Hermiona szła szybko
korytarzami Hogwartu. Prawie biegła. Kątem oka widziała zdumienie i
zainteresowanie na twarzach uczniów oraz nauczycieli, których w mgnieniu oka
mijała. Na niektórych twarzach widziała strach. Bez wątpienia, opinia, którą
sobie wyrobiła z przyjaciółmi była dla niej i darem i przekleństwem. Hogwart
przyzwyczaił się do tego, że gdy coś złego się działo oni o tym wiedzieli
pierwsi. Jednak teraz nic złego się nie stało. Cóż… Przynajmniej nic nie
groziło szkole. Na razie.
Hermiona rzucała
najgorszymi przekleństwami w myślach. Zazwyczaj nie używała wulgaryzmów, nawet
w myślach, ale i ona miała swoją cierpliwość, która się kończyła, a gdy to nadchodziło,
jej bogaty zasób słownictwa ograniczał się do bardzo popularnych przekleństw.
Tak było teraz. Nienawidziła, gdy ktoś miał rację, a jej teoria nie miała odzwierciedlenia
w rzeczywistości. Teraz to dotyczyło Harry’ego i jego, zdawałoby się, wyuzdanej
teorii. Kapitan twierdził, że większość kobiet jest biseksualnych. Musiała mu
przyznać, że miał rację, ale nie powie jemu tego. Duma jej na to nie pozwalała.
Jednak rozmyślanie nad tym nie usunie jej pożądania. Pożądania kobiety.
Nie wie co ją naszło.
Miała ochotę na seks z dziewczyną. Jednak z całych sił powstrzymywała się od
tego. Postanowiła, że sama się zaspokoi. Przecież nikt nie musi wiedzieć o tej
jej chwilowej słabości.
Hermiona w końcu
dotarła do swojego ulubionego schowka na miotły. Lekko się uśmiechnęła na
wspomnienie ile tu przeżyła. Po chwili przypomniała sobie o słabości, której próbowała
wszelkimi sposobami się pozbyć. Nie mogła przed samą sobą ukryć faktu swoich
spotkań z koleżankami w tym schowku. O ile mogła powiedzieć, że jest dumna z
tego, że przeżyła wiele intymnych chwil z kolegami w tym schowku, o tyle o
takiego samego rodzaju sytuacjach z koleżankami wolała nikomu nie wspominać.
Chociaż czuła, że Harry, Ron i Neville i tak wiedzą o jej słabości. Cóż… Mogła
być tylko im wdzięczna, że o tym nie wspominali. Nie była ani Ginny ani Luną,
które nie czuły wstydu z powodu swoich przygód z koleżankami. Zresztą… Obie
często chwaliły się tym. Hermiona uważa, że to był negatywny wpływ trójki
chłopaków na jej przyjaciółki. Chwalenie się seksualnymi podbojami było domeną
mężczyzn, a nie kobiet.
Hermiona wzięła głęboki
oddech. Za moment zaspokoi swoje seksualne żądze. I co z tego, że bez udziału
drugiej osoby. Nie miała ochoty podrywać odpowiedniej osoby. Nie potrafiła też
czekać aż któryś z chłopaków zacznie ją podrywać. Mogła w sumie podejść do
Harry’ego, Rona lub Neville’a i dać im odpowiednie znaki, które na pewno
odczytają, ale jej podniecenie było tak wysokie, że nie miała już cierpliwości,
aby dłużej czekać. Nacisnęła klamkę i weszła do środka. Była tak podniecona, że
zapomniała zabezpieczyć drzwi przed niechcianymi gośćmi. Na szczęście rzuciła
zaklęcie wyciszające na pomieszczenie.
Hermiona machnięciem
dłoni odpowiednio uporządkowała schowek. Nie miała ochoty potknąć się o jakieś
wiadro czy miotłę. Usunęła też wszelkie pajęczyny i kurz. Cóż… W przeciwieństwie
do swoich najlepszych przyjaciółek lubiła jak było czysto i panował porządek.
