Translate

niedziela, 8 czerwca 2014

36. Klan Lordów 8

Hermiona szła szybko korytarzami Hogwartu. Prawie biegła. Kątem oka widziała zdumienie i zainteresowanie na twarzach uczniów oraz nauczycieli, których w mgnieniu oka mijała. Na niektórych twarzach widziała strach. Bez wątpienia, opinia, którą sobie wyrobiła z przyjaciółmi była dla niej i darem i przekleństwem. Hogwart przyzwyczaił się do tego, że gdy coś złego się działo oni o tym wiedzieli pierwsi. Jednak teraz nic złego się nie stało. Cóż… Przynajmniej nic nie groziło szkole. Na razie.
Hermiona rzucała najgorszymi przekleństwami w myślach. Zazwyczaj nie używała wulgaryzmów, nawet w myślach, ale i ona miała swoją cierpliwość, która się kończyła, a gdy to nadchodziło, jej bogaty zasób słownictwa ograniczał się do bardzo popularnych przekleństw. Tak było teraz. Nienawidziła, gdy ktoś miał rację, a jej teoria nie miała odzwierciedlenia w rzeczywistości. Teraz to dotyczyło Harry’ego i jego, zdawałoby się, wyuzdanej teorii. Kapitan twierdził, że większość kobiet jest biseksualnych. Musiała mu przyznać, że miał rację, ale nie powie jemu tego. Duma jej na to nie pozwalała. Jednak rozmyślanie nad tym nie usunie jej pożądania. Pożądania kobiety.
Nie wie co ją naszło. Miała ochotę na seks z dziewczyną. Jednak z całych sił powstrzymywała się od tego. Postanowiła, że sama się zaspokoi. Przecież nikt nie musi wiedzieć o tej jej chwilowej słabości.
Hermiona w końcu dotarła do swojego ulubionego schowka na miotły. Lekko się uśmiechnęła na wspomnienie ile tu przeżyła. Po chwili przypomniała sobie o słabości, której próbowała wszelkimi sposobami się pozbyć. Nie mogła przed samą sobą ukryć faktu swoich spotkań z koleżankami w tym schowku. O ile mogła powiedzieć, że jest dumna z tego, że przeżyła wiele intymnych chwil z kolegami w tym schowku, o tyle o takiego samego rodzaju sytuacjach z koleżankami wolała nikomu nie wspominać. Chociaż czuła, że Harry, Ron i Neville i tak wiedzą o jej słabości. Cóż… Mogła być tylko im wdzięczna, że o tym nie wspominali. Nie była ani Ginny ani Luną, które nie czuły wstydu z powodu swoich przygód z koleżankami. Zresztą… Obie często chwaliły się tym. Hermiona uważa, że to był negatywny wpływ trójki chłopaków na jej przyjaciółki. Chwalenie się seksualnymi podbojami było domeną mężczyzn, a nie kobiet.
Hermiona wzięła głęboki oddech. Za moment zaspokoi swoje seksualne żądze. I co z tego, że bez udziału drugiej osoby. Nie miała ochoty podrywać odpowiedniej osoby. Nie potrafiła też czekać aż któryś z chłopaków zacznie ją podrywać. Mogła w sumie podejść do Harry’ego, Rona lub Neville’a i dać im odpowiednie znaki, które na pewno odczytają, ale jej podniecenie było tak wysokie, że nie miała już cierpliwości, aby dłużej czekać. Nacisnęła klamkę i weszła do środka. Była tak podniecona, że zapomniała zabezpieczyć drzwi przed niechcianymi gośćmi. Na szczęście rzuciła zaklęcie wyciszające na pomieszczenie.
Hermiona machnięciem dłoni odpowiednio uporządkowała schowek. Nie miała ochoty potknąć się o jakieś wiadro czy miotłę. Usunęła też wszelkie pajęczyny i kurz. Cóż… W przeciwieństwie do swoich najlepszych przyjaciółek lubiła jak było czysto i panował porządek.
