Translate

niedziela, 22 czerwca 2014

39. Klan Lordów 11

Ostatnie promienia słońca powoli chowały się za horyzont. Słońce jeszcze trochę swojego pomarańczowego światła wrzucało do Wielkiej Sali w Hogwarcie. Wielkiej Sali, która była prawie pusta. Można by było stwierdzić, że właśnie jest weekend, a nie środek tygodnia. Dumbledore spoglądał swoimi niebieskimi oczami zza okularów połówek na uczniów, którzy byli w Wielkiej Sali. Bez wątpienia, byli zainteresowani tym, gdzie są ich koledzy i koleżanki. Dumbledore doskonale sobie zdawał sprawę z tego, że brak tylu uczniów w Hogwarcie spowodowała bitwa o zamek Jeźdźców Merlina. Dzięki tej sytuacji widział jedną wielką korzyści. Poznał ilu uczniów tak naprawdę należy do Klanu Lordów. „Prorok” i wiele innych czasopism czy tygodników mogło zastanawiać się czy to jest prawda, ale on doskonale wiedział, że tak jest. Zdumiało go jak wielu Ślizgonów nie było w szkole. Mieszkańców domu Slytherina nie zniknęło tak wielu jak Gryfonów, Krukonów czy Puchonów, których prawie w ogóle nie było w szkole. Jednak prawie jedna czwarta Ślizgonów poszła za Harrym. To było bardzo niepokojące. Voldemort zapewniał Dumbledore’a, że każdy Ślizgon jest mu lojalny i konsekwentnie przyjmuje ich do szeregów śmierciożerców.
Zniknięcie uczniów Hogwartu miało także swoje minusy. Knot tym się zainteresował. Co prawda, Krąg miał w planach i tak zlikwidowanie ministra, jednak pojawienie się go w Hogwarcie koligowało z ich planami. Dumbledore chciał skorzystać z okazji, że Harry’ego i jego przyjaciół, i zwerbować jak największą ilość uczniów spośród Gryfonów, Krukonów i Puchonów. Niestety, nie mógł tego zrobić, gdy Knot był w szkole. Minister nie odstępował go na krok. Mógł, co prawda, wydać odpowiednie polecenie swoim nauczycielom, ale ich nie był pewien. Obawiał się, że McGonagall, Flitwick i Sprout się zbuntują i odejdą. Co do Hagrida, miał pewne wątpliwości. Trudno było przewidzieć jak zachowałby się pół olbrzym. Od zawsze wspierał Dumbledore’a i podążał za nim ślepo, jednak to mogłoby nieco zachwiać jego wiarą w dyrektora. Był pewny tylko Snape’a, jednak Severus mógłby być w ostrym szoku, gdy dowiedział się, że jego zawód szpiega na nic się zdał. Mógłby zniknąć, rozumiejąc, że nie jest już nikomu potrzebny.
Dumbledore zerknął na „Proroka” przed sobą. Na pierwszej stronie widać było zamek Jeźdźców Merlina i tysiące ciał tuż przed nimi. „Prorok” pisał o zwycięstwie Klanu Lordów i Jeźdźców Merlina nad śmierciożercami i innymi poplecznikami Lorda Voldemorta. Poinformował także o śmierci Ginny Weasley. Dziennikarze zaczęli zastanawiać się skąd Gryfonka wzięła się na polu bitwy oraz w ogóle dlaczego brała w niej udział? Dumbledore nie miał pojęcia jak to Harry zrobił, ale dziennikarze „Proroka” nadal pisali o samych domysłach dotyczących członków Klanu, mimo że dowody mieli podane jak na tacy. Dyrektor Hogwartu nawet ucieszył się śmiercią Ginny. To oznaczało, że Klan osłabł. Zatem mogli przejść do kolejnej fazy podboju świata. Gdyby nie pojawienie się Klanu Lordów już dawno udałoby im się przejąć Wielką Brytanię i mogliby kontynuować swoją krucjatę. Jednak musieli zmienić swoje plany. Śmierć Ginny była sygnałem dla niego i jego sprzymierzeńców, że czas pozbyć się pozostałych dowódców Klanu Lordów.