Hermiona zamieniła
jakiś karton w kanapę, a nieco mniejszy w stolik. Zdjęła torbę i położyła na
wyczarowany przez siebie stolik. Powoli, jakby się tym delektowała, rozpięła
guziki swojej szkolnej szaty. Położyła ją także na stoliku. Zaczęła powoli się
rozbierać. I tak kolejne części jej garderoby znalazły się na stoliku.
Przestała zdejmować z siebie ubrania, gdy została w czarnym koronkowym staniki
i takiego samego rodzaju oraz koloru figach. Położyła się na plecach na
kanapie. Przymknęła oczy, a na jej, delikatnie pomalowane, usta wpełzł uśmiech
zadowolenia. Zaczęła gładzić się po pół nagim ciele i poczuła dreszcze
przyjemności. Przesunęła delikatnie czubki swoich palców z krocza do biustu,
skrytego pod stanikiem. Złapała się za piersi i poczuła twarde sutki. Przez jej
plecy przeszedł dreszcz podniecenia. Powoli sięgnęła za plecy i rozpięła swój
stanik, który wylądował na podłodze. Złapała się za nagie piersi i zaczęła jej
ugniatać. Po kilku sekundach położyła złączone palce obu dłoni na twarde sutki
i zaokrąglonymi ruchami zaczęła je masować. Następnie złapała się za twarde
sutki i je odciągała najdalej jak potrafiła. Uderzyła kilkukrotnie otwartymi
dłonie w swoje piersi. Przez parę minut powtarzała te czynności, aby następnie
przesunąć swoje dłonie po nagim brzuchu i wsadzić je w czarne figi. Oburącz
zaczęła delikatnie masować i dotykać swojej mokrej cipki, wydając przy tym
ciche westchnięcia zadowolenia. Po chwili wyciągnęła lewą dłoń. Złączyła dwa
palce – środkowy i czwarty – i wsadziła je do ust, obficie zwilżając swoją
śliną. Następnie dwoma palcami prawej dłoni rozszerzyła wargi sromowe, a
zwilżone palce lewej dłoni wsadziła w mokrą cipkę. Wydała przy tym cichy jęk
podniecenia. Pod zamkniętymi powiekami Hermiony pojawiły się wspomnienia z intymnych
przeżyć. Na jej półotwarte ust wpełzł uśmiech, gdy widziała swoje wyuzdanie.
Nie chwaliła się tym, ale gdy doszło już do odpowiedniego spotkania nie
potrafiła powstrzymać się, aby wziąć do ust czy przed połknięciem spermy. Gdyby
nie zakład z Harrym nigdy by nie odkryła swojej grzesznej natury.
Hermiona wyciągnęła
palce z cipki i wsadziła je do ust, oblizując je ze swoich soków. Zdjęła figi,
które delikatnie opadły na podłogę. Chwyciła za torbę i wyciągnęła z niej dwa
wibratory. Nie wie czemu przyjęła je od Ginny. Jej rudowłosa przyjaciółka
uznała, że od czasu do czasu trzeba urozmaicić seks wibratorami. Hermiona nie
do końca była do tego przekonana, ale jakimś cudem wzięła te wibratory. Nie wie
co ją podkusiło.
Uczennica wsadziła
jeden z wibratorów do ust. Poruszała nim jakby był prawdziwym kutasem. Z każdym
ruchem coraz głębiej. Po kilku chwilach wyjęła go z ust. Złapała się lewą
dłonią za pośladek i odciągnęła go na bok. Powoli wsadziła wibrator w swój
odbyt. Wydała przy tym okrzyk podniecenia. Gdy już umieściła w odpowiednim
otworze wibrator, chwyciła za drugi, z którym zrobiła to samo co przed chwilą z
pierwszym. Wsadziła go do ust, zostawiając na nim ślady swojej śliny. Gdy już
odpowiednio go zmoczyła, położyła się na plecach. Dwoma palcami rozszerzyła
wargi sromowe i wsadziła wibrator w swoją mokrą cipkę. Miała już włączyć oba
urządzenia, gdy usłyszała trzask otwieranych drzwi. Przełknęła ślinę i
niepewnie spojrzała w tamtą stronę. Stała tam… Luna. Jej wzrok był jak zwykle
rozmarzony, ale gdy tylko zlustrowała przyjaciółkę, iskierki w jej oczach
zmieniły się w pożądanie. Przegryzła wargę i zaczęła ocierać nogę o nogę.
