Drzewa i trawa na
błoniach była targana przez porywisty wiatr. W zamku jasno świeciło światło,
które rzucały długie cienie na trawnik. W oknach widać było wojowników Klanu.
Przed zamkiem stali Nieśmiertelni. Dumbledore zebrał całą swoją armię i przybył
pod wrota zamku. Drzwi po kilku krótkich chwilach stanęły otworem. Wojownicy
Klanu wyszli z zamku. Na ich czele stał Harry. Spojrzał z nienawiścią w oczy
Dumbledore’a. Lada moment miał odbyć się ich pojedynek. Wszyscy po cichu
liczyli, że ów pojedynek zakończy całą tą wojnę.
- Cóż, Harry… Gratuluję
ci odwagi. Niewielu ma odwagę stanąć do przegranej walki – rzekł Dumbledore.
- Przegrana będzie, gdy
padnę trupem, a na razie stoję i nie prędko umrę – rzucił z drwiącym uśmiechem
na ustach Harry.
- Twoje życie długo nie
potrwa – powiedział Dumbledore.
- Czas pokaże – rzucił
beztrosko Harry.
Dumbledore wykrzywił
twarz w grymasie wściekłości, widząc, że jego przeciwnik nie okazuje
najmniejszego odcienia strachu. Skupił całą magię jaką posiadał i przeszedł
transformację w boskiego czarodzieja. Harry zrobił to samo. Dumbledore machnął
na opak prawym ramieniem i zerwał się silny wiatr, który uderzył pod stopami
Harry’ego powodując silny wybuch. Dym owinął Harry’ego, a gdy się rozwiał
Kapitana tam nie było. Dumbledore delikatnie się uśmiechnął, jednak szybko
uśmiech znikł z jego ust, uświadamiając sobie, że Harry jednak żyje. Kapitan
pojawił się za plecami starego czarodzieja. Jego lewa dłoń płonęła. Zaatakował
Dumbledore’a, wyprowadzając cios w plecy. Czarodziej zrobił sprawnym unik i
rzucił czarną kulą w twarz Harry’ego. Kapitan w ostatniej chwili się schylił, a
kula uderzył jednego z legionistów, pozbawiając go życia. Harry machnął na opak
lewym ramieniem. Dumbledore odskoczył na bok, unikając zaklęcia. Jednak nie zrobił
dostatecznie szybko i atak Harry’ego drasnął go w udo, zostawiając krwawą
szramę.
- Nieźle – mruknął
Dumbledore – Ale i tak przegrasz.
- Tak? – zapytał Harry
i spojrzał gdzieś za Dumbledore’a – Szkoda, że twój brat nie podzieli twojej
opinii.
Dumbledore szybko
zerknął za siebie. Tam na ziemi w kałuży krwi leżał jego młodszy brat. W jego
oczach nie było widać życia.
- Jakim cudem? –
zapytał Dumbledore z przerażeniem w głosie – Jakim cudem go zabiliście?
- Na tym świecie nie
istnieje nieśmiertelny człowiek – rzekł Harry – Tylko Bóg i dusza są odporni na
śmierć. Pozostali i tak zginą. Chociaż niektórzy, tak jak ty, zdechną.
Grymas przerażenia na
twarzy Dumbledore zniknął i pojawiła się chęć mordu. Odwrócił się w stronę
Harry’ego z zaciśniętymi ze złości zębami, a następnie rzucił się na Kapitana.
Zaczął rzucać bez jakiekolwiek przemyśleń ognistymi kulami. Harry, jakby to był
tylko zabawa, robił uniki z najmniejszym użyciem magii. Kapitan podniósł
wskazujący palec, a na niebie pojawiły się czarne chmury. Wyprostował przed
siebie ramię i zaczął szybko poruszać palcami, jakby grał na niewidzialnym
fortepianie. Z chmur zaczął spadać deszcz… ognistych kul. Poplecznicy
Voldemrota zaczęli wrzeszczeć z bólu, gdy ogniste krople dotarły do nich. W ich
oczach było widać strach. Jednak ich okrzyki zostały zagłuszone przez potężny
wrzask Grindewalda. Wszyscy spojrzeli w jego stronę. Przy nim stał Ron, który
wbił w jego serce sztylet. Grindewald z trudem łapał powietrze. Ron obrócił
sztylet w jego klatce piersiowej, sprawiając, aby odczuł jeszcze większy ból, a
następnie wyjął ów sztylet z klatki. Grindewald osunął się martwy na ziemię.
- Widzisz – rzekł Harry
– Ani ty ani twoi przyjaciele nie jesteście nieśmiertelni, tak jak twierdziłeś.
Można was zabić. Tylko trzeba wiedzieć jak.
- Mieliście głupi fart.
Ale on już się skończył.
