Translate

piątek, 28 marca 2014

25. Ród Potterów 3

Pochodnie w pomieszczeniu zapłonęły, atakując oczy Harry’ego, który krył się w cieniu. Zmrużył je i cofnął się. Do środka weszli handlarze niewolników, prowadząc na łańcuchach wile. Harry wyśledził wśród nich Duley’a oraz jego przyjaciela Piersa. Po kilku dłuższych chwilach zauważył także Amandę. Miała spuszczoną głowę i cała drżała ze strachu. Lada moment mieli pojawić się członkowie Zakonu Feniksa.
- Dobra – mruknął – Przypomnijmy jeszcze raz plan. Gdy przybędą członkowie Zakonu, zaczną się negocjacje. Na szczęście wszystko poszło po naszej myśli i wśród czterech członków, których przysyła tu Dumbledore’a, jest Tonks, Kinglsey i Remus. Mój ojciec pewnie będzie tak wszystkim zdumiony, że nawet nie wyciągnie różdżki. Gdy handlarze zażądają wymiany, Remus was zawołała i zostanie dokonana. W odpowiednim momencie przejdziecie transformację. Wtedy ja, Luna, Aurora i Hermiona zajmiemy pozycję do oddania strzałów. Tony i Neville zeskoczą i wam pomogą. Elfy podzielą się na trzy grupy. Jedna pomoże nam w walce wręcz, a druga będzie strzelać z łuków. Trzecia grupa będzie odpowiedzialna, aby nie dopuścić do ucieczki kogokolwiek.
- Ron, słuchaj, ale wiesz, że ten plan może nie wypalić? – zapytał Tony.
- Nie bój się o to – odpowiedział Ron – Moje plany są zawsze doskonałe.
- Plany mogą być idealne, ale nie ma idealnych ludzi – rzuciła Luna.
- Musisz zostawiać miejsce na błędy – dodała Hermiona.
- Dacie spokój – Ron rzucił lekceważąco, machając beztrosko dłonią – Nic nie jest w stanie zepsuć planu.
Harry lekko się uśmiechnął. Ron był zbyt pewny powodzenia swojego planu. Oczywiście, byłby zaniepokojony, gdyby jego przyjaciel w ogóle nie wierzył w swoje plany, ale zbytnia pewność siebie może go zgubić. W końcu dostanie lekcje pokory i może wówczas zrozumie swoje błędy.
- Mnie jednak ciekawią słowa Firenza – powiedziała Aurora, uważnie obserwując każde drzwi, czekając na brakujące osoby – Jak to szło… Aha, już pamiętam… Gdy czarodziej biały, czarny i szary zjednoczą siły, rudowłosa piękność, nieprzewidywalna niczym huragan, zostanie zabita. Wówczas mężczyzna, którego uważała za swojego anioła stróża stanie się demonem i sprowadzi apokalipsę, prowadząc bezwzględną armię wojowników. Co to oznacza?
- Nie wiem czy da się to, ot tak wyjaśnić, ale spróbuję – powiedziała Hermiona, zerkając na starszą siostrę Harry’ego – Biały, czarny i szary mag to swego rodzaju pakt. Zakładam, że chodzi o Dumbledore’a. Dyrektor jest uważany za tak zwanego „białego czarodzieja”. Zjednoczył siły z Gellertem Grindewaldem, który jest czarnoksiężnikiem, a więc można go nazwać „czarnym magiem”. Brakuje szarego maga, czyli czarodzieja, który w równym stopniu włada czarną i białą magią. Może to też dotyczyć Voldemorta, który przeciągnie na swoją stronę białego i szarego czarodzieja, ale w to mam spore wątpliwości. Jeśli chodzi o rudowłosą piękność… Cóż, chodzi tu o Ginny. Firenzo już wcześniej mówił nam, że Ginny zginie, chociaż nie wie w jaki sposób.
- A ten anioł stróż? – zaciekawił się Tony.
- Myślę, że chodzi o Harry’ego – odezwał się Neville – Nie warto ukrywać, że Harry uratował kilkukrotnie Ginny.
- Ale ja nie uważam Harry’ego za anioła stróża – powiedziała oburzona Ginny.
- Świadomie pewnie nie, ale podświadomie to już inna bajka – rzuciła Hermiona.
- Co ty tam…
- Cicho – mruknął Ron – Przyszedł Zakon.
Do środka wszedł Remus, a tuż za nim podążali Tonks, Kingsley oraz pan Weasley. Harry został zaskoczony, gdy zobaczył swoje wujostwo. Ciotka Petunia wtulała się w ramię wuja Vernona. Oboje próbowali coś powiedzieć, ale Remus ich powstrzymał, jakby przez to chciał powiedzieć, że sam się tym zajmie.
Stanęli naprzeciwko handlarzy jakieś dziesięć stóp przed nim. Przez kilka długich minut wpatrywali się w siebie, jakby oceniali swoje szanse. Remus zerknął na Dudley’a i Amandę. Po chwili podniósł nieco wzrok i spojrzał w ciemność. Tam, gdzie stał Harry i jego przyjaciele.
- Sądziłem, że się nie pojawicie – odezwał się w końcu jeden z handlarzy.
- Myślałeś, że cię wystraszymy, śmierciożerco? – zapytał Remus, nie zaszczycając nawet swojego rozmówcy wzrokiem.
Zdumienie na twarzy pana Weasley’a potwierdziło fakt, że Voldemort zadbał o to, aby Snape nie zdradził tożsamości handlarzy. Jednak w oczach handlarzy także było widać zdumienie.
- Snape wam to zdradził? – zapytał jeden z nich.
- Severus zrobił jeden bardzo mądry ruch – powiedział Remus – Ujawnił się jako szpieg zarówno Voldemortowi jak i Dumbledore’owi. Problem polega na tym, że stał się za mało pożyteczny, dlatego Voldemort został otoczony innymi szpiegami, o których, jak się domyślam, nie wie.
- Głupie gadanie – rzucił pogardliwie jeden ze śmierciożerców – Nie istnieje na świecie człowiek, który ukryłby swoje zamiary przed Czarnym Panem.
- Skoro tak mówisz – rzucił lekceważąco Remus.
- Skończmy te błahe gadki i przejdźmy do konkretów – powiedział Kingsley, przerywając tę rozmowę – Wiecie po co my tu przyszliśmy. Teraz podajcie swoją cenę.
- Skoro ci Az tak się spieszy, niech będzie – rzekł jeden ze śmierciożerców, wychodząc z szeregu. W jego czarnych oczach widać było pogardę i pewność siebie, jakby czuł, że wygrał bitwę zanim się rozpoczęła – Za uwolnienie Amandy Potter, Dudley’a Dursley’a i tych dziwek żądamy, abyście oddali nam Harry’ego Pottera i Ginny Weasley, a także, aby Dumbledore zaprzestał swoich działań przeciwko Czarnemu Panu.
