Ostatnie promienia
słońca powoli chowały się za horyzont. Słońce jeszcze trochę swojego
pomarańczowego światła wrzucało do Wielkiej Sali w Hogwarcie. Wielkiej Sali,
która była prawie pusta. Można by było stwierdzić, że właśnie jest weekend, a
nie środek tygodnia. Dumbledore spoglądał swoimi niebieskimi oczami zza
okularów połówek na uczniów, którzy byli w Wielkiej Sali. Bez wątpienia, byli
zainteresowani tym, gdzie są ich koledzy i koleżanki. Dumbledore doskonale
sobie zdawał sprawę z tego, że brak tylu uczniów w Hogwarcie spowodowała bitwa
o zamek Jeźdźców Merlina. Dzięki tej sytuacji widział jedną wielką korzyści.
Poznał ilu uczniów tak naprawdę należy do Klanu Lordów. „Prorok” i wiele innych
czasopism czy tygodników mogło zastanawiać się czy to jest prawda, ale on
doskonale wiedział, że tak jest. Zdumiało go jak wielu Ślizgonów nie było w
szkole. Mieszkańców domu Slytherina nie zniknęło tak wielu jak Gryfonów,
Krukonów czy Puchonów, których prawie w ogóle nie było w szkole. Jednak prawie
jedna czwarta Ślizgonów poszła za Harrym. To było bardzo niepokojące. Voldemort
zapewniał Dumbledore’a, że każdy Ślizgon jest mu lojalny i konsekwentnie
przyjmuje ich do szeregów śmierciożerców.
Zniknięcie uczniów
Hogwartu miało także swoje minusy. Knot tym się zainteresował. Co prawda, Krąg
miał w planach i tak zlikwidowanie ministra, jednak pojawienie się go w
Hogwarcie koligowało z ich planami. Dumbledore chciał skorzystać z okazji, że
Harry’ego i jego przyjaciół, i zwerbować jak największą ilość uczniów spośród
Gryfonów, Krukonów i Puchonów. Niestety, nie mógł tego zrobić, gdy Knot był w
szkole. Minister nie odstępował go na krok. Mógł, co prawda, wydać odpowiednie
polecenie swoim nauczycielom, ale ich nie był pewien. Obawiał się, że
McGonagall, Flitwick i Sprout się zbuntują i odejdą. Co do Hagrida, miał pewne
wątpliwości. Trudno było przewidzieć jak zachowałby się pół olbrzym. Od zawsze
wspierał Dumbledore’a i podążał za nim ślepo, jednak to mogłoby nieco zachwiać
jego wiarą w dyrektora. Był pewny tylko Snape’a, jednak Severus mógłby być w
ostrym szoku, gdy dowiedział się, że jego zawód szpiega na nic się zdał. Mógłby
zniknąć, rozumiejąc, że nie jest już nikomu potrzebny.
Dumbledore zerknął na
„Proroka” przed sobą. Na pierwszej stronie widać było zamek Jeźdźców Merlina i
tysiące ciał tuż przed nimi. „Prorok” pisał o zwycięstwie Klanu Lordów i
Jeźdźców Merlina nad śmierciożercami i innymi poplecznikami Lorda Voldemorta.
Poinformował także o śmierci Ginny Weasley. Dziennikarze zaczęli zastanawiać
się skąd Gryfonka wzięła się na polu bitwy oraz w ogóle dlaczego brała w niej
udział? Dumbledore nie miał pojęcia jak to Harry zrobił, ale dziennikarze
„Proroka” nadal pisali o samych domysłach dotyczących członków Klanu, mimo że
dowody mieli podane jak na tacy. Dyrektor Hogwartu nawet ucieszył się śmiercią
Ginny. To oznaczało, że Klan osłabł. Zatem mogli przejść do kolejnej fazy
podboju świata. Gdyby nie pojawienie się Klanu Lordów już dawno udałoby im się
przejąć Wielką Brytanię i mogliby kontynuować swoją krucjatę. Jednak musieli
zmienić swoje plany. Śmierć Ginny była sygnałem dla niego i jego
sprzymierzeńców, że czas pozbyć się pozostałych dowódców Klanu Lordów.
Zza drzwi do Wielkiej
Sali rozległ się jakiś hałas. Dumbledore na początku pomyślał, że to kłótnia.
