Translate

niedziela, 2 listopada 2014

45. Klan Lordów 16

Drzewa i trawa na błoniach była targana przez porywisty wiatr. W zamku jasno świeciło światło, które rzucały długie cienie na trawnik. W oknach widać było wojowników Klanu. Przed zamkiem stali Nieśmiertelni. Dumbledore zebrał całą swoją armię i przybył pod wrota zamku. Drzwi po kilku krótkich chwilach stanęły otworem. Wojownicy Klanu wyszli z zamku. Na ich czele stał Harry. Spojrzał z nienawiścią w oczy Dumbledore’a. Lada moment miał odbyć się ich pojedynek. Wszyscy po cichu liczyli, że ów pojedynek zakończy całą tą wojnę.
- Cóż, Harry… Gratuluję ci odwagi. Niewielu ma odwagę stanąć do przegranej walki – rzekł Dumbledore.
- Przegrana będzie, gdy padnę trupem, a na razie stoję i nie prędko umrę – rzucił z drwiącym uśmiechem na ustach Harry.
- Twoje życie długo nie potrwa – powiedział Dumbledore.
- Czas pokaże – rzucił beztrosko Harry.
Dumbledore wykrzywił twarz w grymasie wściekłości, widząc, że jego przeciwnik nie okazuje najmniejszego odcienia strachu. Skupił całą magię jaką posiadał i przeszedł transformację w boskiego czarodzieja. Harry zrobił to samo. Dumbledore machnął na opak prawym ramieniem i zerwał się silny wiatr, który uderzył pod stopami Harry’ego powodując silny wybuch. Dym owinął Harry’ego, a gdy się rozwiał Kapitana tam nie było. Dumbledore delikatnie się uśmiechnął, jednak szybko uśmiech znikł z jego ust, uświadamiając sobie, że Harry jednak żyje. Kapitan pojawił się za plecami starego czarodzieja. Jego lewa dłoń płonęła. Zaatakował Dumbledore’a, wyprowadzając cios w plecy. Czarodziej zrobił sprawnym unik i rzucił czarną kulą w twarz Harry’ego. Kapitan w ostatniej chwili się schylił, a kula uderzył jednego z legionistów, pozbawiając go życia. Harry machnął na opak lewym ramieniem. Dumbledore odskoczył na bok, unikając zaklęcia. Jednak nie zrobił dostatecznie szybko i atak Harry’ego drasnął go w udo, zostawiając krwawą szramę.
- Nieźle – mruknął Dumbledore – Ale i tak przegrasz.
- Tak? – zapytał Harry i spojrzał gdzieś za Dumbledore’a – Szkoda, że twój brat nie podzieli twojej opinii.
Dumbledore szybko zerknął za siebie. Tam na ziemi w kałuży krwi leżał jego młodszy brat. W jego oczach nie było widać życia.
- Jakim cudem? – zapytał Dumbledore z przerażeniem w głosie – Jakim cudem go zabiliście?
- Na tym świecie nie istnieje nieśmiertelny człowiek – rzekł Harry – Tylko Bóg i dusza są odporni na śmierć. Pozostali i tak zginą. Chociaż niektórzy, tak jak ty, zdechną.
Grymas przerażenia na twarzy Dumbledore zniknął i pojawiła się chęć mordu. Odwrócił się w stronę Harry’ego z zaciśniętymi ze złości zębami, a następnie rzucił się na Kapitana. Zaczął rzucać bez jakiekolwiek przemyśleń ognistymi kulami. Harry, jakby to był tylko zabawa, robił uniki z najmniejszym użyciem magii. Kapitan podniósł wskazujący palec, a na niebie pojawiły się czarne chmury. Wyprostował przed siebie ramię i zaczął szybko poruszać palcami, jakby grał na niewidzialnym fortepianie. Z chmur zaczął spadać deszcz… ognistych kul. Poplecznicy Voldemrota zaczęli wrzeszczeć z bólu, gdy ogniste krople dotarły do nich. W ich oczach było widać strach. Jednak ich okrzyki zostały zagłuszone przez potężny wrzask Grindewalda. Wszyscy spojrzeli w jego stronę. Przy nim stał Ron, który wbił w jego serce sztylet. Grindewald z trudem łapał powietrze. Ron obrócił sztylet w jego klatce piersiowej, sprawiając, aby odczuł jeszcze większy ból, a następnie wyjął ów sztylet z klatki. Grindewald osunął się martwy na ziemię.
- Widzisz – rzekł Harry – Ani ty ani twoi przyjaciele nie jesteście nieśmiertelni, tak jak twierdziłeś. Można was zabić. Tylko trzeba wiedzieć jak.
- Mieliście głupi fart. Ale on już się skończył.
Dumbledore odbił się od ziemi i pomknął w stronę Harry’ego. Kapitan odskoczył na bok, ale wtedy ze zdumienia jęknął z bólu. Dumbledore udał tylko atak. Tak naprawdę czekał na jego ruch. Harry wpadł w jego pułapkę. Jego ramię było przebite przez miecz Dumbledore’a.
- Dobry jesteś – rzekł wiekowy czarodziej – Ale ja jestem lepszy.
- Cóż… Będę cię wspominać z nutką goryczy – rzucił pogardliwie Harry, a następnie podniósł wysoko lewą nogę i kopnął Dumbledore’a w twarz, odrzucać go od siebie. Wyjął miecz ze swojego ramienia i odrzucił je na bok. Następnie przystąpił do ataku. Dumbledore wstał z ziemi i zaatakował Harry’ego płonącą dłonią. To samo zrobił Harry. Gdy obie dłonie się zderzyły, nastąpiła eksplozja, która odrzuciła obu czarodziei w przeciwne kierunki. Harry szybko wstał i wycelował w Dumbledore’a wskazującym palcem. Wystrzelił z niego czarnym promieniem. Wiekowy czarodziej nie zdążył zrobić uniku i jego kolano zostało przebite na wylot.