Pan Weasley poruszył się niespokojnie, a w jego oczach pojawiła się wściekłość. Merlin jeden co by było, gdyby Tonks go nie powstrzymała. Położyła dłoń na jego ramieniu i delikatnie, ale stanowczo cofnęła go za siebie. Stanęła naprzeciwko handlarzy i lekko się uśmiechała.
- Myślicie, że Harry i Ginny to miotły, które można ot tak oddać? – zapytała.
- Jeśli nie chcecie, by którekolwiek z nich zginęło zgodzicie się na nasze warunki – warknął śmierciożerca, wskazując na niewolników.
- Nie zabijesz ich – powiedziała pewna siebie Tonks – Straciłbyś twarz, gdybyś zabił swoich najlepszych niewolników. Stałbyś się marnym handlarzem i robiono by z tobą interesy z przymusu, a nie z chęci.
Śmierciożerca splunął z pogardą na podłogę, a na Tonks spojrzał wzrokiem przesiąkniętym nienawiścią.
- Jestem najlepszym łowcą niewolników naszych czasów – warknął ze złością, prawie krzyknął i zrobił krok ku młodej auror – W ciągu tygodnia zdobędę dwukrotnie więcej niewolników niż teraz przyprowadziłem i wszyscy będą mi posłuszni. Na nic twoje groźby, bo ich się nie boję, głupia szlamo.
Śmierciożerca wyszarpała sztylet i przystawił go do gardła Amandy. Te zadrżała, ale nie cofnęła się ani nie zrobiła niczego, aby zablokować działania handlarza.
- Spełnijcie nasze żądania albo ją zabije – warknął.
- Śmiało – rzucił lekceważąco Remus – Zabij ją.
- Co? – zapytało kilka osób.
- Na pewno nie raz i nie dwa widziałaś wściekłość Lorda Voldemorta, prawda? – zapytał Kingsley, a śmierciożerca mimowolnie skinął twierdząco głową – Radzę ci nie doprowadzać Harry’ego do szału. Jest tysiąckrotnie straszniejszy od Voldemorta w furii.
- Błahe gadanie – mruknął pogardliwie śmierciożerca – Potter ma tylko szczęście. W prawdziwej walce nie poradziłby sobie z najsłabszym śmierciożercą.
- Może przestańmy się sprzeczać na ten temat – rzuciła Tonks – Wyjaśnijmy coś. Dokładnie wiecie, że Dumbledore nie zaprzestanie działań przeciwko Voldemortowi, więc po co wysunęliście te żądanie?
- Zawsze warto było spróbować – padła odpowiedź.
- W sumie… To ma sens – mruknęła Tonks – No dobrze… A więc przejdźmy do waszych prawdziwych żądań. Chcecie zatem za tych wszystkich niewolników Harry’ego i Ginny, prawda? – handlarz skinął głową – Bardzo mi przykro, ale nie mam prawa spełnić tego żądania bez zapytania Harry’ego i Ginny – śmierciożercy spojrzeli na siebie, jakby porozumiewali się w jakieś sprawie – Jednak macie szczęście. Zapytaliśmy ich o to wcześniej i zgodzili się na te warunki.
- Skąd oni o tym wiedzieli? – zapytała szeptem ciotka Petunia.
- Mam nadzieję, że kiedyś mi o tym powiedzą – rzekł pan Weasley, równie mocno zdumiony, co ciotka Harry’ego.
- Czas na nas – szepnął Harry i razem z Ginny zniknęli w cieniu. Pojawili się tuż za plecami Remusa, Dursley’ów oraz członków Zakonu Feniksa. Pan Weasley wytrzeszczył oczy ze zdumienia, gdy ujrzał swoją córkę i Harry’ego. Dwójka Gryfonów szła pewnie przez ciemny korytarz. Wkroczyli pomiędzy członków Zakonu Feniksa, a pan Weasley położył dłoń na ramieniu swojej jedynej córki.
- Ginny, co ty robisz? – zapytał, nie kryjąc zdumienia, ale w jego głosie słychać było także nutkę strachu.
- Nie bój się, tato – mruknęła Ginny – Ja już wybrałam. Nie zatrzymuj mnie.
- Ale…
Kingsley chwycił pana Weasley’a za ramię i odciągnął od Ginny. Szepnął coś mu na ucho i Artur na moment się uspokoił, ale z jego oczu nie znikał strach.
Dwójka Gryfonów zatrzymała się przed śmierciożercami. Harry widział w ich oczach zadowolenia, jakby w wyobraźni widzieli już nagrodę jaką otrzymają za dobrze wykonane zadanie. Jeden ze śmierciożerców popchnął kilka wil w stronę członków Zakonu Feniksa. Dudley oraz Amanda także ruszyli w stronę Harry’ego. Kapitan spojrzał na Ginny i oboje ruszyli w stronę śmierciożerców. Mniej więcej w połowie drogi minęli się z niewolnikami. Emanowała od nich pewność siebie oraz swojej decyzji, jakby nie żałowali tego co robią. Gdy już się znaleźli się wśród śmierciożerców, odebrano im różdżki, zakuto w kajdany, a na szyję założona obroże niewolników, do których przyczepiono metrowej długości łańcuszki. Harry zerknął w stronę Remusa, a ten od razu podszedł do Dudley’a i Amandy, aby zdjąć z nich obroże. Z szyi kuzyna Harry’ego zeszła łatwo, ale z szyi jego siostry nie chciała się otworzyć, chociaż Remus próbował wszystkimi sposobami.
- Clark, co to ma znaczyć? – warknął Harry, widząc, że obraża z szyi jego siostry w żaden sposób nie chce zejść.
- Potter, zapominasz się – powiedział śmierciożerca nazwany „Clarkiem” – Jesteś teraz niewolnikiem, a więc nie masz żadnych praw.
- Widzę, że nie chcecie dotrzymać warunków umowy – warknęła Ginny – A więc my też jej nie dotrzymamy.
- Zamknij się! – wrzasnął jeden ze śmierciożerców i podszedł do Ginny. Zamachnął się i uderzył rudowłosą wierzchem dłoni. Malutka odwróciła się i splunęła krwią, a w jej brązowych oczach pojawiła się żądzą mordu. Odwróciła się do śmierciożercy i zarzuciła łańcuch swoich kajdanków na jego kark. Oparła stopę o jego pierś i przyciągnęła do siebie dłonie. Łańcuch kajdan ściął głowę śmierciożercy, która z łoskotem upadła na ziemie i potoczyła się pod nogi przerażonego pana Weasley’a. Jeden ze śmierciożerców podniósł różdżkę, chcąc wymierzyć cios Ginny, ale Harry kopnął go w brzuch. Śmierciożerca zgiął się w pół, jęcząc z bólu. Harry następnie kopnął go lewym kolanem w nos, a poplecznik Voldemorta na ułamek sekundy zawisł w powietrzu, aby po bardzo krótkiej chwili z impetem uderzyć plecami w podłogę. Harry podniósł nogę i silnym kopniakiem zmiażdżył głowę śmierciożercy. Z szyi trysnęła krew, która plamiła nogawkę spodni Harry’ego. Oboje Gryfoni podnieśli dłonie i mocniej szarpnięciem zerwali łańcuchy, a bransolety kajdanek rozsypały się jakby były z piasku. Harry mocno chwycił za obrożę i ją zdjął. To samo zrobiła Ginny.
