„Czy
Harry Potter i Hermiona Granger należą do Klanu Lordów?”
Podczas
pierwszego dnia świąt Wielkiej Nocy w porze obiadowej nastąpił atak
śmierciożerców. Poplecznicy Tego, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać
zaatakowali mieszkańców Privet Drive w Little Whining w Surrey. Z
niepotwierdzonych informacji wiemy, że ich celem było porwanie Harry’ego
Pottera. Niektórzy jednak twierdzą, że głównym zadaniem śmierciożerców nie było
porwanie Harry’ego Pottera, a przyprowadzenie go do Tego, Którego Imienia Nie
Wolno Wymawiać – nieważne czy żywego czy też martwego.
-
To odbyła się regularna bitwa – wyjaśnia nam jeden z aurorów, którzy przybyli
na miejsce zdarzenia –Żaden z popleczników Tego, Którego Imienia Nie Wolno
Wymawiać nie przeżył, więc nie możemy stwierdzić przez kogo zostali
zaatakowani. Bez wątpienia wśród przeciwników śmierciożerców byli mugole. W
ciałach kilku z nich znaleźliśmy kule z mugolskiej broni. Znaleźliśmy także
wielu martwych orków oraz jednego trolla górskiego. Nie możemy potwierdzić kto
stoi za tą rzezią. Jednak wszystko wskazuje na to, że to dzieło Klanu Lordów.
Próbowaliśmy
uzyskać komentarz ze strony Harry’ego Pottera, jednak ten unikał naszych
dziennikarzy. Wiemy, że razem z Harrym w tym czasie była jego przyjaciółka,
Hermiona Granger. Jednak i jej opinii nie udało nam się zdobyć. Pojawiają się
plotki, że oboje należą do Klanu Lordów. Niestety, żaden ze świadków nie
potwierdza tej teorii. Z niepotwierdzonych informacji wiemy, że prawdopodobnie
wyczyszczono im pamięć i…
Dumbledore przestał
czytać. Złożył egzemplarz „Proroka Codziennego” i położył go na swoim biurku.
Zetknął czubki palców w charakterystyczny dla siebie sposób i spojrzał swoimi
błękitnymi oczami na Kingsley’a, który przebywał akurat w jego gabinecie.
- Powiedz mi proszę,
Kingsley, dlaczego nie dziwi mnie, że wszyscy śmierciożercy zginęli? – zapytał
po chwili ciszy.
Kingsley spojrzał na
Dumbledore’a. Czuł jak dyrektor Hogwartu próbuje wejść w jego umysł. Nie
ulegało wątpliwości, że profesor Dumbledore pragnął wiedzieć o wszystkim i o
wszystkich. Jednak Kingsley długo trenował i zastosował odpowiednie
umiejętności do tej sytuacji. Lepiej, aby Dumbledore nawet na moment się nie
domyślił, że Kingsley tak naprawdę szpieguje dyrektora Hogwartu dla Klanu
Lordów.
- Nie będę tego przed
panem ukrywał – rzekł czarnoskóry auror – Członkowie Klanu Lordów nie należą do
grzecznych dzieci. Gdy stają przed śmierciożercą, widzą tylko jedno
rozwiązanie. Zabić śmierciożercę. Za każdym razem gdy śmierciożerca spotka się
z wojownikiem Klanu, zginie.
- Jesteś pewien, że są
aż tak brutalni jak opisuje to „Prorok”?
- Och, „Prorok” nawet w
połowie nie potrafi opisać tego, co potrafią zrobić ze swoim przeciwnikiem
członkowie Klanu Lordów – odpowiedział Kingsley – Potrafią go zwieść tak
bardzo, że gotów jest dla nich oddać wszystko.
- Tak sądzisz? –
zapytał Dumbledore, gdy rozległo się pukanie do jego gabinetu. Rzucił krótkie
„proszę”, a do środka wszedł Grindewald, a za nim szedł brat profesora
Dumbledore’a – Abertforth.
- Widzę, Albusie, że
zaczęliście bez nas – rzekł Grindewald.
- Gellercie, to tylko
luźna rozmowa – rzucił beztrosko Dumbledore.
- Zatem może
przejdziemy do konkretów – zaproponował Abertforth.
- Czemu nie – odrzekł
Dumbledore – Nie będę niczego ukrywał. Wszyscy doskonale sobie zdaje sprawę z
tego, że Klan Lordów stał się najbardziej niebezpieczną organizacją, jaką
kiedykolwiek spotkaliśmy w naszym świecie. Musimy z nią walczyć na jej
zasadach.
