Jedna z dawno
nieużywanych kryjówek Lorda Voldemorta była wypełniona po brzeg. Krąg
Nieśmiertelnych bardzo boleśnie odczuł poczwórny atak Klanu Lordów. Blaise
siedział po lewej stronie Lorda Voldemorta i uważnie obserwował wszystkich
członków Kręgu. Byli zaniepokojeni tym co się stało. Wręcz przerażeni. Blaise
zastanawiał się co bardziej odczuli – utratę kontroli nad Hogwartem czy może
sromotną porażkę Dumbledore’a z Harrym? Zabini doskonale wiedział, że nikt nie
odpowie mu na to pytanie. Musiał sam tego się domyślić, obserwując uważnie
każdego z nich.
Czarnoskóry mag od razu
zauważył, że zostali wezwani wszyscy najważniejszy członkowie Kręgu
Nieśmiertelnych. Przybył nawet Stalin wraz ze swoją armią. Jakby porzucił na
moment marzenia o zdobyciu słowiańskich państw. Cóż… Przynajmniej Wschodnia
Europa ma czas aby zregenerować siły i wzmocnić mury obronne. Byli już wszyscy.
Brakowało tylko Grindewalda i obu Dumbledore’ów. Blaise wiedział, że musi
wykorzystać ten czas, aby popchnąć Voldemorta do działania.
- Czy tak miała
wyglądać twoja przyszłość, Voldemort? – zapytał cicho.
Wokół rozbrzmiewały
rozmowy, więc nikt nie zwrócił nawet uwagi na to, co powiedział Blaise do
Voldemorta. Sam czarnoksiężnik spojrzał na niego ze zdumieniem.
- Nie rozumiem o czym
mówisz, Pierwszy – rzucił Voldemort.
- Nie udawaj głupca –
Blaise nie miał zamiaru ukrywać swojej złości w głosie – Dumbledore’owie i
Grindewald obiecali wam władzę, bogactwo i wieczne życie. Zapewnili ciebie i
innych, że na świecie nie znajdzie się nikt kto będzie w stanie nam się
sprzeciwić. A tymczasem nie potrafił dopilnować tego, żeby Potterowie i Klan
Lordów byli martwi. Potter bardzo sprytnie oszukał wzrok Dumbledore’a. Oszukał
też nas. Zaufaliśmy nieomylności Dumbledore’a. I to nas zgubiło. Tylko popatrz,
Voldemort, Klan Lordów w jeden dzień odzyskał Hogwart, Hogsmeade i
ministerstwo. Przejął kontrolę nad Pokątną, a po Azkabanie zostały tylko gruzy.
Jakby tego było mało, Dumbledore ledwo żywy wrócił z Hogwartu. Profesor
najlepsza lata ma już za sobą. Czas, aby ktoś inny przejął władzę nad Kręgiem.
- Myślisz, że
Dumbledore jest za słaby? – zapytał Voldemort.
- A nie jest tak? –
zaciekawił się Blaise.
Czarnoskóry czarodziej
uśmiechnął się. Widział jak Voldemort zaczyna się zastanawiać nad jego słowami.
Wiedział jednak, że w tym momencie nie uda mu się doprowadzić do upadku Kręgu
Nieśmiertelnych. Jednak wiedział, że jego słowa zadziałają odpowiednio.
Voldemort przestanie być ufny wobec Dumbledore’ów i Grindewalda. Być może
zacznie planować zamach stanu. Blaise wiedział, że w odpowiednim momencie
będzie musiał podać Voldemortowi narzędzia i popchnąć go do działania. Jednak
jego ruchy mogą doprowadzić do wewnętrznej wojny w Kręgu Nieśmiertelnych. A to
było najważniejsze zadanie Blaise’a. Zjednoczeni Nieśmiertelni są zbyt silny,
aby móc ich pokonać w otwartej wojnie. Jednak walczący o władzę dowódcy
Nieśmiertelnych nie doprowadzą do zwycięstwa nad Klanem.