- Teraz obaj mamy rany, które uniemożliwiają nam wykonywać swobodnie każdego ruchu – rzekł Harry.
- Ale i tak zginiesz – rzucił Dumbledore.
Wokół nich rozbrzmiewały odgłosy walki. Po tym jak Abertforth Dumbledore i Grindewald zostali zabici, poplecznicy Albusa Dumbledore’a rozpoczęli atak na wojowników Klanu. Już nie było pojedynku, który miał zapobiec wojnie i rozlewowi krwi. To była regularna bitwa, której już nikt nie chciał zapobiec.
Zarówno w dłoni Harry’ego jak i Dumbledore’a pojawiły się miecze. Obaj czarodzieje przez moment wpatrywali się sobie w oczy, jakby szukali jakiś słabych punktów. Po kilku sekundach, które zdawały się trwać wiecznie, ruszyli ku sobie. Brzdęk zderzających się ze sobą mieczy Dumbledore’a i Harry’ego zagłuszył wszelkie odgłosy wokół nich, sprawiając, że każdy spojrzał w ich stronę. Zarówno Harry jak i Dumbledore próbowali przepchnąć ostrze swojego miecza w stronę wroga. Oba drżały w powietrzu co chwilę przesuwając się, na zmianę, w stronę Harry’ego i w stronę Dumbledore’a. Harry zaatakował, nadal próbując przepchnąć swój miecz, Dumbledore’a pięścią. Stary czarodziej złapał jego rękę i zacisnął na jego pięści palce, powstrzymując atak. Dumbledore zaatakował Kapitana prawą nogą, jednak młody wojownik zablokował ów cios kolanem. Tkwili w takiej pozycji przez parę krótkich chwil, siłując się. Po momencie odepchnęli się od siebie i po raz kolejny znaleźli się w odległości kilku stóp od siebie, łapiąc oddech i jednocześnie przygotowując kolejny atak.
Dumbledore wystrzelił jak z armaty i pomknął w stronę Harry’ego, podnosząc swój miecz. Płaskim cięciem z prawej strony zaatakował szyję młodego czarodzieja. Kapitan zasłonił się własnym mieczem. Stary czarodziej, jakby nie wzruszony powstrzymanym ciosem, zaczął wyprowadzać kolejne. Jednak Kapitan doskonale się bronił przed nimi. Jakby tego było mało, mimo, że Dumbledore ciągle wyprowadzał cios za ciosem, to Harry przesuwał się w jego stronę.
- Takimi nieprzemyślanymi atakami nie zrobisz mi krzywdy, Dumbledore – rzekł Harry i kopnął starego czarodzieja w pierś, odpychając go od siebie.
- Być może – przyznał wiekowy czarodziej, masując sobie pierś – Ale mam więcej doświadczenia od ciebie i to po mojej stronie jest przewaga.
- Co ci z doświadczenia, skoro nie umiesz z niego w odpowiedni sposób wykorzystać? – zapytał Harry.
Dumbledore otworzył usta, aby coś odpowiedzieć swojemu dawnemu wrogowi, ale został uderzony przez kogoś w ramię. Martwe ciało padło pod jego stopami, odsłaniając mu swoją twarz. Był to Juliusz Cezar.
- Powoli, bez niepotrzebnego pośpiechu, niszczymy twoją armię – rzekł Harry – Nie licząc ciebie, żyje jeszcze tylko jeden z dowódców Nieśmiertelnych. Moi przyjaciele doskonale się przygotowali do tej konfrontacji, nie sądzisz?
- Długo już ta walka nie potrwa – rzucił Dumbledore – Za moment zginiesz. W przeciwieństwie do mnie, nie potrafisz zabić swojego dawnego nauczyciela, prawda?
- Tak myślisz? – zapytał Harry – Dobrze. Przekonajmy się czy masz rację?
Miecz Harry’ego zaświecił się na niebiesko. Kapitan machnął nim na opak i wystrzelił z niego półkolisty promień, który pomknął w stronę Dumbledore’a. Wiekowy czarodziej zasłonił się swoim mieczem. Jednak gdy ostrze zderzyło się z zaklęciem Harry’ego nastąpiła eksplozja miecza, która, przy okazji, urwała ramię Dumbledore’owi. Z dymu wyskoczył Kapitan i szybkim pchnięciem zaatakował Dumbledore’a, który zrobił sprawny unik. Harry ponowił atak, ale wówczas wiekowy czarodziej złapał miecz Kapitana, raniąc przy tym sobie dłoń, i go wyrwał, a następnie rzucił w stronę przeciwnika. Harry zrobił salto do tyłu, jednocześnie unikając swojego miecza, którego ostrze przybiło łokieć jakiegoś orka do jego tułowia.
Harry zawisł w powietrzu i od razu zasłonił się ramionami, gdy zauważył jak czarna kula, wyrzucona przez Dumbledore’a, leci w jego stronę. Kula uderzyła w jego skrzyżowane ręce, a następnie eksplodowała. Wiekowy czarodziej się uśmiechnął, jednak ów uśmiech prawie natychmiast znikł, gdy z dymu wydostały się biała kule, które go zaatakowały. Dumbledore zaczął uciekać do tyłu, a kule uderzyły w ziemię, eksplodując i tworząc masę dumy. Po kilkuminutowej ucieczce, zatrzymał się. Zaczął rozglądać się na wszystkie strony w poszukiwaniu Harry’ego. Po chwili Kapitan wyskoczył z dymu, a jego lewa dłoń płonęła. Zaatakował Dumbledore’a, jednak ten zrobił unik i Kapitan przebił na wylot przypadkowe drzewa. Odwrócił się w stronę swojego przeciwnika i ruszył za nim. Wiekowy czarodziej z wysiłkiem robił uniki przed natarczywymi atakami Harry’ego. Kapitan, co prawda, chybiał, jednak nie dawał Dumbledore’owi nawet sekundy, aby mógł w spokoju przygotować atak.
