Pochodnie w
pomieszczeniu zapłonęły, atakując oczy Harry’ego, który krył się w cieniu.
Zmrużył je i cofnął się. Do środka weszli handlarze niewolników, prowadząc na
łańcuchach wile. Harry wyśledził wśród nich Duley’a oraz jego przyjaciela
Piersa. Po kilku dłuższych chwilach zauważył także Amandę. Miała spuszczoną
głowę i cała drżała ze strachu. Lada moment mieli pojawić się członkowie Zakonu
Feniksa.
- Dobra – mruknął –
Przypomnijmy jeszcze raz plan. Gdy przybędą członkowie Zakonu, zaczną się
negocjacje. Na szczęście wszystko poszło po naszej myśli i wśród czterech
członków, których przysyła tu Dumbledore’a, jest Tonks, Kinglsey i Remus. Mój
ojciec pewnie będzie tak wszystkim zdumiony, że nawet nie wyciągnie różdżki.
Gdy handlarze zażądają wymiany, Remus was zawołała i zostanie dokonana. W
odpowiednim momencie przejdziecie transformację. Wtedy ja, Luna, Aurora i
Hermiona zajmiemy pozycję do oddania strzałów. Tony i Neville zeskoczą i wam
pomogą. Elfy podzielą się na trzy grupy. Jedna pomoże nam w walce wręcz, a
druga będzie strzelać z łuków. Trzecia grupa będzie odpowiedzialna, aby nie
dopuścić do ucieczki kogokolwiek.
- Ron, słuchaj, ale
wiesz, że ten plan może nie wypalić? – zapytał Tony.
- Nie bój się o to –
odpowiedział Ron – Moje plany są zawsze doskonałe.
- Plany mogą być
idealne, ale nie ma idealnych ludzi – rzuciła Luna.
- Musisz zostawiać
miejsce na błędy – dodała Hermiona.
- Dacie spokój – Ron
rzucił lekceważąco, machając beztrosko dłonią – Nic nie jest w stanie zepsuć
planu.
Harry lekko się
uśmiechnął. Ron był zbyt pewny powodzenia swojego planu. Oczywiście, byłby
zaniepokojony, gdyby jego przyjaciel w ogóle nie wierzył w swoje plany, ale
zbytnia pewność siebie może go zgubić. W końcu dostanie lekcje pokory i może
wówczas zrozumie swoje błędy.
- Mnie jednak ciekawią
słowa Firenza – powiedziała Aurora, uważnie obserwując każde drzwi, czekając na
brakujące osoby – Jak to szło… Aha, już pamiętam… Gdy czarodziej biały, czarny i szary zjednoczą siły, rudowłosa
piękność, nieprzewidywalna niczym huragan, zostanie zabita. Wówczas mężczyzna,
którego uważała za swojego anioła stróża stanie się demonem i sprowadzi
apokalipsę, prowadząc bezwzględną armię wojowników. Co to oznacza?
- Nie wiem czy da się
to, ot tak wyjaśnić, ale spróbuję – powiedziała Hermiona, zerkając na starszą
siostrę Harry’ego – Biały, czarny i szary mag to swego rodzaju pakt. Zakładam,
że chodzi o Dumbledore’a. Dyrektor jest uważany za tak zwanego „białego
czarodzieja”. Zjednoczył siły z Gellertem Grindewaldem, który jest
czarnoksiężnikiem, a więc można go nazwać „czarnym magiem”. Brakuje szarego
maga, czyli czarodzieja, który w równym stopniu włada czarną i białą magią.
Może to też dotyczyć Voldemorta, który przeciągnie na swoją stronę białego i
szarego czarodzieja, ale w to mam spore wątpliwości. Jeśli chodzi o rudowłosą piękność… Cóż, chodzi tu o
Ginny. Firenzo już wcześniej mówił nam, że Ginny zginie, chociaż nie wie w jaki
sposób.
- A ten anioł stróż? –
zaciekawił się Tony.
- Myślę, że chodzi o
Harry’ego – odezwał się Neville – Nie warto ukrywać, że Harry uratował
kilkukrotnie Ginny.
- Ale ja nie uważam
Harry’ego za anioła stróża – powiedziała oburzona Ginny.
- Świadomie pewnie nie,
ale podświadomie to już inna bajka – rzuciła Hermiona.
- Co ty tam…
- Cicho – mruknął Ron –
Przyszedł Zakon.
Do środka wszedł Remus,
a tuż za nim podążali Tonks, Kingsley oraz pan Weasley. Harry został
zaskoczony, gdy zobaczył swoje wujostwo. Ciotka Petunia wtulała się w ramię
wuja Vernona. Oboje próbowali coś powiedzieć, ale Remus ich powstrzymał, jakby
przez to chciał powiedzieć, że sam się tym zajmie.
Stanęli naprzeciwko
handlarzy jakieś dziesięć stóp przed nim. Przez kilka długich minut wpatrywali
się w siebie, jakby oceniali swoje szanse. Remus zerknął na Dudley’a i Amandę.
Po chwili podniósł nieco wzrok i spojrzał w ciemność. Tam, gdzie stał Harry i
jego przyjaciele.
- Sądziłem, że się nie
pojawicie – odezwał się w końcu jeden z handlarzy.
- Myślałeś, że cię
wystraszymy, śmierciożerco? – zapytał Remus, nie zaszczycając nawet swojego
rozmówcy wzrokiem.
Zdumienie na twarzy
pana Weasley’a potwierdziło fakt, że Voldemort zadbał o to, aby Snape nie
zdradził tożsamości handlarzy. Jednak w oczach handlarzy także było widać
zdumienie.
- Snape wam to
zdradził? – zapytał jeden z nich.
- Severus zrobił jeden
bardzo mądry ruch – powiedział Remus – Ujawnił się jako szpieg zarówno
Voldemortowi jak i Dumbledore’owi. Problem polega na tym, że stał się za mało
pożyteczny, dlatego Voldemort został otoczony innymi szpiegami, o których, jak
się domyślam, nie wie.
- Głupie gadanie – rzucił
pogardliwie jeden ze śmierciożerców – Nie istnieje na świecie człowiek, który
ukryłby swoje zamiary przed Czarnym Panem.
- Skoro tak mówisz –
rzucił lekceważąco Remus.
- Skończmy te błahe
gadki i przejdźmy do konkretów – powiedział Kingsley, przerywając tę rozmowę –
Wiecie po co my tu przyszliśmy. Teraz podajcie swoją cenę.
- Skoro ci Az tak się
spieszy, niech będzie – rzekł jeden ze śmierciożerców, wychodząc z szeregu. W
jego czarnych oczach widać było pogardę i pewność siebie, jakby czuł, że wygrał
bitwę zanim się rozpoczęła – Za uwolnienie Amandy Potter, Dudley’a Dursley’a i
tych dziwek żądamy, abyście oddali nam Harry’ego Pottera i Ginny Weasley, a
także, aby Dumbledore zaprzestał swoich działań przeciwko Czarnemu Panu.
Pan Weasley poruszył
się niespokojnie, a w jego oczach pojawiła się wściekłość. Merlin jeden co by
było, gdyby Tonks go nie powstrzymała. Położyła dłoń na jego ramieniu i
delikatnie, ale stanowczo cofnęła go za siebie. Stanęła naprzeciwko handlarzy i
lekko się uśmiechała.