Jednak po kilku krótkich chwilach usłyszał wrzask przerażenia. Musiał niezwykle
mocno się skupić, aby usłyszeć łoskot upadającego ciała. W Wielkiej Sali
nastała cisza, którą na moment przerwał świst miecza i kolejny łoskot ciała. Po
chwili do sali wtoczyła się odcięta głowa jednego z aurorów, na twarzy którego
malowało się przerażenie. Młodsi uczniowie pobledli na ten widok, a niektórzy
nie wytrzymali i zwrócili kolację, odwracając się za siebie. Kompletna cisza po
raz kolejny została przerwana. Powietrze zostało wypełnione przez stukot kroków
i brzdęk ciągniętego miecza. Po kilku krótkich chwilach do środka wszedł Harry,
który w prawej dłoni trzymał zakrwawiony miecz hrabiego Draculi, który ciągnął
po podłodze, zostawiając na niej krwawy ślad. Tuż za nim szli jego rodzice – James
i Lily. Nauczyciele i uczniowie byli zdumieni ich pojawieniem się. Tak samo jak
Knot i jego ochrona. Dumbledore i jego sprzymierzeńcy nie zdziwili się na ten
widok. Doskonale wiedzieli o wskrzeszeniu Potterów. Do środka wszedł także Ron
wraz ze swoimi braćmi – Charliem, Billem, Fredem, George’em i Percym. Między
nimi szli ich rodzice – Artur i Molly. Pojawiło się także rodzeństwo Harry’ego
– Amanda, Aurora oraz Tony. Dumbledore poczuł wściekłość, która wypływała z
przybyszów. Przeczuwał, że to spotkanie się źle dla niego skończy. Jego
niebieskie oczy wędrowały po osobach, które weszły do Wielkiej Sali. Musiał jak
najszybciej coś wymyślić, aby odwrócić ich uwagę od swoich planów. Chociaż był
przygotowany na ich atak.
- Wspaniały miecz,
Harry – rzucił swobodnie Dumbledore z delikatnym uśmiechem na ustach. Harry jak
i jego przyjaciele nie nabrali się na jego próbę odwrócenia uwagi od ich celu.
Zamiast złagodnieć, stali się bardziej nienawistni. Przynajmniej tak sądził
Dumbledore, zaglądając im w oczy.
- Nie próbuj tych
swoich gierek, Dumbledore – rzekł pogardliwie Harry – Nie jestem tak uległy jak
Knot.
Knot zmarszczył brwi i
otworzył usta, aby coś powiedzieć, jednak dyrektor Hogwartu go uprzedził:
- Och, Harry, nadal
gniewasz się za to, że tak późno powiedział ci o przepowiedni?
- Przepowiedni? –
zadrwił Kapitan – Nie obchodzi mnie ona. Już nie. Bardziej mnie interesuje to
jak się wytłumaczysz ze swojej współpracy z Voldemortem?
Wszyscy stali się nagle
oburzeni. Patrzyli na Harry’ego jakby pozabijał im matki i ojców. Gryfon
jedynie się drwiąco uśmiechnął.
- Podatni głupcy –
rzucił Harry, rozglądając się wokół – Jesteście ślepy.
- Masz dowody na to? –
zapytał Dumbledore.
- Dowody? – powtórzył
Harry – Mam – przyznał – Trzy. Dwa z nich są tutaj ze mną – wskazała na swoich
rodziców – Ciekawe jak się z tego wytłumaczysz?
- Nie rozumiem – rzucił
Dumbledore, próbując odwrócić kartę. Zauważył, że wszyscy byli tym
zaciekawieni.
- Nie rozumiesz,
Dumbledore? – zapytał James – Pozwól, że ci wyjaśnimy – dodał, wskazując na
siebie i żonę – Jesteś mistrzem manipulacji i kłamstwa. Voldemort, Knot i
politycy powinni od ciebie się uczyć jak należy manipulować ludem. Nikt tak nie
potrafi zamydlić oczy jak ty. Nawet najpiękniejsza z wil.
- Nie rozumiem do czego
zmierzasz, James – rzucił Dumbledore, skutecznie ukrywając swoje zdenerwowanie
całą sytuacją. Nie mógł sobie pozwolić na to, aby ktokolwiek zobaczył oznaki
jego stresu. Byłoby to dla niego bardzo niekorzystne – Swoją drogą… Jakim cudem
żyjecie? Zdawało mi się, że oberwaliście morderczym zaklęciem.
- Fakt – przyznała Lily
– Ale ty powinieneś wiedzieć dlaczego żyjemy, prawda? – zapytała i, nie
czekając na odpowiedź dyrektora, kontynuowała – Na twoje zlecenie Voldemort
przyszedł, aby nas zabić i na twoje zlecenie nas wskrzeszono.
Wszyscy w Wielkiej Sali
spojrzeli na Dumbledore z szokiem i niedowierzaniem. Czekali co na to dyrektor
Hogwartu. Jednak on nie spieszył się z odpowiedzią. Jakby miał nadzieję, że
wszyscy o tym zapomną.
- Macie złe informację
– rzucił gorączkowo Dumbledore, a na jego czole pojawiły się krople potu. Mimo
swojego słynnego opanowania, był już stary i mniej odporny niż kiedyś – Ktoś
celowo opowiada kłamstwa na mój temat.
