Translate

niedziela, 4 maja 2014

31. Ród Potterów 4

„Czy Harry Potter i Hermiona Granger należą do Klanu Lordów?”
Podczas pierwszego dnia świąt Wielkiej Nocy w porze obiadowej nastąpił atak śmierciożerców. Poplecznicy Tego, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać zaatakowali mieszkańców Privet Drive w Little Whining w Surrey. Z niepotwierdzonych informacji wiemy, że ich celem było porwanie Harry’ego Pottera. Niektórzy jednak twierdzą, że głównym zadaniem śmierciożerców nie było porwanie Harry’ego Pottera, a przyprowadzenie go do Tego, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać – nieważne czy żywego czy też martwego.
- To odbyła się regularna bitwa – wyjaśnia nam jeden z aurorów, którzy przybyli na miejsce zdarzenia –Żaden z popleczników Tego, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać nie przeżył, więc nie możemy stwierdzić przez kogo zostali zaatakowani. Bez wątpienia wśród przeciwników śmierciożerców byli mugole. W ciałach kilku z nich znaleźliśmy kule z mugolskiej broni. Znaleźliśmy także wielu martwych orków oraz jednego trolla górskiego. Nie możemy potwierdzić kto stoi za tą rzezią. Jednak wszystko wskazuje na to, że to dzieło Klanu Lordów.
Próbowaliśmy uzyskać komentarz ze strony Harry’ego Pottera, jednak ten unikał naszych dziennikarzy. Wiemy, że razem z Harrym w tym czasie była jego przyjaciółka, Hermiona Granger. Jednak i jej opinii nie udało nam się zdobyć. Pojawiają się plotki, że oboje należą do Klanu Lordów. Niestety, żaden ze świadków nie potwierdza tej teorii. Z niepotwierdzonych informacji wiemy, że prawdopodobnie wyczyszczono im pamięć i…
Dumbledore przestał czytać. Złożył egzemplarz „Proroka Codziennego” i położył go na swoim biurku. Zetknął czubki palców w charakterystyczny dla siebie sposób i spojrzał swoimi błękitnymi oczami na Kingsley’a, który przebywał akurat w jego gabinecie.
- Powiedz mi proszę, Kingsley, dlaczego nie dziwi mnie, że wszyscy śmierciożercy zginęli? – zapytał po chwili ciszy.
Kingsley spojrzał na Dumbledore’a. Czuł jak dyrektor Hogwartu próbuje wejść w jego umysł. Nie ulegało wątpliwości, że profesor Dumbledore pragnął wiedzieć o wszystkim i o wszystkich. Jednak Kingsley długo trenował i zastosował odpowiednie umiejętności do tej sytuacji. Lepiej, aby Dumbledore nawet na moment się nie domyślił, że Kingsley tak naprawdę szpieguje dyrektora Hogwartu dla Klanu Lordów.
- Nie będę tego przed panem ukrywał – rzekł czarnoskóry auror – Członkowie Klanu Lordów nie należą do grzecznych dzieci. Gdy stają przed śmierciożercą, widzą tylko jedno rozwiązanie. Zabić śmierciożercę. Za każdym razem gdy śmierciożerca spotka się z wojownikiem Klanu, zginie.
- Jesteś pewien, że są aż tak brutalni jak opisuje to „Prorok”?
- Och, „Prorok” nawet w połowie nie potrafi opisać tego, co potrafią zrobić ze swoim przeciwnikiem członkowie Klanu Lordów – odpowiedział Kingsley – Potrafią go zwieść tak bardzo, że gotów jest dla nich oddać wszystko.
- Tak sądzisz? – zapytał Dumbledore, gdy rozległo się pukanie do jego gabinetu. Rzucił krótkie „proszę”, a do środka wszedł Grindewald, a za nim szedł brat profesora Dumbledore’a – Abertforth.
- Widzę, Albusie, że zaczęliście bez nas – rzekł Grindewald.
- Gellercie, to tylko luźna rozmowa – rzucił beztrosko Dumbledore.
- Zatem może przejdziemy do konkretów – zaproponował Abertforth.