Skrzypnęły drzwi i do
środka weszli Dumbledore’owie wraz z Grindewaldem. Albus Dumbledore utykał na
lewą nogę, podpierając się laską. Po jego prawej stronie stał jego młodszy brat
– Abertforth, który go podtrzymywał. Usiedli u szczytu stołu, a na ich ramiona
wpełzły węże. Tak samo jak na ramiona pozostałych dowódców Kręgu
Nieśmiertelnych.
- Już wydobrzałeś,
Dumbledore? – zapytał Slytherin.
- Nie do końca,
Salazarze, ale wszystko idzie ku dobremu – odrzekł Albus – Przejdźmy zatem do
rzeczy. Nie marnujmy czasu.
- Bardzo wiele
straciliśmy, Dumbledore – rzekł Stalin – Ministerstwo, Hogwart, Azkaban. Jesteś
jednym z nielicznych, którzy przeżyli ataki.
- Tak gorliwie nas
zapewniałeś, że Potter i jego przyjaciele są martwi – odezwał się nagle
Voldemort, zwracając uwagę wszystkich zebranych – Okłamałeś nas, Dumbledore.
Jesteś albo za stary na dowódco albo zbyt głupi.
- Jak śmiesz?! –
zawołał młodszy z Dumbledore’ów – Mój brat jest najpotężniejszym czarodziejem
na tym świecie.
- Niezbyt przekonująco
to udowodnił – rzekł Voldemort z fałszywym uśmiechem na ustach – Potter
sprawił, że wylądował na kilka dni w szpitalu.
- Do czego dążysz,
Voldemorcie? – zapytał Grindewald.
- Dumbledore nie nadaje
się na naszego przywódcę. Czas na zmiany. Dumbledore, bez wątpienia jesteś
największym magiem na tym świecie i niezwykle inteligentnym, ale twój czas już
minął. Nadszedł mój czas.
Grindewald i Abertforth
wstali ze swoich miejsc, tak sam jak Voldemort. Cała trójka stanęła w pozycjach
bojowych. Wszyscy przekręcali głowy z prawej na lewo, przyglądając się całej
trójce. Dumbledore spojrzał na Voldemorta ze zmrużonymi oczami.
- Marzy ci się
dowództwo, Tom? – zapytał – Nie wystarczy ci już to, że masz władzę nad całą
Wielką Brytanią?
- Być może tego nie
widzisz, ale prowadzisz nas do zguby. Wszyscy przez ciebie zginiemy. Nadszedł
czas na zmiany – rzekł Voldemort.
Dumbledore wstał z
trudnością i spojrzał na swojego rozmówcy.
- A więc marzy ci się
mój stołek, tak? – zapytał – Udowodnij, że jesteś godzien zając moje miejsce.
- Tak się stanie –
rzekł Voldemort.
Voldemort wstał ze
swojego miejsca i wycelował prawą dłonią w stronę Dumbledore’a. Jednak nie zdążył
wyprowadzić jakiegokolwiek ciosu. Dumbledore był szybszy. Jasno-błękitna kula
trafiła Lorda Voldemorta w pierś. Nastąpiła eksplozja, która odrzuciła
czarnoksiężnika do tyłu. Voldemort głośno jęknął, gdy z impetem uderzył w
ścianę. Z trudnością podniósł się i spojrzał wściekle na Dumbledore’a.
- Na razie jesteś zbyt
słaby, aby mnie pokonać – rzekł starszy czarodziej – A warto przy tym
zaznaczyć, że jestem osłabiony. Myślisz, że mnie pokonasz z takim poziomem
mocy? Od zawsze ci powtarzam, Tom, abyś walczył najpierw głową, a dopiero
później mocą.
Dumbledore usiadł z
powrotem na swoje krzesło i natarczywie spojrzał na Voldemorta. Blaise z
ciekawością przyglądał się czarnoksiężnikowi, czekając na jego ruch. Został
całkowicie zaskoczony. Lord Voldemort wrócił na swoje miejsce i spojrzał spod
byka na Dumbledore’a. Blaise raczej spodziewał się ataku. Jednak nic takiego
nie nastąpiło. Cóż… Najważniejsze, że ziarno zostało zasiane. Teraz należy je
pielęgnować, aby uzyskać upragnione zbiory.
- Skoro już wyjaśniłem
Lordowi Voldemortowi to, co go interesowało, przejdźmy do naprawdę ważnych
spraw – rzekł Dumbledore, a Voldemort spojrzał na niego ze wściekłością – Nie ukrywajmy
tego. Zostaliśmy zaskoczeni. Nikt z nas nie przewidział, że Klan Lordów
przeprowadzi poczwórny atak. Jednak był to bardzo dobrze przeprowadzony atak.
Odcięli nam wszelką pomoc i zadbali o to, aby nic ich nie zaskoczyło. Niestety,
przez ten atak straciliśmy panowanie nad Hogwartem i ministerstwem. Na Pokątnej
powstał ostatni bastion przeciwko nam. A Azkaban został całkowicie zniszczony.
Najbardziej jednak mnie zadziwia fakt, że potrafili zniszczyć dementorów i to
mugole. Czy ktoś z was potrafi może to wyjaśnić?
Wszyscy zaczęli
rozglądać się wokół, patrząc jeden na drugiego w poszukiwaniu chętnego do
odpowiedzi. Jednak nikt z dowódców nie pchał się do wypowiedzi. Wręcz
przeciwnie. Wyglądali jakby mieli nadzieję, że znajdzie się ktoś, kto odpowie
za nich.
- Nikt? – zapytał Dumbledore
z nutką złości w głosie – Naprawdę nikt z was nie domyśla się w jaki sposób
mugole pokonali dementorów? Przecież ich nie widzą. Ten brak wiedzy mnie bardzo
niepokoi.
- Może nie było tak jak
sądzimy – rzekł Stalin – Może wśród mugoli byli czarodziej, którzy, jak
doskonale wiemy, widzą dementorów i ich zniszczyli, co?
- To jest jakaś teoria –
przyznał niechętnie Dumbledore – Jednak jest bardzo mało prawdopodobna. Ja ma
nieco inną.
- Podzielisz się nią z
nami? – zapytała La Fray.
- W odpowiednim
momencie – rzekł Dumbledore – Muszę jeszcze wiele sprawdzić, a na razie na to
nie mam czasu. Przejdźmy zatem do planu.
- Planu?
Ów słowo odbijało się
echem w wypełnionej sali. Wszyscy spoglądali na siebie ze zdumieniem, a
następnie zerkali na Dumbledore z zaciekawieniem i zaskoczeniem.
- Owszem – przyznał starszy
czarodziej – Powiedzmy sobie wprost. Ministerstwo, Pokątna czy też Azkaban to
nieznaczne straty. Co prawda, są to strategiczne punkty, jednak nie są aż tak
ważne jak Hogwart. Zamek jest najważniejszą budowlą w Wielkiej Brytanii. Ma
zarówno znaczenie historyczne jak i magiczne. Nie możemy pozwolić, aby pozostał
w rękach naszych wrogów. Osłabia to nasz wizerunek. Zatem musi koniecznie go
odbić.
- Rzućmy na niego
wszystkie siły – zaproponował Juliusz Cezar – Nie mają aż tak silnej armii jak
my.
- Masz rację – przyznał Dumbledore –
Jednak Harry Potter już udowodnił, że jest bardzo sprytny. Zatem nie możemy
przeprowadzić bezmyślnego ataku. Na pewno jest na to przygotowany. Za trzy dni
odbijemy Hogwart, a plan jest taki…
Harry i Ron stali przed
bramą Hogwartu, obserwując jak słońce znika za horyzontem. Wiatr delikatnie
muskał ich szorstkie policzki. Wokół było spokojnie. Jednak ów spokój był tylko
pozorny. Obaj wewnętrznie przygotowywali się na walkę z Dumbledore’em i jego
Kręgiem Nieśmiertelnych.
- Nie mamy szans –
mruknął Ron.
Na usta Harry’ego
wpełzł delikatny uśmiech. Ron spojrzał na niego ze zdumieniem, jednak nic się
nie odezwał.
- Oni też tak myślał –
rzekł Harry.
- I mają rację, tak
sądząc – powiedział rudowłosy – Voldemort i Glizdogon znają Hogwart równie
dobrze jak my czy twoi rodzice. Znają każde tajne wejście do szkoły i każdy
tajny korytarz czy ukrytą komnatę.
- Tak, znają – przyznał
Harry – Ale sądzę, że zachowają się jak skończeni idioci.
- Co? – zdziwił się
Ron. Nie mógł zrozumieć spokoju Harry’ego.
- To jest bardzo proste
– rzekł Harry – Każdy głupiec wie, że Hogwart to najważniejsza budowla w
Wielkiej Brytanii, a być może na świecie. Nie trudno się domyślić, że spróbują
odzyskać zamek. Jednak już popełnili błąd.
- Niby jaki? – zapytał ze
złością Ron. Czasem mu było trudno zrozumieć przyjaciela.
- Nie zaatakowali nas
od razu po stracie Hogwartu.
- I to ma być ten błąd –
zdziwił się Ron – Nie żartuj sobie, Harry. Nie ma na to miejsca ani czasu.
- Nie żartuję –
powiedział Harry, patrząc prosto w błękitne oczy Rona – Ataku od razu po
zniknięciu obu Dumbledore’ów nie spodziewalibyśmy się. Oni jednak tego nie
zrobili. Wiemy, że nas zaatakują. Jednak minęło już parę dni, a oni tego nie
zrobili. Dają nam czas na przygotowanie się do walki.
- Nasze przygotowania
tylko opóźnią naszą klęskę.
- Nieprawda –
zaprzeczył Harry – Jeśli dobrze wykorzystamy nasze atuty ich przewaga w
liczebności przestanie mieć znaczenia. Nie będziemy walczyć z nimi w otwartej
bitwie, bo to będzie podpisanie na siebie wyroku.
- Zaatakujemy ich z
zaskoczenia i to tam, gdzie mamy największe szanse – rzekł Ron, jakby nagle
doznał jakiegoś olśnienia.
- Nie tylko – wtrącił Kapitan
– Przygotujemy pułapki. Wiele pułapek. Wszędzie. W tajnych tunelach, błoniach w
wejściach. Wykorzystamy mugolskie bomby. To są czarodzieje, Ron. Większość z
nich ignoruje mugoli. I to jest nasza przewaga, którą musimy bezwzględnie
wykorzystać.
Ron się uśmiechnął,
patrząc w dal.
- Muszę ci powiedzieć,
że czasem boję się ciebie wkurzyć.
Harry i Ron ryknęli
śmiechem, a następnie udali się w stronę zamku, aby wszystko przygotować i dopilnować
każdego najdrobniejszego punktu planu obrony szkoły.
fajne
OdpowiedzUsuńJuż jestem ciekawa jak to będzie z odbicem Hogwartu...
OdpowiedzUsuńSuper rozdział:)
dość takie! Choć brakuje mi tu erotycznych momentów ;)
OdpowiedzUsuńZgadzam się też mi brakuje erotycznych momentów!
UsuńA to nadal jest blog erotyczny?
UsuńNie mogę doczekać się następnej części!
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział, szkoda że taki krótki :) i ja podpisuję się pod skargą na brak erotycznych momentów :P Może choć jeden, króciutki? :D
OdpowiedzUsuńKiedy next?
OdpowiedzUsuńJak czas pozwoli to do końca tygodnia opublikuję kolejną notkę. Jeśli nie to w przyszłym
Usuń