Zza drzwi do Wielkiej Sali rozległ się jakiś hałas. Dumbledore na początku pomyślał, że to kłótnia. Jednak po kilku krótkich chwilach usłyszał wrzask przerażenia. Musiał niezwykle mocno się skupić, aby usłyszeć łoskot upadającego ciała. W Wielkiej Sali nastała cisza, którą na moment przerwał świst miecza i kolejny łoskot ciała. Po chwili do sali wtoczyła się odcięta głowa jednego z aurorów, na twarzy którego malowało się przerażenie. Młodsi uczniowie pobledli na ten widok, a niektórzy nie wytrzymali i zwrócili kolację, odwracając się za siebie. Kompletna cisza po raz kolejny została przerwana. Powietrze zostało wypełnione przez stukot kroków i brzdęk ciągniętego miecza. Po kilku krótkich chwilach do środka wszedł Harry, który w prawej dłoni trzymał zakrwawiony miecz hrabiego Draculi, który ciągnął po podłodze, zostawiając na niej krwawy ślad. Tuż za nim szli jego rodzice – James i Lily. Nauczyciele i uczniowie byli zdumieni ich pojawieniem się. Tak samo jak Knot i jego ochrona. Dumbledore i jego sprzymierzeńcy nie zdziwili się na ten widok. Doskonale wiedzieli o wskrzeszeniu Potterów. Do środka wszedł także Ron wraz ze swoimi braćmi – Charliem, Billem, Fredem, George’em i Percym. Między nimi szli ich rodzice – Artur i Molly. Pojawiło się także rodzeństwo Harry’ego – Amanda, Aurora oraz Tony. Dumbledore poczuł wściekłość, która wypływała z przybyszów. Przeczuwał, że to spotkanie się źle dla niego skończy. Jego niebieskie oczy wędrowały po osobach, które weszły do Wielkiej Sali. Musiał jak najszybciej coś wymyślić, aby odwrócić ich uwagę od swoich planów. Chociaż był przygotowany na ich atak.
- Wspaniały miecz, Harry – rzucił swobodnie Dumbledore z delikatnym uśmiechem na ustach. Harry jak i jego przyjaciele nie nabrali się na jego próbę odwrócenia uwagi od ich celu. Zamiast złagodnieć, stali się bardziej nienawistni. Przynajmniej tak sądził Dumbledore, zaglądając im w oczy.
- Nie próbuj tych swoich gierek, Dumbledore – rzekł pogardliwie Harry – Nie jestem tak uległy jak Knot.
Knot zmarszczył brwi i otworzył usta, aby coś powiedzieć, jednak dyrektor Hogwartu go uprzedził:
- Och, Harry, nadal gniewasz się za to, że tak późno powiedział ci o przepowiedni?
- Przepowiedni? – zadrwił Kapitan – Nie obchodzi mnie ona. Już nie. Bardziej mnie interesuje to jak się wytłumaczysz ze swojej współpracy z Voldemortem?
Wszyscy stali się nagle oburzeni. Patrzyli na Harry’ego jakby pozabijał im matki i ojców. Gryfon jedynie się drwiąco uśmiechnął.
- Podatni głupcy – rzucił Harry, rozglądając się wokół – Jesteście ślepy.
- Masz dowody na to? – zapytał Dumbledore.
- Dowody? – powtórzył Harry – Mam – przyznał – Trzy. Dwa z nich są tutaj ze mną – wskazała na swoich rodziców – Ciekawe jak się z tego wytłumaczysz?
- Nie rozumiem – rzucił Dumbledore, próbując odwrócić kartę. Zauważył, że wszyscy byli tym zaciekawieni.
- Nie rozumiesz, Dumbledore? – zapytał James – Pozwól, że ci wyjaśnimy – dodał, wskazując na siebie i żonę – Jesteś mistrzem manipulacji i kłamstwa. Voldemort, Knot i politycy powinni od ciebie się uczyć jak należy manipulować ludem. Nikt tak nie potrafi zamydlić oczy jak ty. Nawet najpiękniejsza z wil.
- Nie rozumiem do czego zmierzasz, James – rzucił Dumbledore, skutecznie ukrywając swoje zdenerwowanie całą sytuacją. Nie mógł sobie pozwolić na to, aby ktokolwiek zobaczył oznaki jego stresu. Byłoby to dla niego bardzo niekorzystne – Swoją drogą… Jakim cudem żyjecie? Zdawało mi się, że oberwaliście morderczym zaklęciem.
- Fakt – przyznała Lily – Ale ty powinieneś wiedzieć dlaczego żyjemy, prawda? – zapytała i, nie czekając na odpowiedź dyrektora, kontynuowała – Na twoje zlecenie Voldemort przyszedł, aby nas zabić i na twoje zlecenie nas wskrzeszono.
Wszyscy w Wielkiej Sali spojrzeli na Dumbledore z szokiem i niedowierzaniem. Czekali co na to dyrektor Hogwartu. Jednak on nie spieszył się z odpowiedzią. Jakby miał nadzieję, że wszyscy o tym zapomną.
- Macie złe informację – rzucił gorączkowo Dumbledore, a na jego czole pojawiły się krople potu. Mimo swojego słynnego opanowania, był już stary i mniej odporny niż kiedyś – Ktoś celowo opowiada kłamstwa na mój temat.
