Translate

niedziela, 31 sierpnia 2014

43. Klan Lordów 14

Nad Hogsmeade powoli wschodziło słońce, a z dala słychać było uderzanie ciężkich młotów. Dumbledore krążył po obozie tuż pod Hogsmeade. Zebrali wszystkie siły jakie mieli, więc potrzebowali bardzo wiele miejsca. Wampiry były już w swoich kwaterach i czekali na rozkazy. Dumbledore w tej chwili żałował, że Snape jest po przeciwnej stronie. Teraz by mu się przydał bardzo wybitny mistrz eliksirów, którym bez wątpienia był były nauczyciel eliksirów. Widział jak wampiry z Klanu Lordów chodzą, gdy słońce święciło. Wątpił, aby uzyskali taki stan bez pomocy jakiegoś eliksiru. Tylko nie miał pojęcia jak go przyrządzić. Znał wiele książek na ten temat, ale w żadnej z nich nie znalazł odpowiedniej receptury.
- Dumbledore – podszedł do niego wzburzony Slytherin – Powiedz mi dlaczego?
- Co dlaczego? – zaciekawił się stary nauczyciel.
- Dlaczego chcesz rozmawiać z Klanem przed bitwą? Mamy przewagę nad nimi i zwycięstwo jest nasze – powiedział Slytherin, a w jego głosie słychać było jeszcze większe wzburzenie niż przed momentem.
- Taka jest tradycja – odpowiedział Dumbledore – To po pierwsze. Po drugie: zebraliśmy tu całą naszą armię. Jeśli ją ujrzą, istnieje możliwość, że się poddadzą bez jakiekolwiek walki. Po trzecie: wśród Klanu Lordów jest bardzo wielu wybitnych wojowników. Szkoda byłoby ich pozabijać, zanim nie spróbujemy ich przeciągnąć na naszą stronę.
Slytherin zamrugał powiekami i spojrzał nieco speszony na Dumbledore’a, a następnie pochylił pokornie głowę jak dziecko, które narozrabiało.
- Masz rację, Dumbledore – rzekł – Nie pomyślałem o tym. Proszę, wybacz mi moją ignorancję.
- Dlatego to ja, mój brat i Grindewald jesteśmy głównymi dowódcami, a nie ty czy Voldemort – odrzekł Dumbledore z uśmiechem zadowolenia – A teraz mi wybacz… Czas na mnie. Musze udać się do Hogsmeade na rozmowy.
Dumbledore ruszył w stronę jedynej magicznej wioski w Wielkiej Brytanii. Tuż przed jej granicą stał jego brat oraz Grindewald. Zerknęli na czarodzieja i w trójkę ruszyli do centrum wioski, gdzie umówili się z Harrym. Po kilku krótkich chwilach dotarli do centrum. Kapitan już na nich czekał. Co było zadziwiające był sam. Dumbledore zaczął uważnie obserwować uważnie pobliskie budynki. Czuł, że gdzieś tu są przyjaciele Harry’ego.
- Potter, sam przyszedłeś? – zapytał Grindewald.
- Być może – odpowiedział lakonicznie Harry – Mam wystarczająco siły, aby całą waszą trójkę pokonać, więc nie potrzebuję pomocy nikogo.
- Takiś pewny? – zapytał Aberforth, przybierając pozycję do ataku. Odskoczył do tyłu, gdy jedna ze strzał wbijał się w ziemię tuż przed jego stopami. Szybko rozejrzał się wokół, jednak nikogo nie zauważył.
- Więc jednak nie przyszedłeś sam – zauważył Grindewald, co nie było aż takie trudne – Cóż… Z przykrością stwierdzam, że wybrałeś kiepskiego strzelca.
- Och, nie Gellercie – odezwał się Dumbledore – Widziałem w akcji łuczników Klanu. Jeśli ten nie trafił mojego brata to tylko dlatego, że tego chcieli, a nie, że jest kiepski.
- Widzę, profesorze, że nie stracił pan swojego niezwykłego talentu do obserwacji – stwierdził Harry – Jednak przejdźmy do spraw, dla której tutaj się spotykamy. Jak rozumiem, pragniecie nas namówić, abyśmy się poddali, prawda?
- Owszem – przyznał Dumbledore – Nie należysz do głupców, więc widzisz, że mamy przewagę w liczebności. Niezależnie od tego jak wspaniałe macie umiejętności i tak przegracie.