- Jeśli sądziliście, że jesteśmy nadal tymi bezbronnymi dziećmi, którymi byliśmy jak pierwszy raz jechaliśmy Expressem Hogwart to się grubo pomyliście – rzekł Harry – coś wam wyznam: to my założyliśmy Klan Lordów.
- Co? – zdumiał się jeden ze śmierciożerców.
Jakaś nieznana nikomu siła odrzuciła popleczników Voldemorta od Harry’ego i Ginny. Wokół wzniósł się kurz na wysokość kolan, a niektóre płytki podłogi wzniosły się do góry i zawisły jakąś stopę nad ziemią. Włosy Harry’ego oraz Ginny podniosły się do góry, jakby od strony ich stóp zawiał silny wiatr. Na ich ciałach pojawiły się wyładowania elektryczne, a wokół nich zjawiła się ognista, czerwona aura. Włosy Harry’ego i Ginny zabłysły, aby po chwili zmienić barwę na czerwoną. To samo oczy i brwi. Śmierciożercy patrzyli na siebie z przerażeniem i nieco niepewnie celowali w dwójkę Gryfonów.
- Co to, do kurwy nędzy, jest? – zapytał jeden ze śmierciożerców.
- Nie słyszałeś, że niektórzy czarodzieje mają tak potężną moc, że nie mogą obejść bez transformacji? – zapytał Remus – Moc jaką posiadają Harry i Ginny rozsadziłaby ich ciała, gdyby nie przechodzili transformacji.
- Zwykłe pierdolenie – rzucił jeden ze śmierciożerców – Przecież to jest tylko iluzja.
- Tak? – zapytał Harry – Więc czemu drży ci głos i ręce?
- Chyba nie wmówisz nam, że się boisz? – dodała Ginny z drwiącym uśmiechem.
- Pierdol się, Potter – z szeregu wyszedł Clark – Mamy przewagę i lepiej, żebyście się poddali.
Pstryknął palcami, a z cienie wyszły wampiry, orkowie oraz czarne elfy. Harry spojrzał na pokaźne siły przeciwnika, ale nie zrobiło to na nim żadnego wrażenia. Czuł spokój. Jakby wiedział, że nic złego się nie stanie.
- Wiedziałem, że będą mieli wsparcie – szepnął Ron do Hermiony, Neville’a, Luny, Tony’ego i Aurory.
- Tak, ale nie mówiłeś, że będzie ich aż tylu – zauważył Tony.
- Wybraliście życie niewolników i tak też zginiecie – rzekł Harry.
- Co? – Clark nie krył zdumienia słowami Harry’ego – Coś ci się pojebało, Potter. Jestem handlarzem niewolników, a nie niewolnikiem.
- Oddałeś swoją wolność Voldemortowi, a więc jesteście niewolnikami – powiedział Harry – Voldemort was zmusza do walki, a my sami chcemy walczyć. Nikt nas do niczego nie zmusza.
- Tak samo jak ja, masz swojego pana, tylko tak go nie nazywasz – rzekł Clark – Jesteś tylko marionetką w rękach Dumbledore’a.
Harry roześmiał się i pokręcił głową.
- Nie dość, że niewolnik, to jeszcze ślepy – rzekł – Nie ma tutaj człowieka, który służy Dumbledore’owi. Są tu sami wolni ludzie, którzy tworzą najbrutalniejszą organizacje na świecie.
- Co?
- Mów mi, Kapitanie – rzucił Harry, a śmierciożercy rozszerzyli oczy ze zdumienia, wymieniając spojrzenia. Po chwili zerknęli na Harry’ego i wycelowali w niego oraz Ginny różdżkami.
- Kapitan czy też nie, to jest nieistotne – rzekł Clark z pogardliwym uśmiechem – Mamy przewagę w liczbie i uzbrojeniu, a więc, jakby nie patrzeć, twoja siostra nadal jest niewolnicą i służy mi.
- Popełniłeś jeden poważny błąd, Clark – rzekł Harry – Nie uwolniłeś jej.
- I co mi zrobisz? – zadrwił Clark – Zabijesz?
- Och, nie – odpowiedział Harry – Najpierw zabiję twoich synów i braci. Z twojej żony, siostry i córek zrobię dziwki, a następnie zabiję twoich przyjaciół. Gdy już to zakończę, odbiorę ci twoje imperium i bogactwo, a wtedy będzie srał ze strachu. Jednak będzie za późno, aby mnie prosić o przebaczenie.
- Nie dokonasz tego – powiedział Clark, chociaż w jego głosie słychać było strach – Zaraz zginiesz.
Pomieszczenie zostało wypełnione krzykiem bólu, wymieszanym ze zdumieniem i przerażeniem. Wszyscy spojrzeli w stronę źródła dźwięku. Z czoła orka wystawało zakrwawione ostrze, które zostało obrócone, a następne cofnęło się w głąb głowy, a z czoła orka trysnęła krew. Poplecznik Voldemorta zachwiał się i osunął martwy na ziemię. Tuż za nim stał elf z białą maską hokejową na twarzy, a z jego ramion zwisała srebrna peleryna. Powoli zaczęły się pojawiać inne elfy, ubrane w ten sam sposób.
- A więc jednak to prawda – rzekł Clark – Jesteś Kapitanem, a zatem twoi przyjaciele są pozostałymi dowódcami Klanu Lordów. Weasley, a ty kim jesteś?
- Zgadnij – odpowiedziała Ginny.
- Uczennica nie pasuje – rzekł Clark – Marzycielka także nie. Stawiałbym na Malutką.
- Brawo – rzekł Harry – Ale to i tak nie pomoże wam przeżyć.
- To się jeszcze okaże.
Z balkonu wiszącymi kilkanaście stóp nad posadzką wystrzelono strzałę, która ze świstem przecięła powietrza. Jakieś dwie stopy przed podłogą zapłonęła i zamieniła się w ognistego feniksa. Z impetem uderzyła w posadzkę i nastąpiła eksplozja, która wyrzuciła do góry śmierciożerców i zatrzęsła budynkiem w posadach. Ułamek sekundy później pospadali na ziemie z głośnym łoskotem. Większość z nich nie żyła, a pozostali byli ranni. Z gęstego dymu wyskoczył Neville i Tony. Fidelis trzymał nad głową złoty obusieczny topór. Opadł na ziemię i przeciął na pół jednego z wampirów, który rozsypał się jak domek z kart. Starszy brat Harry’ego wylądował na jednym z orków i przebił ostrzem swojego miecza jego pierś na wylot.