- Mógłby ci przytoczyć różne słowa, różnych śmierciożerców, ale tego nie zrobię – powiedział powoli Harry – Zamiast tego powiem ci co zobaczyłem we wspomnieniach Nagini – Kapitan lekko się uśmiechnął, widząc zdumienie i zdenerwowanie na twarzy Dumbledore’a – Och, tak. Dorwałem węże Voldemorta i przejrzałem jego wspomnienia. Swoją drogą… Voldemort mógłby się chociaż postarać o zabezpieczenie wspomnień swojego węża. Na pewno zżera cię ciekawość, co widziałem w jej wspomnieniach, prawda? Przecież od zawsze chciałeś o wszystkim wiedzieć, Dumbledore – rzekł Harry, wprawiając w jeszcze większe zdenerwowanie dyrektora Hogwartu, a pozostałych w zdumienia – Widziałem w jej wspomnieniach twój plan i twój Krąg Nieśmiertelnych – Dumbledore przełknął głośno śliną – nieźle się maskowałeś, Dumbledore. Muszę to przyznać. Od zawsze pragnąłeś zapanować nad światem, a jednak bardzo się wysiliłeś, żeby wszystkim wmówić, że jest inaczej.
Dumbledore chwycił za swój puchar i napił soku dyniowego. Gdy przełykał, zauważył uśmiech zadowolenia na ustach Lily. Harry i pozostali także byli zadowoleni. Dopiero wówczas Dumbledore zrozumiał, że w jego soku był eliksir prawdy. Jednak nawet on, jeden z najpotężniejszych czarodziejów, nie potrafił oprzeć się jego działaniu. Spojrzał na każdego z nauczycieli, którzy siedzieli obok niego. Nie mógł dostrzec, który z nich wlał mu eliksir do soku. Doskonale to rozegrali. Musiał przyznać.
- Co chciałbyś wiedzieć, Harry? – zapytał Dumbledore.
- Cóż… Eliksir prawdy, który wypiłeś już działa, a zatem wiesz, że nie uda ci się zaprzeczyć słowom, które teraz wypowiesz – rzekł Harry, a wszyscy spojrzeli to na Harry’ego, to na Dumbledore’a. Kilku aurorów podniosło różdżki, ale Knot ich powstrzymał. Widać było, że pragnie za wszelką cenę rozwiązać tę kwestię, która stawiała w wątpliwym świetle dyrektora Hogwartu – Powiedz, jakim cudem współpracujesz z Voldemortem?
- Och, to jest bardzo banalne – rzucił wesoło Dumbledore – To ja, mój brat, Abertforth i Gellert wyszkoliliśmy Voldemorta. My go stworzyliśmy. Potem stworzyliśmy Krąg Nieśmiertelnych. Zwerbowaliśmy wampiry, wilkołaki i orki. Wskrzesiliśmy La Fray i Slytherina. Następnie wszystko poszło z górki. Pod nosem ministerstwa rośliśmy w siłę. Na wszelki wypadek dla pozorów stworzyłem Zakon Feniksa. I teraz jesteśmy wystarczająco potężni. Gdyby nie ty i twój Klan Lordów, Harry, już dawno byśmy wyzwolili ludzi.
- Jak to, byście wyzwolili ludzi? – zapytał Ron.
- Bardzo prosto: ludzie to proste istoty. Zostali stworzeni do słuchania rozkazów. Dla nich wolność jest największym przekleństwem.
- Mówisz jak tyran – mruknęła Molly.
- Och, Molly, z czasem przyznasz mi rację.
- Pytanie brzmi: czy dożyjesz tego momentu? – zapytał Harry, podnosząc dłoń.
Przy stole nauczycielskim nastąpił ruch. McGonagall, Flitwick i Sprout wstali ze swoich miejsc, z pogardą spojrzeli na Dumbledore’a, a następnie stanęli przy Harrym. Hagrid z niedowierzaniem wpatrywał się w dyrektora. Wyglądał, jakby miał nadzieję, że to zły sen. Niestety, pół olbrzym nie potrafił zaakceptować tej prawdy.
- Aresztować profesora Dumbledore’a! – wydał rozkaz Knot.
Harry spojrzał na ministra i skinął mu głową. Zgadzał się z jego decyzją. Chociaż pragnął śmierci profesora Dumbledore’a, doskonale wiedział, że od tego co zrobi Knot dalsze losy Hogwartu potoczą się w jedną bądź drugą stronę.
Aurorzy powyciągali różdżki i wycelowali w Dumbledore’a. Powoli do niego podchodzili. Jak dla Harry’ego, zbyt pewni siebie. Jednak bardziej zaciekawiło go zachowanie dyrektora Hogwartu. Siedział spokojnie na swoim fotelu z wesołym uśmiechem zadowolenia. Nie spodobało mu się to. Gestem ręki dał znak Fredowi, który z cichym trzaskiem zniknął. Niektórzy zerknęli w ich stronę, ale szybko spojrzeli w stronę stołu prezydialnego, gdy rozległ się wrzask Knota:
- Co wy robicie?!