Hermiona zastanawiała się co ma jej powiedzieć. Nie pamięta, żeby kiedykolwiek
nie potrafiła nic powiedzieć. Teraz znalazła się w takiej sytuacji i nie czuła
się w niej komfortowo. Uczennica miała właśnie wstać z miejsca i zakończyć
swoją „zabawę”, gdy Luna rzuciła zaklęcie zamykające, idąc w jej stronę.
Hermiona powoli wstała
i stanęła naprzeciwko Luny, która zatrzymała się jakiś cal przed nią. Otworzyła
usta, aby coś powiedzieć. Jednak zostało jej to uniemożliwione. Marzycielka
chwyciła ją za policzki i pocałowała. Uczennica była tym faktem zaskoczona, ale
po chwili, gdy zdziwienie minęło, odwzajemniła pocałunek, obejmując Lunę w
pasie i przyciągając ją do siebie. Podniecenie Krukonki było tak wielkie, że
niemal namacalne. Marzycielka uderzyła Gryfonkę w nagie pośladki, zostawiając
na nich czerwone ślady. Hermiona w tym czasie rozpoczęła delikatnie całować jej
szyję, dając jej sporo przyjemności, jednocześnie zdejmując z niej szatę. Obie
dziewczyny przedłużały tą chwilę, aby czerpać z niej jak najwięcej
przyjemności. Po kilku długich minutach Luna została w samych białych i prześwitujących
stringach, na których od frontu widać było mokrą plamę. Hermiona na zmianę
ssała jej sutki, dając jej wiele przyjemności. W tym czasie Luna gładziła nagie
ciało przyjaciółki. Jej dłonie krążyły wokół wibratorów, które tkwiły w ciele
Gryfonki. Jednak żadnego z nich nie chwyciła, ani nie uruchomiła. Po kilku
momentach Hermiona obróciła Lunę, plecami do siebie. Marzycielka stanęła na
czworaka, opierając się na łokciach i wypinając pośladki w stronę Uczennicy.
Gryfonka zdjęła z niej stringi, odrzucając je w kąt. Chwyciła ją za pośladki i
odciągnęła je na bok. Splunęła między nie, a następnie zanurkowała w nie
ustami. Zaczęła językiem zlizywać swoją ślinę. Po chwili wsadziła w jej odbyt
swój język i wierciła nim na wszystkie możliwe strony, co wywołało u Luny
głośne jęki podniecenia. Hermiona po chwili ssała jej odbyt, a dwa palce prawej
dłoni wkłada w jej morką cipkę.
Luna szybko odwróciła się w stronę
Hermiony i popchnęła ją. Gryfonka z delikatnym pacnięciem położyła się na
plecach, uderzając w miękki materac kanapy. Marzycielka położyła prawą dłoń na
podbrzuszu przyjaciółki i powoli wyciągnęła sztucznego penisa w z jej mokrej
cipki, co wywołało cichy jęk u Uczennicy. Gdy Marzycielka wyjęła wibratora od
razu zlizała soki Hermiony z przedmiotu, przymykając przy tym oczy. Nawet nie
wiedziała jak bardzo podnieca ten widok jej przyjaciółkę. Następnie wsadziła
wibrator w usta i energicznie nim poruszała, zwilżając go. Gdy tylko to zrobiła,
chwyciła się za pośladek prawą dłonią, odciągając go na bok i wsadziła w odbyt
wibrator. Wydała przy tym cichy okrzyk podniecenia. Luna złapała Hermionę za
uda i je rozszerzyła. Zaczęła powoli opuszczać głowę, gdy Uczennica ją
powstrzymała. Sięgnęła do swojej torby i wyciągnęła kolejny wibrator. Zwilżyła
go swoją śliną i wsadziła w mokrą cipkę Krukonki. Oba wibratory włączyła, a
Luna wydała z siebie głośny okrzyk podniecenia. Marzycielka nie pozostała
dłużna przyjaciółce i także włączyła wibrator, który miała w odbycie. Hermiona
złapała się za piersi, wygięła ciało w łuk, zamknęła oczy i głośno krzyknęła z