- Nie dasz mi rady – rzucił zmęczonym głosem Dumbledore – Jestem nieśmiertelny i niezw…
Dumbledore urwał, gdy Harry znalazł się za nim i uderzył go kolanem w krzyż. Wiekowy czarodziej wygiął ciało w łuk i poleciał w stronę drzew. Pojawił się tam Harry, który zamachnął się i przebił ciało swojego przeciwnika na wylot. Dumbledore opadł na ziemię, ciężko oddychając.
- Jak? – zapytał Dumbledore – Nikt nie ma takiej wytrzymałości. Nikt.
- Dałeś się złapać – rzekł Harry, a Dumledore ze zdumieniem stwierdził, że na Harrym nie ma ani jednego zadrapania – Walczyłeś z moją iluzją. Bardzo realistyczną. Dlatego straciłeś ramię. Ja, ukryty pod zaklęciami, obserwowałem całą walkę i w odpowiedni sposób sterowałem „sobą”.
- Brawo – wyszeptał zmęczonym głosem Dumbledore – Złapałeś mnie, ale i tak nie zabijesz mnie – rzekł i zaczął się śmiać, jakby to on był na miejscu Harry’ego.
Kapitan ukląkł przy swoim dawnym dyrektorze. Osobie, którą kiedyś podziwiał, szanował i chciał być taki jak on. Teraz wyglądało mu to jak złudzenie. Marzenie, które nie miało prawa się ziścić. Cieszył się, że w odpowiednim momencie dostrzegł dwulicowość starego dyrektora.
- Profesor Dumbledore – rzucił cicho Harry, a wiekowy czarodziej przestał się śmiać i spojrzał na niego z zaciekawieniem – Kiedyś byłeś podziwianą i szanowaną osobą w świecie czarodziejów. Jednak te czasy dawno minęły. Zostały zapomniane. Wprowadziłeś do tego świata tylko ból i śmierć. Swoimi ładnymi słówkami manipulowałeś wieloma ludźmi, którzy zostali przez ciebie oślepieni. Szli za tobą i ignorowali słowa takiego kogoś jak ja. Nie chcieli mi uwierzyć, że jesteś dwulicową kurwą, która dąży do całkowitej dominacji nad światem. Jestem pewien, że w odpowiednim momencie pozbył się Slytherina, Voldemorta, swojego brata i pozostałych dowódców Nieśmiertelnych. Przejąłbyś ich armie, które stałyby się twoimi oddziałami śmierci. Niósłbyś tylko zniszczenie. Jednak, z przyjemnością o tym mówię, nie dokonasz tego.
Harry sięgnął do wewnętrznej kieszeni swojej szaty i wyjął z niej sztylet Gryffindora. Jedyną broń, która mogła pokonać nieśmiertelnych bez potrzeby szukania ich pojemników życia. Dumbledore rozszerzył oczy ze strachu i głośno przełknął ślinę w panice.
- Harry, porozmawiajmy, póki nie jest za późno – rzucił nerwowo i w panice stary czarodziej – Możemy współpracować i razem stworzyć taki świat jaki nam odpowiada, prawda?
- Owszem – rzekł powoli Harry – Ale gówno mnie to obchodzi. Trudno jest mi współpracować z kimś takim jak ty. Wiem, że znów będziesz mnie oszukiwał. Na pewno spróbujesz mnie wykorzystać dla swoich płytkich korzyści.
- To nieprawda – zaprzeczył Dumbledore.
- Jeszcze kilka lat temu uwierzyłbym ci, ale te czasy minęły jak kolejna zima – rzekł beznamiętnie Harry – Żegnam pana, panie profesorze.
- Myślisz, że moja śmierć coś ci da? – rzucił w ostatniej próbie ratowania życia Dumbledore’a – Myślisz, że świat będzie ci wdzięczny za to, że zabiłeś mnie, Voldemorta i podobnym mnie? Tobie i twoim przyjaciołom? Przez chwilę tak będzie, ale w końcu uznają was za morderców. Nastanie nowa władza i zacznie was ścigać, a wy zginiecie, zapomniani przez świat. Takiego końca chcesz?
- Liczy się tylko to, że moi przyjaciele będą obok mnie – rzekł Harry – Żegnam pana.
Kapitan wbił sztylet w serce Dumbledore’a, a stary czarodziej wydał z siebie okrzyk bólu i cierpienia. Swój ostatni okrzyk. Był tak głośny, że wszyscy przerwali swoje pojedynki i spojrzeli w ich stronę. Harry przekręcił sztylet w piersi wiekowego czarodzieja, a następnie go wyjął i wstał z kolan. Oczy Dumbledore’a stały się puste, a jego pierś przestała się poruszać w rytm jego oddechu.
Do uszu Harry’ego doszły odgłosy, które wszyscy sobie przekazywali o śmierci Dumbledore’a. Delikatnie się uśmiechnął. Widział strach w oczach popleczników Dumbledore’a. Ci zaczęli się cofać, a następnie się odwrócili i zaczęli uciekać. Byle dalej od Hogwartu.
- Trzeba ich złapać – rzucił Ron.
- Poczekaj! – zawołał Harry – Mamy czas. Walka była wyczerpująca. Odpocznijmy.