Wszyscy aurorzy nagle wycelowali różdżkami w ministra, który zbladł. Przełknął głośno ślinę. Zobaczył jak bardzo był ślepy. Jego podwładni tak naprawdę nigdy nie byli mu oddani. Nie pracowali dla ministerstwa, a dla Dumbledore’a. Jeden z aurorów podniósł różdżkę. Wystrzelił z jej czubka zielony promień morderczego zaklęcia. Knota sparaliżował strach. Rozległ się trzask teleportacji. Za ministrem pojawił się Fred. Chwycił go za tył szaty i po raz kolejny wpadł w ciemności teleportacji, ratując Knota przed śmiercią. Pojawili się pomiędzy wojownikami Klanu. Aurorzy od razu się do nich odwrócili. Wszyscy wystrzelili w ich stronę mordercze zaklęcia. Lily wyszła przed szereg i machnęła na opak lewym ramieniem. Zerwał się silny wiatr, który zawrócił zielone promienie. Teraz leciały w stronę stołu prezydialnego. Aurorzy padali na podłogę unikając morderczych zaklęć. Dumbledore obrócił się wokół własnej osi i zniknął. Promienie rozbiły się o stół, krzesła i ścianę, niszcząc wszystko na swoje drodze. Dyrekotr Hogwartu pojawił się kilka stóp przed stołem prezydialnym. Harry zmienił się w boskiego czarodzieja, a następnie wzniósł się na kilka stóp, odlatując do tyłu. Tak samo jak jego przyjaciele, którzy zabrali ze sobą Knota.
- Zapraszam na zewnątrz – rzekł Harry – Nie ryzykujmy niepotrzebnie życia uczniów. Profesorze Dumbledore, chyba nie chcesz, żeby zbłąkane zaklęcie trafiło jakiegoś pierwszaka, prawda?
Zanim Harry przekroczył próg Wielkiej Sali, zauważył jak Dumbledore przemienia się w boskiego czarodzieja. Delikatnie się uśmiechnął. Neville wygrał sto galeonów.
Harry wylądował przy swoich przyjaciołach. W mgnieniu oka zostali otoczeni. Ze wschodu u zachodu nadlecieli śmierciożercy. Z Zakazanego Lasu wyszły oddziałów orków, uzbrojonych po zęby. Z zamku wyszli aurorzy wraz z Dumbledore’em. Harry i przyjaciele zostali otoczeni przez Dumbledore’a i jego popleczników.
- Jeszcze macie szanse się poddać – rzekł dyrektor Hogwartu – Gdy zaczniemy nie będzie już odwrotu.
- Ktoś kiedyś powiedział, że ludzie dzielą się na dwie grupy – powiedziała Lily – Jedni tylko pierdolą, inni działają. Nie należymy do tej pierwszej grupy.
- A zatem walka – powiedział Dumbledore – Szkoda, że nie zdążycie pożałować swojej decyzji.
Harry wycelował miecza w stronę Dumbledore’a. Ostrze zaświeciło się na złoto i wystrzelił z niego złoty promień. Dyrektor Hogwartu skrzyżował ramiona na swojej piersi i szybko je wyprostował. Został otoczony świecącą kulą. W nią uderzył promień Harry’ego. Powierzchnia kuli zaczęła się wyginać – raz w stronę Dumbledore’a, raz w stronę Harry’ego. Kapitan zauważył jak zielony promień go wymija. Podążył za nim wzrokiem. Zobaczył jak mordercze zaklęcia trafia w Knota, który wydał z siebie jęk zdumienia i padł martwy. Harry zerknął w stronę Dumbledore’a. Jego zaświeciły się na czerwono i wystrzelił w jego stronę promieniami. Kapitan odbył się od ziemi i znalazł się kilka stóp nad nią. Pofrunął w stronę wody. Zatrzymał się na nią. Dyrektor Hogwartu zjawił się chwilę po nim. Cofnął dłoń, zaciskając pięść, wokół której pojawiła się żółta kula. Harry zniknął i pojawił się za plecami Dumbledore’a. Chwycił go za kark. Na dłoni Kapitana pojawiły się silne wyładowania elektryczne, które przeszły na dyrektora Hogwartu. Dumbledore rozszerzył oczy i wydał z siebie głośny wrzask bólu. Kula w jego dłoni zniknęła. Dyrektor Hogwartu wyginał ciało w łuk, a jego okrzyk bólu zagłuszył odgłosy walki. Harry, w ogóle tego nie rozumiejąc, zerknął na prawo. W jego stronę leciał topór jednego z orków. Kapitan machnął mieczem i odbił broń, która wleciał w tłum aurorów. Stamtąd dało się słyszeć wrzask bólu wymieszany z okrzykiem zdumienia. Harry zerknął w dół. Zauważył orka, który rzucił w jego stronę topór. Wokół niego stali inni orkowie i kilkunastu aurorów. Ostrze miecza Harry’ego zaświeciło się na niebieskiego. Machnął nim na opak. Z klingi zleciało światło i utworzyło pół okrąg. Światło