podniecenia. Marzycielka nachyliła się i zaczęła delikatnie lizać jej nabrzmiałą
łechtaczkę. Po chwili zaczęła całować jej cipkę, jednocześnie delikatnie ją
masując prawą dłonią, podczas gdy prawą dłonią ugniatała swoją pierś. Objęła
krocze Uczennicy wargami i zaczęła je ssać. Hermiona wyginała swoje ciało i wydawała
coraz głośniejsze odgłosy podniecenia. Tymczasem okrzyki podniecenia Luny były
zdławione. Po kilku chwilach Luna wsadziła język w cipkę Uczennicy i zaczęła
nim wiercić na wszystkie możliwe strony. Hermiona zaczęła wydawać z siebie
coraz głośniejsze jęki. Po chwili Luna oderwała się od jej cipki i pocałowała
przyjaciółkę w usta, aby znów wrócić do jej cipki i pieścić ją ustami. Przez
kilkanaście minut obie dziewczyny wydawały z siebie okrzyki podniecenia, aż w
końcu obie osiągnęły orgazm. Powyjmowały wibratory ze swoich ciał, a następnie
pozlizywały soki ze swoich ciał.
Rogogon węgierski
wylądował na środku błoni, wywołując spore zamieszanie i strach wśród uczniów.
Harry, słysząc ten rumor, podniósł leniwie głowę znad „Proroka”. Przyglądał się
z ciekawością smokowi, na którym zauważył jeźdźca. Ów jeździec zeskoczył z
grzbietu smoka. Poklepał go przyjaźnie po pysku i spod srebrnej szaty wyjął
martwą fretkę, którą mu rzucił. Smok pochwycił ją w swoją ozdobioną morderczymi
zębami paszczę i połknął. Nawet nie wysilał się, aby ją pogryźć. Jeździec coś
szepnął rogonowi, a ten rozłożył swoje ogromne czarne skrzydła i wzbił się w
powietrze, znikając między białymi chmurami. Jeździec odwrócił się w stronę
drzwi zamku. Zignorował wbite w niego spojrzenia uczniów. W prawej dłoni
dzierżył długą, kryształową laskę, która służyła mu do poruszania się.
Przynajmniej tak to wyglądało. Harry od razu rozpoznał ów człowieka. Był to
Jeździec Merlina. Legendarne bractwo skupiające w sobie najlepszych wojowników.
Taka przynajmniej krążyła opinia.
Ostatnio głośno było o
Jeźdźcach Merlina. Oddziały Lorda Voldemorta zaatakowały ich gród, znajdujący
się na południowo – wschodnim krańcu Szkocji. Jakby spojrzeć na mapę, byłby to
sam róg Szkocji. „Prorok” nawet z tej okazji wydał specjalne wydanie. Wtedy
Harry zrozumiał, że dziennikarze tej gazety zrobią wszystko, aby więcej
galeonów wpadło im do kieszeni. Cóż… Kapitan był pewien, że użyłby innego
stwierdzenia niż „oddziały” Lorda Voldemorta. Raczej użyłby sprzymierzeńcy albo
współpracownicy. W sumie, gdyby „Prorok” wiedziałby o tym, co on, na pewno nie
pisaliby tak jak teraz.
Harry jednak z „Proroka”
niewiele się dowiedział na temat Jeźdźców. Dziękował Merlionowi, że miał taką
przyjaciółkę jak Hermiona. Uczennica zaspokoiła jego głód wiedzy. Dowiedział
się o tym, że Jeźdźcy powstali, gdy życie Merlina powoli dobiegało końca. Jeden
z wielkich czarodziejów, a przez wielu uważany za największego, zrozumiał, że
nie będzie mógł wiecznie bronić wolności ludzi i stworzył Jeźdźców Merlina. Na
początku wśród Jeźdźców byli sami mężczyźni, którzy oswoili smoki i
wykorzystywali ich w walce. Z czasem dołączyły do nich kobiety, które poruszały
się na jednorożcach. Jakieś sto pięćdziesiąt lat temu oswoili gryfy, ale w ich
przypadku nie dominowała jedna z płci. Zarówno kobiety jak i mężczyźni
dosiadali ów magiczne stworzenia.