- Widzę, że niczego pan się nie nauczył – rzekł pogardliwie Harry i jakby z naganną w głosie – Po siedmiu latach nieobecności pokazałem się panu i pańskiemu Kręgowi. Ostrzegłem przed atakiem o go dokonałem, a jednak, mimo przewagi liczebnej, którą się pan tak szczyci, i tak wygraliśmy. Czy sądzi pan, że jesteśmy aż takimi głupcami, aby stanąć do walki, nie mając odpowiedniej broni do pokonania pana i pańskiej organizacji?
- To tylko przechwałki – rzekł Grindewald – Sądzisz, że jesteś w stanie nas pokonać, Potter?
- Już to udowodniłem – odpowiedział Harry i spojrzał na czarnoksiężnika – To ja mam kontrolę nad Hogwartem, a nie wy.
- Niedługo się to zmieni – rzekł brat Dumbledore – Jesteście zbyt słabi, aby utrzymać Hogwart.
- Zobaczymy – rzekł Kapitan, odwracając się i udając się w stronę zamku.
- Czy mam rozumieć, że się nie poddajesz? – zapytał z udawaną uprzejmością Dumbledore, a Harry się zatrzymał – Pamiętaj, że od tej decyzji nie będzie odwrotu. Gdy wrócisz do zamku, oznaczać to będzie waszą klęskę.
- Klęska nadejdzie gdy moja wiara w zwycięstwo zwątpię – odrzekł Harry – Do zobaczenia na polu bitwy.
Słońce wysoko wisiało nad Hogsmeade. Mimo to, wokół wisiała gęsta mgła. Slytherina i La Fray wraz z inferusami i dementorami wchodzili do magicznej wioski. Każdy od razu założyłby, że ów mgła jest efektem pojawianie się dementorów. Jednak ów demony wyglądały na zaniepokojone pojawieniem się tej mgły. Slytherin zacisnął lewą dłoń i szybko wyprostował palce, wyczarowując zieloną kulę, która miała oświetlić ulicę. Jednak kula dawała światło jedynie na dwie stopy. Nic więcej nie widzieli.
- Co to ma znaczyć? – zapytał Slytherin.
La Fray podniosła prawą dłoń i zaczęła coś mruczeć pod nosem, zamykając oczy. Po kilku chwilach otworzyła oczy i zaklęła.
- Nie mogę w to uwierzyć – powiedziała – To zaklęcie zwykle rozmywało wszelkie mgły.
- Jest dobre na słabą mgłę – usłyszeli z oddali znajomy głos – Jednak ta mgła nie jest stworzona przez naturę czy dementorów, a przez nas. Będziecie musieli się mocno namęczyć, aby ją pokonać.
- Jesteście zbyt słabi, aby nas pokonać – tym razem rozbrzmiał żeński głos.
Zarówno Slytherina jak i La Fray spojrzeli przed siebie. W oddali zamigotały kontury męskiej i żeńskiej postaci. Zerwał się delikatny wiatr, który poruszył ich włosami. Slytherin spojrzał na swoją towarzyszkę i się lekko uśmiechnął, jakby chciał jej powiedzieć, że wygrali.
- Amanda Potter i Neville Longbottom – powiedział legendarny przodek Lorda Voldemorta – To taka jest taktyka Harry’ego Pottera. Wysłać swojego przyjaciela i siostrę jako mięso armatnie? Sądziłem, że jest bardziej do was przywiązany.
- Umrzesz, Slytherinie, i to za chwilę – odezwała się Amanda.
- Tak? – zapytał czarnoksiężnik – To chodź i mnie zabij! – krzyknął.
Slytherin zacisnął prawą dłoń i cofnął ją za biodro. Następnie wyrzucił ją przed siebie, wyprostowując wszystkie palce. Z jej wnętrzna buchnął ognisty podmuch, który podążył w stronę Amandy i Neville’a. Przeleciał między nimi i uderzył w jakiś budynek, który eksplodował. W powietrzu rozbrzmiały dwa trzaski teleportacyjne, a przeciwnicy Slytherina i La Fray zniknęli. Oboje zaczęli się nerwowo rozglądać. Jednak przez długi moment nic się nie działo. Dopiero po chwili za plecami La Fray rozbrzmiał suchy trzask. Amanda chwyciła ją za szyję i przycisnęła do swojego barku, a przezroczysty sztylet przyłożyła do jej serca. Slytherin od razu wycelował w nią wskazującym palcem, a inferusy i demenotry ruszyli ku niej. Wówczas nastąpił drugi trzask. Pojawił się Neville. Machnął na opak obiema dłońmi i jakieś jasne światło uderzyło zarówno w podwładnych La Fray jak i Slytherina. Inferusy i dementorzy się zatrzymali. Po chwili zaczęli atakować siebie nawzajem, zabijając się.