z impetem uderzyło w ziemię i nastąpiła eksplozja, która pozbawiła życia najbliżej stojących popleczników Dumbledore’a. Innych odrzuciła, ciężko raniąc. Uszy Harry’ego zostały wypełniony przez trzepot szat. Rozejrzał się wokół siebie. Smierciożercy na miotłach otoczyli go i zmniejszali okrąg wokół niego. Cała jego postać zaświeciła się na zielono. Nastąpił głośny huk niczym wystrzał tysięcy armat i zielone światło zeszło z Kapitana, tworząc zieloną kopułę, która rosła. W końcu ściany kopuły dotarły do śmierciożerców. Zaklęcie przepuściło przez siebie miotły i różdżki, ale śmierciożerców spadli z dziesięciu stóp. Ci słudzy Voldemorta, co mieli szczęście powpadali do jeziora, dzięki czemu przeżyli. Harry podniósł miecz nad głowę. Klinga zaświeciła się na czerwono. Kapitan zamachnął się i wycelował mieczem w stronę jeziora. Z jego czubka wystrzelił czerwony, który z impetem trafił w spokojną taflę wody, którą wzburzył. Przez chwilę nic się nie działo. Śmierciożercy jednak z niepokojem się temu przyglądali. Po chwili woda zaczęła wrzeć. Śmierciożercy wydali z siebie wrzaski bólu i zostali wciągnięci pod wodę. Po krótkiej chwili jeden ze śmierciożerców wyrzucił spod wody. Jednak nie miała rękawa szaty ani skóry. Były same kości, które w nietypowy sposób się wygięły i padły z głuchym plaskiem na wzburzoną tafle wody, powoli się rozpadając.
Kapitan zerknął na dyrektora Hogwartu. Stracił przytomność. Puścił jego kark i złapał za włosy. Zaczął kręcić się wokół własnej osi i po chwili puścił Dumbledore’a. Dyrektor bezwładnie uderzył w plecy jakiegoś orka, powalając go na ziemię. Harry zaświecił się cały na złoto i ruszył ku ziemi. Podniósł miecz nad głowę i wylądował na ziemi, wbijając w nią klingę. Nastąpił wybuch w promieni jednej stopy, pozbawiając życia każdego kto stał akurat w tym miejscu. Harry wstał i zamachnął się mieczem na opak. Uciął głowę jakiemuś śmierciożercy, a dwóm aurorom poderżnął gardła. Odwrócił się i kopniakiem posłał orka w stronę jego towarzyszy. Machnął na opak lewą dłonią. Bezgłowe ciało śmierciożercy podniosło się i poleciało w stronę dwójki innych, powalając ich na ziemię. Z gęstego dymu, który był pozostałością wybuchu, wyłonił się ork, a tuż za nim biegło kilku aurorów i śmierciożerców. Ork odbił się od ziemi i skoczył ku Harry’emu. Kapitan zrobił unik i przebił mieczem przeciwnika. Klasnął w dłonie i zerwał się silny wiatr, który porwał aurorów i czarodziejów, rzucając nimi w dal. Nadleciało jakieś błękitne zaklęcie. Harry zasłonił się mieczem. Nastąpiła eksplozja, która wtrąciła broń z dłoni Harry’ego, a Kapitana rzuciła gdzieś w dal. Odbił się kilkukrotnie od ziemi i powoli wstał. Jego szata była poszarpana, a jeden z rękawów spadł na ziemię. Z prawej skroni powoli ściekała krew. Harry podniósł lewą dłonią, a przed czubkami palcami pojawiły się niewielkie białe kulki. Wystrzelił nimi. Kulki pozderzały w nadbiegających przeciwników, rozrywając ich, a ich towarzyszy dziurawiąc i pozbawiając ich życia. Zanim Kapitan zdążył opuść dłoń, jego przedramię zostało przebite przez strzałę. Wydał z siebie głośny jęk ból. Chwycił za nią i wyciągnął ze swojej ręki. Z dymu wybiegł auror z podbitym okiem. Był dwukrotnie większy niż Harry. Jednak jego mięśnie w tej chwili były jego wadą, a nie zaletą. Zamachnął się prawą dłonią, a Kapitan zrobił unik. Uderzył go czołem w twarz, łamiąc nos. Auror cofnął się o kilka kroków, łapiąc się za krwawiący nos. Sięgnął za pas i wyciągnął krótki sztylet. Znów ruszył do ataku. Zamachnął się sztyletem. Harry zgiął się w pół, robiąc unik. Wbił strzałę, którą przed moment wyjął ze swojej ręki w brzuch aurora i złamał ją w połowie. Jego przeciwnik wrzasnął z bólu, wypuścił sztylet z dłoni, padł na kolana i złapał się za krwawiący brzuch. Harry stanął za jego plecami. Złapał go za głowę i odchylił ją na bok. Wbił pozostałą część strzały w aortę aurora, który wydał z siebie cichy jęk bólu i padł martwy.