- Mógłby ci przytoczyć
różne słowa, różnych śmierciożerców, ale tego nie zrobię – powiedział powoli
Harry – Zamiast tego powiem ci co zobaczyłem we wspomnieniach Nagini – Kapitan
lekko się uśmiechnął, widząc zdumienie i zdenerwowanie na twarzy Dumbledore’a –
Och, tak. Dorwałem węże Voldemorta i przejrzałem jego wspomnienia. Swoją drogą…
Voldemort mógłby się chociaż postarać o zabezpieczenie wspomnień swojego węża.
Na pewno zżera cię ciekawość, co widziałem w jej wspomnieniach, prawda?
Przecież od zawsze chciałeś o wszystkim wiedzieć, Dumbledore – rzekł Harry,
wprawiając w jeszcze większe zdenerwowanie dyrektora Hogwartu, a pozostałych w
zdumienia – Widziałem w jej wspomnieniach twój plan i twój Krąg Nieśmiertelnych
– Dumbledore przełknął głośno śliną – nieźle się maskowałeś, Dumbledore. Muszę
to przyznać. Od zawsze pragnąłeś zapanować nad światem, a jednak bardzo się
wysiliłeś, żeby wszystkim wmówić, że jest inaczej.
Dumbledore chwycił za
swój puchar i napił soku dyniowego. Gdy przełykał, zauważył uśmiech zadowolenia
na ustach Lily. Harry i pozostali także byli zadowoleni. Dopiero wówczas
Dumbledore zrozumiał, że w jego soku był eliksir prawdy. Jednak nawet on, jeden
z najpotężniejszych czarodziejów, nie potrafił oprzeć się jego działaniu.
Spojrzał na każdego z nauczycieli, którzy siedzieli obok niego. Nie mógł
dostrzec, który z nich wlał mu eliksir do soku. Doskonale to rozegrali. Musiał
przyznać.
- Co chciałbyś
wiedzieć, Harry? – zapytał Dumbledore.
- Cóż… Eliksir prawdy,
który wypiłeś już działa, a zatem wiesz, że nie uda ci się zaprzeczyć słowom,
które teraz wypowiesz – rzekł Harry, a wszyscy spojrzeli to na Harry’ego, to na
Dumbledore’a. Kilku aurorów podniosło różdżki, ale Knot ich powstrzymał. Widać
było, że pragnie za wszelką cenę rozwiązać tę kwestię, która stawiała w
wątpliwym świetle dyrektora Hogwartu – Powiedz, jakim cudem współpracujesz z
Voldemortem?
- Och, to jest bardzo
banalne – rzucił wesoło Dumbledore – To ja, mój brat, Abertforth i Gellert
wyszkoliliśmy Voldemorta. My go stworzyliśmy. Potem stworzyliśmy Krąg
Nieśmiertelnych. Zwerbowaliśmy wampiry, wilkołaki i orki. Wskrzesiliśmy La Fray
i Slytherina. Następnie wszystko poszło z górki. Pod nosem ministerstwa
rośliśmy w siłę. Na wszelki wypadek dla pozorów stworzyłem Zakon Feniksa. I
teraz jesteśmy wystarczająco potężni. Gdyby nie ty i twój Klan Lordów, Harry,
już dawno byśmy wyzwolili ludzi.
- Jak to, byście
wyzwolili ludzi? – zapytał Ron.
- Bardzo prosto: ludzie
to proste istoty. Zostali stworzeni do słuchania rozkazów. Dla nich wolność
jest największym przekleństwem.
- Mówisz jak tyran –
mruknęła Molly.
- Och, Molly, z czasem przyznasz
mi rację.
- Pytanie brzmi: czy
dożyjesz tego momentu? – zapytał Harry, podnosząc dłoń.
Przy stole
nauczycielskim nastąpił ruch. McGonagall, Flitwick i Sprout wstali ze swoich
miejsc, z pogardą spojrzeli na Dumbledore’a, a następnie stanęli przy Harrym.
Hagrid z niedowierzaniem wpatrywał się w dyrektora. Wyglądał, jakby miał
nadzieję, że to zły sen. Niestety, pół olbrzym nie potrafił zaakceptować tej
prawdy.
- Aresztować profesora
Dumbledore’a! – wydał rozkaz Knot.
Harry spojrzał na
ministra i skinął mu głową. Zgadzał się z jego decyzją. Chociaż pragnął śmierci
profesora Dumbledore’a, doskonale wiedział, że od tego co zrobi Knot dalsze
losy Hogwartu potoczą się w jedną bądź drugą stronę.
Aurorzy powyciągali
różdżki i wycelowali w Dumbledore’a. Powoli do niego podchodzili. Jak dla Harry’ego,
zbyt pewni siebie. Jednak bardziej zaciekawiło go zachowanie dyrektora
Hogwartu. Siedział spokojnie na swoim fotelu z wesołym uśmiechem zadowolenia.