- Myślicie, że Harry i
Ginny to miotły, które można ot tak oddać? – zapytała.
- Jeśli nie chcecie, by
którekolwiek z nich zginęło zgodzicie się na nasze warunki – warknął
śmierciożerca, wskazując na niewolników.
- Nie zabijesz ich –
powiedziała pewna siebie Tonks – Straciłbyś twarz, gdybyś zabił swoich
najlepszych niewolników. Stałbyś się marnym handlarzem i robiono by z tobą
interesy z przymusu, a nie z chęci.
Śmierciożerca splunął z
pogardą na podłogę, a na Tonks spojrzał wzrokiem przesiąkniętym nienawiścią.
- Jestem najlepszym
łowcą niewolników naszych czasów – warknął ze złością, prawie krzyknął i zrobił
krok ku młodej auror – W ciągu tygodnia zdobędę dwukrotnie więcej niewolników
niż teraz przyprowadziłem i wszyscy będą mi posłuszni. Na nic twoje groźby, bo
ich się nie boję, głupia szlamo.
Śmierciożerca
wyszarpała sztylet i przystawił go do gardła Amandy. Te zadrżała, ale nie
cofnęła się ani nie zrobiła niczego, aby zablokować działania handlarza.
- Spełnijcie nasze
żądania albo ją zabije – warknął.
- Śmiało – rzucił
lekceważąco Remus – Zabij ją.
- Co? – zapytało kilka
osób.
- Na pewno nie raz i
nie dwa widziałaś wściekłość Lorda Voldemorta, prawda? – zapytał Kingsley, a
śmierciożerca mimowolnie skinął twierdząco głową – Radzę ci nie doprowadzać
Harry’ego do szału. Jest tysiąckrotnie straszniejszy od Voldemorta w furii.
- Błahe gadanie –
mruknął pogardliwie śmierciożerca – Potter ma tylko szczęście. W prawdziwej
walce nie poradziłby sobie z najsłabszym śmierciożercą.
- Może przestańmy się
sprzeczać na ten temat – rzuciła Tonks – Wyjaśnijmy coś. Dokładnie wiecie, że
Dumbledore nie zaprzestanie działań przeciwko Voldemortowi, więc po co
wysunęliście te żądanie?
- Zawsze warto było
spróbować – padła odpowiedź.
- W sumie… To ma sens –
mruknęła Tonks – No dobrze… A więc przejdźmy do waszych prawdziwych żądań.
Chcecie zatem za tych wszystkich niewolników Harry’ego i Ginny, prawda? –
handlarz skinął głową – Bardzo mi przykro, ale nie mam prawa spełnić tego
żądania bez zapytania Harry’ego i Ginny – śmierciożercy spojrzeli na siebie,
jakby porozumiewali się w jakieś sprawie – Jednak macie szczęście. Zapytaliśmy
ich o to wcześniej i zgodzili się na te warunki.
- Skąd oni o tym
wiedzieli? – zapytała szeptem ciotka Petunia.
- Mam nadzieję, że
kiedyś mi o tym powiedzą – rzekł pan Weasley, równie mocno zdumiony, co ciotka
Harry’ego.
- Czas na nas – szepnął
Harry i razem z Ginny zniknęli w cieniu. Pojawili się tuż za plecami Remusa,
Dursley’ów oraz członków Zakonu Feniksa. Pan Weasley wytrzeszczył oczy ze
zdumienia, gdy ujrzał swoją córkę i Harry’ego. Dwójka Gryfonów szła pewnie
przez ciemny korytarz. Wkroczyli pomiędzy członków Zakonu Feniksa, a pan
Weasley położył dłoń na ramieniu swojej jedynej córki.
- Ginny, co ty robisz?
– zapytał, nie kryjąc zdumienia, ale w jego głosie słychać było także nutkę
strachu.
- Nie bój się, tato –
mruknęła Ginny – Ja już wybrałam. Nie zatrzymuj mnie.
- Ale…
Kingsley chwycił pana
Weasley’a za ramię i odciągnął od Ginny. Szepnął coś mu na ucho i Artur na
moment się uspokoił, ale z jego oczu nie znikał strach.
Dwójka Gryfonów
zatrzymała się przed śmierciożercami. Harry widział w ich oczach zadowolenia,
jakby w wyobraźni widzieli już nagrodę jaką otrzymają za dobrze wykonane
zadanie. Jeden ze śmierciożerców popchnął kilka wil w stronę członków Zakonu
Feniksa. Dudley oraz Amanda także ruszyli w stronę Harry’ego. Kapitan spojrzał
na Ginny i oboje ruszyli w stronę śmierciożerców. Mniej więcej w połowie drogi
minęli się z niewolnikami. Emanowała od nich pewność siebie oraz swojej
decyzji, jakby nie żałowali tego co robią. Gdy już się znaleźli się wśród
śmierciożerców, odebrano im różdżki, zakuto w kajdany, a na szyję założona
obroże niewolników, do których przyczepiono metrowej długości łańcuszki. Harry
zerknął w stronę Remusa, a ten od razu podszedł do Dudley’a i Amandy, aby zdjąć
z nich obroże. Z szyi kuzyna Harry’ego zeszła łatwo, ale z szyi jego siostry
nie chciała się otworzyć, chociaż Remus próbował wszystkimi sposobami.
- Clark, co to ma
znaczyć? – warknął Harry, widząc, że obraża z szyi jego siostry w żaden sposób
nie chce zejść.
- Potter, zapominasz
się – powiedział śmierciożerca nazwany „Clarkiem” – Jesteś teraz niewolnikiem,
a więc nie masz żadnych praw.
- Widzę, że nie chcecie
dotrzymać warunków umowy – warknęła Ginny – A więc my też jej nie dotrzymamy.
- Zamknij się! –
wrzasnął jeden ze śmierciożerców i podszedł do Ginny. Zamachnął się i uderzył
rudowłosą wierzchem dłoni. Malutka odwróciła się i splunęła krwią, a w jej
brązowych oczach pojawiła się żądzą mordu. Odwróciła się do śmierciożercy i
zarzuciła łańcuch swoich kajdanków na jego kark. Oparła stopę o jego pierś i
przyciągnęła do siebie dłonie. Łańcuch kajdan ściął głowę śmierciożercy, która
z łoskotem upadła na ziemie i potoczyła się pod nogi przerażonego pana
Weasley’a. Jeden ze śmierciożerców podniósł różdżkę, chcąc wymierzyć cios
Ginny, ale Harry kopnął go w brzuch. Śmierciożerca zgiął się w pół, jęcząc z
bólu. Harry następnie kopnął go lewym kolanem w nos, a poplecznik Voldemorta na
ułamek sekundy zawisł w powietrzu, aby po bardzo krótkiej chwili z impetem
uderzyć plecami w podłogę. Harry podniósł nogę i silnym kopniakiem zmiażdżył
głowę śmierciożercy. Z szyi trysnęła krew, która plamiła nogawkę spodni
Harry’ego. Oboje Gryfoni podnieśli dłonie i mocniej szarpnięciem zerwali
łańcuchy, a bransolety kajdanek rozsypały się jakby były z piasku. Harry mocno
chwycił za obrożę i ją zdjął. To samo zrobiła Ginny.