Hermiona zamieniła jakiś karton w kanapę, a nieco mniejszy w stolik. Zdjęła torbę i położyła na wyczarowany przez siebie stolik. Powoli, jakby się tym delektowała, rozpięła guziki swojej szkolnej szaty. Położyła ją także na stoliku. Zaczęła powoli się rozbierać. I tak kolejne części jej garderoby znalazły się na stoliku. Przestała zdejmować z siebie ubrania, gdy została w czarnym koronkowym staniki i takiego samego rodzaju oraz koloru figach. Położyła się na plecach na kanapie. Przymknęła oczy, a na jej, delikatnie pomalowane, usta wpełzł uśmiech zadowolenia. Zaczęła gładzić się po pół nagim ciele i poczuła dreszcze przyjemności. Przesunęła delikatnie czubki swoich palców z krocza do biustu, skrytego pod stanikiem. Złapała się za piersi i poczuła twarde sutki. Przez jej plecy przeszedł dreszcz podniecenia. Powoli sięgnęła za plecy i rozpięła swój stanik, który wylądował na podłodze. Złapała się za nagie piersi i zaczęła jej ugniatać. Po kilku sekundach położyła złączone palce obu dłoni na twarde sutki i zaokrąglonymi ruchami zaczęła je masować. Następnie złapała się za twarde sutki i je odciągała najdalej jak potrafiła. Uderzyła kilkukrotnie otwartymi dłonie w swoje piersi. Przez parę minut powtarzała te czynności, aby następnie przesunąć swoje dłonie po nagim brzuchu i wsadzić je w czarne figi. Oburącz zaczęła delikatnie masować i dotykać swojej mokrej cipki, wydając przy tym ciche westchnięcia zadowolenia. Po chwili wyciągnęła lewą dłoń. Złączyła dwa palce – środkowy i czwarty – i wsadziła je do ust, obficie zwilżając swoją śliną. Następnie dwoma palcami prawej dłoni rozszerzyła wargi sromowe, a zwilżone palce lewej dłoni wsadziła w mokrą cipkę. Wydała przy tym cichy jęk podniecenia. Pod zamkniętymi powiekami Hermiony pojawiły się wspomnienia z intymnych przeżyć. Na jej półotwarte ust wpełzł uśmiech, gdy widziała swoje wyuzdanie. Nie chwaliła się tym, ale gdy doszło już do odpowiedniego spotkania nie potrafiła powstrzymać się, aby wziąć do ust czy przed połknięciem spermy. Gdyby nie zakład z Harrym nigdy by nie odkryła swojej grzesznej natury.
Hermiona wyciągnęła palce z cipki i wsadziła je do ust, oblizując je ze swoich soków. Zdjęła figi, które delikatnie opadły na podłogę. Chwyciła za torbę i wyciągnęła z niej dwa wibratory. Nie wie czemu przyjęła je od Ginny. Jej rudowłosa przyjaciółka uznała, że od czasu do czasu trzeba urozmaicić seks wibratorami. Hermiona nie do końca była do tego przekonana, ale jakimś cudem wzięła te wibratory. Nie wie co ją podkusiło.
Uczennica wsadziła jeden z wibratorów do ust. Poruszała nim jakby był prawdziwym kutasem. Z każdym ruchem coraz głębiej. Po kilku chwilach wyjęła go z ust. Złapała się lewą dłonią za pośladek i odciągnęła go na bok. Powoli wsadziła wibrator w swój odbyt. Wydała przy tym okrzyk podniecenia. Gdy już umieściła w odpowiednim otworze wibrator, chwyciła za drugi, z którym zrobiła to samo co przed chwilą z pierwszym. Wsadziła go do ust, zostawiając na nim ślady swojej śliny. Gdy już odpowiednio go zmoczyła, położyła się na plecach. Dwoma palcami rozszerzyła wargi sromowe i wsadziła wibrator w swoją mokrą cipkę. Miała już włączyć oba urządzenia, gdy usłyszała trzask otwieranych drzwi. Przełknęła ślinę i niepewnie spojrzała w tamtą stronę. Stała tam… Luna. Jej wzrok był jak zwykle rozmarzony, ale gdy tylko zlustrowała przyjaciółkę, iskierki w jej oczach zmieniły się w pożądanie. Przegryzła wargę i zaczęła ocierać nogę o nogę. Hermiona zastanawiała się co ma jej powiedzieć. Nie pamięta, żeby kiedykolwiek nie potrafiła nic powiedzieć. Teraz znalazła się w takiej sytuacji i nie czuła się w niej komfortowo. Uczennica miała właśnie wstać z miejsca i zakończyć swoją „zabawę”, gdy Luna rzuciła zaklęcie zamykające, idąc w jej stronę.