Nie spodobało mu się to. Gestem ręki dał znak Fredowi, który z cichym trzaskiem
zniknął. Niektórzy zerknęli w ich stronę, ale szybko spojrzeli w stronę stołu
prezydialnego, gdy rozległ się wrzask Knota:
- Co wy robicie?!
Wszyscy aurorzy nagle
wycelowali różdżkami w ministra, który zbladł. Przełknął głośno ślinę. Zobaczył
jak bardzo był ślepy. Jego podwładni tak naprawdę nigdy nie byli mu oddani. Nie
pracowali dla ministerstwa, a dla Dumbledore’a. Jeden z aurorów podniósł
różdżkę. Wystrzelił z jej czubka zielony promień morderczego zaklęcia. Knota
sparaliżował strach. Rozległ się trzask teleportacji. Za ministrem pojawił się
Fred. Chwycił go za tył szaty i po raz kolejny wpadł w ciemności teleportacji,
ratując Knota przed śmiercią. Pojawili się pomiędzy wojownikami Klanu. Aurorzy
od razu się do nich odwrócili. Wszyscy wystrzelili w ich stronę mordercze
zaklęcia. Lily wyszła przed szereg i machnęła na opak lewym ramieniem. Zerwał
się silny wiatr, który zawrócił zielone promienie. Teraz leciały w stronę stołu
prezydialnego. Aurorzy padali na podłogę unikając morderczych zaklęć.
Dumbledore obrócił się wokół własnej osi i zniknął. Promienie rozbiły się o
stół, krzesła i ścianę, niszcząc wszystko na swoje drodze. Dyrekotr Hogwartu
pojawił się kilka stóp przed stołem prezydialnym. Harry zmienił się w boskiego
czarodzieja, a następnie wzniósł się na kilka stóp, odlatując do tyłu. Tak samo
jak jego przyjaciele, którzy zabrali ze sobą Knota.
- Zapraszam na zewnątrz
– rzekł Harry – Nie ryzykujmy niepotrzebnie życia uczniów. Profesorze
Dumbledore, chyba nie chcesz, żeby zbłąkane zaklęcie trafiło jakiegoś pierwszaka,
prawda?
Zanim Harry przekroczył
próg Wielkiej Sali, zauważył jak Dumbledore przemienia się w boskiego czarodzieja.
Delikatnie się uśmiechnął. Neville wygrał sto galeonów.
Harry wylądował przy
swoich przyjaciołach. W mgnieniu oka zostali otoczeni. Ze wschodu u zachodu
nadlecieli śmierciożercy. Z Zakazanego Lasu wyszły oddziałów orków, uzbrojonych
po zęby. Z zamku wyszli aurorzy wraz z Dumbledore’em. Harry i przyjaciele
zostali otoczeni przez Dumbledore’a i jego popleczników.
- Jeszcze macie szanse
się poddać – rzekł dyrektor Hogwartu – Gdy zaczniemy nie będzie już odwrotu.
- Ktoś kiedyś
powiedział, że ludzie dzielą się na dwie grupy – powiedziała Lily – Jedni tylko
pierdolą, inni działają. Nie należymy do tej pierwszej grupy.
- A zatem walka –
powiedział Dumbledore – Szkoda, że nie zdążycie pożałować swojej decyzji.
Harry wycelował miecza
w stronę Dumbledore’a. Ostrze zaświeciło się na złoto i wystrzelił z niego
złoty promień. Dyrektor Hogwartu skrzyżował ramiona na swojej piersi i szybko
je wyprostował. Został otoczony świecącą kulą. W nią uderzył promień Harry’ego.