Kapitan usłyszał za sobą wrzask. Wyciągnął prawą dłoń, a po chwili nadleciał miecz Draculi. Pewnie go chwycił i obrócił się wokół własnej osi, robiąc unik przed atakiem orka, który wbił włócznię w ziemię. Harry zamachnął się, ale jego przeciwnik padł na ziemię i przeturlał się po niej. Kapitan jedynie uciął włócznię, która została w ziemi. Ork niezwykle sprawnie wstał z ziemi i wyjął miecz z pokrowca na plecach oraz sztylet zza pasa. Przystąpił do ataku. Zamachnął się mieczem, ale Harry z łatwością odbił go, wytrącając broń z dłoni przeciwnika. Ork skorzystał z tego i wbił sztylet w prawe ramię Kapitana. Harry wrzasnął z bólu, a z jego oczu wystrzeliły czerwone promienie, które przebiły głowę orka. Kapitan chwycił za sztylet i wyjął go z cichym sykiem bólu, jednak po chwili wrzasnął padając na kolana, gdy oberwał jakimś zaklęciem od tyłu. Na jego plecach pojawiły się głębokie rany cięte. Harry odwrócił się i widział jak podchodzi do niego auror i jakiś dwóch śmierciożerców. Kapitan rzucił sztyletem i przebił nim gardło jednego ze śmierciożerców. Wycelował wskazującym palcem lewej dłoni w aurora i wystrzelił z niego czarnym promieniem. Ten przebił serce łowcy czarnoksiężników, który z łoskotem uderzył w ziemię. Harry szybko wycelował w drugiego śmierciożercę, którego czaszka została przebita przez promień.
Harry oparł się na mieczu i powoli wstał z kolan, szybko oddychając. Rany dawały się coraz bardziej we znaki. Ból z każdą kolejną sekundą był coraz bardziej nie do zniesienia.
Kapitan usłyszał trzask teleportacji i ktoś silnym kopniakiem w rękę, pozbawił go miecza i teleportował się. Po raz kolejny usłyszał trzask. Tym razem z prawej strony. Oberwał w policzek. Jego przeciwnik przeskoczył tuż przed niego i kopnął go w brzuch. Harry zgiął się w pół i wypluł krew wymieszaną ze śliną. Oberwał łokciem w krzyż i padł na kolana. Jego przeciwnik znalazł się za nim i złapał go za szyję. Harry rozpaczliwie zaczął łapać powietrze. Czuł jak opuszcza go moc, siły i życie. Po kilku chwilach ostatkiem sił wyzwolił z siebie elektryczność i poraził przeciwnika. Chwycił go za ramię i przerzucił przez bark. Z impetem uderzył w ziemię, a Kapitan kopnął go w bok, odrzucając jeszcze bardziej. Grindewald szybko wstał z miejsca. W jego dłoni pojawiła się ognista kula. Zamachnął się i rzucił w Harry’ego. Kapitan klasnął i siła wiatru zawróciła kulę. Jednak Grindewald wystawił rękę i zatrzymał swoje zaklęcie. Ponownie rzucił kulą w Harry’ego. Kapitan skrzyżował ramiona i ugiął kolana, podnosząc ręce na wysokość głowy. Kula z impetem uderzyła w niego. Nastąpiła eksplozja. Harry wyskoczył z gęstego dymu. Jego lewa noga zaświeciła się na złoto. Wylądował na kilka stóp przed przeciwnikiem. Uderzył lewą nogą w ziemię, a pod stopami Grindewalda nastąpił wybuch, który wyrzucił czarnoksiężnika do góry. Tam obrócił się wokół własnej osi i z impetem spadł na plecy. Głośno jęknął i z trudem wstał. Ustawił się do ataku, gdy nagle się odwrócił i zwymiotował.
- Nie spodziewałem się, że masz aż tak słaby żołądek, Grindewald – rzekł Harry.
- Co nie przeszkodzi mi w zabiciu ciebie – warknął czarnoksiężnik.