Hermiona powoli wstała i stanęła naprzeciwko Luny, która zatrzymała się jakiś cal przed nią. Otworzyła usta, aby coś powiedzieć. Jednak zostało jej to uniemożliwione. Marzycielka chwyciła ją za policzki i pocałowała. Uczennica była tym faktem zaskoczona, ale po chwili, gdy zdziwienie minęło, odwzajemniła pocałunek, obejmując Lunę w pasie i przyciągając ją do siebie. Podniecenie Krukonki było tak wielkie, że niemal namacalne. Marzycielka uderzyła Gryfonkę w nagie pośladki, zostawiając na nich czerwone ślady. Hermiona w tym czasie rozpoczęła delikatnie całować jej szyję, dając jej sporo przyjemności, jednocześnie zdejmując z niej szatę. Obie dziewczyny przedłużały tą chwilę, aby czerpać z niej jak najwięcej przyjemności. Po kilku długich minutach Luna została w samych białych i prześwitujących stringach, na których od frontu widać było mokrą plamę. Hermiona na zmianę ssała jej sutki, dając jej wiele przyjemności. W tym czasie Luna gładziła nagie ciało przyjaciółki. Jej dłonie krążyły wokół wibratorów, które tkwiły w ciele Gryfonki. Jednak żadnego z nich nie chwyciła, ani nie uruchomiła. Po kilku momentach Hermiona obróciła Lunę, plecami do siebie. Marzycielka stanęła na czworaka, opierając się na łokciach i wypinając pośladki w stronę Uczennicy. Gryfonka zdjęła z niej stringi, odrzucając je w kąt. Chwyciła ją za pośladki i odciągnęła je na bok. Splunęła między nie, a następnie zanurkowała w nie ustami. Zaczęła językiem zlizywać swoją ślinę. Po chwili wsadziła w jej odbyt swój język i wierciła nim na wszystkie możliwe strony, co wywołało u Luny głośne jęki podniecenia. Hermiona po chwili ssała jej odbyt, a dwa palce prawej dłoni wkłada w jej morką cipkę.