- Czemu nie – odrzekł Dumbledore – Nie będę niczego ukrywał. Wszyscy doskonale sobie zdaje sprawę z tego, że Klan Lordów stał się najbardziej niebezpieczną organizacją, jaką kiedykolwiek spotkaliśmy w naszym świecie. Musimy z nią walczyć na jej zasadach.
- Co jest niezwykle trudne – zauważył Grindewald – Nie wiemy kiedy zaatakują ani kogo. Kingsley, jesteś szpiegiem, a jednak nie potrafisz nam dostatecznie dobrze pomóc.
- Cóż. Przyznaję, że jest to frustrujące – rzekł Kingsley ze spokojem w głosie. Wiedział, że nie może pokazać po sobie, że nie ma zamiaru im tak naprawdę pomagać – Harry jest bardzo sprytny. Nikomu nie mówi o swoich planach. Jedynie ci, co dostają misję, wiedzą cokolwiek o niej. Pozostali członkowie Klanu dowiadują się o wszystkim już po zakończeniu misji. Być może podejrzewa, że wśród wojowników jest szpieg. W sumie… To wina Lorda Voldemrota i ministerstwa. Za bardzo próbowali wepchać swoich szpiegów w ich szeregi. Przez to Harry stał się mocno podejrzliwy i nie zdradza swoich planów nikomu.
- Czyli nawet jeśli zaplanuje morderstwo jednego z nas, dowiemy się o tym dopiero w chwili naszej śmierci? – zapytał Aberforth, a Kingsley skinął głową – Trudna będzie walka z nim.
- Trudne mogą być sumy. Walka z Klanem jest arcytrudna – rzekł Kingsley – Z pasją zabijają i planują morderstwa. Wykorzystują ciała wojowniczek, aby uwieść swoje ofiary. Łatwiej byłoby zabić całą setkę smoków niż pokonać jednego z wojowników Klanu Lordów.
- Przesadzasz, Kingsley – rzucił Dumbledore – Jestem pewien, że nie są aż tak potężni.
- Nie ulega jednak wątpliwości, że są bardzo przebiegli – rzekł Grindewald – Nott wraz ze śmierciożercami zaginęli.
- Co? – zdziwił się Abertforth – Zdawało mi się, że mieli udać się do Nory?
- I gdy odchodzili ostatni raz ich widziano – wyjaśnił Gellert – Potem zaginął o nich słuch. Jestem pewien, że wszyscy nie żyją, a ich ciała zostały gdzieś ukryte albo całkowicie zniszczone. Ginny i Ron są założycielami Klanu Lordów. Mogli do swojej organizacji wprowadzić członków swojej rodziny.
- Wątpię, aby Artur albo Molly, gdyby…
- Daj spokój, Albusie – przerwał Dumbledore’owi jego brat – To nie są już te same dzieci, które pamiętasz jak przybyli po raz pierwszy do Hogwartu. To są mordercy. Niezwykle przebiegli. Poderżną każdemu gardło, kto im przeszkadza. A do tego jest jeszcze Amanda Potter. Myślisz, że będą siedzieć cicho? Otóż, nie. Na pewno w tej chwili już szukają odpowiednich osób, aby odnaleźć siostrę Pottera.
- Co chcesz przez to powiedzieć, Ab? – zapytał dyrektor Hogwartu.
- Nadal sądzisz, że będą ci lojalni. Zapomnij o tym, Albusie. Oni już wybrali swoją własną drogę. Są niebezpieczni. Należy ich zniszczyć. Lord Voldemort pragnie Ginny Weasley. Zapewnie do stworzenia armii super czarodziejów lub coś w tym stylu. Pomóżmy mu w tym. W pojedynkę nie uda mu się zdobyć Ginny. Jeśli Klan straci jednego ze swojego dowódców na pewno stanie się słabszy.
Dumbledore zmarszczył brwi i zastanowił się nad słowami brata. Delikatnie pogładził swoją długą, siwą brodę, po czym rzekł:
- Masz rację, Ab. Musimy pomóc Lordowi Voldemortowi. Bez Ginny będą słabsi. Mam nawet wrażenie, że Harry straci zapał do walki.
- jednak musimy wiedzieć czy domyślają się o wszystkim – rzekł Grindelwald, zerkając na Kingsley’a.
- Nawet jeśli tak będzie, nie powiedzą o tym nikomu – powiedział spokojnie Kingsley, w umyśle analizując swoje położenie i całą sytuację – Już wspominałem, że Harry jest bardzo podejrzliwy i nie mówimy nikomu o swoich planach. Jednak spróbuję im zasugerować, żeby pierwsi zaatakowali Lorda Voldemorta.
- Doskonale – rzekł Gellert – Severus ostrzeże Voldemorta przed atakiem Klanu i nasz plan powinien się powieść.
- Należy jednak pamiętać, że wojownicy Klanu Lordów są niezwykle potężni, a ich założyciele należą do najpotężniejszych ze wszystkich czarodziejów jakich kiedykolwiek poznaliśmy lub poznamy – rzekł Aberforth – Jednak, jeśli śmierciożercy odpowiednio zaplanują wszystko i dokładnie wykonają swój plan, Ginny może znaleźć się w rękach Voldemorta.
Kingsley spojrzał na trójkę czarodziejów. Widział jak bardzo im zależy, żeby Lord Voldemort zacisnął swoje kościste dłonie na delikatnej szyi Ginny. Praktycznie czuł jak trybiki w umysłach każdego z czarodziejów pracują, analizując wszystkie korzyści i straty z tego powodu. Kingsley uważał, że to bardzo dziwne, aby profesor Dumbledore tak szybko uległ i dał się przekonać do racji swojego brata. Jakby o wszystkim wcześniej rozmawiali, a to co teraz zobaczył było tylko przedstawieniem. Miał wrażenie, że przepowiednia Firenza zaczyna się spełniać. Miał przed sobą czarnego, białego i szarego czarodzieja. Jednak mógł to być zwykły przypadek. Problem polegał, że Kingsley już dawno przestał wierzyć w takie przypadki. Praca aurora nauczyła go, że wszystko, nawet z pozoru przypadkowe wydarzenie, jest zaplanowane.
- Chipsa, George? – zapytał Fred swojego brata bliźniaka.
- Z przyjemnością, Fred – odpowiedział drugi z bliźniaków Weasley.
Obaj bliźniaczy bracia spokojnie konsumowali chipsy, obserwując odpowiednie mieszkania na ulicy Pokątnej. Zadanie mieli jasne i z pozoru proste. Jednak jego wykonanie wymagało od nich pomysłowości. Byle auror potrafił podejść do śmierciożercy i skręcić mu kark. Oni musieli to zrobić tak, aby każdy natychmiast się o tym dowiedział, ale także nikt nie skojarzył ich z tym czynem.
- Powiem ci szczerze, mój bracie, że uzależniłem się od tych mugolskich chipsów – rzekł Fred.
- To jest nas dwóch – powiedział George i zerknął na swój złoty zegarek – Czas zacząć imprezę.
George pochylił głowę, zamknął oczy i podniósł prawą dłoń. Mruknął coś pod nosem, a z zewnętrznej części jego prawej dłoni wyleciały przezroczyste promienie, które trafiły w odpowiednie mieszkania.
- Zaraz zrobi się ciekawie – rzekł Fred, biorąc w swoje palce kolejnego chipsa.
Obaj, jakby na komendę, zerknęli w okno, tuż nad sklepem pana Olivandera. Pojawił się w nim mężczyzna z sokiem w kartonie, w ręku. Potrząsnął ów kartonem i wtedy nastąpił wybuch. Eksplozja wyrzuciła szybę do góry, krusząc ją. Szkło opadło na brukowaną ulicę niczym deszcz, po zachmurzeniu. Ludzie krzyczeli i uciekali pod najbliższe dachy, chowając głowy między ramiona. Dym z mieszkania, w którym nastąpiła eksplozja, zasłonił słońce.
Niedaleko Freda i George’a stali dwaj aurorzy. Gdy tylko nastąpił wybuch jeden z nich wyczarował patronusa i wysłał go w stronę gmachu ministerstwa. Obaj pobiegli w stronę mieszkania, aby, jak się wszyscy domyślali, spróbować wyciągnąć żywe ofiary.
- Niepotrzebnie tam biegną – rzucił George – Nikt nie przeżył.
- Cztery – rzekł Fred.
- Trzy – rzucił George.
- Dwa.
- Jeden.
Kolejne eksplozje nastąpiły. Wybuchały kolejne mieszkania, w których przebywali jakieś kobiety i mężczyźni. Aurorzy się zatrzymali i obserwowali jak mieszkania eksplodują, a przez okna wypadają martwi mieszkańcy.
Mieszkańcy i bywalcy ulicy Pokątnej powychodzili ze sklepów i pubów, aby móc zobaczyć co się dzieje na zewnątrz. Do dwójki aurorów dołączyli kolejni. Sprawdzali czy ktoś przeżył i wchodzili do zniszczonych przez wybuchy mieszkania.
- Muszę przyznać, że Dudley miał niezły pomysł z tym trotylem – rzekł Fred.
- Racja – mruknął George – Odpowiednie zaklęcie i nikt nawet na nas nie spojrzy.
Fred i George wstali z ławki, a następnie ruszyli ku swojemu sklepowi. Tuż przed drzwiami drogę przestąpił im jakiś zakapturzony mężczyzna. Mimo dużego kaptura dojrzeli jego twarz z ostrymi rysami. Był cały blady, jakby w ogóle nie korzystał ze słońca, a nawet nie wychodził zbyt często ze swojego mieszkania.
- Panowie Fred i George Weasley’owie – rzekł mężczyzna – Inteligentni, chociaż nie potwierdzili tego na sumach. Mistrzowie figlów. Po waszym odejściu z Hogwartu, wybuchła swoista wojna o tron. Zostawiliście po sobie niezapomniane wspomnienia. Nauczyciele Hogwartu bardzo często porównują was z Huncwotami. Zastanawiają się która z grup była lepsza w płataniu dowcipów.
Fred i George spojrzeli na siebie, a następnie wyminęli mężczyznę i zaczęli wspinać się po schodach. Gdy mijali ów mężczyznę, Fred zauważył kątem oka jak na jego bladej twarzy maluje się grymas złości.
- Nie zaskoczyłeś nas tym, że znasz naszą historię – rzekł George.
- Co prawda, należałoby ciebie zapytać się o godność, ale ona jest nieistotna – rzucił Fred – Bardziej istotne jest dla kogo pracujesz.
- Co tam u Lorda Voldemorta? – zapytał George.
Obaj bliźniacy zignorowali zdumienie na twarzy śmierciożercy i weszli do środka. Po chwili poplecznik Voldemorta wszedł za nimi. W sklepie było pusto. Wszyscy wybiegli na zewnątrz, aby móc zobaczyć co się wydarzyło na Pokątnej. Ów sytuacja bardzo im sprzyjała.
- Skąd wiecie kim jestem? – zapytał śmierciożerca.
- Mroczny Znak ma specyficzny zapach i trudno go pomylić z czymkolwiek. Nawet najsilniejsze perfumy nie są w stanie go zniwelować – odpowiedział George – A zatem… Czego chce Voldemort?
- Takich dwóch inteligentnych i pomysłowych czarodziejów Czarny Pan z otwartymi ramionami przyjmie do swoich szeregów – rzekł śmierciożerca, chociaż widać było, że obaj ignorują jego słowa – Staniecie się niewyobrażalnie potężni jak wstąpicie w jego szeregi, a w złocie będziecie pływać.
- Wystarczy nam pieniędzy tyle ile posiadamy – rzucił Fred.
- A jeśli chodzi o potęgę… Mamy wystarczającą ilość mocy, aby obronić przyjaciół i bliskich, a jeśli to nie wystarczy, mamy o wiele potężniejszych przyjaciół niż Voldemort czy Dumbledore – rzekł George.
- A więc odmawiacie? – zapytał ze złością śmierciożerca – Pożałujecie tego.
- Ty powinieneś żałować tego, że przyszedłeś sam do nas – rzekł Fred – Masz jedną szansę, aby wyjść stąd żywy. Powiedz tylko gdzie jest Amanda Potter, a będzie mógł stąd odejść.
- Myślicie, że was się boję – warknął śmierciożerca – Amanda Potter się nie liczy. Zginie. Tak samo jak jej plugawy braciszek. Ale wasza siostra będzie miała więcej szczęścia. Zostanie dziwką Czarnego Pana.
- Błędem jest grożąc naszym przyjaciołom i siostrze w naszej obecności – rzekł George i spojrzał znacząco na brata.
Fred z cichym trzaskiem zniknął i pojawił się za plecami śmierciożercy. Silnym ciosem kantem dłoni w kark pozbawił go przytomności.
- Zabiorę go do Harry’ego – rzekł Fred – Może on będzie miał więcej szczęścia i coś z niego wyciągnie.