- Jeśli sądziliście, że
jesteśmy nadal tymi bezbronnymi dziećmi, którymi byliśmy jak pierwszy raz
jechaliśmy Expressem Hogwart to się grubo pomyliście – rzekł Harry – coś wam
wyznam: to my założyliśmy Klan Lordów.
- Co? – zdumiał się
jeden ze śmierciożerców.
Jakaś nieznana nikomu
siła odrzuciła popleczników Voldemorta od Harry’ego i Ginny. Wokół wzniósł się
kurz na wysokość kolan, a niektóre płytki podłogi wzniosły się do góry i
zawisły jakąś stopę nad ziemią. Włosy Harry’ego oraz Ginny podniosły się do
góry, jakby od strony ich stóp zawiał silny wiatr. Na ich ciałach pojawiły się
wyładowania elektryczne, a wokół nich zjawiła się ognista, czerwona aura. Włosy
Harry’ego i Ginny zabłysły, aby po chwili zmienić barwę na czerwoną. To samo
oczy i brwi. Śmierciożercy patrzyli na siebie z przerażeniem i nieco niepewnie
celowali w dwójkę Gryfonów.
- Co to, do kurwy
nędzy, jest? – zapytał jeden ze śmierciożerców.
- Nie słyszałeś, że
niektórzy czarodzieje mają tak potężną moc, że nie mogą obejść bez
transformacji? – zapytał Remus – Moc jaką posiadają Harry i Ginny rozsadziłaby
ich ciała, gdyby nie przechodzili transformacji.
- Zwykłe pierdolenie – rzucił
jeden ze śmierciożerców – Przecież to jest tylko iluzja.
- Tak? – zapytał Harry
– Więc czemu drży ci głos i ręce?
- Chyba nie wmówisz
nam, że się boisz? – dodała Ginny z drwiącym uśmiechem.
- Pierdol się, Potter –
z szeregu wyszedł Clark – Mamy przewagę i lepiej, żebyście się poddali.
Pstryknął palcami, a z
cienie wyszły wampiry, orkowie oraz czarne elfy. Harry spojrzał na pokaźne siły
przeciwnika, ale nie zrobiło to na nim żadnego wrażenia. Czuł spokój. Jakby
wiedział, że nic złego się nie stanie.
- Wiedziałem, że będą
mieli wsparcie – szepnął Ron do Hermiony, Neville’a, Luny, Tony’ego i Aurory.
- Tak, ale nie mówiłeś,
że będzie ich aż tylu – zauważył Tony.
- Wybraliście życie
niewolników i tak też zginiecie – rzekł Harry.
- Co? – Clark nie krył
zdumienia słowami Harry’ego – Coś ci się pojebało, Potter. Jestem handlarzem
niewolników, a nie niewolnikiem.
- Oddałeś swoją wolność
Voldemortowi, a więc jesteście niewolnikami – powiedział Harry – Voldemort was
zmusza do walki, a my sami chcemy walczyć. Nikt nas do niczego nie zmusza.
- Tak samo jak ja, masz
swojego pana, tylko tak go nie nazywasz – rzekł Clark – Jesteś tylko marionetką
w rękach Dumbledore’a.
Harry roześmiał się i
pokręcił głową.
- Nie dość, że
niewolnik, to jeszcze ślepy – rzekł – Nie ma tutaj człowieka, który służy
Dumbledore’owi. Są tu sami wolni ludzie, którzy tworzą najbrutalniejszą
organizacje na świecie.
- Co?
- Mów mi, Kapitanie –
rzucił Harry, a śmierciożercy rozszerzyli oczy ze zdumienia, wymieniając
spojrzenia. Po chwili zerknęli na Harry’ego i wycelowali w niego oraz Ginny
różdżkami.
- Kapitan czy też nie,
to jest nieistotne – rzekł Clark z pogardliwym uśmiechem – Mamy przewagę w
liczbie i uzbrojeniu, a więc, jakby nie patrzeć, twoja siostra nadal jest
niewolnicą i służy mi.
- Popełniłeś jeden
poważny błąd, Clark – rzekł Harry – Nie uwolniłeś jej.
- I co mi zrobisz? –
zadrwił Clark – Zabijesz?
- Och, nie –
odpowiedział Harry – Najpierw zabiję twoich synów i braci. Z twojej żony,
siostry i córek zrobię dziwki, a następnie zabiję twoich przyjaciół. Gdy już to
zakończę, odbiorę ci twoje imperium i bogactwo, a wtedy będzie srał ze strachu.
Jednak będzie za późno, aby mnie prosić o przebaczenie.
- Nie dokonasz tego –
powiedział Clark, chociaż w jego głosie słychać było strach – Zaraz zginiesz.
Pomieszczenie zostało
wypełnione krzykiem bólu, wymieszanym ze zdumieniem i przerażeniem. Wszyscy
spojrzeli w stronę źródła dźwięku. Z czoła orka wystawało zakrwawione ostrze,
które zostało obrócone, a następne cofnęło się w głąb głowy, a z czoła orka
trysnęła krew. Poplecznik Voldemorta zachwiał się i osunął martwy na ziemię.
Tuż za nim stał elf z białą maską hokejową na twarzy, a z jego ramion zwisała
srebrna peleryna. Powoli zaczęły się pojawiać inne elfy, ubrane w ten sam
sposób.
- A więc jednak to
prawda – rzekł Clark – Jesteś Kapitanem, a zatem twoi przyjaciele są
pozostałymi dowódcami Klanu Lordów. Weasley, a ty kim jesteś?
- Zgadnij –
odpowiedziała Ginny.
- Uczennica nie pasuje
– rzekł Clark – Marzycielka także nie. Stawiałbym na Malutką.
- Brawo – rzekł Harry –
Ale to i tak nie pomoże wam przeżyć.
- To się jeszcze okaże.
Z balkonu wiszącymi
kilkanaście stóp nad posadzką wystrzelono strzałę, która ze świstem przecięła
powietrza. Jakieś dwie stopy przed podłogą zapłonęła i zamieniła się w
ognistego feniksa. Z impetem uderzyła w posadzkę i nastąpiła eksplozja, która
wyrzuciła do góry śmierciożerców i zatrzęsła budynkiem w posadach. Ułamek
sekundy później pospadali na ziemie z głośnym łoskotem. Większość z nich nie
żyła, a pozostali byli ranni. Z gęstego dymu wyskoczył Neville i Tony. Fidelis
trzymał nad głową złoty obusieczny topór. Opadł na ziemię i przeciął na pół
jednego z wampirów, który rozsypał się jak domek z kart. Starszy brat Harry’ego
wylądował na jednym z orków i przebił ostrzem swojego miecza jego pierś na
wylot.
Rozpoczęła się bitwa.
Wszędzie latały strzały, zaklęcia i kule magii, które niszczyły wszystko na
swojej drodze. Powietrze wypełniły okrzyki bólu i przerażenia. W rękach Ginny
pojawiła się szabla Salazara Slytherina, która przyciągnęła wzrok popleczników
Voldemorta. Malutka od razu rzuciła się w wir walki, pozbawiając życia swoich
przeciwników. Na wewnętrznej stronie prawej dłoni Harry’ego pojawiła się długa
kreska, jakby rozcięcie, z którego wysunęło się ostrze miecza, a następnie cały
miecz. Kreska zniknęła, a Harry pewnym chwytem trzymał w dłoni miecz hrabiego
Drakuli. Podbiegł do niego jeden z orków. Zamachnął się swoim toporem i
zaatakował go z góry. Harry odbił cios i wbił miecz w serce przeciwnika, aby
przekręcił jego ostrze w ciele stwora, a następnie wyjąć.
Harry ruszył w tłum
walczących. Zablokował cios orka i ściął mu głowę. Następnie odbił kilka ciosów
wampirów. Obrócił miecz w dłoni i wbił go w brzuch jednego z wampirów. Ten
zgiął się w pół, trzymając się za obficie krwawiącą ranę, a Harry ściął mu
głowę. Wbił ostrze miecze w podbrzusze drugiego wampira i przesunął je do
gardła, a jego przeciwnik się rozsypał. Przerzucił swój miecz przez głowę i
zablokował cios w swoje plecy. Przesunął dłoń za swój krzyż i pojawiła się w
niej biała kula z elektrycznymi wyładowaniami. Następnie wystrzelił ją i
nastąpiła eksplozja, która rozerwała jednego z popleczników Voldemrota. Harry
zaszedł od tyłu jednego ze śmeirciożerców. Uciął mu jedną rękę, a następnie
drugą i wbił miecz w jego kark, a ostrze wyskoczyło gardłem. Kapitan odwrócił
się i ściął przedramię z różdżką, celującego w niego śmierciożercy, a następnie
szybki i sprawnym ruchem poderżnął mu gardło. Gdy martwe ciało śmierciożercy z
łoskotem upadło na posadzkę, przed Harrym pojawiła się czarna kula. W ostatniej
chwili szybkim machnięciem lewym ramieniem wyczarował sobie tarczę w kształcie
kopuły. Kula uderzyła w kopuła i nastąpiła eksplozja, która nic mu nie zrobiła.
Gdy dym opadł, zobaczył kilku czarnych elfów, którzy wyczarowali kolejne czarne
kule i rzucili w jego stronę. Harry zapadł się pod ziemię, jakby był duchem, a
kule trafiały w przypadkowe cele. Kapitan pojawił się za plecami elfów. Złączył
cztery palce lewej dłoni, a kciuk skierował do wnętrza dłoni. Wycelował nią w
plecy jednego z czarnych elfów i wystrzelił grubym promieniem, który przebił
jego pierś. Elf padł martwy, a Harry wysłał w kolejnego biała kulę, która przy
zetknięciu z ciałem jego przeciwnika, wybuchła, niszcząc go kompletnie. Kapitan
skoczył ku dwóm kolejnym czarnym elfom. Wbił miecz w pierś jednego z nich. Jego
wolna ręka zaświeciła się na złoto i przebił nią tors drugiego przeciwnika.
Harry rozszerzył oczy ze zdumienia, gdy zobaczył jak ostatni z czarnych elfów
celuje w niego dłonią, przed którą pojawiła się czerwona kula. Elf wystrzelił
nią, a Harry nie zdążył zrobić uniku. Kula trafiła Gryfona w pierś i nastąpiła
eksplozja. Z gęstego czarnego dymu wyleciał Harry, którego wybuch pozbawił
górnej części garderoby. Poczuł jak miecz wyślizguje mu się z dłoni i wzmocnił
uchwyt, aby go nie puścił. W powietrzu obrócił się wokół własnej osi i
wylądował na lewym barku, który w bolesny sposób sobie go wybił. Powoli wstał z
grymasem bólu na twarzy i odwrócił się w stronę czarnego elfa. W jego stronę
mknęła kolejna kula. Tym razem nieco większa od poprzedniej. Harry, niewiele
się zastanawiając, zamachnął się i przeciął ją na pół. Nastąpiły dwie eksplozje
gdzieś za jego plecami. Odbił się od ziemi i poleciał w stronę elfa, który
również uniósł się nad ziemią, pędząc ku Harry’emu. Prawa dłoń elfa zaświeciła
się na złoto. Poplecznik Voldemorta zamachnął się i wyprowadził cios w stronę
Gryfona. Kapitan zrobił sprawny unik, jednocześnie wymachując płasko mieczem i
przeciął elfa na pół. Ten wydał z siebie trudny do zindyfikowania dźwięk, a
dwie jego części ciała padły od siebie w odległości około pięciu cali. Harry
odwrócił się i ruszył ku wampirowi, który z wrzaskiem pędził ku niej z
podniesionym mieczem nad głową. Harry z dziecinną łatwością odbił atak z góry i
wbił miecz w brzuch wampira. Ze zdumieniem zauważył, że z piersi poplecznika
Voldemorta wyskoczyło zakrwawione ostrze szabli, które zatrzymało się kilka
cali przed jego torsem. Harry zerknął za wampira. Stała tam Ginny, która
mrugnęła do niego zalotnie. Oboje jednocześnie wyciągnęli swoje bronie z ciała
wampira, który upuścił swój oręż i padł na kolana. Harry zamachał się i płaskim
cięciem ściął jego głowę, co spowodowało jego rozsypanie się. Gryfon zerknął na
prawo. Zobaczył jak jeden z orków podnosi swój topór, podbiegając na palcach do
Tony’ego, który był pochłonięty walką z czarnym elfem i kilkoma wampirami.
Kapitan zamachnął się i rzucił swoim mieczem. Ostrze przebiło szyję orka i
podniosło go do góry, aby po chwili wbić się z ciężkim cielskiem w ścianę.
Gryfon wyciągnął dłoń i po ułamku sekundy miał z powrotem miecz hrabiego
Drakuli w swoim uchwycie.
Pan Weasley, Remus,
Tonks i Kingsley stali w półokręgu przy wschodniej ścianie. Tuż za nimi stali
niewolnicy, którym zwrócono wolność, siostra Harry’ego i Dursley’owie, którzy
drżeli ze strachu. Otoczeni zostali przez kilkunastu wampirów, orków i
śmierciożerców. Wszyscy poplecznicy Voldemrota uśmiechali się drwiąco, jakby
czuli się jak kot, któremu nie może wymknąć się już mysz. Pan Weasley wykonał
szybki i prosty ruch różdżką, a następnie posłał oszołamiacza w stronę jednego
z orków. Zaklęcie trafiło stwora w brodę, ale ten tylko głośno ryknął drwiącym
śmiechem.
- Takimi marnymi
zaklęciami mnie nie pokonasz, Weasley – rzucił stwór – Czyli twoje dzieci też
są tak słabe i głupie?
- Słabe i głupie? –
zapytał Kingsley, a potem ryknął śmiechem – Lucjusz Malfoy by cię zapewnił, że
to nie prawda. Och, wybaczcie mi. Zapomniałem, że Ginny wysadziła mu mózg.
- Ta gówniara nie
podeszłaby aż tak blisko do Malfoy’a – warknął jeden z wampirów.
- A te słowa są dowodem
na to, że Ron jest najwybitniejszym szachistą naszych czasów – rzucił Remus –
Jego plany są tak skonstruowane, że obserwatorom trudno się w nich połapać.
- Skończmy te rozmowy –
powiedziała Tonks – Panowie – zwróciła się do Remusa i Kingsley’a – Ci tutaj,
przyszli żeby im pokazać jak walczą zawodowcy.
- Chyba coś ci się
pomyliło, szlamo – warknął jeden ze śmierciożerców i rozszerzył oczy ze
zdumienia, gdy trójka przyjaciół zaczęła przechodzić transformację. Remus, mimo
braku pełni, przemienił się w wilkołaka, a wokół niego pojawiła się szkarłatna
i ognista aura. Z pleców Kingsley’a wyrosły smocze skrzydła, a jego palce
zamieniły się w ostre pazury, a z krzyża wyrósł zielony ogon. Natomiast oczy
zrobiły się nieco mniejsze, a źrenice przybrały kształt kresek. Zamiast zębów
miał kły i wydał z siebie złowieszczy pomruk. Tonks natomiast wyrósł koci ogon,
oczy przybrały taki sam kształt jak u Kingsley’a, a z dłoni wyrosły pazury.
- Wilkołak? – zapytał jeden
z wampirów, przyglądając się księżycowi, który było doskonale widać przez okno –
Nie ma przecież pełni.
- Jako pradawny
wilkołak nie potrzebuję pełni – wyjaśnił Remus i zamachnął się lewym ramieniem,
wyrywając połowę twarzy najbliższemu orkowi, który padł martwy. Chwycił jednego
ze śmierciożerców za głowę i podniósł go. Złapał drugą ręką za jego udo i
podniósł nad swoją głową. Następnie położył śmierciożercę na swój kark i mocno
zaczął ciągnąć do dołu. Kręgosłup poplecznika Voldemorta trzasnął jak zapałka,
pozbawiając go życia. Remus zamachnął się martwym przeciwnikiem i rzucił w
jednego z wampirów. Ciało wybiło z jego dłoni miecz, a Remus klasnął w dłonie,
miażdżąc głowę wampira, który się rozsypał. Jeden z wampirów się odwrócił i
próbował uciec, ale Lupin wbił dłoń w jego krzyż i wyrwał mu kręgosłup wraz z
głową.
Poplecznicy Voldemorta
rzucili się do ucieczki, ale droga została im docięta przez elfy. Zostali
otoczeni przez wojowników Klanu Lordów. Przez moment Klan wpatrywał się w
popleczników Voldemorta jak wygłodniałe wilki w swoją ofiarę, a następnie
rzucili się na nich. Wrzaski bólu i przerażenia ponownie wypełniły
pomieszczenie. Harry zauważył, że ostatnich dwóch śmierciożerców pozostałych
przy życiu, biegło w stronę niewolników. Ruszył za nimi, a pozostali pobiegli
za nim. Śmierciożercy chwycili Dudley’a oraz Amandę i przyłożyli im różdżki do
gardeł.
- Nie bądź głupi,
Potter – powiedział Clark.
- Głupotą to ty się
wykazałeś – rzekł Harry.
- Czyżby? – zapytał Clark
– Doskonale wiesz, że jeśli nas zaatakujesz, twój kuzyn i siostra zginą. Nie
masz więc wyboru. Musisz nas puścić wolno. A dzięki twojej głupocie, wiemy kto
rządzi Klanem Lordów.
Harry upuścił miecz, a
w oczach śmierciożerców pokazało się zadowolenie. Jednak po chwili zniknęło,
gdy Harry podniósł zdrową dłoń i wycelował w Dudley’a. Przed jego dłonią
pojawiła się biała kula.
- Potter, to nie kafel –
warknął śmierciożerca – Nie podkręcisz tego jak piłki.
- A po co mam podkręcać
coś, co jest zależne od mojej woli? – zapytał Harry.
Wystrzelił kulę, a w
oczach Dudley’a oraz śmierciożercy rosło przerażenie. Kula zatrzymała się
jakieś trzy cale przed twarzą kuzyna Harry’ego i poleciała do góry, aby
przelecieć nad śmierciożercą i jego zakładnikiem, a następnie znaleźć się za plecami
przerażonego poplecznika Voldemrota. Harry kiwnął krótko palcem, a kula
uderzyła w plecy śmierciożercy i nastąpił wybuch. Gdy opadł dym, Dudley był
żywy, a ze śmierciożercy pozostała tylko krwawa plama.
- Gdzie jest Clark? –
zapytała Ginny.
Wszyscy się rozejrzeli,
a Harry zaklął szpetnie. Handlarz uciekł wraz z jego siostrą.
- Tego nie
przewidziałem – warknął ze wściekłości Ron i kopnął truchło jakiegoś orka –
Jakim cudem pokonał nasze zabezpieczenia?
- Użył tajnego
przejścia – powiedział Legolas, pokazując na odsunięty obraz, za którym
znajdowało się półokrągłe przejście.
- Może jeszcze go
złapiemy – rzekł jakiś elf i wraz z kilkoma przyjaciółmi ruszyli w pościg.
- Nie złapią go – rzekł
Harry i za pomocą kilku dobranych słów, uleczył sobie bark – Na pewno
zorientował się, że nie szans w walce z nami i uciekł poza teren posiadłości,
aby uaktywnić świstoklik. Wątpię, aby teraz go dopadli.
Ron zaczął szpetnie
kląć pod nosem i zaczął krążyć w tą i z powrotem, zastanawiając się nad czymś.
- Voldemrot lada moment
dowie się o nas – rzekł – A co za tym idzie, powie o wszystkim Snape’owi i
rozkaże mu powiedzieć Dumbledore’owi. Na pewno zechce wykorzystać Dumbledore’a
do schwytania nas i pozbawienia nas życia.
- Co w takim razie
robimy? – zapytała Luna.
Ron spojrzał na
Kingsley’a i lekko się uśmiechnął.
- Mam pewien pomysł.
Artur z ciekawością
rozglądał się po skąpanym w mroku korytarzu. Znajdował się na południowym
krańcu Wielkiej Brytanii. W zamku, który nazywał się Warownia Smoków. Widząc go
z zewnątrz Artura przeszły ciarki po plecach. Zamek był otoczony przez wrzącą
lawę, a wokół znajdowało się kilku niezbyt przyjaźnie nastawionych do obcych
rogogonów węgierskich. Pan Weasley nie mógł zrozumieć jakim cudem jego dzieci,
Harry, Luna, Neville i Hermiona wybudowali taki zamek. Z drugiej jednak strony,
miał wiele wątpliwości czy uda się komukolwiek i kiedykolwiek zdobyć ten zamek.
Ron mu wyjaśnił, że mają jeszcze trzy zamki w Wielkiej Brytanii. Niestety, nie
udało mu się zapytać syna czy są równie straszne jak ten, ponieważ ten poszedł
do Harry’ego, aby porozmawiać z nim na temat jego nowego planu. Artur poczuł
się trochę niedoceniony, gdy syn mu nie chciał zdradzić swojego pomysłu, ale
jego słowa o przekonały. Tylko doradcy, przywódcy Klanu i głowy rodzin mają
prawo znać wszystkie palny. A on nawet nie był członkiem Klanu. Przynajmniej na
razie. Złożyli mu ofertę wstąpienia do tej organizacji i coraz bardziej
przekonywał się, że warto to zrobić. Uwolnieni niewolnice także otrzymały
propozycję wstąpienia do Klanu, ale zanim odpowiedzą, mogą czuć się w zamku jak
u siebie. Artur był bardzo zdumiony jak potężną organizację zbudowała ta szóstka.