Harry wstał z trawy i
ruszył za posłańcem Jeźdźców. Domyślał się po co tu przyszedł. Dlaczego Klan
Lordów im nie pomógł? Odpowiedź była banalna. Jeźdźcy nie życzyli sobie pomocy
od nikogo. Chyba, że sami o to poprosili. W innym przypadku traktowali źle
tych, którzy im pomagali. Chociaż Harry z całego serca pragnął im pomóc,
powstrzymywał się, dopóki Klan nie zostanie o to poproszony. Wiedział, że teraz
nadarza się odpowiednia okazja, aby zaproponować Jeźdźcom swoją pomoc.
Jeździec wszedł do Sali
Wejściowej, a tuż za nim podążał Harry. Od razu zauważył Dumbledore’a. Kapitan
stanął w cieniu, aby dyrektor Hogwartu go nie dojrzał. Nie chciał, aby profesor
domyślił się, że Gryfon pragnie zaproponować pomoc Jeźdźcom. Mógłby go
powstrzymać.
- Dzień dobry,
profesorze Dumbledore – przywitał się Jeździec, delikatnie uginając kark w
stronę dyrektora Hogwartu.
- Witaj, John –
Dumbledore odpowiedział w tym samym tonie – Co cię sprowadza? Czyżby kłopoty?
Harry zdumiał się, gdy
zobaczył delikatny uśmiech uprzejmości na twarzy Johna. Kapitan nie byłby
uprzejmy. Dumbledore chyba polubił udawać głupka. W końcu przecież czytał o
walkach w południowo – wschodniej części Szkocji.
- Przybywam na
polecenie mojego generała, Franka Liberty’ego – rzekł John – Dostałem odpowiedzialną
misję. Pozwolisz, że przedstawię ci prośbę Jeźdźców Merlina? – Dumbledore skinął
głową, a Harry zdziwił się tym obyczajem. Nie sądził, że należy o to zapytać – Polecono
mi, abym poprosił cię, profesorze Dumbledore, o pomoc w pokonaniu sił
sprzymierzonych z Lordem Voldemortem. Czy zechcesz udzielić nam wsparcia,
którego tak potrzebujemy?
Harry spojrzał na
Dumbledore’a. Od odpowiedzi jaką udzieli dyrektor Hogwartu zależało bardzo
wiele. Kapitan kątem oka zauważył jak w cieniu czai się Mary Greed, Ślizgonka,
która należała do Klanu Lordów. Wyczuła spojrzenie Harry’ego i zerknęła w jego
kierunku. Kapitan dał jej znak dłonią, aby czekała na odpowiedni sygnał. Nie
należało wkraczać do akcji, dopóki sytuacja nie rozwinęła się w złym kierunku.
Dumbledore zerknął na
Grindewalda, a następnie na Knota, który znajdował się akurat w Hogwarcie na inspekcji
aurorów – ochrony szkoły.
- Niestety, John, ale
muszę ci odmówić pomocy – rzekł powoli Dumbledore, a na twarz Jeźdźca wpełzło
pełne niezrozumienia zdumienie.
- Ale dlaczego? – John nie
dawał za wygraną. Harry zastanawiał się czy dostał rozkaz zdobycia pomocy bez
względu na cenę.
- Widzisz, John… –
zaczął mówić dyrektor Hogwartu –… zbyt wysokie ryzyko. Nie mogę poświęcić aż
tylu dla tak niewielu. Nie opłaca nam się bronić waszej zapomnianej tradycji. W
dzisiejszych czasach jest nic nie warta.
Harry uśmiechnął z
ponurą satysfakcją. Dumbledore zdradził się. Jednak bardziej zainteresowało go
to, że Knot jakby był pewien, że to usłyszy z ust profesora. A więc
ministerstwo było pod wpływem Kręgu. Dobrze, że mają tam swoich szpiegów.