Fred usiadł w swoim mieszkaniu w ulubionym fotelu przed kominkiem. Leniwie machnął dłonią, a obok niego pojawiła się szklanka z ognista whiskey. Chwycił ją i zaczerpnął duży łyk. Spojrzał na zdjęcie swoich przyjaciół, które stało nad kominkiem. Lekko się uśmiechnął. Nie rozumiał tego, ale uwielbiał wykonywać polecenia Harry’ego. Tak jakby coś mu kazało to robić.
Ciche pukanie do drzwi, wyrwało go z zamyślenia. Zerknął na dębowe drzwi i powiedział cicho: „Proszę”. Do środka weszła Bellatriks Lestrenge. Fred został zaskoczony. Od wielu miesięcy poszukiwana jest. Ogłoszono ją za zaginioną. Oczywiście, Fred doskonale wiedział gdzie przebywa i kto odpowiada za jej zaginięcie. Harry i Neville należeli do mściwych ludzi. Do końca życia będzie dziwka. Niezależnie od tego jak długo potrwa życie obu Gryfonów.
- O co chodzi? – zapytał powoli Fred.
- Przysyła mnie Harry Potter – odpowiedziała niepewnie.
Fred lekko się uśmiechnął. Nigdy nie popierał prostytucji, ale nie potrafił się oprzeć pokusie. Wielokrotnie się zastanawiał jakie zaklęcie Harry zastosował, aby Bellatriks wyglądała tak pociągająco. O wiele lepiej niż w szatach śmierciożerców.
Bellatriks zrzuciła z siebie szatę. Stała pół naga przed Fredem. Ubrana jedynie w czarne pończochy oraz czarną, prześwitującą koszulkę. Fred wstał ze swojego miejsca i podszedł do niej. Delikatnie pocałował ją w usta, a następnie nacisnął jej ramię. Bellatriks uklękła przed nim i wyjęła z jego spodni, jego twardego penisa. Od razu wsadziła go do ust. Powoli zaczęła poruszać głową w przód oraz w tył, jednocześnie energicznie poruszając dłonią po jego kutasie. Fred cicho westchnął z zadowolenia. Bellatriks z każdą kolejną chwila coraz szybciej i energiczniej poruszała głową. Po kilku minutach Fred zanurzył palce w jej ciemne włosy i zaczął energicznie poruszać biodrami, uderzając jądrami o jej brodę. Bellatriks chwyciła się za piersi, a następnie przesunęła dłonie po swoim ciele, skrytym pod koszulką i wsadziła dwa palce w mokrą cipkę. Energicznie zaczęła poruszać nimi w swoim wnętrzu, wydając przy tym zdławione jęki.
Fred podniósł Bellatriks z podłogi i popchnął ją na ścianę. Śmierciożerczyni oparła się o nią, stając w lekkim rozkroku i wypinając pośladki w jego stronę. Fred podszedł do niej i mocno uderzył w pośladki, a następnie zaczął się o nie ocierać. Po kilku krótkich sekundach wsadził swojego penisa w jej mokrą cipkę. Bellatriks wydała z siebie głośny jęk. Fred zaczął energicznie poruszać biodrami w przód oraz w tył, uderzając jądrami o jej uda. Przesunął dłonie z jej bioder na piersi. Mocno na nich zacisnął swoje dłonie, a następnie zaczął bawić się jej sutkami, kręcąc je i odciągając. Po chwili złapał ją za piersi, gniotąc jej i masując. Delikatnie pocałował ją w szyję, a jego oddech był coraz cięższy. Tak samo jak jęki Bellatriks były coraz głośniejsze. Odchylała głowę do tyłu i zamykała oczy, wydając z siebie głośne jęki. Fred zacisnął zęby i po chwili głośno jęknął, zapełniając jej cipkę swoją spermą. Bellatriks, gdy poczuła ciepłe nasienie rudowłosego w swojej cipce, wydała z siebie przydługi jęk spełnienia.

- Harry jednak wie jak należy nagradzać – mruknął Fred.

5 komentarzy:

  1. Genialnie piszesz, czekam na następną część!

    OdpowiedzUsuń
  2. Super blog , czekam na nexta.
    Pozdrawiam LIK

    OdpowiedzUsuń
  3. Moim zdaniem najlepsza część!
    Kiedy następna notka?

    OdpowiedzUsuń
  4. jest ok! Pisz dalej!

    OdpowiedzUsuń