Był tu przez piętnaście minut, a spotkał wielu ważnych urzędników ministerstwa
oraz sędziów Wizengamotu, którzy witali z nim się krótko. Spotkał także elfy,
centaury, wampiry, gobliny i co go najbardziej zdumiało skrzaty domowe.
Artur pewnym krokiem
podążał na drugie piętro, gdzie znajdował się gabinet Hermiony. Chciał uzyskać
jak największą pewność, co do działalności Klanu, zanim do niego wstąpi.
Hermionę zawsze uważał za najbardziej inteligentną czarownicę w Wielkiej
Brytanii i wiedział, że tylko ona może odpowiedzieć na jego wątpliwości.
Zresztą… Podczas walki zauważył, że stała się bardzo atrakcyjną dziewczyną, a
raczej kobietą. Zauważył to już podczas wakacji, ale rzadko ją widywał i ledwo
zwrócił na to uwagę. Walka ministerstwa z Voldemortem pochłaniała wiele jego
czasu, który mógłby poświęcić rodzinie.
Pan Weasley zatrzymał
się przed ciemnymi, dębowymi drzwiami i zapukał w nie. Odczekał chwilę, ale nie
usłyszał żadnego szmeru czy czegokolwiek co by potwierdziło, że Hermiona jest w
środku. Zapukał po raz drugi i znów to samo. Miał już odchodzić, gdy usłyszał
dziewczęcy głos. Artur uznał, że Hermiona nie słyszała jego pukania. Postanowił
wejść do środka. Najwyżej zostanie zbesztany za brak kultury. Nacisnął klamkę,
zamek cicho szczęknął, a on wszedł do środka. Otworzył usta, aby się
wytłumaczyć ze swojego wtargnięcia, jednak z jego gardła nie wydobył się najmniejszy
dźwięk. Zamiast tego pan Wessley stanął jak wryty. Oczy miał rozszerzone ze
zdumienia, a szczęka gdyby było to możliwe uderzyłaby o podłogę. Na szerokim
łóżku leżały Luna i Hermiona. Obie były nagie. Luna leżała na plecach, a
Hermiona na niej. Jedna i druga dziewczyna miała twarz przy cipce przyjaciółki,
a po ich brodach ściekały soki.
- Och, przepraszam –
wyrzucił w końcu z siebie pan Weasley, gdy udało mu się pozbierać z szoku – To ja
przyjdę później. Nie spieszy się mi.
Artur odwrócił się i
nie zwrócił uwagi na to, że oczy obu dziewczyn zwrócone były na wybrzuszenie na
jego kroczu. Nie potrafił ukryć swojego podniecenia. Gdy czasem słyszał o tym
co opowiadał Remus albo Syriusz o swoich łóżkowych podbojach, miał wątpliwości
czy kiedykolwiek to się wydarzyło. A jednak Hermiona i Luna potwierdziły to, że
istnieją takie dziewczyny. Pragnął na nie rzucić się i pokazać, że żonaty
mężczyzna także potrafi być bardzo dobrym kochankiem. Jednak pamiętał, że jest
głową rodziny i ma żonę, którą kocha ponad życie, a gdzieś w najgłębszych zakamarkach
jego serca pojawiła się obawa, że może to być gwałt, a nie stosunek seksualny.
Pan Weasley miał już
wyjść, gdy drzwi zatrzasnęły się przed nim i zostały zamknięte na wszystkie możliwe
spusty. Artur poczuł jeszcze większe podniecenie, gdy usłyszał ciche kroki
dziewczyn. Jego instynkt nakazywał mu się odwrócić i rzucić na obie dziewczyny,
ale przezwyciężył to.
- Panie Weasley,
czyżbyśmy pana zawstydziły? – zapytała Luna.
- Nie – odpowiedział –
Skądże.
- To dlaczego pan nie
korzysta z sytuacji? – zapytała Hermiona – Ron by na pana miejscu to zrobił.
Artur wziął głęboki oddech
i odwrócił się w stronę nagich dziewczyn. Starał się utrzymywać wzrok na ich
twarzach, chociaż ich sterczące sutki i nagie piersi przyciągały jego
spojrzenie.
- Słuchajcie,
dziewczyny – rzekł – Ja mam żonę, którą kocham i jestem wierny. Dodatkowo
jesteście w wieku moich dzieci, to tak jakbym przeleciał własną córkę.
- Och, bez przesady –
rzuciła beztrosko Luna – Ginny może i jest szalona, ale prędzej potraktowałaby
pana jakąś wstrętną klątwą niż pozwoliła panu na zaliczenie jej. Zresztą…
Kazirodztwo jest obrzydliwe – Luna skrzywiła się na twarzy.
- A co do pańskiej żony…–
powiedziała Hermiona – Czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal.
- Ale…
Pan Weasley urwał. Obie
dziewczyny uklękły przed nim, a jego spodnie wraz z bokserkami znalazły się na
wysokości jego kostek. Artur wydał z siebie westchnięcie zadowolenia, gdy Luna
objęła wargami czubek jego twardego kutasa i zaczęła go ssać, a Hermiona
rozpoczęła lizanie jego jąder. Z Molly czasem też uprawiał oralny seks, ale
nigdy nie robił tego z dwiema dziewczynami. Teraz miał przed sobą dwie napalone
nastolatki i próbował im odmówić. Zdecydował, że skorzysta z okazji, a potem
będzie się martwił konsekwencjami. Najwyżej będzie długo prosił o przebaczenie
Molly.