- Nic nie warta? –
powtórzył tempo John – Nie wierzę w to, co słyszę – rzucił Jeździec, cofając się
o kilka kroków – Czym cię kupił? Władzą? Bogactwem? Mocą? Nieśmiertelnością?
- Nie rozumiem o czym
mówisz? – powiedział Dumbledore.
- Ty sprzedajna kurwo!
- Dosyć! – wrzasnął Knot,
gdy tylko usłyszał obelgę Johna skierowaną do profesora Dumbledore’a – Nikt nie
będzie obrażał profesora Dumbledore’a w mojej obecności. W szczególności taki
ktoś jak ty, Jeźdźcu. Aresztować go.
- Za co? – John nie
krył zdumienia.
- Za zbrodnie
popełnione przeciwko Brytyjczykom – odpowiedział szybko Knot i machnął dłonią
na aurorów.
Knot i Dumbledore
przyglądali się aurorom, którzy spojrzeli na Tonks, czekając na jej polecenie.
Ta, przyglądała się z ciekawością Knotowi.
- A dowody? – zapytała.
- Mam w biurze –
odrzucił Knot – Aresztować go. To jest rozkaz.
- Przyjmuję rozkazy
tylko od szefa Biura Aurorów, a moi podwładni tylko ode mnie – powiedziała Tonks
– Dopóki nie przedstawi pan dowodów, ten człowiek jest wolny.
- Wypowiadasz mi
posłuszeństwo i lojalność? – zapytał Knot.
- Tylko skończony
kretyn jest lojalny wobec polityka – odezwał się Harry, wychodząc z cienia –
Nie warto im ufać. Zmieniają poglądy szybciej niż Lord Voldemort zabija.
Zresztą – zerknął na profesora Dumbledore’a – Jak to szło, starcze? – zapytał Harry,
a Dumbledore wytrzeszczył oczy ze zdumienia – Ach, już pamiętam. Każdy kto w Hogwarcie poprosi mnie o pomoc,
pomoc otrzyma. A więc tak spełniasz swoje słowa?
- Czasy się zmieniły,
Harry – powiedział Dumbledore, próbując powstrzymać Gryfona przed zniszczeniem
mu opinii – Nie mogę poświęcić aż tylu ludzi. Nie jestem tyranem. Mam kazać im
umierać.
- Twierdzi pan, że nie
można ich pokonać? – zapytał Harry.
- Tak – odpowiedział Dumbledore.
Harry popatrzył na
Dumbledore, a następnie się odwrócił i odszedł. Nie potrafił dłużej się
powstrzymywać. Nie chciał atakować dyrektora Hogwartu przy Knocie i aurorach.
Mimo, że odmówili aresztowania Johna, mogliby nie być tak posłuszni Tonks,
gdyby zaatakował Dumbledore’a.
- A więc… Aresztujcie
go – ponaglił Tonks i aurorów Knot.
Nimfadora spojrzała na
ministra, a następnie wyjęła z kieszeni swoją odznakę aurora. Rzuciła nią w
twarz Knota. Odznaka trafiła w górną wargę ministra, rozwalając ją. Z ust Knota
trysnęła krew.
- To jest moje
wypowiedzenie ze skutkiem natychmiastowym – powiedziała gniewnie – A jeśli
ktokolwiek spróbuje aresztować Johna, zginie, rozumiemy się?
Odwróciła się i gestem
zaprosiła Jeźdźca za sobą. Ten zerknął na Knota, który obrzucany był przez
aurorów kolejnymi odznakami, a następnie na Tonks. Po kilku krótkich wybrał.
Ruszył za młodą auror. A raczej za byłą auror.
Tonks wraz z aurorami i
Jeźdźcem doszli do jednego z drzew, które rosły w pobliżu jeziora. Siedział pod
nim Harry. Zerknął na przyjaciółki i ludzi, którzy im towarzyszyli.