- Zatem to sprawdźmy – powiedział Kapitan.
W dłoni Harry’ego pojawiła się biała kula, wielkości piłki baseballowej. Rzucił nią w Grindewalda. Mimo na takiego starca, był dosyć szybki i zrobił unik. Kapitan wycelował w niego wskazującym palcem i zaczął strzelać czarnymi promieniami. Czarnoksiężnik wzniósł się w powietrze i szybkim lotem, robił uniki. Teleportował się za Harry’ego. Jego prawa dłoń stanęła w ogniu. Zaczął opadać na Kapitan. W lewej dłoni Harry’ego pojawił się czarny dysk, który kręcił się wokół własnej osi. Kapitan podskoczył, obrócił się i rzucił dyskiem, z impetem upadając na plecy. Tarcza ucięła prawą nogę Grindewalda. Czarnoksiężnik wrzasnął z bólu i rzucił ognista kulą w Harry’ego. Kapitan przeturlał się, ale wybuch i tak go odrzucił do tyłu. Z trudnością wstał, a wtedy oberwał złocistą kulą. I kolejną. Wzniosło go w powietrze. Następna kula trafiła go w krzyż i przeniosła nad jezioro. Tam czekał na niego Grindewald. Wycelował w niego dwoma palcami i wystrzelił niewielką, czerwoną kulą. Oberwał prosto w serce. Nastąpił wybuch, a Harry bezwładnie opadał. Jego powieki stał się zbyt ciężkie i nie potrafił ich powstrzymać przed zamknięciem. Widział ciała rodziców Ginny i swoich, których zabierały skrzaty domowe. Widział jak Ron i Fred mają poprzebijane włóczniami torsy i osuwają się na ziemię. Zanim zamknął oczy, widział jak Tony się osuwa. Harry nacisnął bransoletę na swoim lewym nadgarstku i poczuł lekki ukłucie. Eliksir Hermiony i Luny wypełnił jego krew. Nastąpił plusk, a Grindewald wydał z siebie okrzyk zwycięstwa, niczym wilk po zwycięstwie nad poprzednim przywódcą stada.
Hermiona, Luna i Neville pojawili się na Pokątnej. Od razu zasłonili swoje twarze głębokimi kapturami. Powoli ruszyli w stronę Śmiertelnego Nokturnu. Tydzień minął od bitwy w Hogwarcie. Harry, Ron, Fred, George, Biil, Charlie, Percy, Aurora, Tony, Amanda, Molly, Artur, Lily, James… Wszyscy nie żyli. Dumbledore tak powiedział dziennikarzom. Jednak nie odnaleziono ich ciał, więc nie mógł odbyć się żaden pogrzeb. Dla dziennikarzy było to dziwne, ale nie dopytywali się o to. Dyrektor Hogwartu skorzystał z tego, że ci którzy słyszeli jego wyznanie nie żyli bądź byli po jego stronie i naopowiadał bzdur o Harrym i jego przyjaciołach. Cóż… Co prawda, wielu uczniów słyszało jego słowa, ale żaden nie odważył się, aby o tym mówić. Dumbledore nastraszył ich. Wystarczająco skutecznie. Cały świat uważał, że Klan Lordów za niezwykle niebezpieczną organizację, którą celem było zniszczenie każdej żywej istoty. Oczywiście, to było kłamstwo. Jednak żaden z członków Klanu nie bronił się przed tym. Dlaczego? Ponieważ stosowali się do planu Rona.
- Nev, wszyscy już ukryli się? – zapytała Hermiona.
- Tak – odpowiedział Neville – Wydałem odpowiednie rozkazy. Wszyscy wiedzą, że muszą zniknąć. Dlatego nikt nie wrócił do Hogwartu. Dumbledore na pewno czeka na nich. Jedynie B pozostał przy Voldemorcie.
- Nim bym się za bardzo nie martwiła – rzuciła Luna – W końcu ani Dumbledore ani Voldemort nie wiedzą, że tak naprawdę jest w Klanie.
- Na szczęście – przyznała Hermiona.
- Bardziej martwię się o Kingsley’a i Snape’a – rzekła Marzycielka – Gdy Dumbledore uzna, że już nas pokonał, na pewno rozkaże zabić tę dwójkę.
- Ron to przewidział – rzekł Neville, czujnie się rozglądając. W żadnym ze znanych miejsc czarodziejskich nie byli bezpieczni, ale musieli być na widoku. Taki był plan – Mają także swoje eliksiry. Na wszelki wypadek.