Powierzchnia kuli zaczęła się wyginać – raz w stronę Dumbledore’a, raz w stronę
Harry’ego. Kapitan zauważył jak zielony promień go wymija. Podążył za nim
wzrokiem. Zobaczył jak mordercze zaklęcia trafia w Knota, który wydał z siebie
jęk zdumienia i padł martwy. Harry zerknął w stronę Dumbledore’a. Jego zaświeciły
się na czerwono i wystrzelił w jego stronę promieniami. Kapitan odbył się od
ziemi i znalazł się kilka stóp nad nią. Pofrunął w stronę wody. Zatrzymał się
na nią. Dyrektor Hogwartu zjawił się chwilę po nim. Cofnął dłoń, zaciskając pięść,
wokół której pojawiła się żółta kula. Harry zniknął i pojawił się za plecami
Dumbledore’a. Chwycił go za kark. Na dłoni Kapitana pojawiły się silne
wyładowania elektryczne, które przeszły na dyrektora Hogwartu. Dumbledore
rozszerzył oczy i wydał z siebie głośny wrzask bólu. Kula w jego dłoni
zniknęła. Dyrektor Hogwartu wyginał ciało w łuk, a jego okrzyk bólu zagłuszył
odgłosy walki. Harry, w ogóle tego nie rozumiejąc, zerknął na prawo. W jego
stronę leciał topór jednego z orków. Kapitan machnął mieczem i odbił broń,
która wleciał w tłum aurorów. Stamtąd dało się słyszeć wrzask bólu wymieszany z
okrzykiem zdumienia. Harry zerknął w dół. Zauważył orka, który rzucił w jego
stronę topór. Wokół niego stali inni orkowie i kilkunastu aurorów. Ostrze
miecza Harry’ego zaświeciło się na niebieskiego. Machnął nim na opak. Z klingi
zleciało światło i utworzyło pół okrąg. Światło z impetem uderzyło w ziemię i
nastąpiła eksplozja, która pozbawiła życia najbliżej stojących popleczników
Dumbledore’a. Innych odrzuciła, ciężko raniąc. Uszy Harry’ego zostały
wypełniony przez trzepot szat. Rozejrzał się wokół siebie. Smierciożercy na
miotłach otoczyli go i zmniejszali okrąg wokół niego. Cała jego postać
zaświeciła się na zielono. Nastąpił głośny huk niczym wystrzał tysięcy armat i
zielone światło zeszło z Kapitana, tworząc zieloną kopułę, która rosła. W końcu
ściany kopuły dotarły do śmierciożerców. Zaklęcie przepuściło przez siebie
miotły i różdżki, ale śmierciożerców spadli z dziesięciu stóp. Ci słudzy
Voldemorta, co mieli szczęście powpadali do jeziora, dzięki czemu przeżyli.
Harry podniósł miecz nad głowę. Klinga zaświeciła się na czerwono. Kapitan
zamachnął się i wycelował mieczem w stronę jeziora. Z jego czubka wystrzelił
czerwony, który z impetem trafił w spokojną taflę wody, którą wzburzył. Przez
chwilę nic się nie działo. Śmierciożercy jednak z niepokojem się temu
przyglądali. Po chwili woda zaczęła wrzeć. Śmierciożercy wydali z siebie
wrzaski bólu i zostali wciągnięci pod wodę. Po krótkiej chwili jeden ze
śmierciożerców wyrzucił spod wody. Jednak nie miała rękawa szaty ani skóry.
Były same kości, które w nietypowy sposób się wygięły i padły z głuchym
plaskiem na wzburzoną tafle wody, powoli się rozpadając.
Kapitan zerknął na
dyrektora Hogwartu. Stracił przytomność. Puścił jego kark i złapał za włosy. Zaczął
kręcić się wokół własnej osi i po chwili puścił Dumbledore’a. Dyrektor
bezwładnie uderzył w plecy jakiegoś orka, powalając go na ziemię. Harry
zaświecił się cały na złoto i ruszył ku ziemi. Podniósł miecz nad głowę i
wylądował na ziemi, wbijając w nią klingę. Nastąpił wybuch w promieni jednej
stopy, pozbawiając życia każdego kto stał akurat w tym miejscu. Harry wstał i
zamachnął się mieczem na opak. Uciął głowę jakiemuś śmierciożercy, a dwóm
aurorom poderżnął gardła. Odwrócił się i kopniakiem posłał orka w stronę jego
towarzyszy. Machnął na opak lewą dłonią. Bezgłowe ciało śmierciożercy podniosło
się i poleciało w stronę dwójki innych, powalając ich na ziemię. Z gęstego
dymu, który był pozostałością wybuchu, wyłonił się ork, a tuż za nim biegło
kilku aurorów i śmierciożerców. Ork odbił się od ziemi i skoczył ku Harry’emu.
Kapitan zrobił unik i przebił mieczem przeciwnika. Klasnął w dłonie i zerwał
się silny wiatr, który porwał aurorów i czarodziejów, rzucając nimi w dal.
Nadleciało jakieś błękitne zaklęcie. Harry zasłonił się mieczem. Nastąpiła
eksplozja, która wtrąciła broń z dłoni Harry’ego, a Kapitana rzuciła gdzieś w
dal. Odbił się kilkukrotnie od ziemi i powoli wstał. Jego szata była
poszarpana, a jeden z rękawów spadł na ziemię. Z prawej skroni powoli ściekała
krew. Harry podniósł lewą dłonią, a przed czubkami palcami pojawiły się
niewielkie białe kulki. Wystrzelił nimi. Kulki pozderzały w nadbiegających
przeciwników, rozrywając ich, a ich towarzyszy dziurawiąc i pozbawiając ich
życia. Zanim Kapitan zdążył opuść dłoń, jego przedramię zostało przebite przez
strzałę. Wydał z siebie głośny jęk ból. Chwycił za nią i wyciągnął ze swojej
ręki. Z dymu wybiegł auror z podbitym okiem. Był dwukrotnie większy niż Harry.
Jednak jego mięśnie w tej chwili były jego wadą, a nie zaletą. Zamachnął się
prawą dłonią, a Kapitan zrobił unik. Uderzył go czołem w twarz, łamiąc nos.