- Co jest?! – wrzasnął Slytherina, patrząc jak kolejne inferusy i dementorzy padają martwi – Dlaczego walczycie ze sobą?! Tam są wasi wrogowie! – wskazał na Neville i Amandę.
- Och, nie wysilaj się, Salazarze – rzekł Neville – Nie panujecie już nad nimi. Wydałem im rozkaz destrukcji i go konsekwentnie wykonują.
Slytherin przez kilka chwil przyglądał się Neville’owi, a następnie wybuchnął śmiechem. Zdawało się, że Fidelis opowiedział jakiś zabawny dowcip. La Fray również się zaśmiała, jednak nieco ciszej.
- Myślisz, że to nas powstrzyma? – zapytał Slytherin – Bo co? Sprawiłeś, że dementorzy i inferusy rzucili się na siebie? To nie potrwa długo. Uda ci się zniszczyć paru dementorów i paru inferusów, ale nic więcej nie osiągniesz. Lada moment oboje będziecie martwi. Potter musi być wielkim głupcem, skoro na nas wysłał tylko dwójkę czarodziejów. Oj, bardzo niemądrze – Slytherin pomachał na boki wskazującym palcem – A ty co, Potter? – zwrócił się do Amandy – Myślisz, że tym scyzorykiem zabijesz Morganę? Może ci twój ukochany braciszek tego nie powiedział, ale jesteśmy nieśmiertelni. Byle scyzoryk nie jest nam straszny.
- Byle scyzoryk? – powtórzyła Amanda, delikatnie się uśmiechając – Gryffindor na pewno w zaświatach ze śmiechu się tarza.
- Co? – zdumiał się Slyterin.
- To jest jeden z legendarnych sztyletów Gryffindora – powiedziała Amanda, a Slytherin i La Fray zbledli – Och, widzę, że was wystraszyłam. Bardzo nie chciałam. W sumie… Nie wiem czego się boicie. Sztylet Gryffindora nie jest dla was zagrożeniem, prawda? Przecież to tylko krew jednorożca i łza feniksa. Co wam to może zrobić?
Slytherin zaczął się powoli cofać, jakby właśnie ujrzał coś przerażającego, a La Fray z sekundy na sekundę była coraz bardziej blada i drżała, jakby dostała nagle gorączki. Amanda uprzejmie się uśmiechnęła, jak sprzedawczyni do kilkuletniego dziecka, któremu podawała lody. Z takim właśnie uśmiechem wbiła sztylet w serce La Fray. Kobieta wydała z siebie głośny jęk, a z jej ust i oczy wyleciał czarny dym. W mgnieniu oka się zestarzała i padła martwa na ziemię. Tuż pod stopami Amandy.
Slytherin spojrzał z przerażeniem na martwą towarzyszkę, na sztylet w ręku Amandy, a następnie na dwójkę czarodziejów przed nim. Po chwili jednak potrząsnął głową i na jego twarz wpłynęła nienawiść. Podniósł dłoń i rzucił czarną kulą w ich stronę. Oboje od razu zniknęli. Nastąpiła eksplozja, która zasłoniła jeszcze bardziej Slytherina. Usłyszał jakiś hałas za swoimi plecami. Obrócił się w tamtą stronę, rzucając jakieś zaklęcie. Neville leniwie przechylił głowę, unikając ataku. Złapał ramię Slytherina. Podskoczył i uderzył łokciem w przedramię czarnoksiężnika, łamiąc je. Przodek Voldemorta zaryczał z bólu i padł na kolana. Za jego plecami pojawiła się Amanda, która przyłożyła sztylet do jego gardła.
- Błędem było nas ignorować – powiedziała i poderżnęła gardło Slytherinowi. Ten padł martwy pod ich stopami. Rozejrzeli się wokół, jeszcze przez kilka chwil obserwując jak inferusy i demontorzy nawzajem doprowadzają się do destrukcji, a następnie zniknęli.