Rozległ się huk, a z czoła Luny trysnęła krew. Krukonka zbladła i opadła na ziemię. W jej oczach bardzo szybko gasło życie. Hermiona przykucnęła i nacisnęła jej złota bransoletę. Eliksir w mgnieniu oka wypełnił żyły Luny. Uczennica podniosła się i obróciła się w stronę Neville’a. Wydała z siebie jęk bólu i zdumienia. Przed nią pojawił się jakiś ork, który przebił jej serce sztyletem. Wcisnęła bransoletę, a następnie dotknęła dwoma palcami czoło orka. Z jego oczu, nosa, uszu i ust wypłynęła krew, a następnie opadł martwy. Wyjęła z serca sztylet i rzucił w jakiegoś aurora. Niestety, chybiła. Osunęła się na ziemię, powoli umierając. Neville przykucnął przy niej i zamknął jej oczy. Powoli wstał i przemienił się w boskiego czarodzieja. Zerwał się silny wiatr, który odrzucił martwe Lunę i Hermionę pod ściany budynków. Ani aurorzy ani orkowie nie zwrócili na to uwagi. Byli zajęci Neville’em. Dzięki temu skrzaty domowe zabrały młode wojowniczki.
- Potterowie, Weasley’owie, Lovegood i Granger. Wszyscy martwi – rzekł jeden z aurorów, celując w niego różdżką i powoli się do niego zbliżając – zostałeś sam. Klan Lordów już nie istnieje. Ministerstwo wydało rozporządzenie, w którym wyraźnie mówi, że każdy z was ma być martwy.
- Jaka szkoda, że nie przewidziało ilu z was zginie – rzekł powoli Neville, uśmiechając się.
- Niewielu z nas zdążysz zabić – rzekł auror – Jest nas zbyt wielu.
- Może i bym uwierzył w twoje słowa – przyznał Neville – Ale ty nie znasz mojego planu.
Neville wziął głęboki oddech. Nacisnął bransoletę na swoim nadgarstku, czując jak eliksir wypełnia jego krew. Musiał bardzo szybko działać. Jego ciało zaświeciło się na czerwono. Skrzyżował ramiona na piersi i rzekł:
- Jak odchodzić to z klasą. To zaklęcie nazwałem Kamikaze. Narka.

Neville wyprostował ramiona. Nastąpiła niezwykle potężna eksplozja. Budynki, sklepy i ulice wybuchały. Jego uszy zostały wypełnione przez wrzaski bólu, tysięcy czarownic i czarodziejów, którzy tu przebywali. Gdy eksplozja zakończyła się z nieba pospadały martwe ciało. Stan boskiego czarodzieja minął i Neville osunął się martwy na ziemię. Ulica Śmiertelnego Nokturnu była tylko wspomnieniem. Zaklęcie Kamikaze. Broń ostateczna, której nigdy nie chciał zastosować.

10 komentarzy:

  1. tego się nie spodziewałem :/ super!

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie żyją? No jak:!!:!?!?!

    OdpowiedzUsuń
  3. Co?? Normalnie szok! jak nie żyją ? no tego to ja też się nie spodziewałam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapewne eliksir który zażyli wskrzesi ich wbrew całej trylogi Harrego Pottera jak było wcześniej w wypadku rodziców bohatera i jego chrzestnego

      Usuń
    2. racja ! Nie pomyślałam o tym..

      Usuń
  4. jest ok czekam na nexta

    OdpowiedzUsuń
  5. Napiszę szczerze. Przesadzasz. Idzie ci coraz gorzej. Masz fajny styl i niezłe pomysły ale to wszystko robi się zbyt przewidywalne. Sory ale nie napisze że super.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jednak i tak cię czytam bo mnie ciekawi do czego to wszystko dojdzie

      Usuń
  6. Najbardziej w Twoim blogu podobają mi się wątki wojenne, są naprawdę ciekawe, jeszcze czegoś takiego nie czytałam. Co do scen seksu... wszystko jest takie przewidywalne, napisane dość wulgarnym językiem, każda dziewczyna zachowuje się jak dziwka. Poza tym, anal bez nawilżenia zajebiście boli a u Ciebie od razu przyjemność i ostra jazda. No i przeciętny seks to jakieś 10 minut a u Ciebie trwa godzinami. Nie mogę zapomnieć sceny Hermiona/ Draco i spółka, któryś z nich wali ją pół godziny a ta mówi, że ma nadzieję, że następny wytrzyma dłużej. Dziewczyna na dupie usiąść by nie mogła po takim czasie walenia! Ale poza tym Twój blog jest inny niż wszystkie które czytałam, wciągnęłam cały przez dwa dni :) Popracuj tylko nad jakością scen erotycznych, trochę za dużo powtórzeń. No i może w końcu seks z jakąś dziewicą? Bo zaczynam myśleć, że dziewczyny w Twoim opowiadaniu rodzą się już takie wyuzdane :)

    OdpowiedzUsuń