Harry delikatnie się uśmiechnął, gdy poczuł delikatne dłonie Ginny na swoim policzku. Spojrzał na nią, a ona się uśmiechała. Chwyciła go za dłoń i pociągnęła za sobą, poprzez morze krwi i trupów. Potem będą się martwić uciekinierami.

11 komentarzy:

  1. oo a w następnym rozdziale dużo erotyki:D
    Fajny rozdział:)

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajny pojedynek! No jeden z wątków został już skończony. Teraz czekamy na jakieś seksik po bitwie, muszą to w końcu uczcić :D

    Nie zdziwiłbym się jakby Klan Lordów urządził sobie małą orgie xD

    OdpowiedzUsuń
  3. Super! Też jestem własnie za tą imprezką!

    OdpowiedzUsuń
  4. Wyszło ci jak zwykle, czyli swietnie!
    Czekam na następną notkę!

    OdpowiedzUsuń
  5. Kiedy następna???

    OdpowiedzUsuń
  6. Dodaj coś... Please !!!!

    OdpowiedzUsuń
  7. Kiedy coś dodasz??

    OdpowiedzUsuń
  8. Dodasz tu coś jeszcze?

    OdpowiedzUsuń
  9. Najbliższa, a zarazem ostatnia, notka zostanie dodana do końca przyszłego tygodnia (28.12.14). Sorki, że tak długo czekacie, ale ostatni czasy trudno mi było wymyślić coś sensownego. Pozdro.

    OdpowiedzUsuń