- Dumbledore’owi od
dawna już nie wierzę – rzekł Harry – Popełnił pewien błąd i udowodnił mi, że
nie warto mu ufać. Od tamtego czasu próbuje odbudować moje zaufanie do niego, a
raczej próbuje z powrotem odzyskać kontrolę nade mną – Harry prychnął
pogardliwie – Nie jestem śmierciożercą. Dwa razy nie dam się na to samo nabrać.
Tonks zerknęła na
aurorów i Jeźdźca, którzy za nią przyszli tutaj. Wymieniła szybkie i
porozumiewawcze spojrzenia z Harrym, a następnie przemówiła:
- Przychodząc tutaj za mną,
zobowiązaliście się do dochowania tajemnicy. Ale nie tylko do tego.
Zobowiązaliście się także do zabicia każdego kto spróbuje od was wyciągnąć o
czym rozmawiamy. Jeśli ktoś ma co do tego jakieś obiekcje, niech teraz
odejdzie.
Aurorzy powymieniali
zdumione spojrzenia. Harry od razu zauważył, że nie pragnął zabijać. Jednak
postanowił poczekać.
- Dobrze – rzekł Harry,
gdy nikt nie oddalił się – A więc, John… Mogę tak mówić? – zapytał, a Jeździec
skinął głową – Przypuszczałem, że Dumbledore tobie odmówi. Jednak nie
odejdziesz stąd bez jakiekolwiek pomocy.
- Reprezentujesz
Hogwart, Potter, czy może o czymś nie wiem? – zapytał John.
- Reprezentuję Klan
Lordów – odpowiedział Harry, patrząc w stronę zamku, gdzie, jak wiedział,
wszyscy wojownicy Klanu oczekiwali na sygnał – Jako jeden z dowódców oferuję
Jeźdźcom Merlina pomoc. Czy przyjmiesz ją czy może wolisz wrócić do swoich i
powiedzieć, że nie uzyskałeś jakiekolwiek pomocy?
- Cóż – odezwał się
John – Generał Liberty powiedział mi, że mam wrócić z pomocą. Nie zaznaczył
jednak, że musi to być albo ministerstwo albo Dumbledore i jego ludzie. Jeźdźcy
sami sobie nie poradzą z siłami Voldemorta. Zatem… Tak, chętnie przyjmę twoją
pomoc.
- Doskonale – rzekł i wysyłał
telepatycznie wiadomość do wojowników Klanu – Zatem ruszajmy. Czas nigdy nie
jest sprzymierzeńcem takich jak my.
Gdzieś na obrzeżach
południowo – wschodniej części Szkocji stał ogromny zamek. Miał siedem pięter,
a na każdej z czterech wież stało po kilkunastu łuczników. Zamek był otoczony
siedmioma murami. Był to zamek Jeźdźców Merlina. Właśnie toczyli bój z siłami
Lorda Voldemorta. Z ich siedmiu murów zdobytych zostało pięć. Mieli tylko dwa
mury, dziedziniec zamku i sam zamek. Ich morale z każdą minutą słabły. Nie
mieli już sił do walki, a raczej brakowało im odpowiedniego impulsu. Od
tygodnia przegrywają bitwę za bitwą.
Na szóstym murze
rozległy się trzaski teleportacji. Mnóstwo trzasków. Jeden z Jeźdźców wzniósł
swoją laskę i przygotował się do walki, zakładając, że to śmierciożercy przeprowadzają
kolejny atak. Jednak, gdy zobaczył, że celuje w swojego dowódcę, opuścił broń.
- Kapitanie – rzekł Jeździec,
zginając kark – Dobrze, że wróciłeś, ale nie widzę Dumbledore’a.
- Profesor Dumbledore
nie jest przyjacielem, a wrogiem – rzekł John.
- Naprawdę, Kapitanie? –
zapytał jakiś gruby głos i pojawił się generał Liberty. Był to wysoki mężczyzna
z siwiejącą brodą oraz włosami. Jego twarz nosiła znamiona wielu przebytych walk
i bitew. Ciemne oczy był czujne i wędrowały po twarzach przybyszów, ale dostrzegł
tylko maski – hokejowe bądź kocie. – To poważne oskarżenia. Masz dowody?
- Wystarczy zeznanie
szpiega? – zapytał Harry, podchodząc do generała i zdejmując maskę.