Rozpoczęła się bitwa. Wszędzie latały strzały, zaklęcia i kule magii, które niszczyły wszystko na swojej drodze. Powietrze wypełniły okrzyki bólu i przerażenia. W rękach Ginny pojawiła się szabla Salazara Slytherina, która przyciągnęła wzrok popleczników Voldemorta. Malutka od razu rzuciła się w wir walki, pozbawiając życia swoich przeciwników. Na wewnętrznej stronie prawej dłoni Harry’ego pojawiła się długa kreska, jakby rozcięcie, z którego wysunęło się ostrze miecza, a następnie cały miecz. Kreska zniknęła, a Harry pewnym chwytem trzymał w dłoni miecz hrabiego Drakuli. Podbiegł do niego jeden z orków. Zamachnął się swoim toporem i zaatakował go z góry. Harry odbił cios i wbił miecz w serce przeciwnika, aby przekręcił jego ostrze w ciele stwora, a następnie wyjąć.
Harry ruszył w tłum walczących. Zablokował cios orka i ściął mu głowę. Następnie odbił kilka ciosów wampirów. Obrócił miecz w dłoni i wbił go w brzuch jednego z wampirów. Ten zgiął się w pół, trzymając się za obficie krwawiącą ranę, a Harry ściął mu głowę. Wbił ostrze miecze w podbrzusze drugiego wampira i przesunął je do gardła, a jego przeciwnik się rozsypał. Przerzucił swój miecz przez głowę i zablokował cios w swoje plecy. Przesunął dłoń za swój krzyż i pojawiła się w niej biała kula z elektrycznymi wyładowaniami. Następnie wystrzelił ją i nastąpiła eksplozja, która rozerwała jednego z popleczników Voldemrota. Harry zaszedł od tyłu jednego ze śmeirciożerców. Uciął mu jedną rękę, a następnie drugą i wbił miecz w jego kark, a ostrze wyskoczyło gardłem. Kapitan odwrócił się i ściął przedramię z różdżką, celującego w niego śmierciożercy, a następnie szybki i sprawnym ruchem poderżnął mu gardło. Gdy martwe ciało śmierciożercy z łoskotem upadło na posadzkę, przed Harrym pojawiła się czarna kula. W ostatniej chwili szybkim machnięciem lewym ramieniem wyczarował sobie tarczę w kształcie kopuły. Kula uderzyła w kopuła i nastąpiła eksplozja, która nic mu nie zrobiła. Gdy dym opadł, zobaczył kilku czarnych elfów, którzy wyczarowali kolejne czarne kule i rzucili w jego stronę. Harry zapadł się pod ziemię, jakby był duchem, a kule trafiały w przypadkowe cele. Kapitan pojawił się za plecami elfów. Złączył cztery palce lewej dłoni, a kciuk skierował do wnętrza dłoni. Wycelował nią w plecy jednego z czarnych elfów i wystrzelił grubym promieniem, który przebił jego pierś. Elf padł martwy, a Harry wysłał w kolejnego biała kulę, która przy zetknięciu z ciałem jego przeciwnika, wybuchła, niszcząc go kompletnie. Kapitan skoczył ku dwóm kolejnym czarnym elfom. Wbił miecz w pierś jednego z nich. Jego wolna ręka zaświeciła się na złoto i przebił nią tors drugiego przeciwnika. Harry rozszerzył oczy ze zdumienia, gdy zobaczył jak ostatni z czarnych elfów celuje w niego dłonią, przed którą pojawiła się czerwona kula. Elf wystrzelił nią, a Harry nie zdążył zrobić uniku. Kula trafiła Gryfona w pierś i nastąpiła eksplozja. Z gęstego czarnego dymu wyleciał Harry, którego wybuch pozbawił górnej części garderoby. Poczuł jak miecz wyślizguje mu się z dłoni i wzmocnił uchwyt, aby go nie puścił. W powietrzu obrócił się wokół własnej osi i wylądował na lewym barku, który w bolesny sposób sobie go wybił. Powoli wstał z grymasem bólu na twarzy i odwrócił się w stronę czarnego elfa. W jego stronę mknęła kolejna kula. Tym razem nieco większa od poprzedniej. Harry, niewiele się zastanawiając, zamachnął się i przeciął ją na pół. Nastąpiły dwie eksplozje gdzieś za jego plecami. Odbił się od ziemi i poleciał w stronę elfa, który również uniósł się nad ziemią, pędząc ku Harry’emu. Prawa dłoń elfa zaświeciła się na złoto. Poplecznik Voldemorta zamachnął się i wyprowadził cios w stronę Gryfona. Kapitan zrobił sprawny unik, jednocześnie wymachując płasko mieczem i przeciął elfa na pół. Ten wydał z siebie trudny do zindyfikowania dźwięk, a dwie jego części ciała padły od siebie w odległości około pięciu cali. Harry odwrócił się i ruszył ku wampirowi, który z wrzaskiem pędził ku niej z podniesionym mieczem nad głową. Harry z dziecinną łatwością odbił atak z góry i wbił miecz w brzuch wampira. Ze zdumieniem zauważył, że z piersi poplecznika Voldemorta wyskoczyło zakrwawione ostrze szabli, które zatrzymało się kilka cali przed jego torsem. Harry zerknął za wampira. Stała tam Ginny, która mrugnęła do niego zalotnie. Oboje jednocześnie wyciągnęli swoje bronie z ciała wampira, który upuścił swój oręż i padł na kolana. Harry zamachał się i płaskim cięciem ściął jego głowę, co spowodowało jego rozsypanie się. Gryfon zerknął na prawo. Zobaczył jak jeden z orków podnosi swój topór, podbiegając na palcach do Tony’ego, który był pochłonięty walką z czarnym elfem i kilkoma wampirami. Kapitan zamachnął się i rzucił swoim mieczem. Ostrze przebiło szyję orka i podniosło go do góry, aby po chwili wbić się z ciężkim cielskiem w ścianę. Gryfon wyciągnął dłoń i po ułamku sekundy miał z powrotem miecz hrabiego Drakuli w swoim uchwycie.
Pan Weasley, Remus, Tonks i Kingsley stali w półokręgu przy wschodniej ścianie. Tuż za nimi stali niewolnicy, którym zwrócono wolność, siostra Harry’ego i Dursley’owie, którzy drżeli ze strachu. Otoczeni zostali przez kilkunastu wampirów, orków i śmierciożerców. Wszyscy poplecznicy Voldemrota uśmiechali się drwiąco, jakby czuli się jak kot, któremu nie może wymknąć się już mysz. Pan Weasley wykonał szybki i prosty ruch różdżką, a następnie posłał oszołamiacza w stronę jednego z orków. Zaklęcie trafiło stwora w brodę, ale ten tylko głośno ryknął drwiącym śmiechem.
- Takimi marnymi zaklęciami mnie nie pokonasz, Weasley – rzucił stwór – Czyli twoje dzieci też są tak słabe i głupie?
- Słabe i głupie? – zapytał Kingsley, a potem ryknął śmiechem – Lucjusz Malfoy by cię zapewnił, że to nie prawda. Och, wybaczcie mi. Zapomniałem, że Ginny wysadziła mu mózg.
- Ta gówniara nie podeszłaby aż tak blisko do Malfoy’a – warknął jeden z wampirów.