Luna szybko odwróciła się w stronę Hermiony i popchnęła ją. Gryfonka z delikatnym pacnięciem położyła się na plecach, uderzając w miękki materac kanapy. Marzycielka położyła prawą dłoń na podbrzuszu przyjaciółki i powoli wyciągnęła sztucznego penisa w z jej mokrej cipki, co wywołało cichy jęk u Uczennicy. Gdy Marzycielka wyjęła wibratora od razu zlizała soki Hermiony z przedmiotu, przymykając przy tym oczy. Nawet nie wiedziała jak bardzo podnieca ten widok jej przyjaciółkę. Następnie wsadziła wibrator w usta i energicznie nim poruszała, zwilżając go. Gdy tylko to zrobiła, chwyciła się za pośladek prawą dłonią, odciągając go na bok i wsadziła w odbyt wibrator. Wydała przy tym cichy okrzyk podniecenia. Luna złapała Hermionę za uda i je rozszerzyła. Zaczęła powoli opuszczać głowę, gdy Uczennica ją powstrzymała. Sięgnęła do swojej torby i wyciągnęła kolejny wibrator. Zwilżyła go swoją śliną i wsadziła w mokrą cipkę Krukonki. Oba wibratory włączyła, a Luna wydała z siebie głośny okrzyk podniecenia. Marzycielka nie pozostała dłużna przyjaciółce i także włączyła wibrator, który miała w odbycie. Hermiona złapała się za piersi, wygięła ciało w łuk, zamknęła oczy i głośno krzyknęła z podniecenia. Marzycielka nachyliła się i zaczęła delikatnie lizać jej nabrzmiałą łechtaczkę. Po chwili zaczęła całować jej cipkę, jednocześnie delikatnie ją masując prawą dłonią, podczas gdy prawą dłonią ugniatała swoją pierś. Objęła krocze Uczennicy wargami i zaczęła je ssać. Hermiona wyginała swoje ciało i wydawała coraz głośniejsze odgłosy podniecenia. Tymczasem okrzyki podniecenia Luny były zdławione. Po kilku chwilach Luna wsadziła język w cipkę Uczennicy i zaczęła nim wiercić na wszystkie możliwe strony. Hermiona zaczęła wydawać z siebie coraz głośniejsze jęki. Po chwili Luna oderwała się od jej cipki i pocałowała przyjaciółkę w usta, aby znów wrócić do jej cipki i pieścić ją ustami. Przez kilkanaście minut obie dziewczyny wydawały z siebie okrzyki podniecenia, aż w końcu obie osiągnęły orgazm. Powyjmowały wibratory ze swoich ciał, a następnie pozlizywały soki ze swoich ciał.
Rogogon węgierski wylądował na środku błoni, wywołując spore zamieszanie i strach wśród uczniów. Harry, słysząc ten rumor, podniósł leniwie głowę znad „Proroka”. Przyglądał się z ciekawością smokowi, na którym zauważył jeźdźca. Ów jeździec zeskoczył z grzbietu smoka. Poklepał go przyjaźnie po pysku i spod srebrnej szaty wyjął martwą fretkę, którą mu rzucił. Smok pochwycił ją w swoją ozdobioną morderczymi zębami paszczę i połknął. Nawet nie wysilał się, aby ją pogryźć. Jeździec coś szepnął rogonowi, a ten rozłożył swoje ogromne czarne skrzydła i wzbił się w powietrze, znikając między białymi chmurami. Jeździec odwrócił się w stronę drzwi zamku. Zignorował wbite w niego spojrzenia uczniów. W prawej dłoni dzierżył długą, kryształową laskę, która służyła mu do poruszania się. Przynajmniej tak to wyglądało. Harry od razu rozpoznał ów człowieka. Był to Jeździec Merlina. Legendarne bractwo skupiające w sobie najlepszych wojowników. Taka przynajmniej krążyła opinia.
Ostatnio głośno było o Jeźdźcach Merlina. Oddziały Lorda Voldemorta zaatakowały ich gród, znajdujący się na południowo – wschodnim krańcu Szkocji. Jakby spojrzeć na mapę, byłby to sam róg Szkocji. „Prorok” nawet z tej okazji wydał specjalne wydanie. Wtedy Harry zrozumiał, że dziennikarze tej gazety zrobią wszystko, aby więcej galeonów wpadło im do kieszeni. Cóż… Kapitan był pewien, że użyłby innego stwierdzenia niż „oddziały” Lorda Voldemorta. Raczej użyłby sprzymierzeńcy albo współpracownicy. W sumie, gdyby „Prorok” wiedziałby o tym, co on, na pewno nie pisaliby tak jak teraz.
Harry jednak z „Proroka” niewiele się dowiedział na temat Jeźdźców. Dziękował Merlionowi, że miał taką przyjaciółkę jak Hermiona. Uczennica zaspokoiła jego głód wiedzy. Dowiedział się o tym, że Jeźdźcy powstali, gdy życie Merlina powoli dobiegało końca. Jeden z wielkich czarodziejów, a przez wielu uważany za największego, zrozumiał, że nie będzie mógł wiecznie bronić wolności ludzi i stworzył Jeźdźców Merlina. Na początku wśród Jeźdźców byli sami mężczyźni, którzy oswoili smoki i wykorzystywali ich w walce. Z czasem dołączyły do nich kobiety, które poruszały się na jednorożcach. Jakieś sto pięćdziesiąt lat temu oswoili gryfy, ale w ich przypadku nie dominowała jedna z płci. Zarówno kobiety jak i mężczyźni dosiadali ów magiczne stworzenia.