Auror cofnął się o kilka kroków, łapiąc się za krwawiący nos. Sięgnął za pas i
wyciągnął krótki sztylet. Znów ruszył do ataku. Zamachnął się sztyletem. Harry
zgiął się w pół, robiąc unik. Wbił strzałę, którą przed moment wyjął ze swojej
ręki w brzuch aurora i złamał ją w połowie. Jego przeciwnik wrzasnął z bólu,
wypuścił sztylet z dłoni, padł na kolana i złapał się za krwawiący brzuch.
Harry stanął za jego plecami. Złapał go za głowę i odchylił ją na bok. Wbił
pozostałą część strzały w aortę aurora, który wydał z siebie cichy jęk bólu i padł
martwy.
Kapitan usłyszał za
sobą wrzask. Wyciągnął prawą dłoń, a po chwili nadleciał miecz Draculi. Pewnie
go chwycił i obrócił się wokół własnej osi, robiąc unik przed atakiem orka,
który wbił włócznię w ziemię. Harry zamachnął się, ale jego przeciwnik padł na
ziemię i przeturlał się po niej. Kapitan jedynie uciął włócznię, która została
w ziemi. Ork niezwykle sprawnie wstał z ziemi i wyjął miecz z pokrowca na
plecach oraz sztylet zza pasa. Przystąpił do ataku. Zamachnął się mieczem, ale
Harry z łatwością odbił go, wytrącając broń z dłoni przeciwnika. Ork skorzystał
z tego i wbił sztylet w prawe ramię Kapitana. Harry wrzasnął z bólu, a z jego
oczu wystrzeliły czerwone promienie, które przebiły głowę orka. Kapitan chwycił
za sztylet i wyjął go z cichym sykiem bólu, jednak po chwili wrzasnął padając
na kolana, gdy oberwał jakimś zaklęciem od tyłu. Na jego plecach pojawiły się
głębokie rany cięte. Harry odwrócił się i widział jak podchodzi do niego auror
i jakiś dwóch śmierciożerców. Kapitan rzucił sztyletem i przebił nim gardło
jednego ze śmierciożerców. Wycelował wskazującym palcem lewej dłoni w aurora i
wystrzelił z niego czarnym promieniem. Ten przebił serce łowcy czarnoksiężników,
który z łoskotem uderzył w ziemię. Harry szybko wycelował w drugiego
śmierciożercę, którego czaszka została przebita przez promień.
Harry oparł się na
mieczu i powoli wstał z kolan, szybko oddychając. Rany dawały się coraz
bardziej we znaki. Ból z każdą kolejną sekundą był coraz bardziej nie do
zniesienia.
Kapitan usłyszał trzask
teleportacji i ktoś silnym kopniakiem w rękę, pozbawił go miecza i teleportował
się. Po raz kolejny usłyszał trzask. Tym razem z prawej strony. Oberwał w
policzek. Jego przeciwnik przeskoczył tuż przed niego i kopnął go w brzuch.
Harry zgiął się w pół i wypluł krew wymieszaną ze śliną. Oberwał łokciem w
krzyż i padł na kolana. Jego przeciwnik znalazł się za nim i złapał go za
szyję. Harry rozpaczliwie zaczął łapać powietrze. Czuł jak opuszcza go moc,
siły i życie. Po kilku chwilach ostatkiem sił wyzwolił z siebie elektryczność i
poraził przeciwnika. Chwycił go za ramię i przerzucił przez bark. Z impetem
uderzył w ziemię, a Kapitan kopnął go w bok, odrzucając jeszcze bardziej.
Grindewald szybko wstał z miejsca. W jego dłoni pojawiła się ognista kula.
Zamachnął się i rzucił w Harry’ego. Kapitan klasnął i siła wiatru zawróciła
kulę. Jednak Grindewald wystawił rękę i zatrzymał swoje zaklęcie. Ponownie
rzucił kulą w Harry’ego. Kapitan skrzyżował ramiona i ugiął kolana, podnosząc
ręce na wysokość głowy. Kula z impetem uderzyła w niego. Nastąpiła eksplozja.
Harry wyskoczył z gęstego dymu. Jego lewa noga zaświeciła się na złoto.
Wylądował na kilka stóp przed przeciwnikiem. Uderzył lewą nogą w ziemię, a pod
stopami Grindewalda nastąpił wybuch, który wyrzucił czarnoksiężnika do góry.
Tam obrócił się wokół własnej osi i z impetem spadł na plecy. Głośno jęknął i z
trudem wstał. Ustawił się do ataku, gdy nagle się odwrócił i zwymiotował.
- Nie spodziewałem się,
że masz aż tak słaby żołądek, Grindewald – rzekł Harry.
- Co nie przeszkodzi mi
w zabiciu ciebie – warknął czarnoksiężnik.