Chwycił obie dziewczyny
za tyły głów i odciągnął od swojego krocza. Wsadził swojego twardego penisa w
otwarte usta Hermiony i zaczął energicznie poruszać biodrami w przód oraz w
tył, uderzając jądrami o jej brodę. Odchylił głowę w tył i zaczął wydawać z
siebie coraz głośniejsze westchnięcia przyjemności. Gryfonka chwyciła się jedną
dłonią za prawą pierś, a dwa palce wolnej dłoni wsadziła w mokrą cipkę i
zaczęła energicznie nimi poruszać, co spowodowało, że zaczęła wydawać z siebie
zdławione jęki. Tymczasem Luna chwyciła się za lewą pierś, a środkowy palec
wolnej dłoni wsadziła w odbyt i tak samo jak jej przyjaciółka zaczęła wydawać z
siebie jęki. Po kilku chwilach pan Weasley wyjął penisa z ust Hermiony i
wsadził je w usta Krukonki. Wykonywał te same ruchy co przy Gryfonce – poruszał
energicznie biodrami w przód i w tył, uderzając jądrami o brodę Luny. Tym razem
gabinet został wypełniony przez jęki Uczennicy. Po kilku chwilach pan Weasley
wyjął penisa i wkładał go po razie na zmianę w usta jednej oraz drugiej
dziewczyny. Artur podniósł je i sprawnymi ruchami dłoni zdjął z siebie górną
część garderoby, a dziewczyny zdjęły z niego spodnie i bokserki. Ruszyli ku
łóżku, przy którym znaleźli się w mgnieniu oka. Artur położył się na nie, a
Hermiona uklękła okrakiem przy jego głowie. Powoli zaczęła się obniżać na jego
twarz. Pan Weasley jednak nie chciał czekać. Chwycił ją mocno za pośladki i
silnym pociągnięciem przyciągnął cipkę Gryfonki do siebie. Zaczął ją lizać i
całować, a następnie wsadził język od jej mokrego wnętrza, wirując nim na
wszystkie strony. Klepnął ją raz w jeden pośladek i raz drugi, a Uczennica oparła jedną dłoń na
jego nagim torsie, pochylając się nieco do przodu, a druga złapała za swoją
pierś, uciskając ją mocno. Wydawała przy tym ciche jęki. Luna usidła okrakiem
na Arturze, wbijając sobie w cipkę jego twardego kutasa. Odchyliła głowę do
tyłu, wydając z siebie głośny jęk, który zagłuszył odgłosy Hermiony. Chwyciła
się za obie piersi, masując je i ugniatając, a następnie zaczęła poruszać
energicznie biodrami, czując jak jądra Artura uderzają o jej nagie pośladki. Po
kilku minutach dziewczyny pochylił się bardziej i pocałowały, a następnie Luna
chwyciła Hermionę za piersi, które zaczęła ugniatać, gdy Gryfonka oparła obie
dłonie o pierś Artura. Pan Weasley chwycił Lunę za nagi biust i zaczął mocno
wbijać się w jej mokre wnętrze. Obie dziewczyny głośno jęczały, ale odgłosy
Marzycielki zagłuszały jęki Gryfonki.
- Może… się… zamienimy?
– zapytała, pomiędzy kolejnymi przerwami w jękach, Hermiona, patrząc na Lunę, a
ta skinęła głową.
Obie dziewczyny wstały
i zmieniły pozycje. Hermiona chwyciła się za prawy pośladek i odciągnęła go na
bok, a wolną dłonią złapała za sterczący penis Artura, który umieściła sobie w
odbycie. Wydała przy tym głośny okrzyk podniecenia. Pochyliła się nieco do tyłu
i oparła dłonie na jego piersi, a stopy postawiła na jego udach. Zaczęła
poruszać biodrami w górę oraz w dół, a jądra pana Weasley’a uderzały ją w mokrą
cipkę. Tymczasem Luna uklękła okrakiem nad twarzą ojca Rona, plecami do
Hermiony. Pochyliła się nieco do przodu, opierając dłonie na miękkim materacu
łóżka. Obniżyła biodra i cicho westchnęła, gdy Artur zaczął lizać jej cipkę, a
następnie zaczął ją całować i wsadził język do jej mokrego wnętrza. Pan Weasley
zacisnął dłonie na jej piersiach i wzmocnił siłę swojego języka. Luna zanurzyła
palce lewej dłoni we włosach Artura i przyciągnęła jego twarz jeszcze bardziej Do
swojej mokrej cipki. Odchyliła głowę do tyłu i wydawała z siebie ciche jęki
przyjemności, które zagłuszane były przez okrzyki Hermiony. Po kilkunastu
minutach pan Weasley mocniej wbił swojego twardego kutasa w odbyt Uczennicy i
wtrysnął w nią. Gdy tylko Gryfonka poczuła ciepłą spermę Artura w sobie, wydała
z siebie odgłos spełnienia. Pan Weasley przyspieszył ruchy językiem i
doprowadził do orgazmu Lunę.
Obie dziewczyny
spojrzały na siebie i porozumiały się wzrokiem. Uklękły przy kroczu pana
Weasley’a i zaczęły zlizywać z jego penisa spermę. Kutas Artur nie pozostał na
te pieszczoty obojętny. Po kilku chwilach zaczął twardnieć i rosnąć. Gdy już
przybrał odpowiedni kształt, obie dziewczyny wzięły go między swoje piersi i
zaczęły poruszać się w górę oraz w dół. Następnie zatrzymały się i mocniej
przycisnęły swoje biusty do jego kutasa, którego zaczęły lizać. Artur wydawał z
siebie coraz głośniejsze westchnięcia, łapiąc się za włosy oraz zaciskając palce
na materacu. Po chwili usiadł i zanurzył dłonie we włosach obu dziewczyn,
zachęcając ich do intensywniejszy pieszczot. Hermiona wsadziła do ust kutasa
Artura i zaczęła poruszać głową w dół oraz w górę, gdy w tym czasie Luna
lizała, całowała i ssała jego jądra. Po chwili zamieniły się miejsca. Luna
zatrzymała swoje usta na czubku jego penisa i zaczęła energicznie ssać. Artur
po kilku minutach wstał, a dziewczyny uklękły przed nim. Przykleiły swoje
policzki do siebie, otworzyły szeroko usta i wystawiły języki, a następnie
zacisnęły palce na piersiach. Artur wycelował czubkiem w ich twarze i zaczął energicznie
poruszać po nim dłonią. Po kilku krótkich chwilach głośno jęknął i wtrysnął na
ich twarze, piersi, włosy i języki. Obie przełknęły jego spermę, a następnie
złączył usta w pocałunku na jego penisie. Po chwili zlizały ze swoich twarzy
nasienie Artura i cała trójka padła zmęczona na łóżko.
- Oczywiście, to zostanie
między nami – rzekł sennie Artur.
- Za kogo nas pan
uważa, panie Weasley – powiedziała równie sennie Luna – Oczywiście, że nikt o
tym się nie dowie.
- A z rana zrobię panu z połykiem –
rzuciła Hermiona, zanim cała trójka zasnęła.
Kingsley stanął przed
posągiem strzegącym wejścia do gabinetu Dumbledore’a. Nie potrafił zrozumieć
planu Rona, ale wiedział, że w tym jest jakiś ukryty cel. Nie powiedział mu o
tym, ale z czasem się dowie. Musiał po prostu uzbroić się w cierpliwość.
Kingsley wszedł do gabinetu
Dumbledore’a. Nie zdziwił go widok Grindewalda. Przecież to dzięki dyrektorowi
Hogwartu ten czarnoksiężnik wyszedł z więzienia. Od tamtego momentu Kingsley
zaczął się zastanawiać czy Dumbledore i Grindewald zorganizowali swój pojedynek
tylko na pokaz, ponieważ mieli jakiś pokręcony plan, czy może pogodzili się,
gdy Grindewald znalazł się w więzieniu. Nie było to ważne.
- Kingsley – ucieszył się
Dumbledore – Chciałeś ze mną się widzieć?
- Owszem – przyznał czarnoskóry
auror – Jednak chciałem widzieć się z panem w cztery oczy – spojrzał sugestywnie
na Grindewalda.
- Och, jeśli Albus mnie
wyprosi to wyjdę – rzucił czarnoksiężnik i razem z Kingsley’em spojrzał na
dyrektora Hogwartu.
- Cóż… Uważam, że
Gellert może być obecny przy naszej rozmowie – rzekł Dumbledore.