Dumbledore odbił się od
ziemi i pomknął w stronę Harry’ego. Kapitan odskoczył na bok, ale wtedy ze
zdumienia jęknął z bólu. Dumbledore udał tylko atak. Tak naprawdę czekał na
jego ruch. Harry wpadł w jego pułapkę. Jego ramię było przebite przez miecz
Dumbledore’a.
- Dobry jesteś – rzekł
wiekowy czarodziej – Ale ja jestem lepszy.
- Cóż… Będę cię
wspominać z nutką goryczy – rzucił pogardliwie Harry, a następnie podniósł
wysoko lewą nogę i kopnął Dumbledore’a w twarz, odrzucać go od siebie. Wyjął
miecz ze swojego ramienia i odrzucił je na bok. Następnie przystąpił do ataku.
Dumbledore wstał z ziemi i zaatakował Harry’ego płonącą dłonią. To samo zrobił
Harry. Gdy obie dłonie się zderzyły, nastąpiła eksplozja, która odrzuciła obu
czarodziei w przeciwne kierunki. Harry szybko wstał i wycelował w Dumbledore’a
wskazującym palcem. Wystrzelił z niego czarnym promieniem. Wiekowy czarodziej
nie zdążył zrobić uniku i jego kolano zostało przebite na wylot.
- Teraz obaj mamy rany,
które uniemożliwiają nam wykonywać swobodnie każdego ruchu – rzekł Harry.
- Ale i tak zginiesz –
rzucił Dumbledore.
Wokół nich
rozbrzmiewały odgłosy walki. Po tym jak Abertforth Dumbledore i Grindewald
zostali zabici, poplecznicy Albusa Dumbledore’a rozpoczęli atak na wojowników
Klanu. Już nie było pojedynku, który miał zapobiec wojnie i rozlewowi krwi. To
była regularna bitwa, której już nikt nie chciał zapobiec.
Zarówno w dłoni Harry’ego
jak i Dumbledore’a pojawiły się miecze. Obaj czarodzieje przez moment
wpatrywali się sobie w oczy, jakby szukali jakiś słabych punktów. Po kilku
sekundach, które zdawały się trwać wiecznie, ruszyli ku sobie. Brzdęk zderzających
się ze sobą mieczy Dumbledore’a i Harry’ego zagłuszył wszelkie odgłosy wokół
nich, sprawiając, że każdy spojrzał w ich stronę. Zarówno Harry jak i
Dumbledore próbowali przepchnąć ostrze swojego miecza w stronę wroga. Oba
drżały w powietrzu co chwilę przesuwając się, na zmianę, w stronę Harry’ego i w
stronę Dumbledore’a. Harry zaatakował, nadal próbując przepchnąć swój miecz,
Dumbledore’a pięścią. Stary czarodziej złapał jego rękę i zacisnął na jego
pięści palce, powstrzymując atak. Dumbledore zaatakował Kapitana prawą nogą,
jednak młody wojownik zablokował ów cios kolanem. Tkwili w takiej pozycji przez
parę krótkich chwil, siłując się. Po momencie odepchnęli się od siebie i po raz
kolejny znaleźli się w odległości kilku stóp od siebie, łapiąc oddech i
jednocześnie przygotowując kolejny atak.
Dumbledore wystrzelił
jak z armaty i pomknął w stronę Harry’ego, podnosząc swój miecz. Płaskim
cięciem z prawej strony zaatakował szyję młodego czarodzieja. Kapitan zasłonił
się własnym mieczem. Stary czarodziej, jakby nie wzruszony powstrzymanym
ciosem, zaczął wyprowadzać kolejne. Jednak Kapitan doskonale się bronił przed
nimi. Jakby tego było mało, mimo, że Dumbledore ciągle wyprowadzał cios za ciosem,
to Harry przesuwał się w jego stronę.
- Takimi
nieprzemyślanymi atakami nie zrobisz mi krzywdy, Dumbledore – rzekł Harry i
kopnął starego czarodzieja w pierś, odpychając go od siebie.
- Być może – przyznał wiekowy
czarodziej, masując sobie pierś – Ale mam więcej doświadczenia od ciebie i to
po mojej stronie jest przewaga.
- Co ci z
doświadczenia, skoro nie umiesz z niego w odpowiedni sposób wykorzystać? –
zapytał Harry.
Dumbledore otworzył usta,
aby coś odpowiedzieć swojemu dawnemu wrogowi, ale został uderzony przez kogoś w
ramię. Martwe ciało padło pod jego stopami, odsłaniając mu swoją twarz. Był to
Juliusz Cezar.
- Powoli, bez
niepotrzebnego pośpiechu, niszczymy twoją armię – rzekł Harry – Nie licząc
ciebie, żyje jeszcze tylko jeden z dowódców Nieśmiertelnych. Moi przyjaciele
doskonale się przygotowali do tej konfrontacji, nie sądzisz?