- Zatem to sprawdźmy –
powiedział Kapitan.
W dłoni Harry’ego pojawiła się biała
kula, wielkości piłki baseballowej. Rzucił nią w Grindewalda. Mimo na takiego
starca, był dosyć szybki i zrobił unik. Kapitan wycelował w niego wskazującym
palcem i zaczął strzelać czarnymi promieniami. Czarnoksiężnik wzniósł się w
powietrze i szybkim lotem, robił uniki. Teleportował się za Harry’ego. Jego
prawa dłoń stanęła w ogniu. Zaczął opadać na Kapitan. W lewej dłoni Harry’ego
pojawił się czarny dysk, który kręcił się wokół własnej osi. Kapitan
podskoczył, obrócił się i rzucił dyskiem, z impetem upadając na plecy. Tarcza
ucięła prawą nogę Grindewalda. Czarnoksiężnik wrzasnął z bólu i rzucił ognista
kulą w Harry’ego. Kapitan przeturlał się, ale wybuch i tak go odrzucił do tyłu.
Z trudnością wstał, a wtedy oberwał złocistą kulą. I kolejną. Wzniosło go w
powietrze. Następna kula trafiła go w krzyż i przeniosła nad jezioro. Tam
czekał na niego Grindewald. Wycelował w niego dwoma palcami i wystrzelił
niewielką, czerwoną kulą. Oberwał prosto w serce. Nastąpił wybuch, a Harry
bezwładnie opadał. Jego powieki stał się zbyt ciężkie i nie potrafił ich
powstrzymać przed zamknięciem. Widział ciała rodziców Ginny i swoich, których
zabierały skrzaty domowe. Widział jak Ron i Fred mają poprzebijane włóczniami
torsy i osuwają się na ziemię. Zanim zamknął oczy, widział jak Tony się osuwa.
Harry nacisnął bransoletę na swoim lewym nadgarstku i poczuł lekki ukłucie.
Eliksir Hermiony i Luny wypełnił jego krew. Nastąpił plusk, a Grindewald wydał
z siebie okrzyk zwycięstwa, niczym wilk po zwycięstwie nad poprzednim przywódcą
stada.
Hermiona, Luna i
Neville pojawili się na Pokątnej. Od razu zasłonili swoje twarze głębokimi
kapturami. Powoli ruszyli w stronę Śmiertelnego Nokturnu. Tydzień minął od
bitwy w Hogwarcie. Harry, Ron, Fred, George, Biil, Charlie, Percy, Aurora,
Tony, Amanda, Molly, Artur, Lily, James… Wszyscy nie żyli. Dumbledore tak
powiedział dziennikarzom. Jednak nie odnaleziono ich ciał, więc nie mógł odbyć
się żaden pogrzeb. Dla dziennikarzy było to dziwne, ale nie dopytywali się o
to. Dyrektor Hogwartu skorzystał z tego, że ci którzy słyszeli jego wyznanie
nie żyli bądź byli po jego stronie i naopowiadał bzdur o Harrym i jego
przyjaciołach. Cóż… Co prawda, wielu uczniów słyszało jego słowa, ale żaden nie
odważył się, aby o tym mówić. Dumbledore nastraszył ich. Wystarczająco
skutecznie. Cały świat uważał, że Klan Lordów za niezwykle niebezpieczną
organizację, którą celem było zniszczenie każdej żywej istoty. Oczywiście, to
było kłamstwo. Jednak żaden z członków Klanu nie bronił się przed tym.
Dlaczego? Ponieważ stosowali się do planu Rona.
- Nev, wszyscy już
ukryli się? – zapytała Hermiona.
- Tak – odpowiedział Neville
– Wydałem odpowiednie rozkazy. Wszyscy wiedzą, że muszą zniknąć. Dlatego nikt
nie wrócił do Hogwartu. Dumbledore na pewno czeka na nich. Jedynie B pozostał
przy Voldemorcie.
- Nim bym się za bardzo
nie martwiła – rzuciła Luna – W końcu ani Dumbledore ani Voldemort nie wiedzą,
że tak naprawdę jest w Klanie.
- Na szczęście –
przyznała Hermiona.
- Bardziej martwię się
o Kingsley’a i Snape’a – rzekła Marzycielka – Gdy Dumbledore uzna, że już nas
pokonał, na pewno rozkaże zabić tę dwójkę.
- Ron to przewidział –
rzekł Neville, czujnie się rozglądając. W żadnym ze znanych miejsc
czarodziejskich nie byli bezpieczni, ale musieli być na widoku. Taki był plan –
Mają także swoje eliksiry. Na wszelki wypadek.
Rozległ się huk, a z
czoła Luny trysnęła krew. Krukonka zbladła i opadła na ziemię. W jej oczach
bardzo szybko gasło życie. Hermiona przykucnęła i nacisnęła jej złota bransoletę.