- Co jest niezwykle
trudne – zauważył Grindewald – Nie wiemy kiedy zaatakują ani kogo. Kingsley,
jesteś szpiegiem, a jednak nie potrafisz nam dostatecznie dobrze pomóc.
- Cóż. Przyznaję, że
jest to frustrujące – rzekł Kingsley ze spokojem w głosie. Wiedział, że nie
może pokazać po sobie, że nie ma zamiaru im tak naprawdę pomagać – Harry jest
bardzo sprytny. Nikomu nie mówi o swoich planach. Jedynie ci, co dostają misję,
wiedzą cokolwiek o niej. Pozostali członkowie Klanu dowiadują się o wszystkim
już po zakończeniu misji. Być może podejrzewa, że wśród wojowników jest szpieg.
W sumie… To wina Lorda Voldemrota i ministerstwa. Za bardzo próbowali wepchać
swoich szpiegów w ich szeregi. Przez to Harry stał się mocno podejrzliwy i nie
zdradza swoich planów nikomu.
- Czyli nawet jeśli
zaplanuje morderstwo jednego z nas, dowiemy się o tym dopiero w chwili naszej
śmierci? – zapytał Aberforth, a Kingsley skinął głową – Trudna będzie walka z
nim.
- Trudne mogą być sumy.
Walka z Klanem jest arcytrudna – rzekł Kingsley – Z pasją zabijają i planują
morderstwa. Wykorzystują ciała wojowniczek, aby uwieść swoje ofiary. Łatwiej byłoby
zabić całą setkę smoków niż pokonać jednego z wojowników Klanu Lordów.
- Przesadzasz, Kingsley
– rzucił Dumbledore – Jestem pewien, że nie są aż tak potężni.
- Nie ulega jednak
wątpliwości, że są bardzo przebiegli – rzekł Grindewald – Nott wraz ze śmierciożercami
zaginęli.
- Co? – zdziwił się
Abertforth – Zdawało mi się, że mieli udać się do Nory?
- I gdy odchodzili
ostatni raz ich widziano – wyjaśnił Gellert – Potem zaginął o nich słuch.
Jestem pewien, że wszyscy nie żyją, a ich ciała zostały gdzieś ukryte albo
całkowicie zniszczone. Ginny i Ron są założycielami Klanu Lordów. Mogli do
swojej organizacji wprowadzić członków swojej rodziny.
- Wątpię, aby Artur
albo Molly, gdyby…
- Daj spokój, Albusie –
przerwał Dumbledore’owi jego brat – To nie są już te same dzieci, które
pamiętasz jak przybyli po raz pierwszy do Hogwartu. To są mordercy. Niezwykle
przebiegli. Poderżną każdemu gardło, kto im przeszkadza. A do tego jest jeszcze
Amanda Potter. Myślisz, że będą siedzieć cicho? Otóż, nie. Na pewno w tej chwili
już szukają odpowiednich osób, aby odnaleźć siostrę Pottera.
- Co chcesz przez to
powiedzieć, Ab? – zapytał dyrektor Hogwartu.
- Nadal sądzisz, że
będą ci lojalni. Zapomnij o tym, Albusie. Oni już wybrali swoją własną drogę.
Są niebezpieczni. Należy ich zniszczyć. Lord Voldemort pragnie Ginny Weasley.
Zapewnie do stworzenia armii super czarodziejów lub coś w tym stylu. Pomóżmy mu
w tym. W pojedynkę nie uda mu się zdobyć Ginny. Jeśli Klan straci jednego ze
swojego dowódców na pewno stanie się słabszy.
Dumbledore zmarszczył
brwi i zastanowił się nad słowami brata. Delikatnie pogładził swoją długą, siwą
brodę, po czym rzekł:
- Masz rację, Ab.
Musimy pomóc Lordowi Voldemortowi. Bez Ginny będą słabsi. Mam nawet wrażenie,
że Harry straci zapał do walki.
- jednak musimy
wiedzieć czy domyślają się o wszystkim – rzekł Grindelwald, zerkając na
Kingsley’a.
- Nawet jeśli tak
będzie, nie powiedzą o tym nikomu – powiedział spokojnie Kingsley, w umyśle
analizując swoje położenie i całą sytuację – Już wspominałem, że Harry jest
bardzo podejrzliwy i nie mówimy nikomu o swoich planach. Jednak spróbuję im
zasugerować, żeby pierwsi zaatakowali Lorda Voldemorta.