Generał zlustrował
Harry’ego od stóp do głowy.
- Owszem, panie Potter –
odpowiedział Liberty.
- Dobrze. W takim
razie… Czarodziej, który szpieguje Voldemorta dla Klanu Lordów złoży panu
raport, ale nieco później – rzucił Harry – Teraz mamy poważniejszy problem –
wskazał na śmierciożerców.
- Słusznie – rzekł generał
i podszedł do murów – Od czego by tu zacząć?
- Może od tego ilu ich
jest? – zapytał Ron.
- Śmierciożerców jest
niewielu – zaczął mówić Liberty – Najwyżej dwudziestu. Nie biorą udziału w
bitwie. Zdaje się, że są tu tylko jako obserwatorzy. Są także wampiry. Wydaje
się, że oni mają atakować w ostateczności. Nie biorą udziału w walce. Jedynie
pilnują murów w nocy. Chociaż ostatnio nie przykładają się do tego. Są też
akromantule. To dzięki nim udaje im się wejść na mury. Robią dywersję. Są też
inferusy. Ale inne niż te, które dotychczas spotkałem. Są obdarzone
inteligencją i umieją walczyć. Co prawda, nie wykorzystują do tego magii, ale
świetnie władają mieczem i łukiem. Jednak największym dla mnie zaskoczeniem
jest obecność Juliusza Cezara i jego legionów.
- A dla mnie nie –
odpowiedział Harry i, widząc zdumienie na twarzy swojego rozmówcy, wyjaśnił –
Krąg Nieśmiertelnych ma w swoich szeregach nie tylko Juliusza Cezara i jego
legiony, ale także Napoleona, Hitlera, Stalina, Salazara Slytherina, a nawet
Morganę. Długo zbierali tą armię i zrobili to w tajemnicy przed światem, za co
należy im się szacunek, ale na tym koniec. Czas ich pokonać.
- Zdumiewa mnie twoja
wiedza – przyznał generał – Ale na pewno nie wiesz kim jest tamta trójka?
Generał wskazał na
trójkę zakapturzonych ludzi, którzy stali przy inferusach. Stąd niewiele można
było zobaczyć, jednak Harry zauważył obrożę na ich szyjach. Takie same jakie
nosili niewolnicy.
- Nie wiem – przyznał Harry
– Ale kontrolują ich.
- Fakt – przyznał Liberty
– Jednak ciężko będzie ich uwolnić. Są naprawdę potężni.
- Mamy tutaj nadelfa,
nadcentaury i kilku boskich czarodziejów – powiedziała Ginny – Damy im radę.
- W takim razie… Jaki
jest plan? – zapytał John.
- Atakowaliście w nocy?
– zaciekawił się Ron.
- Nie – odpowiedział generał
– Wampiry stanowią duży problem.
- Ale my zaatakujemy.
Za pół godziny – wyjaśnił Ron – Odetniemy wszystkie drogi ucieczki. Hermiona,
Luna zadbajcie o to, żeby w magiczny sposób nie uciekli. John, wyślij kilku
Jeźdźców, żeby stworzyli okrąg ognia w promieniu dziesięciu mil. Legolasie, weź
swoich podwładnych i zlikwidujcie wampiry. Resztę podzielimy na kilka grup.
- I odbijemy jeden z
murów? – zapytał z nadzieją w głosie generał.
- Jeden? – powtórzył Harry
– Nie przyjechaliśmy tutaj, aby odnosić małe zwycięstwa. Jesteśmy ambitnymi ludźmi.
Do świtu zdobędziemy wszystkie zajęte przez wroga mury.
Generał wytrzeszczył
oczy i przyglądał się twarzom młodych dowódców. Po cichu liczył, że któryś w to
nie wierzy. Jednak nie dojrzał żadnego znaku tego potwierdzającego.
Szybko ci to poszło :) Super!
OdpowiedzUsuńEkstra
OdpowiedzUsuńPiszesz genialnie, czekam na następny rozdział!
OdpowiedzUsuńCzekam na nn!
OdpowiedzUsuńco następne?
OdpowiedzUsuń