Harry wstał z trawy i ruszył za posłańcem Jeźdźców. Domyślał się po co tu przyszedł. Dlaczego Klan Lordów im nie pomógł? Odpowiedź była banalna. Jeźdźcy nie życzyli sobie pomocy od nikogo. Chyba, że sami o to poprosili. W innym przypadku traktowali źle tych, którzy im pomagali. Chociaż Harry z całego serca pragnął im pomóc, powstrzymywał się, dopóki Klan nie zostanie o to poproszony. Wiedział, że teraz nadarza się odpowiednia okazja, aby zaproponować Jeźdźcom swoją pomoc.
Jeździec wszedł do Sali Wejściowej, a tuż za nim podążał Harry. Od razu zauważył Dumbledore’a. Kapitan stanął w cieniu, aby dyrektor Hogwartu go nie dojrzał. Nie chciał, aby profesor domyślił się, że Gryfon pragnie zaproponować pomoc Jeźdźcom. Mógłby go powstrzymać.
- Dzień dobry, profesorze Dumbledore – przywitał się Jeździec, delikatnie uginając kark w stronę dyrektora Hogwartu.
- Witaj, John – Dumbledore odpowiedział w tym samym tonie – Co cię sprowadza? Czyżby kłopoty?
Harry zdumiał się, gdy zobaczył delikatny uśmiech uprzejmości na twarzy Johna. Kapitan nie byłby uprzejmy. Dumbledore chyba polubił udawać głupka. W końcu przecież czytał o walkach w południowo – wschodniej części Szkocji.
- Przybywam na polecenie mojego generała, Franka Liberty’ego – rzekł John – Dostałem odpowiedzialną misję. Pozwolisz, że przedstawię ci prośbę Jeźdźców Merlina? – Dumbledore skinął głową, a Harry zdziwił się tym obyczajem. Nie sądził, że należy o to zapytać – Polecono mi, abym poprosił cię, profesorze Dumbledore, o pomoc w pokonaniu sił sprzymierzonych z Lordem Voldemortem. Czy zechcesz udzielić nam wsparcia, którego tak potrzebujemy?
Harry spojrzał na Dumbledore’a. Od odpowiedzi jaką udzieli dyrektor Hogwartu zależało bardzo wiele. Kapitan kątem oka zauważył jak w cieniu czai się Mary Greed, Ślizgonka, która należała do Klanu Lordów. Wyczuła spojrzenie Harry’ego i zerknęła w jego kierunku. Kapitan dał jej znak dłonią, aby czekała na odpowiedni sygnał. Nie należało wkraczać do akcji, dopóki sytuacja nie rozwinęła się w złym kierunku.
Dumbledore zerknął na Grindewalda, a następnie na Knota, który znajdował się akurat w Hogwarcie na inspekcji aurorów – ochrony szkoły.
- Niestety, John, ale muszę ci odmówić pomocy – rzekł powoli Dumbledore, a na twarz Jeźdźca wpełzło pełne niezrozumienia zdumienie.
- Ale dlaczego? – John nie dawał za wygraną. Harry zastanawiał się czy dostał rozkaz zdobycia pomocy bez względu na cenę.
- Widzisz, John… – zaczął mówić dyrektor Hogwartu –… zbyt wysokie ryzyko. Nie mogę poświęcić aż tylu dla tak niewielu. Nie opłaca nam się bronić waszej zapomnianej tradycji. W dzisiejszych czasach jest nic nie warta.