- Doskonale – rzekł
Gellert – Severus ostrzeże Voldemorta przed atakiem Klanu i nasz plan powinien
się powieść.
- Należy jednak
pamiętać, że wojownicy Klanu Lordów są niezwykle potężni, a ich założyciele
należą do najpotężniejszych ze wszystkich czarodziejów jakich kiedykolwiek
poznaliśmy lub poznamy – rzekł Aberforth – Jednak, jeśli śmierciożercy
odpowiednio zaplanują wszystko i dokładnie wykonają swój plan, Ginny może
znaleźć się w rękach Voldemorta.
Kingsley spojrzał na trójkę
czarodziejów. Widział jak bardzo im zależy, żeby Lord Voldemort zacisnął swoje
kościste dłonie na delikatnej szyi Ginny. Praktycznie czuł jak trybiki w
umysłach każdego z czarodziejów pracują, analizując wszystkie korzyści i straty
z tego powodu. Kingsley uważał, że to bardzo dziwne, aby profesor Dumbledore
tak szybko uległ i dał się przekonać do racji swojego brata. Jakby o wszystkim
wcześniej rozmawiali, a to co teraz zobaczył było tylko przedstawieniem. Miał
wrażenie, że przepowiednia Firenza zaczyna się spełniać. Miał przed sobą
czarnego, białego i szarego czarodzieja. Jednak mógł to być zwykły przypadek.
Problem polegał, że Kingsley już dawno przestał wierzyć w takie przypadki.
Praca aurora nauczyła go, że wszystko, nawet z pozoru przypadkowe wydarzenie,
jest zaplanowane.
- Chipsa, George? –
zapytał Fred swojego brata bliźniaka.
- Z przyjemnością, Fred
– odpowiedział drugi z bliźniaków Weasley.
Obaj bliźniaczy bracia
spokojnie konsumowali chipsy, obserwując odpowiednie mieszkania na ulicy
Pokątnej. Zadanie mieli jasne i z pozoru proste. Jednak jego wykonanie wymagało
od nich pomysłowości. Byle auror potrafił podejść do śmierciożercy i skręcić mu
kark. Oni musieli to zrobić tak, aby każdy natychmiast się o tym dowiedział,
ale także nikt nie skojarzył ich z tym czynem.
- Powiem ci szczerze,
mój bracie, że uzależniłem się od tych mugolskich chipsów – rzekł Fred.
- To jest nas dwóch –
powiedział George i zerknął na swój złoty zegarek – Czas zacząć imprezę.
George pochylił głowę,
zamknął oczy i podniósł prawą dłoń. Mruknął coś pod nosem, a z zewnętrznej
części jego prawej dłoni wyleciały przezroczyste promienie, które trafiły w
odpowiednie mieszkania.
- Zaraz zrobi się
ciekawie – rzekł Fred, biorąc w swoje palce kolejnego chipsa.
Obaj, jakby na komendę,
zerknęli w okno, tuż nad sklepem pana Olivandera. Pojawił się w nim mężczyzna z
sokiem w kartonie, w ręku. Potrząsnął ów kartonem i wtedy nastąpił wybuch.
Eksplozja wyrzuciła szybę do góry, krusząc ją. Szkło opadło na brukowaną ulicę
niczym deszcz, po zachmurzeniu. Ludzie krzyczeli i uciekali pod najbliższe
dachy, chowając głowy między ramiona. Dym z mieszkania, w którym nastąpiła
eksplozja, zasłonił słońce.
Niedaleko Freda i
George’a stali dwaj aurorzy. Gdy tylko nastąpił wybuch jeden z nich wyczarował
patronusa i wysłał go w stronę gmachu ministerstwa. Obaj pobiegli w stronę
mieszkania, aby, jak się wszyscy domyślali, spróbować wyciągnąć żywe ofiary.
- Niepotrzebnie tam
biegną – rzucił George – Nikt nie przeżył.
- Cztery – rzekł Fred.
- Trzy – rzucił George.
- Dwa.
- Jeden.
Kolejne eksplozje
nastąpiły. Wybuchały kolejne mieszkania, w których przebywali jakieś kobiety i
mężczyźni. Aurorzy się zatrzymali i obserwowali jak mieszkania eksplodują, a
przez okna wypadają martwi mieszkańcy.
Mieszkańcy i bywalcy
ulicy Pokątnej powychodzili ze sklepów i pubów, aby móc zobaczyć co się dzieje
na zewnątrz. Do dwójki aurorów dołączyli kolejni. Sprawdzali czy ktoś przeżył i
wchodzili do zniszczonych przez wybuchy mieszkania.
- Muszę przyznać, że
Dudley miał niezły pomysł z tym trotylem – rzekł Fred.
- Racja – mruknął George
– Odpowiednie zaklęcie i nikt nawet na nas nie spojrzy.
Fred i George wstali z
ławki, a następnie ruszyli ku swojemu sklepowi. Tuż przed drzwiami drogę
przestąpił im jakiś zakapturzony mężczyzna. Mimo dużego kaptura dojrzeli jego
twarz z ostrymi rysami. Był cały blady, jakby w ogóle nie korzystał ze słońca,
a nawet nie wychodził zbyt często ze swojego mieszkania.
- Panowie Fred i George
Weasley’owie – rzekł mężczyzna – Inteligentni, chociaż nie potwierdzili tego na
sumach. Mistrzowie figlów. Po waszym odejściu z Hogwartu, wybuchła swoista
wojna o tron. Zostawiliście po sobie niezapomniane wspomnienia. Nauczyciele
Hogwartu bardzo często porównują was z Huncwotami. Zastanawiają się która z
grup była lepsza w płataniu dowcipów.
Fred i George spojrzeli
na siebie, a następnie wyminęli mężczyznę i zaczęli wspinać się po schodach.
Gdy mijali ów mężczyznę, Fred zauważył kątem oka jak na jego bladej twarzy
maluje się grymas złości.
- Nie zaskoczyłeś nas
tym, że znasz naszą historię – rzekł George.
- Co prawda, należałoby
ciebie zapytać się o godność, ale ona jest nieistotna – rzucił Fred – Bardziej istotne
jest dla kogo pracujesz.
- Co tam u Lorda
Voldemorta? – zapytał George.
Obaj bliźniacy
zignorowali zdumienie na twarzy śmierciożercy i weszli do środka. Po chwili
poplecznik Voldemorta wszedł za nimi. W sklepie było pusto. Wszyscy wybiegli na
zewnątrz, aby móc zobaczyć co się wydarzyło na Pokątnej. Ów sytuacja bardzo im
sprzyjała.
- Skąd wiecie kim
jestem? – zapytał śmierciożerca.
- Mroczny Znak ma
specyficzny zapach i trudno go pomylić z czymkolwiek. Nawet najsilniejsze perfumy
nie są w stanie go zniwelować – odpowiedział George – A zatem… Czego chce
Voldemort?
- Takich dwóch
inteligentnych i pomysłowych czarodziejów Czarny Pan z otwartymi ramionami przyjmie
do swoich szeregów – rzekł śmierciożerca, chociaż widać było, że obaj ignorują
jego słowa – Staniecie się niewyobrażalnie potężni jak wstąpicie w jego szeregi,
a w złocie będziecie pływać.
- Wystarczy nam
pieniędzy tyle ile posiadamy – rzucił Fred.
- A jeśli chodzi o
potęgę… Mamy wystarczającą ilość mocy, aby obronić przyjaciół i bliskich, a
jeśli to nie wystarczy, mamy o wiele potężniejszych przyjaciół niż Voldemort
czy Dumbledore – rzekł George.
- A więc odmawiacie? –
zapytał ze złością śmierciożerca – Pożałujecie tego.
- Ty powinieneś żałować
tego, że przyszedłeś sam do nas – rzekł Fred – Masz jedną szansę, aby wyjść stąd
żywy. Powiedz tylko gdzie jest Amanda Potter, a będzie mógł stąd odejść.
- Myślicie, że was się boję
– warknął śmierciożerca – Amanda Potter się nie liczy. Zginie. Tak samo jak jej
plugawy braciszek. Ale wasza siostra będzie miała więcej szczęścia. Zostanie
dziwką Czarnego Pana.
- Błędem jest grożąc
naszym przyjaciołom i siostrze w naszej obecności – rzekł George i spojrzał
znacząco na brata.
Fred z cichym trzaskiem
zniknął i pojawił się za plecami śmierciożercy. Silnym ciosem kantem dłoni w
kark pozbawił go przytomności.
- Zabiorę go do Harry’ego – rzekł Fred –
Może on będzie miał więcej szczęścia i coś z niego wyciągnie.