- Długo już ta walka
nie potrwa – rzucił Dumbledore – Za moment zginiesz. W przeciwieństwie do mnie,
nie potrafisz zabić swojego dawnego nauczyciela, prawda?
- Tak myślisz? –
zapytał Harry – Dobrze. Przekonajmy się czy masz rację?
Miecz Harry’ego
zaświecił się na niebiesko. Kapitan machnął nim na opak i wystrzelił z niego
półkolisty promień, który pomknął w stronę Dumbledore’a. Wiekowy czarodziej
zasłonił się swoim mieczem. Jednak gdy ostrze zderzyło się z zaklęciem Harry’ego
nastąpiła eksplozja miecza, która, przy okazji, urwała ramię Dumbledore’owi. Z
dymu wyskoczył Kapitan i szybkim pchnięciem zaatakował Dumbledore’a, który
zrobił sprawny unik. Harry ponowił atak, ale wówczas wiekowy czarodziej złapał
miecz Kapitana, raniąc przy tym sobie dłoń, i go wyrwał, a następnie rzucił w
stronę przeciwnika. Harry zrobił salto do tyłu, jednocześnie unikając swojego
miecza, którego ostrze przybiło łokieć jakiegoś orka do jego tułowia.
Harry zawisł w
powietrzu i od razu zasłonił się ramionami, gdy zauważył jak czarna kula,
wyrzucona przez Dumbledore’a, leci w jego stronę. Kula uderzyła w jego skrzyżowane
ręce, a następnie eksplodowała. Wiekowy czarodziej się uśmiechnął, jednak ów
uśmiech prawie natychmiast znikł, gdy z dymu wydostały się biała kule, które go
zaatakowały. Dumbledore zaczął uciekać do tyłu, a kule uderzyły w ziemię,
eksplodując i tworząc masę dumy. Po kilkuminutowej ucieczce, zatrzymał się.
Zaczął rozglądać się na wszystkie strony w poszukiwaniu Harry’ego. Po chwili
Kapitan wyskoczył z dymu, a jego lewa dłoń płonęła. Zaatakował Dumbledore’a,
jednak ten zrobił unik i Kapitan przebił na wylot przypadkowe drzewa. Odwrócił
się w stronę swojego przeciwnika i ruszył za nim. Wiekowy czarodziej z
wysiłkiem robił uniki przed natarczywymi atakami Harry’ego. Kapitan, co prawda,
chybiał, jednak nie dawał Dumbledore’owi nawet sekundy, aby mógł w spokoju
przygotować atak.
- Nie dasz mi rady –
rzucił zmęczonym głosem Dumbledore – Jestem nieśmiertelny i niezw…
Dumbledore urwał, gdy
Harry znalazł się za nim i uderzył go kolanem w krzyż. Wiekowy czarodziej
wygiął ciało w łuk i poleciał w stronę drzew. Pojawił się tam Harry, który
zamachnął się i przebił ciało swojego przeciwnika na wylot. Dumbledore opadł na
ziemię, ciężko oddychając.
- Jak? – zapytał Dumbledore
– Nikt nie ma takiej wytrzymałości. Nikt.
- Dałeś się złapać –
rzekł Harry, a Dumledore ze zdumieniem stwierdził, że na Harrym nie ma ani
jednego zadrapania – Walczyłeś z moją iluzją. Bardzo realistyczną. Dlatego
straciłeś ramię. Ja, ukryty pod zaklęciami, obserwowałem całą walkę i w
odpowiedni sposób sterowałem „sobą”.
- Brawo – wyszeptał zmęczonym
głosem Dumbledore – Złapałeś mnie, ale i tak nie zabijesz mnie – rzekł i zaczął
się śmiać, jakby to on był na miejscu Harry’ego.
Kapitan ukląkł przy
swoim dawnym dyrektorze. Osobie, którą kiedyś podziwiał, szanował i chciał być
taki jak on. Teraz wyglądało mu to jak złudzenie. Marzenie, które nie miało
prawa się ziścić. Cieszył się, że w odpowiednim momencie dostrzegł dwulicowość
starego dyrektora.