Amanda i Neville z grymasami zadowolenia wrócili do zamku. Kolejny krok ku zwycięstwu został wykonany. Doskonale sobie zdawali sprawę z tego, że Dumbledore nie przejmie się unicestwieniem inferusów i dementorów. Spłynie to po nim. Jednak gdy ujrzy trupy Morgany La Fray i Salazara Slytherina zrozumie, że Klan Lordów jest w stanie pozbawić go życia. Być może przestraszy się i popełni błąd. Być może zbyt wiele zaryzykuje. Strach jest złym doradcą. Jedna z niewielu prawd, która wielokrotnie się spełniła.
- Może napijemy się wina? – zapytała Amanda, gdy znaleźli się na pierwszym piętrze.
Neville spojrzał na nią z zaciekawieniem. Wiedział, że siostra Harry’ego me pewien wstręt do alkoholu. Nie znosiła jego smaku, zapachu i działania. Neville podejrzewał, że to efekt wieloletniej niewoli. Być może na siłę ją poili i wówczas kazali jej robić rzeczy, których nienawidziła. Przez kilka chwil jej się przyglądał, aby w końcu się odezwać:
- Czemu nie. Chętnie się napiję.
- Doskonale – ucieszyła się Amanda, prezentując Neville’owi promienny uśmiech – Chodźmy.
Poprowadziła go korytarzem. Po kilku krótkich chwilach znaleźli się na samym końcu. Amanda otworzyła drzwi po prawej stronie i gestem Neville’a zaprosiła do środka. Fidelis skorzystał i wszedł. To był pokój Amandy. Mieszkała tu, dopóki nie utracą kontroli nad zamkiem. Harry co prawda zakładał, że mogą ją utracić, ale niewielu było przekonanych do tego.
Neville usiadł na wygodny, ale już wysłużonym fotelu, przy kominku. Amanda podeszła do barku i wyjęła z niego dwa kieliszki oraz butelkę czerwonego wina zrobionego przez skrzaty domowe. Napełniła oba kieliszki i podała jeden z nich Neville’owi, który z delikatnym uśmiechem go wziął w dłoń, a następnie uniósł, jakby wznosił toast. Obje jednocześnie przechylili swoje kieliszki i zaczerpnęli trunku.
Amanda, zmysłowo kręcąc biodrami, podeszła do okna i zaczerpnęła kolejnego łyka z kieliszka, rozkoszując się winem. Neville zlustrował ją wzrokiem z góry na dół i z powrotem. Przegryzł wargi i przełknął ślinę, maskując to łykiem wina.
- Znów tam stoją – powiedziała Amanda.
- Kto? – zaciekawił się Neville.
- Elfy i centaury – odpowiedziała – Na skraju Zakazanego Lasu. Od kiedy zdobyliśmy Hogwart stoją tam w dzień i w nocy. Obserwują nas. Myślisz, że szykują się do ataku?
- Nie są głupi – stwierdził Neville, podchodząc do Amandy i obejmując ją w pasie. Delikatnie się uśmiechnął, gdy go nie odtrąciła – Poczekają aż bitwa się zakończy. Wtedy przejdą do ataku albo i nie.
- Nie sądzisz, że przyłączą się do Nieśmiertelnych? – zapytała z obawą.
- Nie – rzekł Neville – Dumbledore na pewno uznałby ich za swoich sprzymierzeńców i zacząłby wydawać im rozkazy. A elfy i centaury są zbyt dumne, aby służyć takiemu komuś jak Dumbledore. Chociaż… Nie można wykluczyć, że na pewno kibicują Nieśmiertelnych.
- Dlaczego? – zdziwiła się Amanda.
- Wyklęte centaury i elfy przystąpili do nas. Pragną naszej klęski i śmierci – wyjaśnił Fidelis.
- Myślisz, że wierzą, że przegramy? – zapytała Amanda.
- Wątpię – przyznał Neville – W pierwszym starciu okazaliśmy się o wiele lepsi niż oni. Na pewno i elfy i centaury czują, że mamy większe szanse na zwycięstwo.
- Załóżmy, że wygramy – powiedziała cicho siostra Harry’ego – Na początku, tego jestem pewna, będą nas wielbić. Wszyscy będą padali nam do stóp. Wszystko co zrobimy zostanie uznane za świętość, ale z czasem to minie. Znów znajdziemy się na celowniku ministerstwa. I co wtedy? Znów mamy mieszkać na Marsie?