Kingsley musiał
przyznać Ronowi, że potrafi przewidzieć ruchy swojego przeciwnika. Powiedział
mu, żeby liczył się z tym, że przy tej rozmowie będzie Grindewald i dał mu
odpowiednie wskazówki.
- Profesorze
Dumbledore, nie będę ukrywał, że nie ufam panu Grindewaldowi – rzekł Kingsley z
naciskiem w głosie – I dlatego wolałbym, abyśmy porozmawiali w cztery oczy.
- Rozumiem cię,
Kingsley – rzekł Dumbledore – Jednak ja ufam w stu procentach Gellertowi i
zapewniam cię, że jest wart zaufania.
Kingsley znów
zastosował wskazówki Rona. Spojrzał niepewnie na Grindewalda, a następnie na
uśmiechniętego Dumbledore’a i westchnął, pokazując swoją rezygnację.
- Dobrze, niech będzie
jak jest – rzucił i usiadł na wskazanym fotelu – Jak obaj panowie doskonale
wiedzą, każdy szpieg, który próbuje dostać się do Klanu Lordów, umiera.
- Co pokazuje, że Klan
niezwykle skutecznie pilnuje swoich tajemnic – rzekł Grindewald – Tak
skutecznie, że to jest bardzo podejrzane.
- Cóż… Mają szpiegów w
Zakonie, ministerstwie i u śmierciożerców – rzucił Kingsley, a Dumbledore z
Grindewaldem spojrzeli na niego zdumieni.
- Skąd to wiesz? –
zapytał dyrektor Hogwartu.
- Postanowiłem na
własną rękę spróbować ich wyśledzić – odpowiedział Kingsley – Uznałem, że skoro
żaden szpieg wyznaczony do tego zadania, nie jest w stanie przekazać nam
żadnych, bez znaczenia czy przydatnych czy też nie, informacji, to lepiej
zrobić to w tajemnicy przed wszystkimi. Więc zostałem członkiem Klanu Lordów.
- Brawo – powiedział Grindewald
i skinął aurorowi z uznaniem głową – Bardzo dobry pomysł. Skoro mają szpiegów w
ministerstwie, to nic dziwnego, że wszyscy aurorzy umierali.
- Oczywiście – rzekł Kingsley
– Nie zdążyli nawet odkryć jak działa ta organizacja, a co dopiero kto rządzi
Klanem.
- Ale tobie się udało,
prawda? – zapytał Dumbledore, patrząc na czarnoskórego aurora poprzez złączone
palce.
- Owszem – przyznał Kingsley
– Choć było trudniej niż przypuszczałem na początku. Czy chcą państwo poznać
tożsamość dowódców? – zapytał.
- Jak najbardziej –
odpowiedział Dumbledore.
- Ostrzegam, że to może
być szok – powiedział Kingsley – Być może pan nie uwierzy w moje słowa.
Zresztą… Nie dziwię się. Sam bym w nie uwierzył, gdybym nie widział.
- A zatem… Kto dowodzi?
– popędził go Grindewald.
- Harry Potter, Neville
Longbottom, Hermiona Granger, Luna Lovegood, Ron i Ginny Weasley – powiedział na
jednym wydechu Kingsley.
Przez kilka minut
trwała cisza, a Dumbledore i Grindewald wykazywali wszelkie oznaki zdziwienia.
Czarnoskóry auror z całych sił powstrzymywał się, aby nie wybuchnąć śmiechem.
Obiecał sobie, że pokaże to wspomnienie Ronowi. Było z czego się pośmiać.
- Ale jakim cudem? –
zapytał Dumbledore z niedowierzaniem na twarzy – Przecież są tuż pod moi nosem
i nie mogli sobie ot tak wyjść bez mojej wiedzy. Nawet jeśli mnie o zapytali o
zgodę.
- Nic dziwnego, że pan
ich nie zauważył – rzucił Kingsley – Są w końcu boskimi czarodziejami.
- Naprawdę? –
Grindewald nie ukrywał podziwu – Nie widziano tej formy transformacji od
przeszło stu lat.
- Gleelrcie, wytłumacz
mi to, proszę – rzekł Dumbledore – Jak doskonale wiesz, posiadam małą wiedzę na
temat transformacji.
- Służę uprzejmie –
rzucił przymilnie Grindewald, a Kingsley po raz kolejny musiał wykorzystać
swoją samokontrolę. To zachowanie powodowało u niego obrzydzenie – Stworzenia
magiczne potrafią się transformować – zaczął tłumaczyć Grindewald – Oczywiście istnieją
wyjątki jak białe elfy czy skrzaty domowe. One mają w DNA gen, który odpowiada
za wytrzymałość ciała od mocy. Inne jak gobliny, nie potrafią tego, ponieważ
nie są do tego stworzone. Czarodzieje jednak mają najwięcej form transformacji.
Pierwsza to tak zwany nadczarodziej. Zwykle wyrastają mu ogony lub członki
zwykłych zwierząt. Druga forma to półboski czarodziej. W tej formie także
wyrastają członki innych zwierząt, ale magicznych jak smoki. Trzeci i ostatnia
forma to boski czarodziej. Nie wyrasta mu nic. Wydaje się być słabszy od
wszelkich innych stworzeń, ale to tylko złudzenie. Z zasady jego oczy i
owłosienie zmienia barwę na czerwoną, a wokół pojawia się potężna aura, która
trudno dostrzec.
- A inne stworzenia? –
zapytał Kingsley, uznając, że w ten sposób da do zrozumienia, że zaczął ufać
czarnoksiężnikowi.
- Czarny elfy mają
jedną formę, nazywaną nadelfem – odpowiedział Gridewald – Wówczas rosną, a ich
mięśnie się powiększają. Centaury przybierają formę hybrydowego centaura.
Wyrastają im różne metalowe części jak szpony czy ogony. Wampiry i wilkołaki
mogą zdobyć formę pradawnych. Krótko mówiąc uzyskują zdolności, które zwykłe
wampiry i wilkołaki nie mają szans uzyskać. Na przykład wilkołak może
przemienić się w wilkołaka o dowolnej porze dnia i nocy. Nie potrzebuje pełni
księżyca. Natomiast pradawny wampir jest odporny na słońce i srebro, ale nadal
można go zabić ucinając mu głowę. Jednak jego głód jest kilkukrotnie większy.
Czasami się zdarza, że mugole przechodzą transformację, ale to w wyniku eksperymentu
niż dzięki naturze. Powiedz mi, Kingsley, czy to Harry odpowiada za wczorajszą
masakrę?
Kingsley wstał ze
swojego miejsca i ruszył w stronę drzwi.
- Owszem – odpowiedział
– Jednak prócz mnie nikt inny panom tego nie powie. Boją się, że Klan ich
zniszczy, a tego nie chcą – zerknął na zegarek – Przepraszam, ale umówiony
jestem z Rufusem. Liczę na to, że moja tajemna działalność zostanie pomiędzy
nami.
- To naturalne –
odpowiedzieli jednocześnie obaj czarodzieje, a Kingsley zniknął za drzwiami.
Genialne!! Nareszcie trójkąt z Arturem!
OdpowiedzUsuńA może teraz ktoś pobawi sie z Molly?
Dużo się dzieje! I to mi się podoba!
OdpowiedzUsuń