Harry uśmiechnął z ponurą satysfakcją. Dumbledore zdradził się. Jednak bardziej zainteresowało go to, że Knot jakby był pewien, że to usłyszy z ust profesora. A więc ministerstwo było pod wpływem Kręgu. Dobrze, że mają tam swoich szpiegów.
- Nic nie warta? – powtórzył tempo John – Nie wierzę w to, co słyszę – rzucił Jeździec, cofając się o kilka kroków – Czym cię kupił? Władzą? Bogactwem? Mocą? Nieśmiertelnością?
- Nie rozumiem o czym mówisz? – powiedział Dumbledore.
- Ty sprzedajna kurwo!
- Dosyć! – wrzasnął Knot, gdy tylko usłyszał obelgę Johna skierowaną do profesora Dumbledore’a – Nikt nie będzie obrażał profesora Dumbledore’a w mojej obecności. W szczególności taki ktoś jak ty, Jeźdźcu. Aresztować go.
- Za co? – John nie krył zdumienia.
- Za zbrodnie popełnione przeciwko Brytyjczykom – odpowiedział szybko Knot i machnął dłonią na aurorów.
Knot i Dumbledore przyglądali się aurorom, którzy spojrzeli na Tonks, czekając na jej polecenie. Ta, przyglądała się z ciekawością Knotowi.
- A dowody? – zapytała.
- Mam w biurze – odrzucił Knot – Aresztować go. To jest rozkaz.
- Przyjmuję rozkazy tylko od szefa Biura Aurorów, a moi podwładni tylko ode mnie – powiedziała Tonks – Dopóki nie przedstawi pan dowodów, ten człowiek jest wolny.
- Wypowiadasz mi posłuszeństwo i lojalność? – zapytał Knot.
- Tylko skończony kretyn jest lojalny wobec polityka – odezwał się Harry, wychodząc z cienia – Nie warto im ufać. Zmieniają poglądy szybciej niż Lord Voldemort zabija. Zresztą – zerknął na profesora Dumbledore’a – Jak to szło, starcze? – zapytał Harry, a Dumbledore wytrzeszczył oczy ze zdumienia – Ach, już pamiętam. Każdy kto w Hogwarcie poprosi mnie o pomoc, pomoc otrzyma. A więc tak spełniasz swoje słowa?
- Czasy się zmieniły, Harry – powiedział Dumbledore, próbując powstrzymać Gryfona przed zniszczeniem mu opinii – Nie mogę poświęcić aż tylu ludzi. Nie jestem tyranem. Mam kazać im umierać.
- Twierdzi pan, że nie można ich pokonać? – zapytał Harry.
- Tak – odpowiedział Dumbledore.
Harry popatrzył na Dumbledore, a następnie się odwrócił i odszedł. Nie potrafił dłużej się powstrzymywać. Nie chciał atakować dyrektora Hogwartu przy Knocie i aurorach. Mimo, że odmówili aresztowania Johna, mogliby nie być tak posłuszni Tonks, gdyby zaatakował Dumbledore’a.
- A więc… Aresztujcie go – ponaglił Tonks i aurorów Knot.
Nimfadora spojrzała na ministra, a następnie wyjęła z kieszeni swoją odznakę aurora. Rzuciła nią w twarz Knota. Odznaka trafiła w górną wargę ministra, rozwalając ją. Z ust Knota trysnęła krew.
- To jest moje wypowiedzenie ze skutkiem natychmiastowym – powiedziała gniewnie – A jeśli ktokolwiek spróbuje aresztować Johna, zginie, rozumiemy się?
Odwróciła się i gestem zaprosiła Jeźdźca za sobą. Ten zerknął na Knota, który obrzucany był przez aurorów kolejnymi odznakami, a następnie na Tonks. Po kilku krótkich wybrał. Ruszył za młodą auror. A raczej za byłą auror.
Tonks wraz z aurorami i Jeźdźcem doszli do jednego z drzew, które rosły w pobliżu jeziora. Siedział pod nim Harry. Zerknął na przyjaciółki i ludzi, którzy im towarzyszyli.
