała Amanda.
- Co? – zaciekawił się.
- Nie płacz po mnie.
Zbyt wiele zła wyrządziłam.
- Tak samo jak ja –
mruknął Neville, patrząc na nią – Świat po nas nie zapłacze. W przeciwieństwie
do naszych rodzin i przyjaciół.
No nareszcie ! Super!
OdpowiedzUsuńyeah ! i jest trochę erotyki !
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział:))
Mega fajny blog. Historia opowiedziana na nim jest bardzo ciekawa, duży talent i wyobraźnia autora pozwoliła na stworzenie interesującej opowieści (i to pomijając wątki erotyczne). Przypadkowo wpadłem na blog i nie wyszedłem z niego dopóki nie przeczytałem wszystkiego. Naprawdę super!
OdpowiedzUsuńSorki za zdublowanie komentarza.
Czekam na nexta! Super!
OdpowiedzUsuńKiedy następny?
OdpowiedzUsuńCzemu nie dodajesz już zapowiedzi??
OdpowiedzUsuńKiedy coś dodasz??
OdpowiedzUsuńKiedy next?
OdpowiedzUsuń