- A te słowa są dowodem na to, że Ron jest najwybitniejszym szachistą naszych czasów – rzucił Remus – Jego plany są tak skonstruowane, że obserwatorom trudno się w nich połapać.
- Skończmy te rozmowy – powiedziała Tonks – Panowie – zwróciła się do Remusa i Kingsley’a – Ci tutaj, przyszli żeby im pokazać jak walczą zawodowcy.
- Chyba coś ci się pomyliło, szlamo – warknął jeden ze śmierciożerców i rozszerzył oczy ze zdumienia, gdy trójka przyjaciół zaczęła przechodzić transformację. Remus, mimo braku pełni, przemienił się w wilkołaka, a wokół niego pojawiła się szkarłatna i ognista aura. Z pleców Kingsley’a wyrosły smocze skrzydła, a jego palce zamieniły się w ostre pazury, a z krzyża wyrósł zielony ogon. Natomiast oczy zrobiły się nieco mniejsze, a źrenice przybrały kształt kresek. Zamiast zębów miał kły i wydał z siebie złowieszczy pomruk. Tonks natomiast wyrósł koci ogon, oczy przybrały taki sam kształt jak u Kingsley’a, a z dłoni wyrosły pazury.
- Wilkołak? – zapytał jeden z wampirów, przyglądając się księżycowi, który było doskonale widać przez okno – Nie ma przecież pełni.
- Jako pradawny wilkołak nie potrzebuję pełni – wyjaśnił Remus i zamachnął się lewym ramieniem, wyrywając połowę twarzy najbliższemu orkowi, który padł martwy. Chwycił jednego ze śmierciożerców za głowę i podniósł go. Złapał drugą ręką za jego udo i podniósł nad swoją głową. Następnie położył śmierciożercę na swój kark i mocno zaczął ciągnąć do dołu. Kręgosłup poplecznika Voldemorta trzasnął jak zapałka, pozbawiając go życia. Remus zamachnął się martwym przeciwnikiem i rzucił w jednego z wampirów. Ciało wybiło z jego dłoni miecz, a Remus klasnął w dłonie, miażdżąc głowę wampira, który się rozsypał. Jeden z wampirów się odwrócił i próbował uciec, ale Lupin wbił dłoń w jego krzyż i wyrwał mu kręgosłup wraz z głową.
Poplecznicy Voldemorta rzucili się do ucieczki, ale droga została im docięta przez elfy. Zostali otoczeni przez wojowników Klanu Lordów. Przez moment Klan wpatrywał się w popleczników Voldemorta jak wygłodniałe wilki w swoją ofiarę, a następnie rzucili się na nich. Wrzaski bólu i przerażenia ponownie wypełniły pomieszczenie. Harry zauważył, że ostatnich dwóch śmierciożerców pozostałych przy życiu, biegło w stronę niewolników. Ruszył za nimi, a pozostali pobiegli za nim. Śmierciożercy chwycili Dudley’a oraz Amandę i przyłożyli im różdżki do gardeł.
- Nie bądź głupi, Potter – powiedział Clark.
- Głupotą to ty się wykazałeś – rzekł Harry.
- Czyżby? – zapytał Clark – Doskonale wiesz, że jeśli nas zaatakujesz, twój kuzyn i siostra zginą. Nie masz więc wyboru. Musisz nas puścić wolno. A dzięki twojej głupocie, wiemy kto rządzi Klanem Lordów.
Harry upuścił miecz, a w oczach śmierciożerców pokazało się zadowolenie. Jednak po chwili zniknęło, gdy Harry podniósł zdrową dłoń i wycelował w Dudley’a. Przed jego dłonią pojawiła się biała kula.
- Potter, to nie kafel – warknął śmierciożerca – Nie podkręcisz tego jak piłki.
- A po co mam podkręcać coś, co jest zależne od mojej woli? – zapytał Harry.
Wystrzelił kulę, a w oczach Dudley’a oraz śmierciożercy rosło przerażenie. Kula zatrzymała się jakieś trzy cale przed twarzą kuzyna Harry’ego i poleciała do góry, aby przelecieć nad śmierciożercą i jego zakładnikiem, a następnie znaleźć się za plecami przerażonego poplecznika Voldemrota. Harry kiwnął krótko palcem, a kula uderzyła w plecy śmierciożercy i nastąpił wybuch. Gdy opadł dym, Dudley był żywy, a ze śmierciożercy pozostała tylko krwawa plama.
- Gdzie jest Clark? – zapytała Ginny.
Wszyscy się rozejrzeli, a Harry zaklął szpetnie. Handlarz uciekł wraz z jego siostrą.
- Tego nie przewidziałem – warknął ze wściekłości Ron i kopnął truchło jakiegoś orka – Jakim cudem pokonał nasze zabezpieczenia?
- Użył tajnego przejścia – powiedział Legolas, pokazując na odsunięty obraz, za którym znajdowało się półokrągłe przejście.
- Może jeszcze go złapiemy – rzekł jakiś elf i wraz z kilkoma przyjaciółmi ruszyli w pościg.
- Nie złapią go – rzekł Harry i za pomocą kilku dobranych słów, uleczył sobie bark – Na pewno zorientował się, że nie szans w walce z nami i uciekł poza teren posiadłości, aby uaktywnić świstoklik. Wątpię, aby teraz go dopadli.
Ron zaczął szpetnie kląć pod nosem i zaczął krążyć w tą i z powrotem, zastanawiając się nad czymś.
- Voldemrot lada moment dowie się o nas – rzekł – A co za tym idzie, powie o wszystkim Snape’owi i rozkaże mu powiedzieć Dumbledore’owi. Na pewno zechce wykorzystać Dumbledore’a do schwytania nas i pozbawienia nas życia.
- Co w takim razie robimy? – zapytała Luna.
Ron spojrzał na Kingsley’a i lekko się uśmiechnął.
- Mam pewien pomysł.
Artur z ciekawością rozglądał się po skąpanym w mroku korytarzu. Znajdował się na południowym krańcu Wielkiej Brytanii. W zamku, który nazywał się Warownia Smoków. Widząc go z zewnątrz Artura przeszły ciarki po plecach. Zamek był otoczony przez wrzącą lawę, a wokół znajdowało się kilku niezbyt przyjaźnie nastawionych do obcych rogogonów węgierskich. Pan Weasley nie mógł zrozumieć jakim cudem jego dzieci, Harry, Luna, Neville i Hermiona wybudowali taki zamek. Z drugiej jednak strony, miał wiele wątpliwości czy uda się komukolwiek i kiedykolwiek zdobyć ten zamek. Ron mu wyjaśnił, że mają jeszcze trzy zamki w Wielkiej Brytanii. Niestety, nie udało mu się zapytać syna czy są równie straszne jak ten, ponieważ ten poszedł do Harry’ego, aby porozmawiać z nim na temat jego nowego planu. Artur poczuł się trochę niedoceniony, gdy syn mu nie chciał zdradzić swojego pomysłu, ale jego słowa o przekonały. Tylko doradcy, przywódcy Klanu i głowy rodzin mają prawo znać wszystkie palny. A on nawet nie był członkiem Klanu. Przynajmniej na razie. Złożyli mu ofertę wstąpienia do tej organizacji i coraz bardziej przekonywał się, że warto to zrobić. Uwolnieni niewolnice także otrzymały propozycję wstąpienia do Klanu, ale zanim odpowiedzą, mogą czuć się w zamku jak u siebie. Artur był bardzo zdumiony jak potężną organizację zbudowała ta szóstka. Był tu przez piętnaście minut, a spotkał wielu ważnych urzędników ministerstwa oraz sędziów Wizengamotu, którzy witali z nim się krótko. Spotkał także elfy, centaury, wampiry, gobliny i co go najbardziej zdumiało skrzaty domowe.
Artur pewnym krokiem podążał na drugie piętro, gdzie znajdował się gabinet Hermiony. Chciał uzyskać jak największą pewność, co do działalności Klanu, zanim do niego wstąpi. Hermionę zawsze uważał za najbardziej inteligentną czarownicę w Wielkiej Brytanii i wiedział, że tylko ona może odpowiedzieć na jego wątpliwości. Zresztą… Podczas walki zauważył, że stała się bardzo atrakcyjną dziewczyną, a raczej kobietą. Zauważył to już podczas wakacji, ale rzadko ją widywał i ledwo zwrócił na to uwagę. Walka ministerstwa z Voldemortem pochłaniała wiele jego czasu, który mógłby poświęcić rodzinie.
Pan Weasley zatrzymał się przed ciemnymi, dębowymi drzwiami i zapukał w nie. Odczekał chwilę, ale nie usłyszał żadnego szmeru czy czegokolwiek co by potwierdziło, że Hermiona jest w środku. Zapukał po raz drugi i znów to samo. Miał już odchodzić, gdy usłyszał dziewczęcy głos. Artur uznał, że Hermiona nie słyszała jego pukania. Postanowił wejść do środka. Najwyżej zostanie zbesztany za brak kultury. Nacisnął klamkę, zamek cicho szczęknął, a on wszedł do środka. Otworzył usta, aby się wytłumaczyć ze swojego wtargnięcia, jednak z jego gardła nie wydobył się najmniejszy dźwięk. Zamiast tego pan Wessley stanął jak wryty. Oczy miał rozszerzone ze zdumienia, a szczęka gdyby było to możliwe uderzyłaby o podłogę. Na szerokim łóżku leżały Luna i Hermiona. Obie były nagie. Luna leżała na plecach, a Hermiona na niej. Jedna i druga dziewczyna miała twarz przy cipce przyjaciółki, a po ich brodach ściekały soki.
- Och, przepraszam – wyrzucił w końcu z siebie pan Weasley, gdy udało mu się pozbierać z szoku – To ja przyjdę później. Nie spieszy się mi.
Artur odwrócił się i nie zwrócił uwagi na to, że oczy obu dziewczyn zwrócone były na wybrzuszenie na jego kroczu. Nie potrafił ukryć swojego podniecenia. Gdy czasem słyszał o tym co opowiadał Remus albo Syriusz o swoich łóżkowych podbojach, miał wątpliwości czy kiedykolwiek to się wydarzyło. A jednak Hermiona i Luna potwierdziły to, że istnieją takie dziewczyny. Pragnął na nie rzucić się i pokazać, że żonaty mężczyzna także potrafi być bardzo dobrym kochankiem. Jednak pamiętał, że jest głową rodziny i ma żonę, którą kocha ponad życie, a gdzieś w najgłębszych zakamarkach jego serca pojawiła się obawa, że może to być gwałt, a nie stosunek seksualny.
Pan Weasley miał już wyjść, gdy drzwi zatrzasnęły się przed nim i zostały zamknięte na wszystkie możliwe spusty. Artur poczuł jeszcze większe podniecenie, gdy usłyszał ciche kroki dziewczyn. Jego instynkt nakazywał mu się odwrócić i rzucić na obie dziewczyny, ale przezwyciężył to.
- Panie Weasley, czyżbyśmy pana zawstydziły? – zapytała Luna.
- Nie – odpowiedział – Skądże.
- To dlaczego pan nie korzysta z sytuacji? – zapytała Hermiona – Ron by na pana miejscu to zrobił.
Artur wziął głęboki oddech i odwrócił się w stronę nagich dziewczyn. Starał się utrzymywać wzrok na ich twarzach, chociaż ich sterczące sutki i nagie piersi przyciągały jego spojrzenie.
- Słuchajcie, dziewczyny – rzekł – Ja mam żonę, którą kocham i jestem wierny. Dodatkowo jesteście w wieku moich dzieci, to tak jakbym przeleciał własną córkę.
- Och, bez przesady – rzuciła beztrosko Luna – Ginny może i jest szalona, ale prędzej potraktowałaby pana jakąś wstrętną klątwą niż pozwoliła panu na zaliczenie jej. Zresztą… Kazirodztwo jest obrzydliwe – Luna skrzywiła się na twarzy.
- A co do pańskiej żony…– powiedziała Hermiona – Czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal.
- Ale…
Pan Weasley urwał. Obie dziewczyny uklękły przed nim, a jego spodnie wraz z bokserkami znalazły się na wysokości jego kostek. Artur wydał z siebie westchnięcie zadowolenia, gdy Luna objęła wargami czubek jego twardego kutasa i zaczęła go ssać, a Hermiona rozpoczęła lizanie jego jąder. Z Molly czasem też uprawiał oralny seks, ale nigdy nie robił tego z dwiema dziewczynami. Teraz miał przed sobą dwie napalone nastolatki i próbował im odmówić. Zdecydował, że skorzysta z okazji, a potem będzie się martwił konsekwencjami. Najwyżej będzie długo prosił o przebaczenie Molly.