Fred usiadł w swoim
mieszkaniu w ulubionym fotelu przed kominkiem. Leniwie machnął dłonią, a obok
niego pojawiła się szklanka z ognista whiskey. Chwycił ją i zaczerpnął duży
łyk. Spojrzał na zdjęcie swoich przyjaciół, które stało nad kominkiem. Lekko
się uśmiechnął. Nie rozumiał tego, ale uwielbiał wykonywać polecenia Harry’ego.
Tak jakby coś mu kazało to robić.
Ciche pukanie do drzwi,
wyrwało go z zamyślenia. Zerknął na dębowe drzwi i powiedział cicho: „Proszę”. Do
środka weszła Bellatriks Lestrenge. Fred został zaskoczony. Od wielu miesięcy poszukiwana
jest. Ogłoszono ją za zaginioną. Oczywiście, Fred doskonale wiedział gdzie
przebywa i kto odpowiada za jej zaginięcie. Harry i Neville należeli do
mściwych ludzi. Do końca życia będzie dziwka. Niezależnie od tego jak długo
potrwa życie obu Gryfonów.
- O co chodzi? –
zapytał powoli Fred.
- Przysyła mnie Harry
Potter – odpowiedziała niepewnie.
Fred lekko się
uśmiechnął. Nigdy nie popierał prostytucji, ale nie potrafił się oprzeć
pokusie. Wielokrotnie się zastanawiał jakie zaklęcie Harry zastosował, aby
Bellatriks wyglądała tak pociągająco. O wiele lepiej niż w szatach
śmierciożerców.
Bellatriks zrzuciła z
siebie szatę. Stała pół naga przed Fredem. Ubrana jedynie w czarne pończochy
oraz czarną, prześwitującą koszulkę. Fred wstał ze swojego miejsca i podszedł
do niej. Delikatnie pocałował ją w usta, a następnie nacisnął jej ramię.
Bellatriks uklękła przed nim i wyjęła z jego spodni, jego twardego penisa. Od razu
wsadziła go do ust. Powoli zaczęła poruszać głową w przód oraz w tył,
jednocześnie energicznie poruszając dłonią po jego kutasie. Fred cicho
westchnął z zadowolenia. Bellatriks z każdą kolejną chwila coraz szybciej i
energiczniej poruszała głową. Po kilku minutach Fred zanurzył palce w jej
ciemne włosy i zaczął energicznie poruszać biodrami, uderzając jądrami o jej
brodę. Bellatriks chwyciła się za piersi, a następnie przesunęła dłonie po
swoim ciele, skrytym pod koszulką i wsadziła dwa palce w mokrą cipkę.
Energicznie zaczęła poruszać nimi w swoim wnętrzu, wydając przy tym zdławione
jęki.
Fred podniósł
Bellatriks z podłogi i popchnął ją na ścianę. Śmierciożerczyni oparła się o
nią, stając w lekkim rozkroku i wypinając pośladki w jego stronę. Fred podszedł
do niej i mocno uderzył w pośladki, a następnie zaczął się o nie ocierać. Po
kilku krótkich sekundach wsadził swojego penisa w jej mokrą cipkę. Bellatriks
wydała z siebie głośny jęk. Fred zaczął energicznie poruszać biodrami w przód
oraz w tył, uderzając jądrami o jej uda. Przesunął dłonie z jej bioder na
piersi. Mocno na nich zacisnął swoje dłonie, a następnie zaczął bawić się jej
sutkami, kręcąc je i odciągając. Po chwili złapał ją za piersi, gniotąc jej i
masując. Delikatnie pocałował ją w szyję, a jego oddech był coraz cięższy. Tak
samo jak jęki Bellatriks były coraz głośniejsze. Odchylała głowę do tyłu i
zamykała oczy, wydając z siebie głośne jęki. Fred zacisnął zęby i po chwili
głośno jęknął, zapełniając jej cipkę swoją spermą. Bellatriks, gdy poczuła
ciepłe nasienie rudowłosego w swojej cipce, wydała z siebie przydługi jęk
spełnienia.
- Harry jednak wie jak
należy nagradzać – mruknął Fred.
Genialnie piszesz, czekam na następną część!
OdpowiedzUsuńSuper :)
OdpowiedzUsuńSuper blog , czekam na nexta.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam LIK
Moim zdaniem najlepsza część!
OdpowiedzUsuńKiedy następna notka?
jest ok! Pisz dalej!
OdpowiedzUsuń