Eliksir w mgnieniu oka wypełnił żyły Luny. Uczennica podniosła się i obróciła
się w stronę Neville’a. Wydała z siebie jęk bólu i zdumienia. Przed nią pojawił
się jakiś ork, który przebił jej serce sztyletem. Wcisnęła bransoletę, a
następnie dotknęła dwoma palcami czoło orka. Z jego oczu, nosa, uszu i ust
wypłynęła krew, a następnie opadł martwy. Wyjęła z serca sztylet i rzucił w
jakiegoś aurora. Niestety, chybiła. Osunęła się na ziemię, powoli umierając.
Neville przykucnął przy niej i zamknął jej oczy. Powoli wstał i przemienił się
w boskiego czarodzieja. Zerwał się silny wiatr, który odrzucił martwe Lunę i
Hermionę pod ściany budynków. Ani aurorzy ani orkowie nie zwrócili na to uwagi.
Byli zajęci Neville’em. Dzięki temu skrzaty domowe zabrały młode wojowniczki.
- Potterowie, Weasley’owie,
Lovegood i Granger. Wszyscy martwi – rzekł jeden z aurorów, celując w niego
różdżką i powoli się do niego zbliżając – zostałeś sam. Klan Lordów już nie
istnieje. Ministerstwo wydało rozporządzenie, w którym wyraźnie mówi, że każdy
z was ma być martwy.
- Jaka szkoda, że nie
przewidziało ilu z was zginie – rzekł powoli Neville, uśmiechając się.
- Niewielu z nas
zdążysz zabić – rzekł auror – Jest nas zbyt wielu.
- Może i bym uwierzył w
twoje słowa – przyznał Neville – Ale ty nie znasz mojego planu.
Neville wziął głęboki
oddech. Nacisnął bransoletę na swoim nadgarstku, czując jak eliksir wypełnia
jego krew. Musiał bardzo szybko działać. Jego ciało zaświeciło się na czerwono.
Skrzyżował ramiona na piersi i rzekł:
- Jak odchodzić to z
klasą. To zaklęcie nazwałem Kamikaze. Narka.
Neville wyprostował
ramiona. Nastąpiła niezwykle potężna eksplozja. Budynki, sklepy i ulice
wybuchały. Jego uszy zostały wypełnione przez wrzaski bólu, tysięcy czarownic i
czarodziejów, którzy tu przebywali. Gdy eksplozja zakończyła się z nieba
pospadały martwe ciało. Stan boskiego czarodzieja minął i Neville osunął się
martwy na ziemię. Ulica Śmiertelnego Nokturnu była tylko wspomnieniem. Zaklęcie
Kamikaze. Broń ostateczna, której nigdy nie chciał zastosować.
tego się nie spodziewałem :/ super!
OdpowiedzUsuńNie żyją? No jak:!!:!?!?!
OdpowiedzUsuńCo?? Normalnie szok! jak nie żyją ? no tego to ja też się nie spodziewałam
OdpowiedzUsuńZapewne eliksir który zażyli wskrzesi ich wbrew całej trylogi Harrego Pottera jak było wcześniej w wypadku rodziców bohatera i jego chrzestnego
Usuńracja ! Nie pomyślałam o tym..
UsuńGenialne!
OdpowiedzUsuńjest ok czekam na nexta
OdpowiedzUsuńNapiszę szczerze. Przesadzasz. Idzie ci coraz gorzej. Masz fajny styl i niezłe pomysły ale to wszystko robi się zbyt przewidywalne. Sory ale nie napisze że super.
OdpowiedzUsuńJednak i tak cię czytam bo mnie ciekawi do czego to wszystko dojdzie
UsuńNajbardziej w Twoim blogu podobają mi się wątki wojenne, są naprawdę ciekawe, jeszcze czegoś takiego nie czytałam. Co do scen seksu... wszystko jest takie przewidywalne, napisane dość wulgarnym językiem, każda dziewczyna zachowuje się jak dziwka. Poza tym, anal bez nawilżenia zajebiście boli a u Ciebie od razu przyjemność i ostra jazda. No i przeciętny seks to jakieś 10 minut a u Ciebie trwa godzinami. Nie mogę zapomnieć sceny Hermiona/ Draco i spółka, któryś z nich wali ją pół godziny a ta mówi, że ma nadzieję, że następny wytrzyma dłużej. Dziewczyna na dupie usiąść by nie mogła po takim czasie walenia! Ale poza tym Twój blog jest inny niż wszystkie które czytałam, wciągnęłam cały przez dwa dni :) Popracuj tylko nad jakością scen erotycznych, trochę za dużo powtórzeń. No i może w końcu seks z jakąś dziewicą? Bo zaczynam myśleć, że dziewczyny w Twoim opowiadaniu rodzą się już takie wyuzdane :)
OdpowiedzUsuń