- A źle ci tam było? – zapytał Neville, patrząc uważnie na Amandę – Nikt tam nas nie niepokoił. Nie byliśmy tam ścigani. Mogliśmy sobie w spokoju żyć i nie przejmować się niczym. To było wspaniałe uczucie, które przeminęło i prędko nie wróci.
- Nie mogę zaprzeczyć, że czułam się tam wspaniale – odpowiedziała Amanda, nadal patrząc w okno – Nie musiałam obawiać się, że zza rogu wyskoczy jakiś śmierciożerca czy auror. Nie musiał bać się wiadomości z „Proroka”. Nie bałam się, że następnego ranka dowiem się o śmierci jednego z moich przyjaciół czy został chwytany i jest torturowany. Jednak brakowało mi tam zapachu trawy i szelestu liści. Na Marsie tego nie doświadczysz.
- Fakt – przyznał Neville, wstając z miejsca i podchodząc do niej od tyłu, obejmując ją w pasie – Jednak na Ziemi zrobiło się ciasno dla nas. Jeśli będę musiał znów uciekać na Marsa, zrobię to.
Amanda odwróciła się w stronę Neville’a. Odstawiła kieliszek na parapet i delikatnym ruchem wyjęła kieliszek z dłoni Fidelisa, który postawiła obok swojego. Objęła przyjaciela za szyję i wspięła się na palce, a następnie go pocałowała.
- Zapomnijmy o problemach. Są gówno warte – rzuciła Amanda i popchnęła Neville’a, który usiadł na fotelu. Spojrzał na nią wygłodniałym wzrokiem. Widział w jej oczach to samo gorące pożądanie, które paliło jego wnętrzności.
Neville chwycił Amandę za uda i podniósł, a następnie przeniósł na najbliższy parapet. Jego dłonie przesuwały się po jej udach i pośladkach, mocno zaciskając palce. Zaczął całować ją po szyi, a jego dłonie znalazły się na jej piersiach, ukrytych pod cienkim materiałem szaty. W tym czasie Amanda gładziła Neville’a po plecach, wydając z siebie pomruki zadowolenia. Po chwili zdjęła z niego bluzę, a czubkami palców zaczęła badać jego umięśnioną klatką piersiową. Neville ściągnął z niej bluzkę, a następnie rozpiął stanik, który wylądował w kącie komnaty. Chwycił ją oburącz za piersi i zaczął je ugniatać, aby po chwili zacząć jej pieścić ustami, całować, przegryzać twarde sutki i lizać. Po chwili oboje byli już nadzy. Neville podniósł Amandę i przeniósł na łóżko. Położył się na niej i zaczął całować ją po szyi. Amanda objęła go obiema rękoma i przycisnęła do siebie. Neville poczuł twarde sutki Amandy na swojej nagiej klatce piersiowej. Przesunął prawą dłoń od jej szyi, poprzez pierś aż w końcu dotarł do jej krocza. Zaokrąglonymi ruchami zaczął masować jej mokrą cipkę, aby po kilku chwilach włożyć w nią dwa palce. Amanda wygięła ciało w łuk i wydała z siebie głośny jęk, wbijając palce w kark Neville’a.
Po kilku chwilach Fidelis wyjął palce z mokrego wnętrza Amandy. Zacisnął dłoń na jej udzie, aby po momencie przesunąć w stronę pośladków, zostawiając na jej nagim ciele mokre śladów jej soków. Siostra Harry’ego chwyciła go za twardego penisa i zaczęła po nim energicznie poruszać dłonią. Neville zamknął oczy, pochylił głowę i cicho westchnął z podniecenia. Ruchy Amandy były coraz bardziej energicznie, a odgłosy Fidelisa były coraz głośniejsze. Po chwili siostra Harry’ego rozłożyła szeroko nogi i wsadziła w siebie twardego penisa Neville’a, wydając przy tym cichy jęk, który próbowała powstrzymać. Fidelis lewą dłoń zacisnął na jej pośladku, a prawą na nagiej piersi. Zaczął delikatnie całować ją po szyi. Następnie zaczął poruszać się w przód oraz w tył, a Amanda ponownie wbiła w niego paznokcie. Tym razem w plecy. Z każdą kolejną sekundą ruchy Neville’a były coraz bardziej energiczne, a Amanda wydawała z siebie coraz głośniejsze jęki. Po upływie paru chwil jądra Fidelisa zaczęły uderzać w nagie ciało przyjaciółki. Jego oddech był coraz głośniejszy. Przesunął prawą dłoń na jej pośladek i przycisnął ją mocniej do siebie. Amanda objęła go nogami w biodrach i mocno zakleszczyła, jakby nie chciała go wypuścić. Coraz mocniej odchylała głowę do tyłu, a ciało wyginała w łuk. Neville czuł jak nagie piersi Amandy przyklejają się do jego nagiej piersi. Po kilku chwilach Fidelis wyszedł z niej i obrócił do siebie plecami. Amanda oparła się na łokciach i wypięła pośladki w stronę przyjaciela, delikatnie masując lewą dłonią łechtaczkę i wydając przy tym ciche westchnięcia. Fidelis złapał ją oburącz za pośladki i odciągnął je na bok. Zaczął się o nie ocierać swoim twardym kutasem, a po momencie złapał go i wsadził w jej mokrą cipkę. Amanda wydała z siebie jęk, odchylając głowę do tyłu. Neville zacisnął palce na jej lewym pośladku, a prawą dłonią złapał ją za włosy. Zaczął energicznie poruszać biodrami w tył i w przód, uderzając jądrami o jej uda, jednocześnie wsłuchując się w jej odgłosy podniecenia. Następnie umieścił obie dłonie na biodrach swojej przyjaciółki, a jego ruchy stały się mocniejsze. Po kilku chwilach pochylił się i chwycił ją oburącz za nagie piersi. Zaczął je mocno ugniatać, a Amanda poczuła jego szybki i ciepły oddech na karku.
Amanda położyła na brzuchu Neville’a lewą dłoń i odepchnęła go od siebie. Kutas Fidelisa wypadł z mokrej cipki przyjaciółki. Siostra Harry’ego położyła się na plecach i rozłożyła szeroko nogi, dwoma palcami prawej dłoni rozszerzyła swoje wargi sromowe, a dwa palce lewej wsadziła w mokrą cipkę i zaczęła się masturbować. Wydawała przy tym głośne jęki i wyginała ciało w łuk. Neville wycelował w jej nagie piersi czubek swojego twardego kutasa. Zaczął go energicznie pocierając, wydając przy tym westchnięcia zadowolenia i odchylając głowę do tyłu. Po paru chwilach Neville głośno jęknął, a jego sperma „ozdobiła” nagie piersi Amandy. Siostra Harry’ego jeszcze przez parę chwil masturbowała się, a następnie wydała z siebie przydługi jęk spełnienia.
Nadzy Amanda i Neville leżeli obok siebie na łóżku, a ich źrenice wpatrzone były w ciemny sufit nad nimi. Oboje zastanawiali się nad tym jak potoczy się nadchodząca bitwa. Bali się śmierci. Jak każdy z wojowników Klanu. Nauczyli się jednak ukrywać to przed innymi. Wszyscy posiedli tą umiejętność.
- Obiecaj mi coś, Neville – powiedziała Amanda.
- Co? – zaciekawił się.
- Nie płacz po mnie. Zbyt wiele zła wyrządziłam.

- Tak samo jak ja – mruknął Neville, patrząc na nią – Świat po nas nie zapłacze. W przeciwieństwie do naszych rodzin i przyjaciół.

8 komentarzy:

  1. No nareszcie ! Super!

    OdpowiedzUsuń
  2. yeah ! i jest trochę erotyki !
    Świetny rozdział:))

    OdpowiedzUsuń
  3. Mega fajny blog. Historia opowiedziana na nim jest bardzo ciekawa, duży talent i wyobraźnia autora pozwoliła na stworzenie interesującej opowieści (i to pomijając wątki erotyczne). Przypadkowo wpadłem na blog i nie wyszedłem z niego dopóki nie przeczytałem wszystkiego. Naprawdę super!

    Sorki za zdublowanie komentarza.

    OdpowiedzUsuń
  4. Czekam na nexta! Super!

    OdpowiedzUsuń
  5. Kiedy następny?

    OdpowiedzUsuń
  6. Czemu nie dodajesz już zapowiedzi??

    OdpowiedzUsuń
  7. Kiedy coś dodasz??

    OdpowiedzUsuń