- Dumbledore’owi od dawna już nie wierzę – rzekł Harry – Popełnił pewien błąd i udowodnił mi, że nie warto mu ufać. Od tamtego czasu próbuje odbudować moje zaufanie do niego, a raczej próbuje z powrotem odzyskać kontrolę nade mną – Harry prychnął pogardliwie – Nie jestem śmierciożercą. Dwa razy nie dam się na to samo nabrać.
Tonks zerknęła na aurorów i Jeźdźca, którzy za nią przyszli tutaj. Wymieniła szybkie i porozumiewawcze spojrzenia z Harrym, a następnie przemówiła:
- Przychodząc tutaj za mną, zobowiązaliście się do dochowania tajemnicy. Ale nie tylko do tego. Zobowiązaliście się także do zabicia każdego kto spróbuje od was wyciągnąć o czym rozmawiamy. Jeśli ktoś ma co do tego jakieś obiekcje, niech teraz odejdzie.
Aurorzy powymieniali zdumione spojrzenia. Harry od razu zauważył, że nie pragnął zabijać. Jednak postanowił poczekać.
- Dobrze – rzekł Harry, gdy nikt nie oddalił się – A więc, John… Mogę tak mówić? – zapytał, a Jeździec skinął głową – Przypuszczałem, że Dumbledore tobie odmówi. Jednak nie odejdziesz stąd bez jakiekolwiek pomocy.
- Reprezentujesz Hogwart, Potter, czy może o czymś nie wiem? – zapytał John.
- Reprezentuję Klan Lordów – odpowiedział Harry, patrząc w stronę zamku, gdzie, jak wiedział, wszyscy wojownicy Klanu oczekiwali na sygnał – Jako jeden z dowódców oferuję Jeźdźcom Merlina pomoc. Czy przyjmiesz ją czy może wolisz wrócić do swoich i powiedzieć, że nie uzyskałeś jakiekolwiek pomocy?
- Cóż – odezwał się John – Generał Liberty powiedział mi, że mam wrócić z pomocą. Nie zaznaczył jednak, że musi to być albo ministerstwo albo Dumbledore i jego ludzie. Jeźdźcy sami sobie nie poradzą z siłami Voldemorta. Zatem… Tak, chętnie przyjmę twoją pomoc.
- Doskonale – rzekł i wysyłał telepatycznie wiadomość do wojowników Klanu – Zatem ruszajmy. Czas nigdy nie jest sprzymierzeńcem takich jak my.
Gdzieś na obrzeżach południowo – wschodniej części Szkocji stał ogromny zamek. Miał siedem pięter, a na każdej z czterech wież stało po kilkunastu łuczników. Zamek był otoczony siedmioma murami. Był to zamek Jeźdźców Merlina. Właśnie toczyli bój z siłami Lorda Voldemorta. Z ich siedmiu murów zdobytych zostało pięć. Mieli tylko dwa mury, dziedziniec zamku i sam zamek. Ich morale z każdą minutą słabły. Nie mieli już sił do walki, a raczej brakowało im odpowiedniego impulsu. Od tygodnia przegrywają bitwę za bitwą.
Na szóstym murze rozległy się trzaski teleportacji. Mnóstwo trzasków. Jeden z Jeźdźców wzniósł swoją laskę i przygotował się do walki, zakładając, że to śmierciożercy przeprowadzają kolejny atak. Jednak, gdy zobaczył, że celuje w swojego dowódcę, opuścił broń.
- Kapitanie – rzekł Jeździec, zginając kark – Dobrze, że wróciłeś, ale nie widzę Dumbledore’a.
- Profesor Dumbledore nie jest przyjacielem, a wrogiem – rzekł John.
- Naprawdę, Kapitanie? – zapytał jakiś gruby głos i pojawił się generał Liberty. Był to wysoki mężczyzna z siwiejącą brodą oraz włosami. Jego twarz nosiła znamiona wielu przebytych walk i bitew. Ciemne oczy był czujne i wędrowały po twarzach przybyszów, ale dostrzegł tylko maski – hokejowe bądź kocie. – To poważne oskarżenia. Masz dowody?