Chwycił obie dziewczyny za tyły głów i odciągnął od swojego krocza. Wsadził swojego twardego penisa w otwarte usta Hermiony i zaczął energicznie poruszać biodrami w przód oraz w tył, uderzając jądrami o jej brodę. Odchylił głowę w tył i zaczął wydawać z siebie coraz głośniejsze westchnięcia przyjemności. Gryfonka chwyciła się jedną dłonią za prawą pierś, a dwa palce wolnej dłoni wsadziła w mokrą cipkę i zaczęła energicznie nimi poruszać, co spowodowało, że zaczęła wydawać z siebie zdławione jęki. Tymczasem Luna chwyciła się za lewą pierś, a środkowy palec wolnej dłoni wsadziła w odbyt i tak samo jak jej przyjaciółka zaczęła wydawać z siebie jęki. Po kilku chwilach pan Weasley wyjął penisa z ust Hermiony i wsadził je w usta Krukonki. Wykonywał te same ruchy co przy Gryfonce – poruszał energicznie biodrami w przód i w tył, uderzając jądrami o brodę Luny. Tym razem gabinet został wypełniony przez jęki Uczennicy. Po kilku chwilach pan Weasley wyjął penisa i wkładał go po razie na zmianę w usta jednej oraz drugiej dziewczyny. Artur podniósł je i sprawnymi ruchami dłoni zdjął z siebie górną część garderoby, a dziewczyny zdjęły z niego spodnie i bokserki. Ruszyli ku łóżku, przy którym znaleźli się w mgnieniu oka. Artur położył się na nie, a Hermiona uklękła okrakiem przy jego głowie. Powoli zaczęła się obniżać na jego twarz. Pan Weasley jednak nie chciał czekać. Chwycił ją mocno za pośladki i silnym pociągnięciem przyciągnął cipkę Gryfonki do siebie. Zaczął ją lizać i całować, a następnie wsadził język od jej mokrego wnętrza, wirując nim na wszystkie strony. Klepnął ją raz w jeden pośladek i  raz drugi, a Uczennica oparła jedną dłoń na jego nagim torsie, pochylając się nieco do przodu, a druga złapała za swoją pierś, uciskając ją mocno. Wydawała przy tym ciche jęki. Luna usidła okrakiem na Arturze, wbijając sobie w cipkę jego twardego kutasa. Odchyliła głowę do tyłu, wydając z siebie głośny jęk, który zagłuszył odgłosy Hermiony. Chwyciła się za obie piersi, masując je i ugniatając, a następnie zaczęła poruszać energicznie biodrami, czując jak jądra Artura uderzają o jej nagie pośladki. Po kilku minutach dziewczyny pochylił się bardziej i pocałowały, a następnie Luna chwyciła Hermionę za piersi, które zaczęła ugniatać, gdy Gryfonka oparła obie dłonie o pierś Artura. Pan Weasley chwycił Lunę za nagi biust i zaczął mocno wbijać się w jej mokre wnętrze. Obie dziewczyny głośno jęczały, ale odgłosy Marzycielki zagłuszały jęki Gryfonki.
- Może… się… zamienimy? – zapytała, pomiędzy kolejnymi przerwami w jękach, Hermiona, patrząc na Lunę, a ta skinęła głową.
Obie dziewczyny wstały i zmieniły pozycje. Hermiona chwyciła się za prawy pośladek i odciągnęła go na bok, a wolną dłonią złapała za sterczący penis Artura, który umieściła sobie w odbycie. Wydała przy tym głośny okrzyk podniecenia. Pochyliła się nieco do tyłu i oparła dłonie na jego piersi, a stopy postawiła na jego udach. Zaczęła poruszać biodrami w górę oraz w dół, a jądra pana Weasley’a uderzały ją w mokrą cipkę. Tymczasem Luna uklękła okrakiem nad twarzą ojca Rona, plecami do Hermiony. Pochyliła się nieco do przodu, opierając dłonie na miękkim materacu łóżka. Obniżyła biodra i cicho westchnęła, gdy Artur zaczął lizać jej cipkę, a następnie zaczął ją całować i wsadził język do jej mokrego wnętrza. Pan Weasley zacisnął dłonie na jej piersiach i wzmocnił siłę swojego języka. Luna zanurzyła palce lewej dłoni we włosach Artura i przyciągnęła jego twarz jeszcze bardziej Do swojej mokrej cipki. Odchyliła głowę do tyłu i wydawała z siebie ciche jęki przyjemności, które zagłuszane były przez okrzyki Hermiony. Po kilkunastu minutach pan Weasley mocniej wbił swojego twardego kutasa w odbyt Uczennicy i wtrysnął w nią. Gdy tylko Gryfonka poczuła ciepłą spermę Artura w sobie, wydała z siebie odgłos spełnienia. Pan Weasley przyspieszył ruchy językiem i doprowadził do orgazmu Lunę.
Obie dziewczyny spojrzały na siebie i porozumiały się wzrokiem. Uklękły przy kroczu pana Weasley’a i zaczęły zlizywać z jego penisa spermę. Kutas Artur nie pozostał na te pieszczoty obojętny. Po kilku chwilach zaczął twardnieć i rosnąć. Gdy już przybrał odpowiedni kształt, obie dziewczyny wzięły go między swoje piersi i zaczęły poruszać się w górę oraz w dół. Następnie zatrzymały się i mocniej przycisnęły swoje biusty do jego kutasa, którego zaczęły lizać. Artur wydawał z siebie coraz głośniejsze westchnięcia, łapiąc się za włosy oraz zaciskając palce na materacu. Po chwili usiadł i zanurzył dłonie we włosach obu dziewczyn, zachęcając ich do intensywniejszy pieszczot. Hermiona wsadziła do ust kutasa Artura i zaczęła poruszać głową w dół oraz w górę, gdy w tym czasie Luna lizała, całowała i ssała jego jądra. Po chwili zamieniły się miejsca. Luna zatrzymała swoje usta na czubku jego penisa i zaczęła energicznie ssać. Artur po kilku minutach wstał, a dziewczyny uklękły przed nim. Przykleiły swoje policzki do siebie, otworzyły szeroko usta i wystawiły języki, a następnie zacisnęły palce na piersiach. Artur wycelował czubkiem w ich twarze i zaczął energicznie poruszać po nim dłonią. Po kilku krótkich chwilach głośno jęknął i wtrysnął na ich twarze, piersi, włosy i języki. Obie przełknęły jego spermę, a następnie złączył usta w pocałunku na jego penisie. Po chwili zlizały ze swoich twarzy nasienie Artura i cała trójka padła zmęczona na łóżko.
- Oczywiście, to zostanie między nami – rzekł sennie Artur.
- Za kogo nas pan uważa, panie Weasley – powiedziała równie sennie Luna – Oczywiście, że nikt o tym się nie dowie.
- A z rana zrobię panu z połykiem – rzuciła Hermiona, zanim cała trójka zasnęła.
Kingsley stanął przed posągiem strzegącym wejścia do gabinetu Dumbledore’a. Nie potrafił zrozumieć planu Rona, ale wiedział, że w tym jest jakiś ukryty cel. Nie powiedział mu o tym, ale z czasem się dowie. Musiał po prostu uzbroić się w cierpliwość.
Kingsley wszedł do gabinetu Dumbledore’a. Nie zdziwił go widok Grindewalda. Przecież to dzięki dyrektorowi Hogwartu ten czarnoksiężnik wyszedł z więzienia. Od tamtego momentu Kingsley zaczął się zastanawiać czy Dumbledore i Grindewald zorganizowali swój pojedynek tylko na pokaz, ponieważ mieli jakiś pokręcony plan, czy może pogodzili się, gdy Grindewald znalazł się w więzieniu. Nie było to ważne.
- Kingsley – ucieszył się Dumbledore – Chciałeś ze mną się widzieć?
- Owszem – przyznał czarnoskóry auror – Jednak chciałem widzieć się z panem w cztery oczy – spojrzał sugestywnie na Grindewalda.
- Och, jeśli Albus mnie wyprosi to wyjdę – rzucił czarnoksiężnik i razem z Kingsley’em spojrzał na dyrektora Hogwartu.
- Cóż… Uważam, że Gellert może być obecny przy naszej rozmowie – rzekł Dumbledore.
Kingsley musiał przyznać Ronowi, że potrafi przewidzieć ruchy swojego przeciwnika. Powiedział mu, żeby liczył się z tym, że przy tej rozmowie będzie Grindewald i dał mu odpowiednie wskazówki.
- Profesorze Dumbledore, nie będę ukrywał, że nie ufam panu Grindewaldowi – rzekł Kingsley z naciskiem w głosie – I dlatego wolałbym, abyśmy porozmawiali w cztery oczy.
- Rozumiem cię, Kingsley – rzekł Dumbledore – Jednak ja ufam w stu procentach Gellertowi i zapewniam cię, że jest wart zaufania.
Kingsley znów zastosował wskazówki Rona. Spojrzał niepewnie na Grindewalda, a następnie na uśmiechniętego Dumbledore’a i westchnął, pokazując swoją rezygnację.
- Dobrze, niech będzie jak jest – rzucił i usiadł na wskazanym fotelu – Jak obaj panowie doskonale wiedzą, każdy szpieg, który próbuje dostać się do Klanu Lordów, umiera.
- Co pokazuje, że Klan niezwykle skutecznie pilnuje swoich tajemnic – rzekł Grindewald – Tak skutecznie, że to jest bardzo podejrzane.
- Cóż… Mają szpiegów w Zakonie, ministerstwie i u śmierciożerców – rzucił Kingsley, a Dumbledore z Grindewaldem spojrzeli na niego zdumieni.
- Skąd to wiesz? – zapytał dyrektor Hogwartu.
- Postanowiłem na własną rękę spróbować ich wyśledzić – odpowiedział Kingsley – Uznałem, że skoro żaden szpieg wyznaczony do tego zadania, nie jest w stanie przekazać nam żadnych, bez znaczenia czy przydatnych czy też nie, informacji, to lepiej zrobić to w tajemnicy przed wszystkimi. Więc zostałem członkiem Klanu Lordów.
- Brawo – powiedział Grindewald i skinął aurorowi z uznaniem głową – Bardzo dobry pomysł. Skoro mają szpiegów w ministerstwie, to nic dziwnego, że wszyscy aurorzy umierali.
- Oczywiście – rzekł Kingsley – Nie zdążyli nawet odkryć jak działa ta organizacja, a co dopiero kto rządzi Klanem.
- Ale tobie się udało, prawda? – zapytał Dumbledore, patrząc na czarnoskórego aurora poprzez złączone palce.
- Owszem – przyznał Kingsley – Choć było trudniej niż przypuszczałem na początku. Czy chcą państwo poznać tożsamość dowódców? – zapytał.
- Jak najbardziej – odpowiedział Dumbledore.
- Ostrzegam, że to może być szok – powiedział Kingsley – Być może pan nie uwierzy w moje słowa. Zresztą… Nie dziwię się. Sam bym w nie uwierzył, gdybym nie widział.
- A zatem… Kto dowodzi? – popędził go Grindewald.
- Harry Potter, Neville Longbottom, Hermiona Granger, Luna Lovegood, Ron i Ginny Weasley – powiedział na jednym wydechu Kingsley.
Przez kilka minut trwała cisza, a Dumbledore i Grindewald wykazywali wszelkie oznaki zdziwienia. Czarnoskóry auror z całych sił powstrzymywał się, aby nie wybuchnąć śmiechem. Obiecał sobie, że pokaże to wspomnienie Ronowi. Było z czego się pośmiać.
- Ale jakim cudem? – zapytał Dumbledore z niedowierzaniem na twarzy – Przecież są tuż pod moi nosem i nie mogli sobie ot tak wyjść bez mojej wiedzy. Nawet jeśli mnie o zapytali o zgodę.
- Nic dziwnego, że pan ich nie zauważył – rzucił Kingsley – Są w końcu boskimi czarodziejami.
- Naprawdę? – Grindewald nie ukrywał podziwu – Nie widziano tej formy transformacji od przeszło stu lat.
- Gleelrcie, wytłumacz mi to, proszę – rzekł Dumbledore – Jak doskonale wiesz, posiadam małą wiedzę na temat transformacji.
- Służę uprzejmie – rzucił przymilnie Grindewald, a Kingsley po raz kolejny musiał wykorzystać swoją samokontrolę. To zachowanie powodowało u niego obrzydzenie – Stworzenia magiczne potrafią się transformować – zaczął tłumaczyć Grindewald – Oczywiście istnieją wyjątki jak białe elfy czy skrzaty domowe. One mają w DNA gen, który odpowiada za wytrzymałość ciała od mocy. Inne jak gobliny, nie potrafią tego, ponieważ nie są do tego stworzone. Czarodzieje jednak mają najwięcej form transformacji. Pierwsza to tak zwany nadczarodziej. Zwykle wyrastają mu ogony lub członki zwykłych zwierząt. Druga forma to półboski czarodziej. W tej formie także wyrastają członki innych zwierząt, ale magicznych jak smoki. Trzeci i ostatnia forma to boski czarodziej. Nie wyrasta mu nic. Wydaje się być słabszy od wszelkich innych stworzeń, ale to tylko złudzenie. Z zasady jego oczy i owłosienie zmienia barwę na czerwoną, a wokół pojawia się potężna aura, która trudno dostrzec.
- A inne stworzenia? – zapytał Kingsley, uznając, że w ten sposób da do zrozumienia, że zaczął ufać czarnoksiężnikowi.
- Czarny elfy mają jedną formę, nazywaną nadelfem – odpowiedział Gridewald – Wówczas rosną, a ich mięśnie się powiększają. Centaury przybierają formę hybrydowego centaura. Wyrastają im różne metalowe części jak szpony czy ogony. Wampiry i wilkołaki mogą zdobyć formę pradawnych. Krótko mówiąc uzyskują zdolności, które zwykłe wampiry i wilkołaki nie mają szans uzyskać. Na przykład wilkołak może przemienić się w wilkołaka o dowolnej porze dnia i nocy. Nie potrzebuje pełni księżyca. Natomiast pradawny wampir jest odporny na słońce i srebro, ale nadal można go zabić ucinając mu głowę. Jednak jego głód jest kilkukrotnie większy. Czasami się zdarza, że mugole przechodzą transformację, ale to w wyniku eksperymentu niż dzięki naturze. Powiedz mi, Kingsley, czy to Harry odpowiada za wczorajszą masakrę?
Kingsley wstał ze swojego miejsca i ruszył w stronę drzwi.
- Owszem – odpowiedział – Jednak prócz mnie nikt inny panom tego nie powie. Boją się, że Klan ich zniszczy, a tego nie chcą – zerknął na zegarek – Przepraszam, ale umówiony jestem z Rufusem. Liczę na to, że moja tajemna działalność zostanie pomiędzy nami.

- To naturalne – odpowiedzieli jednocześnie obaj czarodzieje, a Kingsley zniknął za drzwiami.

2 komentarze:

  1. Genialne!! Nareszcie trójkąt z Arturem!
    A może teraz ktoś pobawi sie z Molly?

    OdpowiedzUsuń
  2. Dużo się dzieje! I to mi się podoba!

    OdpowiedzUsuń