- Profesor Dumbledore –
rzucił cicho Harry, a wiekowy czarodziej przestał się śmiać i spojrzał na niego
z zaciekawieniem – Kiedyś byłeś podziwianą i szanowaną osobą w świecie
czarodziejów. Jednak te czasy dawno minęły. Zostały zapomniane. Wprowadziłeś do
tego świata tylko ból i śmierć. Swoimi ładnymi słówkami manipulowałeś wieloma
ludźmi, którzy zostali przez ciebie oślepieni. Szli za tobą i ignorowali słowa
takiego kogoś jak ja. Nie chcieli mi uwierzyć, że jesteś dwulicową kurwą, która
dąży do całkowitej dominacji nad światem. Jestem pewien, że w odpowiednim
momencie pozbył się Slytherina, Voldemorta, swojego brata i pozostałych
dowódców Nieśmiertelnych. Przejąłbyś ich armie, które stałyby się twoimi
oddziałami śmierci. Niósłbyś tylko zniszczenie. Jednak, z przyjemnością o tym
mówię, nie dokonasz tego.
Harry sięgnął do
wewnętrznej kieszeni swojej szaty i wyjął z niej sztylet Gryffindora. Jedyną
broń, która mogła pokonać nieśmiertelnych bez potrzeby szukania ich pojemników
życia. Dumbledore rozszerzył oczy ze strachu i głośno przełknął ślinę w panice.
- Harry, porozmawiajmy,
póki nie jest za późno – rzucił nerwowo i w panice stary czarodziej – Możemy współpracować
i razem stworzyć taki świat jaki nam odpowiada, prawda?
- Owszem – rzekł powoli
Harry – Ale gówno mnie to obchodzi. Trudno jest mi współpracować z kimś takim
jak ty. Wiem, że znów będziesz mnie oszukiwał. Na pewno spróbujesz mnie
wykorzystać dla swoich płytkich korzyści.
- To nieprawda –
zaprzeczył Dumbledore.
- Jeszcze kilka lat
temu uwierzyłbym ci, ale te czasy minęły jak kolejna zima – rzekł beznamiętnie
Harry – Żegnam pana, panie profesorze.
- Myślisz, że moja
śmierć coś ci da? – rzucił w ostatniej próbie ratowania życia Dumbledore’a –
Myślisz, że świat będzie ci wdzięczny za to, że zabiłeś mnie, Voldemorta i
podobnym mnie? Tobie i twoim przyjaciołom? Przez chwilę tak będzie, ale w końcu
uznają was za morderców. Nastanie nowa władza i zacznie was ścigać, a wy
zginiecie, zapomniani przez świat. Takiego końca chcesz?
- Liczy się tylko to,
że moi przyjaciele będą obok mnie – rzekł Harry – Żegnam pana.
Kapitan wbił sztylet w
serce Dumbledore’a, a stary czarodziej wydał z siebie okrzyk bólu i cierpienia.
Swój ostatni okrzyk. Był tak głośny, że wszyscy przerwali swoje pojedynki i
spojrzeli w ich stronę. Harry przekręcił sztylet w piersi wiekowego
czarodzieja, a następnie go wyjął i wstał z kolan. Oczy Dumbledore’a stały się
puste, a jego pierś przestała się poruszać w rytm jego oddechu.
Do uszu Harry’ego
doszły odgłosy, które wszyscy sobie przekazywali o śmierci Dumbledore’a.
Delikatnie się uśmiechnął. Widział strach w oczach popleczników Dumbledore’a.
Ci zaczęli się cofać, a następnie się odwrócili i zaczęli uciekać. Byle dalej
od Hogwartu.
- Trzeba ich złapać –
rzucił Ron.
- Poczekaj! – zawołał Harry
– Mamy czas. Walka była wyczerpująca. Odpocznijmy.
Harry delikatnie się
uśmiechnął, gdy poczuł delikatne dłonie Ginny na swoim policzku. Spojrzał na
nią, a ona się uśmiechała. Chwyciła go za dłoń i pociągnęła za sobą, poprzez
morze krwi i trupów. Potem będą się martwić uciekinierami.
oo a w następnym rozdziale dużo erotyki:D
OdpowiedzUsuńFajny rozdział:)
Pozdrawiam
Fajny pojedynek! No jeden z wątków został już skończony. Teraz czekamy na jakieś seksik po bitwie, muszą to w końcu uczcić :D
OdpowiedzUsuńNie zdziwiłbym się jakby Klan Lordów urządził sobie małą orgie xD
oj tak orgia :D
UsuńSuper! Też jestem własnie za tą imprezką!
OdpowiedzUsuńWyszło ci jak zwykle, czyli swietnie!
OdpowiedzUsuńCzekam na następną notkę!
Kiedy następna???
OdpowiedzUsuńDodaj coś... Please !!!!
OdpowiedzUsuńKiedy coś dodasz??
OdpowiedzUsuńDodasz tu coś jeszcze?
OdpowiedzUsuńNajbliższa, a zarazem ostatnia, notka zostanie dodana do końca przyszłego tygodnia (28.12.14). Sorki, że tak długo czekacie, ale ostatni czasy trudno mi było wymyślić coś sensownego. Pozdro.
OdpowiedzUsuńostatnia.. szkoda...
Usuń