- Wystarczy zeznanie szpiega? – zapytał Harry, podchodząc do generała i zdejmując maskę.
Generał zlustrował Harry’ego od stóp do głowy.
- Owszem, panie Potter – odpowiedział Liberty.
- Dobrze. W takim razie… Czarodziej, który szpieguje Voldemorta dla Klanu Lordów złoży panu raport, ale nieco później – rzucił Harry – Teraz mamy poważniejszy problem – wskazał na śmierciożerców.
- Słusznie – rzekł generał i podszedł do murów – Od czego by tu zacząć?
- Może od tego ilu ich jest? – zapytał Ron.
- Śmierciożerców jest niewielu – zaczął mówić Liberty – Najwyżej dwudziestu. Nie biorą udziału w bitwie. Zdaje się, że są tu tylko jako obserwatorzy. Są także wampiry. Wydaje się, że oni mają atakować w ostateczności. Nie biorą udziału w walce. Jedynie pilnują murów w nocy. Chociaż ostatnio nie przykładają się do tego. Są też akromantule. To dzięki nim udaje im się wejść na mury. Robią dywersję. Są też inferusy. Ale inne niż te, które dotychczas spotkałem. Są obdarzone inteligencją i umieją walczyć. Co prawda, nie wykorzystują do tego magii, ale świetnie władają mieczem i łukiem. Jednak największym dla mnie zaskoczeniem jest obecność Juliusza Cezara i jego legionów.
- A dla mnie nie – odpowiedział Harry i, widząc zdumienie na twarzy swojego rozmówcy, wyjaśnił – Krąg Nieśmiertelnych ma w swoich szeregach nie tylko Juliusza Cezara i jego legiony, ale także Napoleona, Hitlera, Stalina, Salazara Slytherina, a nawet Morganę. Długo zbierali tą armię i zrobili to w tajemnicy przed światem, za co należy im się szacunek, ale na tym koniec. Czas ich pokonać.
- Zdumiewa mnie twoja wiedza – przyznał generał – Ale na pewno nie wiesz kim jest tamta trójka?
Generał wskazał na trójkę zakapturzonych ludzi, którzy stali przy inferusach. Stąd niewiele można było zobaczyć, jednak Harry zauważył obrożę na ich szyjach. Takie same jakie nosili niewolnicy.
- Nie wiem – przyznał Harry – Ale kontrolują ich.
- Fakt – przyznał Liberty – Jednak ciężko będzie ich uwolnić. Są naprawdę potężni.
- Mamy tutaj nadelfa, nadcentaury i kilku boskich czarodziejów – powiedziała Ginny – Damy im radę.
- W takim razie… Jaki jest plan? – zapytał John.
- Atakowaliście w nocy? – zaciekawił się Ron.
- Nie – odpowiedział generał – Wampiry stanowią duży problem.
- Ale my zaatakujemy. Za pół godziny – wyjaśnił Ron – Odetniemy wszystkie drogi ucieczki. Hermiona, Luna zadbajcie o to, żeby w magiczny sposób nie uciekli. John, wyślij kilku Jeźdźców, żeby stworzyli okrąg ognia w promieniu dziesięciu mil. Legolasie, weź swoich podwładnych i zlikwidujcie wampiry. Resztę podzielimy na kilka grup.
- I odbijemy jeden z murów? – zapytał z nadzieją w głosie generał.
- Jeden? – powtórzył Harry – Nie przyjechaliśmy tutaj, aby odnosić małe zwycięstwa. Jesteśmy ambitnymi ludźmi. Do świtu zdobędziemy wszystkie zajęte przez wroga mury.

Generał wytrzeszczył oczy i przyglądał się twarzom młodych dowódców. Po cichu liczył, że któryś w to nie wierzy. Jednak nie dojrzał żadnego znaku tego potwierdzającego.

5 komentarzy: